czwartek, 20 grudnia 2012

Rozdział 42. Chłopiec o imieniu Khayal.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Poczułam silny zapach siarki i ogarniające mnie ciepło. Z początku nie przeszkadzało mi to za specjalnie, mlasnęłam ustami dwukrotnie po czym przekręciłam się na lewy bok. Po chwili kiedy próbowałam wrócić do stanu umiłowanego przeze mnie ostatnimi czasy snu, poczułam ucisk. Moja klatka piersiowa zdawała się puchnąc, tak jakby zaraz miała eksplodować. Nie otwierając oczu pomasowałam dłonią klatkę piersiową, mając nadzieje że ból przejdzie. Jednak z każdym kolejnym przesunięciem dłoni między moimi piersiami, ból nasilał się stając się nie do zniesienia. Otwierając ociężale, swoje leniwe powieki oślepiło mnie jasne, wręcz palące światło. Po jakiejś minucie moje oczy przyzwyczaiły się do otaczającej mnie jasności, mimo to wciąż nerwowo mrugałam. Rozejrzałam się po otoczeniu, podciągając się przy tym na łokciach. Znowu leżałam w tym samym dziwacznie pustym, a zarazem zimnym miejscu. Tym razem nie otaczała mnie woda, a przestrzeń była ograniczona. Westchnęłam cicho i znowu opuściłam się na chłodne podłoże. W sumie nie byłam ani zdziwiona, ani przestraszona, ani podekscytowana. Znowu westchnęłam, nie mam zamiaru ruszać się z miejsca.. Kosmyk moich niesfornych blond włosów opadł mi na twarz, okalając delikatnie moją szyje. Tak moje długie włosy znowu są długie, chora ręka nie jest chora, a moje wyniszczone ciało nie jest wyniszczone. Znowu jestem starą, dobrze odżywioną i zdrową jak cholera Fibi z długimi, niesfornymi włosami i masą energii. Nie wiem dlaczego ale te "sny" stały się dla mnie rutyną. Otworzyłam oczy, ponieważ znowu poczułam intensywny zapach siarki. Ni stąd ni zowąd, moim oczom ukazały się kłęby dymu unoszącego się nad moją głową. Zmrużyłam swoje wciąż ociężałe powieki i uniosłam obie dłonie tak jakbym chciała je złapać. To dziwne, ale oprócz uczucia gorąca nic innego nie poczułam.
-Co ja tu do jasnej cholery robię? 
Bąknęłam sama do siebie i wstałam z podłoża. Rozejrzałam się wokoło, tym razem uważniej lustrując sufit. Co tu się do jasnej cholery dzieje.. 
-No dobra druga ja koniec żartów... straszna Fibi? moja podświadomości? klonie.. z lustra?
Wymieniałam tak po kolei, kolejne chore nazwy tego czegoś, co widziałam poprzednio. Po krótkiej chwili jednak doszłam do wniosku, że brzmi to irracjonalnie. 
-Halo?
Pokręciłam głową, nie czuje nic oprócz zażenowania.. Nikogo tu nie ma, nawet echo nie chcę mi odpowiedzieć. Znowu ciężko westchnęłam i zrobiłam kilka kroków w przód. Zdawać by się mogło, że chodzę w kółko, tak jakby ruszała się pode mną podłoga nie dając mi nigdzie dojść. Zapach siarki był coraz mocniejszy, aż w końcu zaczął mnie dusić, a ja błędnym wzrokiem próbowałam znaleźć drogę ucieczki. Czułam jak nogi się pode mną uginają, nie miałam już siły chodzić.. Zakryłam sobie nos ręką, tak by zatamować nieprzyjemny zapach, który rozlewał się po moich płucach, doprowadzając mnie do zawrotów głowy. Wzięłam głęboki oddech i odsłaniając twarz złożyłam ręce by tak jak za pierwszym razem uciec stąd "górą". W momencie kiedy moje ręce się zetknęły a niebieski promień wystrzelił spod moich placów, blask rozpostarł się po całym pomieszczeniu, nadając mu jasno niebieski odcień. Poczułam silne ukłucie w okolicy mostka i upadłam na kolana, głową uderzając o coś bardzo miękkiego. Delikatny kobiecy głos rozległ się w moich uszach, jak
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ze snu wyrwało mnie nerwowe pukanie do drzwi. Zerwałam się na równe nogi z taką szybkością, że ręcznik  który chwilę temu okalał moje ciało, teraz zwisał z krawędzi łóżka.
-Panienko Sparke, panienko Sparke, czy wszystko w porządku?
-Tak, tak..
Rzuciłam w kierunku drzwi, ponownie obwijając się ręcznikiem. Poczułam przypływ zażenowania i frustracji, nie wiem dlaczego nawet takie drobiazgi tak bardzo mnie irytują.
-Kolacja jest już gotowa.
-Dobrze zaraz zejdę, dziękuje.
-Radzę się pośpieszyć, wszyscy wrócili już z pracy i są naprawdę głodni.
-Oczywiście już schodzę.
Wymiana zdań trwała około minuty. Więc jest już kolacja.. Wpadłam do łazienki i rzucając ręcznik na wannę, spojrzałam w lustro. Wyglądałam jak siedem nieszczęść, mimo tak długiej drzemki moje oczy wciąż były spuchnięte i czerwone, a pod nimi widniały sino-brązowe cienie. Pokręciłam głową, palcami przeczesując swoje zniszczone włosy. Chwyciłam suche ubrania i robiąc z nimi co w mojej mocy, żeby wyglądały na jak najmniej niedbałe, przyodziałam je. Ostatnim krokiem było włożenie stóp w buty, które były podziurawione, oraz brudne od krwi i błota. Nie pomyślałam o tym żeby je także wrzucić do wody.. Po  kilku minutach byłam już gotowa do wyjścia, splątałam włosy kawałkiem materiału, który był pozostałością mojej bluzki. Schodząc po schodach na parter karczmy, do moich uszu trafiał głośny gwar. Potężne głosy mężczyzn odbijały się od ścian, tak że wydawały się być jeszcze potężniejsze. Stając na ostatnim stopniu schodów, graniczącym z wejściem na salę, gwar ucichł a oczy wszystkich obecnych powędrowały w moją stronę. Nie zwracając na nikogo większej uwagi podeszłam do dwuosobowego stolika, stojącego w ciemnym rogu sali. Westchnęłam cicho i wbiłam wzrok w drewniany blat. Szepty zdawały się nie mieć końca, nikt nie odzywał się na głos, tak jakby bał się że coś usłyszę. Nie wiem czy rozmawiali o mnie, czy po prostu nauczeni są żeby nie ufać obcym, ale świadomość tego że mogą gadać o mnie wyprowadzała mnie z równowagi. Chwilę po tym zajęłam miejsce, młoda kobieta podeszła do mnie z ogromnym talerzem, na którym znajdowała się przeróżna mieszanka dań. Odchodząc rzuciłam jej krótkie spojrzenie, dziewczyna natychmiast wbiła wzrok w podłogę i nerwowym skinięciem głowy pożegnała mnie, życząc mi smacznego. Odprowadziłam ją wzrokiem, po czym spojrzałam na talerz. Pod jedną z tacek znajdowała się miska z jakąś zupą, podejrzewam że z dzisiejszego obiadu. Cóż biorąc pod uwagę to, że go nie jadłam ucieszyłam się że będę mogła w końcu porządnie się najeść. Biorąc do ręki widelec, spostrzegłam że w stronę mojego stolika kieruje się ten starzec z rana. Mężczyzna przystanął przy krześle, które stało naprzeciw mnie i uśmiechając się przyjaźnie w moją stronę postanowił zacząć rozmowę.
-Czy mógłbym się dosiąść?
-Jest wiele innych wolnych miejsc.
Rzuciłam w jego stronę szybko nie podnosząc na niego wzroku.
-Rozumiem w takim, w takim razie postoje..
Nabierając na widelec ryżu, rzuciłam mu pytające spojrzenie. Wyglądało na to że mężczyzna chce ze mną o czymś porozmawiać. Trzymając w filiżankę z herbatą, cały czas obdarzał mnie tym samym przyjaznym uśmiechem. Westchnęłam cicho, wzruszając ramionami.
-Skoro pan musi, niech pan siada.
Starzec uśmiechnął się do mnie szeroko i zajmując miejsce naprzeciw mnie, sączył swoją herbatę nie przeszkadzając mi w jedzeniu. Co i raz rzucałam mu krótkie spojrzenie, ale on nawet na mnie nie patrzył. Cieszył mnie ten fakt, w innym przypadku czułabym się skrępowana i nic bym nie przełknęła. Miałam nieodparte wrażenie, że ten mężczyzna doskonale o tym wiedział dlatego też na mnie nie patrzył. Prawdę mówiąc zaintrygował mnie swoją postawą i stoickim spokojem. Kończąc letnią już zupę, upiłam łyk bardzo orzeźwiającego napoju, który był lekko kwaskowy, a zarazem przyjemnie słodki. Poczułam się pełna, w odróżnieniu od talerza który był teraz pusty. Po dziesięciu minutach ta sama młoda kobieta zabrała naczynia ze stolika, przynosząc dzbanek herbaty i filiżankę, która jak mniemam była dla mnie. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie po czym dolał do swojej filiżanki gorącego napoju.
-Herbaty panienko?
-Poproszę.
Wybąknęłam podsuwając filiżankę na środek stolika. Kończąc nalewać mężczyzna wbił we mnie swoje mądre spojrzenie i ponownie zaczął rozmowę.
-Jesteś alchemikiem z Centrali prawda?
-Czy to aż tak bardzo widać?
-Nie, ale często spędzam tam czas. Po za tym jesteś dość rozpoznawalną osobą w tych rejonach.
Mężczyzna uśmiechnął się ciepło i odkładając dzbanek na miejsce, podsunął filiżankę w moją stronę.
-Rozpoznawalną?
-Owszem, Alchemik Blasku, Blask Amestris, Fibi Sparke.
Patrzyłam na niego ze zdziwieniem, więcej przydomków już chyba nie mógł wymienić. Do głowy wpadła mi May, która cały czas była zafascynowana tym, że jestem "Blaskiem Amestris". Dostałam przydomek nawet o tym nie wiedząc, a do tego ta cała sława..
-Podróżowałaś z Elric'ami prawda?
-Tak.. Ale co to ma do rzeczy?
-Ależ nic, zawsze chciałem poznać Stalowego Alchemika, wiele o nim słyszałem.
Uśmiechnęłam się sztywno na jego sugestię, która prawdopodobnie miała skłonić mnie do podjęcia tematu o Edzie. Nie miałam na to zbytniej ochoty, cały czas jestem w fazie treningu, nie mogę rozpraszać się myślami goniąc Elric'ów.
-Centrala staje na nogi. Masz zamiar do niej teraz wrócić?
Starzec widząc że nie odpowiadam na jego anegdotkę o Elric'ku, podsunął kolejny temat, byle by podtrzymać rozmowę.
-Widzę że pan dobrze wie kim jestem, ale ja nie mam bladego pojęcia kim jest pan.
Rzuciłam mu pełne niepewności, pytające spojrzenie. Mężczyzna roześmiał się i potrząsając głową, uderzał wierzchem dłoni o swoje zmarszczone czoło.
-Gdzie moje maniery.. Nazywam się August Ritchmer, jestem lekarzem z Dublith.
-Dublith?
-Tak Dublith. Coś nie tak?
-Nie, nie.
Pokręciłam szybko głową, dając mu do zrozumienia że nie mam z tym problemu. Skoro ten doktorek jest z Dublith, może będzie wiedział jak szybciej mogę tam dotrzeć.
-Jaką drogę pan wybiera żeby jak najszybciej dostać się do Dublith'u?
-Zależy skąd jadę, bo jeżeli z Cen-
-Stąd.. Jeżeli wraca pan z Youswell.
-Wtedy najlepszym wyjściem jest dojazd do East City, a stamtąd już prosto do Dublith.
Mężczyzna spojrzał na mnie z tym samym przyjaznym uśmiechem, po czym biorąc łyk herbaty zaczął zadawać kolejne pytania.
-Więc jedziesz do Dublith?
-Mam taki zamiar. Jutro chcę stąd wyjechać.
-Rozumiem, to tak jak ja.
Teraz ja posłałam doktorowi swój przyjazny uśmiech, po czym milczeliśmy chwilę.
-Mogłabyś mi pokazać dłoń? Obiecuje że nie będę dotykał.
Ni stąd ni zowąd, doktorek wypalił z takim tekstem, po czym unosząc ręce na parę sekund, dał mi znak że nie dotknie mojej dłoni. Zawahałam się lekko, ale wiedziałam że ten gość może mi pomóc.. Niepewnie wyciągnęłam rękę i kładąc ją na blacie posłałam mu niepewne spojrzenie.
-Chryste... Dziewczyno. To poważne zakażenie!
-Mógłby pan nie krzyczeć?
Skróciłam go zirytowana, bo znowu wszyscy zebrani zaczęli się na mnie gapić.. Ponowna fala szeptów uderzyła w moje uszy niczym grom. Zabrałam rękę ze stołu, ponownie chowając ją między nogami. Doktor patrzył na mnie z politowaniem, tak jakby chciał mi powiedzieć że zaraz umrę.
-Zdajesz sobie sprawę że dłoń jest.. Trzeba będzie ją amputować.. I to jak najszybciej.
Coś zakuło mnie w środku, a uda zacisnęłam mocniej na chorej ręce. Wiedziałam że nie da się jej ocalić, ale na dźwięk które wypłynęły z ust lekarza, coś we mnie zadrżało.
-Rozumiem.
-Mógłbym się tym zając, ale dopiero w Dublith'nie... Muszę przed tym załatwić coś w Rush..
-Rozumiem, dziękuje ale nie trzeba.
-Słucham?
-Poradzę sobie sama. Jestem wdzięczna że chce mi doktor pomóc, ale dam sobie radę.
-Dziecko na miłość Boską! Chcesz umrzeć?! To poważna infekcja! W każdej chwili może dostać się do układu krwionośnego, a stamtąd już tylko krok do serca!
-Poradzę sobie.
Uśmiechnęłam się do niego sztywno, nie kryjąc w swoich oczach wściekłości. Doktorek doskonale wiedział że jestem zła, dałam mu to do zrozumienia swoim bombardującym spojrzeniem. Nie lubię jak ktoś wpycha się w nie swoje sprawy, a dopóki nie spotkam się z Curtis, nie podejmę żadnej pochopnej decyzji. Ten babsztyl mógłby powiedzieć że korzystając z pomocy lekarza, trening zostaje unieważniony.. Kto wie co tej kobiecie wleci do głowy.. Wstałam od stołu i bez słowa od niego odeszłam, zostawiając doktora zdumionego i poddenerwowanego. Skierowałam się w stronę lady, za którą stała ta miła staruszka.
-I jak smakowało?
-Tak, było bardzo dobre.
Kobieta obdarowała mnie szczerym uśmiechem i od razu zarzuciła mnie gradem pytań.
-Chciałabyś poznać mojego syna? Wrócił niedawno z pracy. To jego narzeczona, Alice. Na pewno chciałby cię poznać, w końcu jesteś przyjaciółką Elric'ów prawda? Podróżowaliście razem, słyszałam też że wpadaliście w niezłe tarapaty. W jakim stanie jest Centrala? Pewnie nie w najlepszym po tym wszystkim co się tam wydarzyło.. Wracasz tam teraz? Pewnie tak skoro przybyłaś aż tutaj..
Nie mogłam nadążyć za ta kobietą, zadawała pytanie za pytaniem, a zaraz potem praktycznie sama sobie na nie odpowiadała. Spojrzałam w stronę drzwi, które znajdowały się za jej plecami. Z ciemnego, nieznanego mi pomieszczenia wyszedł, wysoki, w miarę przystojny i dobrze zbudowany chłopak, ten sam którego spotkałam w pociągu. Młody mężczyzna wręcz zżerał mnie spojrzeniem, otworzył usta i wskazał na mnie wrogo palcem.
-Ty..
-Cześć.
Uśmiechnęłam się delikatnie udając że wcale go nie znam, miałam nadzieje że to zbije go z tropu i zanim się obejrzy zdążę czmychnąć na górę. Niestety moja nieudolna próba zakończyła się fiaskiem..
-Zabrałaś mi czapkę i jechałaś w wagonie!
-Stare dzieje..
Zaśmiałam się sztucznie i machnęłam teatralnie ręką, tak jakby nic się nie stało.
-To wy się znacie?
Staruszka jak mniemam była jego matką, super jestem skończona.. Chłopak cały czas mierzył mnie spojrzeniem, godnym seryjnego mordercy.. Czekałam na rozwój sytuacji, nie wiedziałam co zrobić, dlatego postanowiłam być uprzejma i przyjazna żeby mnie stąd nie wyrzucili. Czułam na sobie wzrok wszystkich tu obecnych i poczułam nagły przypływ irytacji i zażenowania..
-Czy się znamy?! Ta dziewczyna przygwoździła mnie podłogi w pociągu, a potem bezczelnie śmiejąc mi się w twarz, zabrała mi czapkę i wyszła! Zostawiła mnie tam bez słowa!
-Nie przesadzaj, wcale cię nie przygwoździłam.. chciałeś mnie stamtąd wyrzucić przy użyciu siły, więc z mojej strony to była tylko obrona własna. Po za tym słońce dawało po oczach, a tobie ta czapka by się nie przydała w ciemnym wagonie.
Wzruszyłam niewinnie ramionami i zrobiłam swoją minę niewiniątka, która jak mniemam wyglądała pokracznie. Nie umiem udawać zbitego psa, Aki za to byłaby w tym świetna i na pewno załagodziłaby tą sytuacje..
-Poznaliście się w pociągu?
-Mamo! Ta dziewczyna to..
-Alchemik Blasku z Amestris.
Usłyszałam ten sam, schrypnięty głos doktorka i nie wiem czemu poczułam ulgę. Zdejmując z niego przepełnione wdzięcznością spojrzenie, mój wzrok znowu wrócił na chłopaka i zdezorientowaną matkę.
-Ty jesteś Fibi Sparke?
-Tsaaa...
Uśmiechnęłam się szerokim i najbardziej sztucznym uśmiechem, jakiego mogłam w tej chwili wykonać. Nie wiedziałam co zrobić więc złapałam się za głowę i miałam nadzieje że jakoś z tego wybrnę. Syn staruszki zmierzył mnie kilka razy od góry do dołu, bacznie przyglądając się każdemu kawałkowi mojego ciała, dosłownie każdemu..
-Trochę inaczej sobie wyobrażałem ten niesamowity "BLASK", wyglądasz raczej jak płomyczek..
Ludzie wokół mnie byli tak samo zdziwieni jak i sam młodzieniec. Zacisnęłam pięści i zęby, nie przestając się uśmiechać. Jeszcze chwila i rozwalę temu zuchwałemu, irytującemu, bachorowi tą jego pajacowatą twarzyczkę...
-Ostatnio miałam trochę problemów..
Wyjęczałam zza zaciśniętych zębów, nie zdejmując mojego pokracznego uśmiechu z twarzy, Pięść zacisnęłam tam mocno że paznokcie prawie przebijały mi skórę.
-Myślałem że dupa Edwarda, jest cycastą brunetką, z fajną figurą i do tego super silna. Tymczasem braciszek Edzio wybrał sobie blond tapira, wyglądającego jak śmierć..
-Jeszcze jedno słowo, a cię zabije.. Ty mały-
-Więc jesteś koleżanką Elric'ów!
Nagle wszyscy zgromadzeni rzucili się w moją stronę z otwartymi ramionami. Przez to wszystko zapomniałam już jak bardzo chciałam wbić twarz tego mamin synka w równoległą ścianę. Wszyscy mężczyźni obskoczyli mnie dookoła i zadawali miliardy pytań..
-Jak tam u braciszków?
-Słyszałem o wydarzeniach z Centrali, ciężko było?
-Jak tam powodzi się stalowemu?
-Co teraz robią bracia Elric?
-Jesteś dziewczyną Ed'a?
-Niee moim zdaniem jest dziewczyną Alphonse, wygląda bardzo niewinnie.
-Tak, masz racje..
-Czy nasz kurdupel urósł?
-Dużo podróżowaliście?
-Czy Al, cały czas chodzi w tej swojej zbroi?
-Jak długo u nas zostaniesz?
-Elric'owie też przyjadą?
Oglądałam się z jednego faceta, na drugiego i próbowałam coś powiedzieć, ale zaraz zostawałam przekrzykiwana. Tłum rozbawionych i podekscytowanych facetów, wokół mnie strasznie mnie przytłaczał. Sytuacja w jakiej się znalazłam była niekomfortowa i bardzo irytująca. Co chwila jakiś pajac krzyczał mi do ucha kolejne milion pytań, na które nie chciałam udzielać odpowiedzi, albo dodawał jakieś inne trzy grosze do czyjegoś pytania... Mój sztuczny uśmiech zszedł mi z twarzy, a jego miejsce zajął grymas niesmaku i złości. Wiedziałam że się ode mnie nie odczepią... Chciałam tylko spytać o której odjeżdża pierwszy pociąg do East City, a teraz muszę użerać się z tymi pół mózgami..
-Panowie, dajcie dziewczynie spokój, niedawno przyjechała i jest wykończona.
Dzięki ci ziemio za właścicielkę. Spojrzałam na nią z podziękowaniem, na co ona odpowiedziała ciepłym uśmiechem. Mężczyźni zamilkli, a ja w końcu mogłam odetchnąć.. Miałam nadzieje że dadzą mi już spokój i o nic więcej nie będą pytać, ale ich miny mówiły zupełnie co innego.
-Jestem Khayal. To moja gospoda. Moją matkę już chyba poznałaś.
Nagle nastawienie chłopaka w stosunku do mnie diametralnie się zmieniło... Był teraz ciepły, przyjazny i bardzo otwarty, cóż za zmiana. Po głowie chodziło mi tylko jedno.. Na pewno czegoś ode mnie chcę.
-Chodź pogadamy chwilę.
Khayal złapał mnie za łokieć i ciągnął w stronę stolika znajdującego się bliżej drzwi. Rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie, a on natychmiast mnie puścił, uśmiechając się nerwowo.
-Zaraz zaczekajcie chwilę.. Czy aby nie chciałaś mnie o coś zapytać?
Spojrzałam na staruszkę, która patrzyła na mnie pytająco. Próbowałam przypomnieć sobie o co miałam ją zapytać, ta lawina pytań pomieszała mi w głowie..
-Ach tak! Chciałam się zapytać czy wie może pani, o której odjeżdża pierwszy pociąg do East City.
-East City?
Wszyscy wlepili we mnie swoje zaskoczone spojrzenia, tylko doktor patrzył na mnie ze zrozumieniem i troską. Uśmiechnęłam się lekko nie wiedząc jak mam zareagować, na ich zdumienie.
-Jutro o dziewiątej trzydzieści.
Mój wzrok z rozkojarzonej staruszki przeniósł się na doktora, który uśmiechnął się do mnie szeroko.
-Więc chyba będziemy podróżować razem, panno Sparke.
Uśmiechnęłam się do niego niechętnie, ale nie chciałam wyjść na bezuczuciową sukę, przed zebranymi. Dopiero co przestali koło mnie szeptać, w dodatku jak widać mają o mnie dobrze wyrobione zdanie, więc nie chciałabym żeby przez mój brak taktu to się zmieniło. Fakt że będę podróżować z doktorkiem, jest dla mnie trochę niewygodny. Znowu będzie zadawał miliard pytań i zacznie ofiarowywać mi swoją pomoc, której ja nie będę mogła przyjąć. Poczułam delikatne szarpnięcie w okolicy łokcia i kątem oka zobaczyłam czekającego na mnie Kyayal'a. Znowu zmierzyłam go spojrzeniem godnym zabójcy i dając mu sygnał, "dotknij mnie jeszcze raz, a pourywam ci ręce", kiwnęłam doktorowi głową i poszłam za nim. Kiedy usiedliśmy, nikt na nas nie patrzył, oprócz tej dziwacznej kelnerki, narzeczonej pana "to moja gospoda". Zebrani podjęli temat z doktorem, o jakiś szczepieniach czy czymś, bo niektórzy na słowo igła, pobledli znacząco. Usiadłam na przeciwległym, do chłopaka krześle i bezczelnie spojrzałam mu w oczy. Moje zimne spojrzenie, chyba go trochę zbiło z tropu, bo chłopak wyglądał jakby siedział na igłach.
-Więc jesteś znajomą Ed'a i Al'a tak?
-Chcesz rozmawiać ze mną o Elric'ach?
-W sumie to nie, ale ciekawi mnie co u nich słychać.
-Wydaje mi się że jest wszystko w porządku. Edward cały czas jest pewnym siebie pajacem, a Alphonse, Alphonse jest uroczym i pomocnym chłopakiem.
-A więc jest po staremu. To dobrze że się nie zmienili.
Kiwnęłam mu lekko głową, wydawał się być szczęśliwy, a nawet trochę zatroskany? Moje spojrzenie trochę złagodniało, wyraz twarzy chłopaka sprawiał że serce mi drżało. Nie wiem dokładnie co się stało w jego życiu, ale najwyraźniej przypomniał sobie coś, co bardzo go zabolało.
-Coś nie tak?
-Nie, nie nie. Tak tylko sobie przypomniałem jak Edward oddał ojcu prawo do zarządzania miasteczkiem..
-Naprawdę?
-Tak. Nie mówił ci?
Pokiwałam przecząco głową, chłopak odpowiedział mi zdziwionym spojrzeniem i natychmiast zaczął opowiadać mi jak to wszystko wyglądało. Z tego co się dowiedziałam to Ed z Al'em, który był jeszcze blaszaną puszką, przyjechali tu całkiem przypadkiem i po nie całkiem miłym powitaniu pomogli wszystkim mieszkańcom. Edward zbajerował tutejszego wojskowego kundla o przepisanie własności gospodarczej, na niego, z własnej nieprzymuszonej i nie opłaconej, woli. Na koniec bracia sprzedali ten świstek ojcu Khayla za nocleg i dwa posiłki. To dziwne że Ed o tym nie wspominał, myślałam że opowiedział mi już wszystko, a ty patrzcie jaka niespodzianka. Chłopak wspomniał także, że niecały rok temu jego ojciec zmarł w wypadku. Pracując przy wydobyciu węgla jeden z kanałów się zasypał i uwięził on sześciu górników. Z tego co opowiedział chłopak, jego ojciec został przysypany przez gruz, przy akcji ratowniczej.. Nagle zrobiło mi się go żal, cały mój chłód gdzieś odparował. Doskonale wiedziałam co teraz czuje, przezywałam to samo całkiem niedawno.. Po jego minie kiedy opowiadał o ojcu, da się łatwo odczytać że byli bardzo ze sobą zżyci i Khayal jest dumny z bycia jego synem. Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie, chyba to pierwszy szczery uśmiech od bardzo dawna.
-Fibi mam do ciepie prośbę?
-Jaką?
-Widzisz.. Od czasu tamtego wypadku wszyscy górnicy z obawą wchodzą do kopalni, mogłabyś coś..
-Poprawić?
-Taa..
Zastanowiłam się chwilę i doszłam do wniosku, że kilka podpórek pod sufit chyba nie jest nielegalnym przedsięwzięciem. Mimo to nie miałam na to siły, nadal jestem słaba a jutro z samego rana muszę wstać na pociąg do East City. Zacisnęłam lekko pięść i przez chwilę ój zdrowy rozsądek zaczął walczyć z przekonaniami..
-Jasne.
Taa.. Żegnaj zdrowy rozsądku.
-Dzięki Ci! Możesz tu zostać ile tylko chcesz i zjeść ile zdołasz, na koszt firmy.
Spojrzałam na niego z przymrużonych oczu, czy on właśnie zaoferował mi nocleg i jedzenie za darmo?
-Mówię poważnie, jeżeli wzmocnisz kanały żebyśmy mieli bezpieczniejszy dostęp do węgla, to uznam to za zapłatę.
-A twoja mama?
-To własnie ona wpadła na ten pomysł.
Zmarszczyłam delikatnie brwi, czyżbym źle oceniła ta kobietę? Czy ona na prawdę aż tyle myśli? Może jest bardziej sprytna i podstępna niż mi się wydawało. Czyżby w tym spokojnym starym ciele mieszkał wygłodniały wilk?
-Martwi się o nas wszystkich, bardzo przeżyła śmierć taty.
-Rozumiem. Nie ma problemu pomogę wam.
-Dziękuje, jesteś wielka!
Chłopak zerwał się z miejsca i podbiegając do mnie z prędkością światła, przytulił się do mnie mocno i po jakiś dwóch sekundach był już przy ladzie. Gadając z matką dało się zauważyć, że kamień spadł jej z serca.. W sumie mój problem rozwiązał się sam, jeżeli jutro im pomogę spokojnie będę mogła stąd odjechać bez wyrzutów sumienia. A z drugiej strony pomogę im tutaj, dając im poczucie bezpieczeństwa i zmniejszając ryzyko że kopalnia znów się zawali. Można by rzec że tym interesem upiekliśmy dwie pieczenie na jednym ogniu. Po jakiejś godzinie wszyscy rozeszli się do domów. Kto by pomyślał że mieszkają tu tacy mili ludzie.. Pogadałam z kilkoma facetami, wypiłam dwa piwa korzenne i poszłam do sypialni. Wymoczyłam się w wannie, po czym położyłam się spać. Jutro z samego rana czeka mnie kupa roboty, no i w końcu spotkam się z Izumi, ciekawe jak na mnie zareaguje..


*****************************************************************
Baardzo przepraszam że tak późno dodaje rozdział, no ale wiadomo zawsze muszę mieć jakąś wymówkę. Dziś nie mam żadnej przyznam się szczerze, że ten rozdział nie był jakoś szczególnie trudny do napisania, ale akcja leci jak krew z nosa. Od następnego rozdziału, który ukaże się mam nadzieje wcześniej, będzie już Izumi i zacznie się prawdziwy trening Fibi. Kolejne kilka rozdziałów to będzie głównie dopisywanie brakujących części do napisanych już urywków. O ile się nie mylę, będziecie musieli/musiały znieść jeszcze z co najmniej 3 sny Fibiaszy. Zdaje sobie sprawę z tego że rozdział jest słaby, no ale wiadomooo jak się piszę coś z dwutygodniowym odstępem czasu, to się zapomina wątku jaki się ciągnęło i trzeba zmyślać na bieżąco. Kolejny rozdział już w budowie, no i pojawi się special świąteczny, którego opublikuje 24.12 około godziny 12:00-13:00. Przez święta mam plan sporo popisać na tym blogu, tak jak zacząć pracę nad blogiem Naruto, lub dodaniem coś na bloga o arcanie. Za wszelkie błędy stylistyczne jak i ortograficzne/interpunkcyjne, przepraaaaaszam. Mam nadzieje że się nie zanudzicie czytając ten lajcikowy rozdział xD
To do kolejnego :)
Takie tam dla przypomnienia :D