czwartek, 20 grudnia 2012

Rozdział 42. Chłopiec o imieniu Khayal.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Poczułam silny zapach siarki i ogarniające mnie ciepło. Z początku nie przeszkadzało mi to za specjalnie, mlasnęłam ustami dwukrotnie po czym przekręciłam się na lewy bok. Po chwili kiedy próbowałam wrócić do stanu umiłowanego przeze mnie ostatnimi czasy snu, poczułam ucisk. Moja klatka piersiowa zdawała się puchnąc, tak jakby zaraz miała eksplodować. Nie otwierając oczu pomasowałam dłonią klatkę piersiową, mając nadzieje że ból przejdzie. Jednak z każdym kolejnym przesunięciem dłoni między moimi piersiami, ból nasilał się stając się nie do zniesienia. Otwierając ociężale, swoje leniwe powieki oślepiło mnie jasne, wręcz palące światło. Po jakiejś minucie moje oczy przyzwyczaiły się do otaczającej mnie jasności, mimo to wciąż nerwowo mrugałam. Rozejrzałam się po otoczeniu, podciągając się przy tym na łokciach. Znowu leżałam w tym samym dziwacznie pustym, a zarazem zimnym miejscu. Tym razem nie otaczała mnie woda, a przestrzeń była ograniczona. Westchnęłam cicho i znowu opuściłam się na chłodne podłoże. W sumie nie byłam ani zdziwiona, ani przestraszona, ani podekscytowana. Znowu westchnęłam, nie mam zamiaru ruszać się z miejsca.. Kosmyk moich niesfornych blond włosów opadł mi na twarz, okalając delikatnie moją szyje. Tak moje długie włosy znowu są długie, chora ręka nie jest chora, a moje wyniszczone ciało nie jest wyniszczone. Znowu jestem starą, dobrze odżywioną i zdrową jak cholera Fibi z długimi, niesfornymi włosami i masą energii. Nie wiem dlaczego ale te "sny" stały się dla mnie rutyną. Otworzyłam oczy, ponieważ znowu poczułam intensywny zapach siarki. Ni stąd ni zowąd, moim oczom ukazały się kłęby dymu unoszącego się nad moją głową. Zmrużyłam swoje wciąż ociężałe powieki i uniosłam obie dłonie tak jakbym chciała je złapać. To dziwne, ale oprócz uczucia gorąca nic innego nie poczułam.
-Co ja tu do jasnej cholery robię? 
Bąknęłam sama do siebie i wstałam z podłoża. Rozejrzałam się wokoło, tym razem uważniej lustrując sufit. Co tu się do jasnej cholery dzieje.. 
-No dobra druga ja koniec żartów... straszna Fibi? moja podświadomości? klonie.. z lustra?
Wymieniałam tak po kolei, kolejne chore nazwy tego czegoś, co widziałam poprzednio. Po krótkiej chwili jednak doszłam do wniosku, że brzmi to irracjonalnie. 
-Halo?
Pokręciłam głową, nie czuje nic oprócz zażenowania.. Nikogo tu nie ma, nawet echo nie chcę mi odpowiedzieć. Znowu ciężko westchnęłam i zrobiłam kilka kroków w przód. Zdawać by się mogło, że chodzę w kółko, tak jakby ruszała się pode mną podłoga nie dając mi nigdzie dojść. Zapach siarki był coraz mocniejszy, aż w końcu zaczął mnie dusić, a ja błędnym wzrokiem próbowałam znaleźć drogę ucieczki. Czułam jak nogi się pode mną uginają, nie miałam już siły chodzić.. Zakryłam sobie nos ręką, tak by zatamować nieprzyjemny zapach, który rozlewał się po moich płucach, doprowadzając mnie do zawrotów głowy. Wzięłam głęboki oddech i odsłaniając twarz złożyłam ręce by tak jak za pierwszym razem uciec stąd "górą". W momencie kiedy moje ręce się zetknęły a niebieski promień wystrzelił spod moich placów, blask rozpostarł się po całym pomieszczeniu, nadając mu jasno niebieski odcień. Poczułam silne ukłucie w okolicy mostka i upadłam na kolana, głową uderzając o coś bardzo miękkiego. Delikatny kobiecy głos rozległ się w moich uszach, jak
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ze snu wyrwało mnie nerwowe pukanie do drzwi. Zerwałam się na równe nogi z taką szybkością, że ręcznik  który chwilę temu okalał moje ciało, teraz zwisał z krawędzi łóżka.
-Panienko Sparke, panienko Sparke, czy wszystko w porządku?
-Tak, tak..
Rzuciłam w kierunku drzwi, ponownie obwijając się ręcznikiem. Poczułam przypływ zażenowania i frustracji, nie wiem dlaczego nawet takie drobiazgi tak bardzo mnie irytują.
-Kolacja jest już gotowa.
-Dobrze zaraz zejdę, dziękuje.
-Radzę się pośpieszyć, wszyscy wrócili już z pracy i są naprawdę głodni.
-Oczywiście już schodzę.
Wymiana zdań trwała około minuty. Więc jest już kolacja.. Wpadłam do łazienki i rzucając ręcznik na wannę, spojrzałam w lustro. Wyglądałam jak siedem nieszczęść, mimo tak długiej drzemki moje oczy wciąż były spuchnięte i czerwone, a pod nimi widniały sino-brązowe cienie. Pokręciłam głową, palcami przeczesując swoje zniszczone włosy. Chwyciłam suche ubrania i robiąc z nimi co w mojej mocy, żeby wyglądały na jak najmniej niedbałe, przyodziałam je. Ostatnim krokiem było włożenie stóp w buty, które były podziurawione, oraz brudne od krwi i błota. Nie pomyślałam o tym żeby je także wrzucić do wody.. Po  kilku minutach byłam już gotowa do wyjścia, splątałam włosy kawałkiem materiału, który był pozostałością mojej bluzki. Schodząc po schodach na parter karczmy, do moich uszu trafiał głośny gwar. Potężne głosy mężczyzn odbijały się od ścian, tak że wydawały się być jeszcze potężniejsze. Stając na ostatnim stopniu schodów, graniczącym z wejściem na salę, gwar ucichł a oczy wszystkich obecnych powędrowały w moją stronę. Nie zwracając na nikogo większej uwagi podeszłam do dwuosobowego stolika, stojącego w ciemnym rogu sali. Westchnęłam cicho i wbiłam wzrok w drewniany blat. Szepty zdawały się nie mieć końca, nikt nie odzywał się na głos, tak jakby bał się że coś usłyszę. Nie wiem czy rozmawiali o mnie, czy po prostu nauczeni są żeby nie ufać obcym, ale świadomość tego że mogą gadać o mnie wyprowadzała mnie z równowagi. Chwilę po tym zajęłam miejsce, młoda kobieta podeszła do mnie z ogromnym talerzem, na którym znajdowała się przeróżna mieszanka dań. Odchodząc rzuciłam jej krótkie spojrzenie, dziewczyna natychmiast wbiła wzrok w podłogę i nerwowym skinięciem głowy pożegnała mnie, życząc mi smacznego. Odprowadziłam ją wzrokiem, po czym spojrzałam na talerz. Pod jedną z tacek znajdowała się miska z jakąś zupą, podejrzewam że z dzisiejszego obiadu. Cóż biorąc pod uwagę to, że go nie jadłam ucieszyłam się że będę mogła w końcu porządnie się najeść. Biorąc do ręki widelec, spostrzegłam że w stronę mojego stolika kieruje się ten starzec z rana. Mężczyzna przystanął przy krześle, które stało naprzeciw mnie i uśmiechając się przyjaźnie w moją stronę postanowił zacząć rozmowę.
-Czy mógłbym się dosiąść?
-Jest wiele innych wolnych miejsc.
Rzuciłam w jego stronę szybko nie podnosząc na niego wzroku.
-Rozumiem w takim, w takim razie postoje..
Nabierając na widelec ryżu, rzuciłam mu pytające spojrzenie. Wyglądało na to że mężczyzna chce ze mną o czymś porozmawiać. Trzymając w filiżankę z herbatą, cały czas obdarzał mnie tym samym przyjaznym uśmiechem. Westchnęłam cicho, wzruszając ramionami.
-Skoro pan musi, niech pan siada.
Starzec uśmiechnął się do mnie szeroko i zajmując miejsce naprzeciw mnie, sączył swoją herbatę nie przeszkadzając mi w jedzeniu. Co i raz rzucałam mu krótkie spojrzenie, ale on nawet na mnie nie patrzył. Cieszył mnie ten fakt, w innym przypadku czułabym się skrępowana i nic bym nie przełknęła. Miałam nieodparte wrażenie, że ten mężczyzna doskonale o tym wiedział dlatego też na mnie nie patrzył. Prawdę mówiąc zaintrygował mnie swoją postawą i stoickim spokojem. Kończąc letnią już zupę, upiłam łyk bardzo orzeźwiającego napoju, który był lekko kwaskowy, a zarazem przyjemnie słodki. Poczułam się pełna, w odróżnieniu od talerza który był teraz pusty. Po dziesięciu minutach ta sama młoda kobieta zabrała naczynia ze stolika, przynosząc dzbanek herbaty i filiżankę, która jak mniemam była dla mnie. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie po czym dolał do swojej filiżanki gorącego napoju.
-Herbaty panienko?
-Poproszę.
Wybąknęłam podsuwając filiżankę na środek stolika. Kończąc nalewać mężczyzna wbił we mnie swoje mądre spojrzenie i ponownie zaczął rozmowę.
-Jesteś alchemikiem z Centrali prawda?
-Czy to aż tak bardzo widać?
-Nie, ale często spędzam tam czas. Po za tym jesteś dość rozpoznawalną osobą w tych rejonach.
Mężczyzna uśmiechnął się ciepło i odkładając dzbanek na miejsce, podsunął filiżankę w moją stronę.
-Rozpoznawalną?
-Owszem, Alchemik Blasku, Blask Amestris, Fibi Sparke.
Patrzyłam na niego ze zdziwieniem, więcej przydomków już chyba nie mógł wymienić. Do głowy wpadła mi May, która cały czas była zafascynowana tym, że jestem "Blaskiem Amestris". Dostałam przydomek nawet o tym nie wiedząc, a do tego ta cała sława..
-Podróżowałaś z Elric'ami prawda?
-Tak.. Ale co to ma do rzeczy?
-Ależ nic, zawsze chciałem poznać Stalowego Alchemika, wiele o nim słyszałem.
Uśmiechnęłam się sztywno na jego sugestię, która prawdopodobnie miała skłonić mnie do podjęcia tematu o Edzie. Nie miałam na to zbytniej ochoty, cały czas jestem w fazie treningu, nie mogę rozpraszać się myślami goniąc Elric'ów.
-Centrala staje na nogi. Masz zamiar do niej teraz wrócić?
Starzec widząc że nie odpowiadam na jego anegdotkę o Elric'ku, podsunął kolejny temat, byle by podtrzymać rozmowę.
-Widzę że pan dobrze wie kim jestem, ale ja nie mam bladego pojęcia kim jest pan.
Rzuciłam mu pełne niepewności, pytające spojrzenie. Mężczyzna roześmiał się i potrząsając głową, uderzał wierzchem dłoni o swoje zmarszczone czoło.
-Gdzie moje maniery.. Nazywam się August Ritchmer, jestem lekarzem z Dublith.
-Dublith?
-Tak Dublith. Coś nie tak?
-Nie, nie.
Pokręciłam szybko głową, dając mu do zrozumienia że nie mam z tym problemu. Skoro ten doktorek jest z Dublith, może będzie wiedział jak szybciej mogę tam dotrzeć.
-Jaką drogę pan wybiera żeby jak najszybciej dostać się do Dublith'u?
-Zależy skąd jadę, bo jeżeli z Cen-
-Stąd.. Jeżeli wraca pan z Youswell.
-Wtedy najlepszym wyjściem jest dojazd do East City, a stamtąd już prosto do Dublith.
Mężczyzna spojrzał na mnie z tym samym przyjaznym uśmiechem, po czym biorąc łyk herbaty zaczął zadawać kolejne pytania.
-Więc jedziesz do Dublith?
-Mam taki zamiar. Jutro chcę stąd wyjechać.
-Rozumiem, to tak jak ja.
Teraz ja posłałam doktorowi swój przyjazny uśmiech, po czym milczeliśmy chwilę.
-Mogłabyś mi pokazać dłoń? Obiecuje że nie będę dotykał.
Ni stąd ni zowąd, doktorek wypalił z takim tekstem, po czym unosząc ręce na parę sekund, dał mi znak że nie dotknie mojej dłoni. Zawahałam się lekko, ale wiedziałam że ten gość może mi pomóc.. Niepewnie wyciągnęłam rękę i kładąc ją na blacie posłałam mu niepewne spojrzenie.
-Chryste... Dziewczyno. To poważne zakażenie!
-Mógłby pan nie krzyczeć?
Skróciłam go zirytowana, bo znowu wszyscy zebrani zaczęli się na mnie gapić.. Ponowna fala szeptów uderzyła w moje uszy niczym grom. Zabrałam rękę ze stołu, ponownie chowając ją między nogami. Doktor patrzył na mnie z politowaniem, tak jakby chciał mi powiedzieć że zaraz umrę.
-Zdajesz sobie sprawę że dłoń jest.. Trzeba będzie ją amputować.. I to jak najszybciej.
Coś zakuło mnie w środku, a uda zacisnęłam mocniej na chorej ręce. Wiedziałam że nie da się jej ocalić, ale na dźwięk które wypłynęły z ust lekarza, coś we mnie zadrżało.
-Rozumiem.
-Mógłbym się tym zając, ale dopiero w Dublith'nie... Muszę przed tym załatwić coś w Rush..
-Rozumiem, dziękuje ale nie trzeba.
-Słucham?
-Poradzę sobie sama. Jestem wdzięczna że chce mi doktor pomóc, ale dam sobie radę.
-Dziecko na miłość Boską! Chcesz umrzeć?! To poważna infekcja! W każdej chwili może dostać się do układu krwionośnego, a stamtąd już tylko krok do serca!
-Poradzę sobie.
Uśmiechnęłam się do niego sztywno, nie kryjąc w swoich oczach wściekłości. Doktorek doskonale wiedział że jestem zła, dałam mu to do zrozumienia swoim bombardującym spojrzeniem. Nie lubię jak ktoś wpycha się w nie swoje sprawy, a dopóki nie spotkam się z Curtis, nie podejmę żadnej pochopnej decyzji. Ten babsztyl mógłby powiedzieć że korzystając z pomocy lekarza, trening zostaje unieważniony.. Kto wie co tej kobiecie wleci do głowy.. Wstałam od stołu i bez słowa od niego odeszłam, zostawiając doktora zdumionego i poddenerwowanego. Skierowałam się w stronę lady, za którą stała ta miła staruszka.
-I jak smakowało?
-Tak, było bardzo dobre.
Kobieta obdarowała mnie szczerym uśmiechem i od razu zarzuciła mnie gradem pytań.
-Chciałabyś poznać mojego syna? Wrócił niedawno z pracy. To jego narzeczona, Alice. Na pewno chciałby cię poznać, w końcu jesteś przyjaciółką Elric'ów prawda? Podróżowaliście razem, słyszałam też że wpadaliście w niezłe tarapaty. W jakim stanie jest Centrala? Pewnie nie w najlepszym po tym wszystkim co się tam wydarzyło.. Wracasz tam teraz? Pewnie tak skoro przybyłaś aż tutaj..
Nie mogłam nadążyć za ta kobietą, zadawała pytanie za pytaniem, a zaraz potem praktycznie sama sobie na nie odpowiadała. Spojrzałam w stronę drzwi, które znajdowały się za jej plecami. Z ciemnego, nieznanego mi pomieszczenia wyszedł, wysoki, w miarę przystojny i dobrze zbudowany chłopak, ten sam którego spotkałam w pociągu. Młody mężczyzna wręcz zżerał mnie spojrzeniem, otworzył usta i wskazał na mnie wrogo palcem.
-Ty..
-Cześć.
Uśmiechnęłam się delikatnie udając że wcale go nie znam, miałam nadzieje że to zbije go z tropu i zanim się obejrzy zdążę czmychnąć na górę. Niestety moja nieudolna próba zakończyła się fiaskiem..
-Zabrałaś mi czapkę i jechałaś w wagonie!
-Stare dzieje..
Zaśmiałam się sztucznie i machnęłam teatralnie ręką, tak jakby nic się nie stało.
-To wy się znacie?
Staruszka jak mniemam była jego matką, super jestem skończona.. Chłopak cały czas mierzył mnie spojrzeniem, godnym seryjnego mordercy.. Czekałam na rozwój sytuacji, nie wiedziałam co zrobić, dlatego postanowiłam być uprzejma i przyjazna żeby mnie stąd nie wyrzucili. Czułam na sobie wzrok wszystkich tu obecnych i poczułam nagły przypływ irytacji i zażenowania..
-Czy się znamy?! Ta dziewczyna przygwoździła mnie podłogi w pociągu, a potem bezczelnie śmiejąc mi się w twarz, zabrała mi czapkę i wyszła! Zostawiła mnie tam bez słowa!
-Nie przesadzaj, wcale cię nie przygwoździłam.. chciałeś mnie stamtąd wyrzucić przy użyciu siły, więc z mojej strony to była tylko obrona własna. Po za tym słońce dawało po oczach, a tobie ta czapka by się nie przydała w ciemnym wagonie.
Wzruszyłam niewinnie ramionami i zrobiłam swoją minę niewiniątka, która jak mniemam wyglądała pokracznie. Nie umiem udawać zbitego psa, Aki za to byłaby w tym świetna i na pewno załagodziłaby tą sytuacje..
-Poznaliście się w pociągu?
-Mamo! Ta dziewczyna to..
-Alchemik Blasku z Amestris.
Usłyszałam ten sam, schrypnięty głos doktorka i nie wiem czemu poczułam ulgę. Zdejmując z niego przepełnione wdzięcznością spojrzenie, mój wzrok znowu wrócił na chłopaka i zdezorientowaną matkę.
-Ty jesteś Fibi Sparke?
-Tsaaa...
Uśmiechnęłam się szerokim i najbardziej sztucznym uśmiechem, jakiego mogłam w tej chwili wykonać. Nie wiedziałam co zrobić więc złapałam się za głowę i miałam nadzieje że jakoś z tego wybrnę. Syn staruszki zmierzył mnie kilka razy od góry do dołu, bacznie przyglądając się każdemu kawałkowi mojego ciała, dosłownie każdemu..
-Trochę inaczej sobie wyobrażałem ten niesamowity "BLASK", wyglądasz raczej jak płomyczek..
Ludzie wokół mnie byli tak samo zdziwieni jak i sam młodzieniec. Zacisnęłam pięści i zęby, nie przestając się uśmiechać. Jeszcze chwila i rozwalę temu zuchwałemu, irytującemu, bachorowi tą jego pajacowatą twarzyczkę...
-Ostatnio miałam trochę problemów..
Wyjęczałam zza zaciśniętych zębów, nie zdejmując mojego pokracznego uśmiechu z twarzy, Pięść zacisnęłam tam mocno że paznokcie prawie przebijały mi skórę.
-Myślałem że dupa Edwarda, jest cycastą brunetką, z fajną figurą i do tego super silna. Tymczasem braciszek Edzio wybrał sobie blond tapira, wyglądającego jak śmierć..
-Jeszcze jedno słowo, a cię zabije.. Ty mały-
-Więc jesteś koleżanką Elric'ów!
Nagle wszyscy zgromadzeni rzucili się w moją stronę z otwartymi ramionami. Przez to wszystko zapomniałam już jak bardzo chciałam wbić twarz tego mamin synka w równoległą ścianę. Wszyscy mężczyźni obskoczyli mnie dookoła i zadawali miliardy pytań..
-Jak tam u braciszków?
-Słyszałem o wydarzeniach z Centrali, ciężko było?
-Jak tam powodzi się stalowemu?
-Co teraz robią bracia Elric?
-Jesteś dziewczyną Ed'a?
-Niee moim zdaniem jest dziewczyną Alphonse, wygląda bardzo niewinnie.
-Tak, masz racje..
-Czy nasz kurdupel urósł?
-Dużo podróżowaliście?
-Czy Al, cały czas chodzi w tej swojej zbroi?
-Jak długo u nas zostaniesz?
-Elric'owie też przyjadą?
Oglądałam się z jednego faceta, na drugiego i próbowałam coś powiedzieć, ale zaraz zostawałam przekrzykiwana. Tłum rozbawionych i podekscytowanych facetów, wokół mnie strasznie mnie przytłaczał. Sytuacja w jakiej się znalazłam była niekomfortowa i bardzo irytująca. Co chwila jakiś pajac krzyczał mi do ucha kolejne milion pytań, na które nie chciałam udzielać odpowiedzi, albo dodawał jakieś inne trzy grosze do czyjegoś pytania... Mój sztuczny uśmiech zszedł mi z twarzy, a jego miejsce zajął grymas niesmaku i złości. Wiedziałam że się ode mnie nie odczepią... Chciałam tylko spytać o której odjeżdża pierwszy pociąg do East City, a teraz muszę użerać się z tymi pół mózgami..
-Panowie, dajcie dziewczynie spokój, niedawno przyjechała i jest wykończona.
Dzięki ci ziemio za właścicielkę. Spojrzałam na nią z podziękowaniem, na co ona odpowiedziała ciepłym uśmiechem. Mężczyźni zamilkli, a ja w końcu mogłam odetchnąć.. Miałam nadzieje że dadzą mi już spokój i o nic więcej nie będą pytać, ale ich miny mówiły zupełnie co innego.
-Jestem Khayal. To moja gospoda. Moją matkę już chyba poznałaś.
Nagle nastawienie chłopaka w stosunku do mnie diametralnie się zmieniło... Był teraz ciepły, przyjazny i bardzo otwarty, cóż za zmiana. Po głowie chodziło mi tylko jedno.. Na pewno czegoś ode mnie chcę.
-Chodź pogadamy chwilę.
Khayal złapał mnie za łokieć i ciągnął w stronę stolika znajdującego się bliżej drzwi. Rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie, a on natychmiast mnie puścił, uśmiechając się nerwowo.
-Zaraz zaczekajcie chwilę.. Czy aby nie chciałaś mnie o coś zapytać?
Spojrzałam na staruszkę, która patrzyła na mnie pytająco. Próbowałam przypomnieć sobie o co miałam ją zapytać, ta lawina pytań pomieszała mi w głowie..
-Ach tak! Chciałam się zapytać czy wie może pani, o której odjeżdża pierwszy pociąg do East City.
-East City?
Wszyscy wlepili we mnie swoje zaskoczone spojrzenia, tylko doktor patrzył na mnie ze zrozumieniem i troską. Uśmiechnęłam się lekko nie wiedząc jak mam zareagować, na ich zdumienie.
-Jutro o dziewiątej trzydzieści.
Mój wzrok z rozkojarzonej staruszki przeniósł się na doktora, który uśmiechnął się do mnie szeroko.
-Więc chyba będziemy podróżować razem, panno Sparke.
Uśmiechnęłam się do niego niechętnie, ale nie chciałam wyjść na bezuczuciową sukę, przed zebranymi. Dopiero co przestali koło mnie szeptać, w dodatku jak widać mają o mnie dobrze wyrobione zdanie, więc nie chciałabym żeby przez mój brak taktu to się zmieniło. Fakt że będę podróżować z doktorkiem, jest dla mnie trochę niewygodny. Znowu będzie zadawał miliard pytań i zacznie ofiarowywać mi swoją pomoc, której ja nie będę mogła przyjąć. Poczułam delikatne szarpnięcie w okolicy łokcia i kątem oka zobaczyłam czekającego na mnie Kyayal'a. Znowu zmierzyłam go spojrzeniem godnym zabójcy i dając mu sygnał, "dotknij mnie jeszcze raz, a pourywam ci ręce", kiwnęłam doktorowi głową i poszłam za nim. Kiedy usiedliśmy, nikt na nas nie patrzył, oprócz tej dziwacznej kelnerki, narzeczonej pana "to moja gospoda". Zebrani podjęli temat z doktorem, o jakiś szczepieniach czy czymś, bo niektórzy na słowo igła, pobledli znacząco. Usiadłam na przeciwległym, do chłopaka krześle i bezczelnie spojrzałam mu w oczy. Moje zimne spojrzenie, chyba go trochę zbiło z tropu, bo chłopak wyglądał jakby siedział na igłach.
-Więc jesteś znajomą Ed'a i Al'a tak?
-Chcesz rozmawiać ze mną o Elric'ach?
-W sumie to nie, ale ciekawi mnie co u nich słychać.
-Wydaje mi się że jest wszystko w porządku. Edward cały czas jest pewnym siebie pajacem, a Alphonse, Alphonse jest uroczym i pomocnym chłopakiem.
-A więc jest po staremu. To dobrze że się nie zmienili.
Kiwnęłam mu lekko głową, wydawał się być szczęśliwy, a nawet trochę zatroskany? Moje spojrzenie trochę złagodniało, wyraz twarzy chłopaka sprawiał że serce mi drżało. Nie wiem dokładnie co się stało w jego życiu, ale najwyraźniej przypomniał sobie coś, co bardzo go zabolało.
-Coś nie tak?
-Nie, nie nie. Tak tylko sobie przypomniałem jak Edward oddał ojcu prawo do zarządzania miasteczkiem..
-Naprawdę?
-Tak. Nie mówił ci?
Pokiwałam przecząco głową, chłopak odpowiedział mi zdziwionym spojrzeniem i natychmiast zaczął opowiadać mi jak to wszystko wyglądało. Z tego co się dowiedziałam to Ed z Al'em, który był jeszcze blaszaną puszką, przyjechali tu całkiem przypadkiem i po nie całkiem miłym powitaniu pomogli wszystkim mieszkańcom. Edward zbajerował tutejszego wojskowego kundla o przepisanie własności gospodarczej, na niego, z własnej nieprzymuszonej i nie opłaconej, woli. Na koniec bracia sprzedali ten świstek ojcu Khayla za nocleg i dwa posiłki. To dziwne że Ed o tym nie wspominał, myślałam że opowiedział mi już wszystko, a ty patrzcie jaka niespodzianka. Chłopak wspomniał także, że niecały rok temu jego ojciec zmarł w wypadku. Pracując przy wydobyciu węgla jeden z kanałów się zasypał i uwięził on sześciu górników. Z tego co opowiedział chłopak, jego ojciec został przysypany przez gruz, przy akcji ratowniczej.. Nagle zrobiło mi się go żal, cały mój chłód gdzieś odparował. Doskonale wiedziałam co teraz czuje, przezywałam to samo całkiem niedawno.. Po jego minie kiedy opowiadał o ojcu, da się łatwo odczytać że byli bardzo ze sobą zżyci i Khayal jest dumny z bycia jego synem. Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie, chyba to pierwszy szczery uśmiech od bardzo dawna.
-Fibi mam do ciepie prośbę?
-Jaką?
-Widzisz.. Od czasu tamtego wypadku wszyscy górnicy z obawą wchodzą do kopalni, mogłabyś coś..
-Poprawić?
-Taa..
Zastanowiłam się chwilę i doszłam do wniosku, że kilka podpórek pod sufit chyba nie jest nielegalnym przedsięwzięciem. Mimo to nie miałam na to siły, nadal jestem słaba a jutro z samego rana muszę wstać na pociąg do East City. Zacisnęłam lekko pięść i przez chwilę ój zdrowy rozsądek zaczął walczyć z przekonaniami..
-Jasne.
Taa.. Żegnaj zdrowy rozsądku.
-Dzięki Ci! Możesz tu zostać ile tylko chcesz i zjeść ile zdołasz, na koszt firmy.
Spojrzałam na niego z przymrużonych oczu, czy on właśnie zaoferował mi nocleg i jedzenie za darmo?
-Mówię poważnie, jeżeli wzmocnisz kanały żebyśmy mieli bezpieczniejszy dostęp do węgla, to uznam to za zapłatę.
-A twoja mama?
-To własnie ona wpadła na ten pomysł.
Zmarszczyłam delikatnie brwi, czyżbym źle oceniła ta kobietę? Czy ona na prawdę aż tyle myśli? Może jest bardziej sprytna i podstępna niż mi się wydawało. Czyżby w tym spokojnym starym ciele mieszkał wygłodniały wilk?
-Martwi się o nas wszystkich, bardzo przeżyła śmierć taty.
-Rozumiem. Nie ma problemu pomogę wam.
-Dziękuje, jesteś wielka!
Chłopak zerwał się z miejsca i podbiegając do mnie z prędkością światła, przytulił się do mnie mocno i po jakiś dwóch sekundach był już przy ladzie. Gadając z matką dało się zauważyć, że kamień spadł jej z serca.. W sumie mój problem rozwiązał się sam, jeżeli jutro im pomogę spokojnie będę mogła stąd odjechać bez wyrzutów sumienia. A z drugiej strony pomogę im tutaj, dając im poczucie bezpieczeństwa i zmniejszając ryzyko że kopalnia znów się zawali. Można by rzec że tym interesem upiekliśmy dwie pieczenie na jednym ogniu. Po jakiejś godzinie wszyscy rozeszli się do domów. Kto by pomyślał że mieszkają tu tacy mili ludzie.. Pogadałam z kilkoma facetami, wypiłam dwa piwa korzenne i poszłam do sypialni. Wymoczyłam się w wannie, po czym położyłam się spać. Jutro z samego rana czeka mnie kupa roboty, no i w końcu spotkam się z Izumi, ciekawe jak na mnie zareaguje..


*****************************************************************
Baardzo przepraszam że tak późno dodaje rozdział, no ale wiadomo zawsze muszę mieć jakąś wymówkę. Dziś nie mam żadnej przyznam się szczerze, że ten rozdział nie był jakoś szczególnie trudny do napisania, ale akcja leci jak krew z nosa. Od następnego rozdziału, który ukaże się mam nadzieje wcześniej, będzie już Izumi i zacznie się prawdziwy trening Fibi. Kolejne kilka rozdziałów to będzie głównie dopisywanie brakujących części do napisanych już urywków. O ile się nie mylę, będziecie musieli/musiały znieść jeszcze z co najmniej 3 sny Fibiaszy. Zdaje sobie sprawę z tego że rozdział jest słaby, no ale wiadomooo jak się piszę coś z dwutygodniowym odstępem czasu, to się zapomina wątku jaki się ciągnęło i trzeba zmyślać na bieżąco. Kolejny rozdział już w budowie, no i pojawi się special świąteczny, którego opublikuje 24.12 około godziny 12:00-13:00. Przez święta mam plan sporo popisać na tym blogu, tak jak zacząć pracę nad blogiem Naruto, lub dodaniem coś na bloga o arcanie. Za wszelkie błędy stylistyczne jak i ortograficzne/interpunkcyjne, przepraaaaaszam. Mam nadzieje że się nie zanudzicie czytając ten lajcikowy rozdział xD
To do kolejnego :)
Takie tam dla przypomnienia :D



środa, 21 listopada 2012

Rozdział 41. Górnicze miasteczko Youswell.

Po ciężkiej nocy jaką spędziłam wędrując z góry, co wcale nie było takie proste, wreszcie udało mi się stanąć na stabilnej ziemi. Biorąc pod uwagę fakt że byłam przemarznięta przez najbliższe kilometry, które musiałam przejść pieszo, nie zdejmowałam z siebie płaszcza. Kolejna noc spędzona między drzewami, trawą i robalami, była znacznie przyjemniejsza niż ta w śnieżnym kurorcie.. Po mozolnym przebudzeniu, znowu ruszyłam przed siebie nie chciałam tracić czasu.. Z kilometra na kilometr czułam jak płaszcz robi się coraz cięższy, do tego jakąkolwiek myśl czy pomysł zakłucał mi dźwięk mojego burczącego brzucha. Nie wiem jakim cudem, ale doszłam na tereny pustynne, co od razu skojarzyłam tylko z jednym miejscem, Lior'em. Było tu dość ciepło, więc zrzuciłam z siebie płaszcz ukazując tym samym swoje rachityczne, wygłodzone ciałko, nie zdawałam sobie sprawy z tego jak ta podróż mnie zniszczyła. Moje ręce i nogi wyglądały jak gałązki, wystające kości obojczykowe i biodrowe niemal przebijały mi skórę.. Biorąc pod uwagę fakt, że nie wspominam Lior'u zbyt dobrze, nie chciałam się tu zatrzymywać. W momencie kiedy ujrzałam miasto, skierowałam się prosto na peron który znajdował się jakąś milę od tego przeklętego miasta. Wcale się nie dziwie że odcięli je od jakiejkolwiek komunikacji, bądź co bądź stwarzało ono zagrożenie. Niektórym imigrantom udawało się przedostać do mniejszych miasteczek, a większym szczęściarzom udawało się nawet znaleźć lokum w Centrali. Nie mnie to oceniać, ale gdybym przeżyła uderzenie trójgłowej bestii też nie chciałabym tu zostać. Dochodząc do peronu padłam na kolana, nie miałam już siły.. Drastyczna zmiana klimatu i całe to wyniszczenie niekorzystnie na mnie wpływało. Wstając zachwiałam się lekko i krzyżując kolana, starałam się zachować równowagę. Wszystko wokół mnie wirowało, zdałam sobie sprawę że w takim stanie nie dojadę do Dublith'nu. Kiedy doszłam z ulgą oparłam się o ściankę prowizorycznego peroniku, a raczej marnego przystanku. Wzięłam kilka głębokich oddechów i zamknęłam oczy, muszę koniecznie odpocząć i coś zjeść, nie dam rady podróżować w takim stanie.. O zachodzie słońca przyjechał pociąg, który miał mnie zabrać do Youswell. Co prawda nie był to pociąg osobowy, a towarowy.. Nie wiem czemu zatrzymywał się akurat tutaj, ale mogę zgadywać że albo żeby coś przeładować, albo żeby sprawdzić stan kotłów. Nie wnikałam w takie szczegóły ważne że mógł mnie zabrać do Youswell.. Zatrzymam się tam na dzień lub dwa, a zaraz potem wsiądę w pociąg i z Youswell skieruje się w kierunku East City, stamtąd do Resembool, a tam w osobowy i do Dublith. Trochę drogi przede mną, ale jak trochę odpocznę i coś zjem to dam radę. Pociąg stanął a ja niezauważalnie wskoczyłam do jednego ze sprawdzonych już wagonów. Środek wagoniku pokrywały czarne smugi na podłodze i ścianach, dało się poznać że przewożono tu węgiel. Zapach był duszący, najwyraźniej pociąg musiał przewozić węgiel na tereny poza naszym państwem. Oparłam się o wyszczerbione deski i zjechałam na podłogę głęboko dysząc. Dopiero do mnie doszło co się dzieje, przecież ta podróż niczego mnie nie nauczyła, strata czasu.. Oparłam dłonie o ziemie żeby się nie zsunąć. Moja ranna ręka nawet nie zabolała, nie miałam w niej już czucia, więc była mi zbędna. Wygląda na to że zamiast swojej maniery do wpadania w kłopoty, ta wyprawa pozbawiła mnie tylko ręki. Uniosłam dłoń na wysokość twarzy i dobrze się jej przyjrzałam, wyglądała okropnie.. W miejscu dziury z której próbowałam wydłubać łuskę, pojawił się czerwono czarny zaschnięty osad, skóra w tym miejscu stwardniała, a sama rana zasklepiła się tworząc stan zapalny, który z kolei doprowadził do zakażenia. Dłoń była sino czerwona, miejscami wręcz czarna.. Mocno związana wstążka, która oplatała mój nadgarstek, przypomniała mi tą małą dziewczynkę z pandą, jak jej tam było.. May? Ciekawe gdzie teraz jest i co robi, jednego mogłam być pewna, szukając odpowiedzi na swoje pytania wpadnie w nie lada kłopoty. Mam nadzieje że sobie poradzi, chociaż kto wie. W sumie to tylko i wyłącznie dzięki niej przeżyłam więc mam wobec niej dług wdzięczności. Kładąc rękę na nogach odchyliłam głowę do tyłu. łapiąc ogromny chełst powietrza. Poczułam charakterystyczne drżenie, które zwiastowało odjazd, dzięki bogu już myślałam że nigdy nie ruszy.. Przez pierwsze godziny siedziałam co i raz zmieniając pozycje i rozmyślając nad tym co teraz mam robić, w końcu nie mogę liczyć na używanie alchemii przez najbliższy czas. Myślałam o tym co powiedzieć Izumi, która spyta jak przeszedł trening i jak wytłumaczę się z użycia alchemii, przecież tej żmij nie da się okłamać. Czas leciał a ja w końcu znalazłam sobie wygodną pozycje leżącą w ciemnym rogu wagonu. Przez szpary przebijało się światło księżyca, który zwiastował pełnie. Nie miałam z tym zjawiskiem najlepszych wspomnień więc zamknęłam oczy i odpłynęłam w błogi stan snu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Znowu poczułam delikatny ucisk w okolicy skroni, po czym bardzo powoli otworzyłam oczy. Otaczające światło natychmiast mnie oślepiło. Zmrużyłam oczy, dodatkowo zasłaniając je ręką. Kiedy mój wzrok przyzwyczaił się do światła, spostrzegłam że jestem w miejscu w którym byłam poprzednio. Stając na równe nogi, znowu byłam długowłosą, sprawną dziewczyną, z tą różnicą że tym razem moje ciało nie było nagie. Miałam na sobie za dużą, niebieską sukienkę z białą falbanką, która zwisała na moich ramionach, jak zasłona. Podniosłam wzrok żeby rozejrzeć się po znanym mi już otoczeniu, dopiero teraz zauważyłam lustro które wyrosło przede mną znikąd. Patrzyłam na swoje odbicie krótką chwilę, po czym kręcąc głową odwróciłam wzrok. Westchnęłam, nie wiem dlaczego ale poczułam się dziwnie patrząc na siebie w takim wydaniu. W tej błękitnej sukieneczce i jasnej poświacie wokół wyglądałam jak niewinna, zagubiona istotka.. Coś jak krzywe odbicie prawdziwej mnie. Spojrzałam w lustro jeszcze raz, ale reakcja była taka sama. Zrobiłam dwa kroki w tył, kręcąc głową  i obracając się na pięcie. Zamknęłam oczy żeby na siebie nie patrzeć, ale w momencie mojego obrotu otworzyłam je chcąc rozejrzeć się jeszcze raz dokładniej po okolicy. Przestraszyłam się, to samo zwierciadło które ułamek sekundy temu stało za mną, teraz niemalże przylegało mi do nosa. Z niepokojem odeszłam dwa kroki w tył oglądając się za siebie. Mogłabym przysiąc że tego lustra tam wcześniej nie było.. Wydawać by się mogło, że obydwa zwierciadła wgapiały się we mnie ślepo. Nie wiem dlaczego ale poczułam strach, zerkając za ramie spostrzegłam kolejne lustro. Chcąc spojrzeć przed siebie przed nosem stało kolejne ślepe zwierciadło. Cofnęłam się dwa kroki i poczułam chłód na swoich plecach i delikatny ból. Bałam się odwrócić wzrok, wiedziałam że stoi za nim lustro. Zamknęłam oczy i próbowałam się uspokoić. Dałam krok przed siebie i wzięłam głęboki oddech.
-~Spójrz głębiej~
Do moich uszu dobiegł delikatny, kobiecy szept. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się wokoło, lustra zniknęły jednak jedno zostało. Znowu patrzyłam na zagubioną dziewczynkę, w niczym nie przypominała mnie, jednak to byłam ja.. Ponownie rozejrzałam się wokół, wzrokiem szukając osoby, która udzieliła mi rady.
-Na co mam patrzeć?
Sama sobie zadając pytanie ponownie spojrzałam na krzywe odbicie samej siebie. Podeszłam bliżej i dotykając ręką lustra, próbowałam znaleźć jakiś szczegół, ale nic nie znalazłam.
-Nic nie widzę..
-~Jestem tutaj~
Ponownie rozejrzałam się po przestrzeni, ale znowu nikogo nie było.
-Gdzie.. Gdzie jesteś?!
Ponownie szukałam kogoś wzrokiem, kręciłam się w kółko, najszybciej jak potrafiłam,a le znowu nikogo nie zobaczyłam.. Zdenerwowałam się, czemu ktoś robi ze mnie debila i każe mi siebie szukać, zamiast pokazać się i ze mną porozmawiać.
-~Za tobą. Stoję tu cały ten czas.~
Cichutkie słowa nieznajomej wzbudziły we mnie niepokój i strach. Poczułam jak moje ciało zesztywniało, a serce ruszyło w swój dziki galop. Pozbierałam się w sobie i zaciskając pięści powoli się odwróciłam. Emocje opadły bo znowu nikogo nie było, tylko moje odbicie w tym zasranym lustrze.
-Czemu uciekasz! Przestań się chować!
-~Nie chowam się. Przecież stoję przed tobą..~
Spojrzałam w lustro, moje odbicie wgapiało się we mnie beznamiętnie. Nie myśląc za wiele ponownie do niego podeszłam i powoli uniosłam prawą rękę. Tak jak przypuszczałam odbicie zrobiło dokładnie to samo.
-Przecież to nie możliwe.. Czemu ktoś robi ze mnie debila..
-~Nikt go z ciebie nie robi...~
Nie otwierając oczu zaśmiałam się cicho i ponownie pokręciłam głową.
-~Przecież jesteś tu tylko ty.~
Otworzyłam oczy i patrząc na swoje stopy, poczułam jak moje tętno zaczęło wzrastać. Czyżbym oszalała? Skoro jestem tu sama, czemu słyszę czyjś głos.. Super, nie dość że jestem tu kompletnie sama i znowu nie wiem jak wyjść, to jeszcze słyszę głosy. Świetnie następny etap białe myszki.. Jednakże coś mnie zastanawiało, ostatnim razem jak tu byłam to był efekt korzystania z bluebeam, ale tym razem przecież po prostu wsiadłam do pociągu. To musi być sen, tylko dlaczego moje sny są takie realistyczne, dlaczego czuje się podenerwowana, zaskoczona.. Czemu w gole coś czuje i dlaczego teraz o tym myślę, przecież sen to tylko iluzja, zwykłe wyobrażenie czegoś przez swój chory mózg.. Właśnie.. ja czuje. Poprzednim razem nie czułam nic ze względu na bluebeam, czyżbym teraz go nie posiadała. Podniosłam głowę i jeszcze raz spojrzałam w lustro.
-Skoro jestem tu tylko ja, to dlaczego słyszę twój głos?
-~Bo to twój głos Fibi.~
Patrząc wprost na swoje odbicie, dopiero teraz spostrzegłam, że lustro które przedtem tu stało zniknęło, a przede mną stoję ja sama. Z początku zrobiłam kilka powolnych kroków w tył by znaleźć się jak najdalej od tego czegoś. Czyżby znowu jakiś homunkulus? Tylko dlaczego w mojej głowie, co tu się właściwie dzieje?! Spróbowałam klasnąć w ręce, ale to nic nie dawało. Charakterystyczny plask towarzyszący klaskaniu rozniósł się po pomieszczeniu. Kiedy doszłam do wniosku że nic to nie da, ruszyłam w długą próbując uciekać. Z każdym kolejnym ruchem moje żywe odbicie znajdowało się ode mnie jeszcze dalej.
-*~Dlaczego znowu uciekasz?~
-*~Ja nigdzie nie uciekam!~
Ten króciutki dialog ukłuł mnie w serce.. Aż w końcu swojego stopniowego zwalniania, zatrzymałam się, odwracając się w stronę postaci. Stałam tam nieruchomo patrząc na siebie samą.. Nie miałam bladego pojęcia co się ze mną dzieje ale w tym momencie miotało mną  milion emocji, a po głowie rozchodziło się mnóstwo pytań. Podeszłam kilka kroków, jednak byłam pewna że nie ucieknę, a to coś nie zniknie dopóki się nie dogadamy.
-Czego chcesz?
Stanęłam jakieś dwa metry od siebie samej. Obydwie wgapiałyśmy się w siebie twardo.
-~Tego co ty~
-Też chcesz uciec?
-~Nie Fibi. Nie chcemy uciekać~
-Co znaczy my? I skąd możesz wiedzieć czego chce.
-~Już ci mówiłam. Jestem tobą.~
Miałam wrażenie że ta rozmowa do niczego nie prowadzi.. Musiałam coś zrobić bo inaczej to coś nie da mi spokoju.
-Więc.. chcesz tego co ja?
-~Tak~
-Więc powiedz mi czego chce.
-~Chcesz prawdy. Chcesz dowiedzieć się czym jest siłą która w tobie drzemie i chcesz stać się silniejsza, byś mogła ochronić bliskich. Chcesz się zmienić. Chcesz wrócić do dom-~
-Ja nie mam domu.
Zastopowałam postać zanim zdążyła dokończyć to żenujące zdanie.
-~Chcesz poznać siebie.~
-Bzdury. Chce po prostu stąd wyjść, chce żebyś zostawiła mnie w spokoju i chce żeby ta całą farsa się wreszcie raz na zawsze skończyła!
Mój krzyk rozległ się po chłodnym jasnym pomieszczeniu tak, że moje słowa przez krótką chwilę odbijały się echem.
-~Właśnie. To przez to nie możesz się uwolnić Fibi.~
Wgapiałam się pusto w swojego klona nie wiedząc co odpowiedzieć, jednak poczułam coś w środku.. Coś dziwnego, tak jakby ucisk, ale nic mnie nie bolało..
-~Zamknęłaś się w klatce biorąc na siebie całe zło świata który cię otacza. Wzięłaś na siebie odpowiedzialność za śmierć osób ci bliskich, za straty, za złych ludzi, za zniszczone przyjaźnie. Bierzesz na siebie odpowiedzialność za wszystko z czym miałaś kiedyś styczność, nie mając świadomości że tłamsisz nas jeszcze bardziej.~
-Czym ty do jasnej cholery jesteś?
-~Jestem tobą.. Chodź pokaże ci źródła twojej blokady. Chodź ze mną a uwolnisz nas od krat, w których nas zamknęłaś.
Moja druga wersja wyciągnęła swoją rękę w moją stronę, otwierając przy tym dłoń tak, jakby chciała bym ją za nią chwyciła. Nie wiem dlaczego ale ufałam jej, w końcu była mną i nie mogło stać się nic złego, w końcu to mój sen? Prawda? Rozluźniłam swoją zaciśniętą pieść.. Powoli i bardzo delikatnie uniosłam dłoń na wysokość jej dłoni i patrząc na jej twarz, która znikała w świetle, przyłożyłam rękę do jej dłoni.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Hej ty!
Otworzyłam oczy, które poraziło bardzo jasne światło. Odruchowo zasłoniłam oczy ręką tak by światło do nich nie docierało. W drzwiach wagony stał mężczyzna, który przyglądał mi się badawczo. Spojrzałam na niego mrużąc oczy.
-Kim jesteś i co robisz w pociągu?
-Możesz zasłonić słońce swoim łbem, strasznie mi przeszkadza.
-Ty mała..
Facet wskoczył do wagonu z wściekłością i złymi intencjami wypisanymi na twarzy. Oślepiona przez słońce musiałam celować na wyczucie. Położyłam bezwładną dłoń na drugiej, zdrowej i sprawnej. Charakterystyczny dźwięk i niebieskie iskrzące światło wystrzeliło spod moich dłoni. Uderzyłam ręką o ścianę wagonu, wyszczerbione deski unieruchomiły faceta, tak że spokojnie mogłam uciec. Wstałam na nogi i podnosząc się ociężale oderwałam swoje wyniszczone ciałko od drewna i zatrzymując się przy mężczyźnie spojrzałam na jego zdziwioną twarz. O dziwo nie był to jakiś starzec, wręcz przeciwnie. Młody, wysportowany, w miarę przystojny chłopak patrzył na mnie z niedowierzaniem. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie, zdejmując z jego głowy pobrudzoną węglem czapkę.
-Kompletnie nie umiesz zaczynać rozmowy.
Rzuciłam w jego stronę po czym wyskoczyłam z pociągu. Słońce dawało dziś jak nigdy wcześniej. Wygląda na to że zaczynają się pogodne dni.. Zarzuciłam przybrudzoną czapkę na głowę i ruszyłam przed siebie.
-Hey Khayal gdzie..
Poczułam szarpnięcie w okolicy barku i odwróciłam się w stronę, nieznanego mi mężczyzny w średnim wieku. Staruszek przyglądał mi się badawczo, a zaraz potem puścił moje ramię i nie odrywając wzroku od mojej twarzy pokręcił głową.
-P-Przepraszam.. Pomyliłem się.
-Najwidoczniej.
Uśmiechnęłam się przyjaźnie i ruszyłam przed siebie nie przyglądając się więcej mężczyźnie. Skoro jestem już w tym górniczym miasteczku, trochę tu odpocznę, coś zjem i ruszę do Izumi. Zostanę tu dwa dni, potem wsiądę w pociąg jadący do East City co potrwa dzień lub dwa, stamtąd do Resembool co potrwa dzień i do Dublith co potrwa dwa dni. Sumując moje przeliczenia wychodzi na to że do Izumi dotrę za około tydzień, to za długo.. Muszę obmyślić inną trasę, ale nie mam teraz do tego głowy.. Szłam przed siebie wkraczając na tereny miasteczka, które nie wyglądało tak źle jak myślałam. Idąc spokojnie mijałam wiele mężczyzn brudnych od węgla i spoconych od pracy w słońcu. Biorąc pod uwagę położenie ognistej kuli dało się stwierdzić, że jest około dwunastej. Skoro dopiero dochodzi popołudnie a ludzie w tej wiosce są już tak zapracowani.. ciekawe o której ta cała robota się zaczyna. Przyglądałam się kobietą, których nie było tu za wiele i mogłam śmiało stwierdzić że na jedną kobietę przypada tutaj trzech, czterech mężczyzn, co z lekka mnie przerażało. Czułam na sobie wzrok mieszkańców, ale żaden z nich się do mnie nie odezwał. To było trochę dziwne jak ludzie patrzyli się na mnie i odwracali szybko wzrok, za każdym razem jak na nich spojrzałam. No ale cóż nie każdemu człowiekowi zdarza się widzieć, dziewczynę w poszarpanych ubraniach, gniazdem na głowie, o rachitycznym ciele pełnym ran i skaleczeń. Rozmyślałam o błahostkach kiedy w oczy rzucił mi się szyld jakiejś noclegowni. Nie myśląc za wiele weszłam do środka i od razu skierowałam się do lady, czekając aż ktoś do niej podejdzie. W knajpie siedzieli sami mężczyźni popijający piwem, każdy kolejny buch papierosa. W momencie kiedy wchodziłam wszyscy głośno dyskutowali, ale ucichli od razu jak  stanęłam przy ladzie. Uśmiechnęłam się do siebie i spojrzałam na twarz kobiety w podeszłym wieku, która miło się do mnie uśmiechała.
-Witam, w czym mogę pomóc?
-Jest pani właścicielem noclegowni?
-Tak, tak jestem.
-Mogłybyśmy porozmawiać? Na osobności..
Rzuciłam krótkie lecz mówiące samo za siebie spojrzenie, w stronę siedzących gości. Kobieta kiwnęła głową i wychodząc zza lady skierowała się w kierunku wyjścia. Idąc za nią doszłyśmy na tyły budynku i usiadłyśmy na ławce, która tam stała.
-Przepraszam że zapytam, ale czy nie jesteś przypadkiem tym alchemikiem z Centrali?
Szczerze mówiąc nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć. Nie mogłam zrozumieć skąd ci wszyscy ludzie mnie kojarzą.. Najpierw ta mała z pandą, potem tutaj wszyscy mierzą mnie wzrokiem, a teraz to.. Z lekka zmieszana, kiwnęłam głową i pochyliłam się lekko.
-Fibi Sparke.
-Więc to prawda! Niesamowite, Alchemik Blasku, Fibi Sparke.
Patrzyłam na podekscytowaną kobietę, której o mało co nie wyleciały oczy z orbit. Uśmiechnęłam się delikatnie w jej stronę, a zaraz potem podrapałam się po czole, tak by zakryć swoją zmieszaną twarz.
-Przepraszam, ale rzadko zdarza się że ktoś taki przyjeżdża do naszego miasteczka.
-Rozumiem..
-Szukasz noclegu tak? O to chciałaś zapytać?
-W sumie to tak, ale widzi pani..
-Wyglądasz strasznie mizernie dziecino.. Gdzieś ty się szlajała? Jesteś głodna? Wyglądasz jakbyś od dawna nic nie jadła..
-Tak, tak to wszystko prawda, tylko..
-Huh?
Patrzyłam na kobietę, która uśmiechała się do mnie i z zapałem próbowała mi pomóc. Wstyd było mi się przyznać że nie mam pieniędzy, dlatego wpadł mi do głowy pewien pomysł..
-Mogłabym panią prosić o przygotowanie dla mnie jakiegoś małego pokoiku? Nie zostanę długo, jeden, góra dwa dni.
-Oczywiście, zaraz będzie gotowy.
Było mi głupio, ale nie mogłam przecież powiedzieć jej, że alchemik blasku, Fibi Sparke nie ma pieniędzy na nocleg.. Uśmiechnęłam się do niej lekko i odwróciłam się idąc w przeciwnym kierunku.
-Hej, a ty gdzie idziesz?
-Zaraz przyjdę muszę coś jeszcze załatwić.
-Rozumiem. Tylko nie spóźnij się na obiad.
Kiwnęłam do niej głową, po czym ruszyłam szybkim krokiem przed siebie. Przechodząc przez miasto i dzielnie znosząc spojrzenia jego mieszkańców, kątem oka zauważyłam dużą górę węgla. Stanęłam na chwilę obok jednego z domków i bacznie przyglądałam się jak mężczyźni, z ogromnym wysiłkiem przewalali go do wagonów pociągu. Poczułam chłód w okolicy swojego uda, kiedy skierowałam wzrok w tamto miejsce okazało się, że moja wybrakowana dłoń się o nią opiera. Zginając rękę w łokciu przyciągnęłam rękę do żeber i zasłoniłam ją swoją drugą, zdrową dłonią. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jest z nią tak źle. Owszem byłam pewna że nigdy więcej jej nie użyje, bo przestałam nawet odczuwać ból, ale nie mogłam przyzwyczaić się że nie odbieram żadnych impulsów. Może zabrzmi to dziwnie, ale chyba powinnam się jej jak najszybciej pozbyć.
-Na co tak patrzysz panienko?
Oderwałam wzrok od poczerniałej już dłoni i z niepewnością spojrzałam na jakiegoś starca.
-N-Na nic..
Odwróciłam się do niego i ostatni raz spojrzałam w stronę wagonów z węglem. Idąc do noclegowni, cały czas czułam że ktoś za mną idzie.. Dałabym sobie rękę ucią-... Byłam po prostu pewna że to ten ciekawski starzec.
Wchodząc do karczmy powitała mnie ta sama starsza kobieta, która uśmiechnęła się do mnie ciepło. Odpowiedziałam jej na uśmiech i podeszłam do lady.
-Wszystko już gotowe, możesz iść odpocząć. Pokoik na pietrze po lewej stronie, na samym końcu korytarza. Nikt nie będzie ci przeszkadzał, tak jak prosiłaś.
-Dziękuje. Mogłabym pani zapłacić jutro z samego rana?
-Oczywiście, jeżeli tak będzie dla ciebie wygodniej to nie ma problemu.
-Dziękuje.
Uśmiechnęłam się do kobiety, z której ust nie znikał uśmiech. Znowu poczułam się jak śmieć, nie dość że będę musiała złamać zasady etyczne, to jeszcze okłamuje kogoś tak dobrodusznego.. Pójdę do piekła. Dochodząc do schodów usłyszałam zamykające się frontowe drzwi.
-Witam doktorze, już pan wrócił?
-Tak, mam nadzieje że wytrzymacie ze mną jeszcze kilka dni.
-Ależ doktorze, jest pan jak najbardziej mile widziany i może pan zostać ile tylko pan chce.
Przez chwilę przysłuchiwałam się ich rozmowie, a zaraz potem mój wzrok zetknął się ze wzrokiem ciekawskiego starca, który okazał się być lekarzem. Wbiłam swój wzrok w schody i szybkim krokiem skierowałam się w stronę pokoju. Zamykając za sobą drzwi usłyszałam kroki kierujące się na piętro wyżej. Odetchnęłam z ulgą, nie wiem czy się bałam, czy po prostu byłam zaskoczona, ale nagle jakoś mi ulżyło. Nie bacząc na nic zdjęłam z siebie swoje złachmanione, śmierdzące ubranie i ruszyłam pod prysznic. Wchodząc do łazienki, trochę się zdziwiłam.. Zamiast kabiny prysznicowej, stała w niej szeroka drewniana wanna i dwie grubej średnicy rurki. Jak można było się spodziewać była to ciepła i zimna woda.. Kiedy nalałam do niej wody, sięgnęłam po ręcznik, który złożony i czysty leżał na szafce z lustrem. To co zobaczyłam w odbiciu przeraziło mnie milion razy bardziej, niż moje odbicie w wodnej tafli, tam w górach. Moja twarz była trupio blada, policzki zapadły się do granic możliwości, a włosy straciły swój blask i sprężystość, nie wspominając już o ich całokształcie. przyłożyłam obydwie dłonie do twarzy i delikatnie musnęłam ja palcami. Moje odbicie stawało się niewyraźne z sekundy na sekundę, dlatego odeszłam od zaparowanego już lustra i weszłam do gorącej wody. Leżąc w wannie zapomniałam o wszystkim i próbowałam się zrelaksować. Nie mocząc swojej zakażonej dłoni, najpierw umyłam sobie głowę, a zaraz po tym resztę ciała jakimś lawendowym olejkiem. Dokładnie spłukując z siebie cały ten brud, owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z zaparowanej łazienki do swojego nowego pokoju. Ziewnęłam donośnie, dokładnie się przy tym przeciągając i zbierając swoje ubrania z podłogi, z powrotem skierowałam się w stronę łazienki. Po kilku minutach moje brania były wyprane, powiesiłam je na wannie, z której dopiero co zdążyła spłynąć woda. Kierując się na łóżko, zamknęłam po drodze drzwi na zasuwę, tak by nikt do mnie nie wszedł kiedy będę spała, po czym rzuciłam się na łóżko. W momencie kiedy moje mokre, owinięte ręcznikiem ciało i włosy dotknęły ciepłej pierzyny, sen stał się moim priorytetem.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraaaszam że nie pisałam. Pomysł z systemem niedzielnym szlag trafił.. -.- No ale najważniejsze jest to, że mam teraz stabilnie ustawiony czas pracy. Został mi przydzielony koordynator, który rozkłada mi czas pracy i wiem dokładnie kiedy mam wolne, kiedy mam czas szkolny, kiedy czas nauki i czas zajęć dodatkowych. Tak więc od przyszłego tygodnia powinnam być już całkowicie zorganizowana i ogarnięta. Zakończyłam rozdział 41, i już zabieram się za 42, tak bym mogła dodać go już w tą niedziele. No ale nic nie obiecuje, ponieważ mam duuuużo zaległości w szkolę i w przyszłym tygodniu planuje wszystko poprawić. No! Więc jak na razie to tyle informacji dotyczących rozdziałów na FMA, mam nadzieje że teraz wszystko pójdzie jak trzeba i może więcej osób zainteresuje się blogiem. Jeżeli macie jakieś pytania to pytać na Facebook'u, albo zostawicie mi swoje numery gg >ja mądrala zapomniałam hasła do tego nowego, a laptop zdechł i używam starego numeru.< ^^"

wtorek, 18 września 2012

Rozdział 40. Rzeką ku wolności.


*******************************************************
Nooooooo dobra. Rozdział jest napisany, może nie jest świetny, zabójczy, czy ciekawy ale ważne że napisałam *jest trochę krótszy niż poprzednie, ale to przez to że nie miałam już jakiej akcji rozkręcić, żeby nie było przedobrzone, a nie chciałam rozbudowywać monologów i przemyśleń Fibiaszny bo to by było nudne*. Starałam się jak mogłam ale nie myślałam że wątek "wyprawy w góry", tak mnie przytłoczy. Co mogę powiedzieć więcej. Rozdział następny pojawi się na pewno szybciej, bo nie będę już musiała wymyślać nie wiadomo jakiej akcji, bo na pewno samo się jakoś potoczy, w końcu będzie Izumi :D W najbliższych trzech rozdziałach, możecie się spodziewać rozbudowania wątku bluebeam, czy jak kto woli błękitnego światła, bo praktycznie na tym opiera się trening Fibi. Umyśliłam sobie pewien wątek, przez który pewnie połowa czytających *jak nie wszyscy ^-^"* mnie znienawidzą, ale no trza cuś wymyślić. Pocieszyć mogę tylko wiernych czytających, że dalsze rozdziały będą pojawiały się częściej niż te "Brrigsowe" bo mam już praktycznie cały rozdział, 43/44 ^-^" nie wiem jakim cudem, ale jakoś samo z siebie wyszło.. :D Tak więc, pozostawiam was byście rozkminili sobie moje wypociny i mam nadzieje że nie zawiodłam aż tak bardzo C:
o o zapomniałabym, po prawej stronie u góry możecie znaleźć rozdziały specjalne, które też będą umieszczane jak już wspominałam w notce informacyjnej. Tak więc "Dziewczyna Havoc'a" już jest, oraz nowo napisany "Jak wkurzyć blondynkę" też się pojawił. :)
********************************************************


Chłód i towarzysząca mu zimowa bryza drażniły każdą komórkę mojego ciała. Brak czucia w ręku, oraz coraz to silniejszy ból postrzelonej nogi i pociętych rąk sprawiały mi ogromny problem. Nie miałam możliwości wykonania żadnego ruchu, tym bardziej stworzenia czegoś czy klaśnięcia się w dłonie. Generał blondi sztywno utrzymywała swój miecz naprzeciw moim oczom, zdawać by się mogło że zaraz zginę ale przecież nie z takich sytuacji wychodziłam żywa. Przełknęłam ślinę i postawiłam wszystko na jedną kartę.. Szybkim ruchem kopnęłam zamarznięty śnieg zdrową nogą, wbijając tułów w ziemie tak by ostrze pani generał nie przecięło mi gardła. Zbitki śniegu uderzyły ją w twarz, dzięki czemu zyskałam kilka sekund na poderwanie się z ziemi i przyjęcie jakiejkolwiek pozycji obronnej. Wszystko wyszło by idealnie gdyby nie moja zakażona ręka, chcąc podeprzeć się nią delikatnie zimny i ostry śnieg porozcinał ją jeszcze bardziej. Upadając na kolana poczułam silne, szarpnięcie a zaraz potem okropny ból.
-Ty mała gnido.. to ostatnie dziesięć sekund twojego życia, będę na tyle uprzejma i pozwolę ci wypowiedzieć jakieś ostatnie słowa.
Blondyna trzymała mnie mocno za włosy, tak że wisiałam bezwładnie próbując dotknąć kolanami ziemi i odzyskać jakąkolwiek równowagę. Na swoim gardle poczułam zimne ostrze bezlitosnej generał.. 
-FIBI!!
W oddali słychać było wołanie May, która czekała na platformie tak jak jej kazałam. Co jak co, ale nie mogłam teraz nawalić..
-Skoro nie chcesz skorzystać z mojej dobroci to zabije cię bez..
-Na pewno tutaj nie umrę!
Bujnęłam swoim ciałem w przód tak bym mogła oprzeć się jedną nogą o ziemie, a drugą wycelowałam w piszczel generał. Poczułam jak ostrze delikatnie narusza moje gardło, ale nie przecina skóry. Blondynka odruchowo skuliła się by złapać za bolące miejsce, opuszczając przy tym miecz. Złapałam za rękojeść po czym jednym cięciem, obcięłam sobie włosy raniąc przy tym dłoń blond generał. Nie miałam wyboru, albo pokonam to całe zimno i ból, albo zginę marnie. Klasnęłam w ręce i stworzyłam platformę która przeniosła mnie kilkanaście metrów od wściekłej blondyny. Im byłam dalej tym platforma była słabsza, nie wiedziałam że aż tak się zmęczyłam. Do głowy wpadły mi zbitki wydarzeń, zawsze kiedy kończę użytkowanie bluebeam jestem wycieńczona, a nawet tracę przytomność. Poczułam ból w okolicy kolan i spostrzegłam że właśnie szoruje nimi o ziemie.. platforma całkowicie się rozpadła, a ja miałam kłopoty. Byłam już zmęczona, zmarznięta i poturbowana do granic możliwości. Jednak pierwszy raz w życiu czułam coś takiego, jeszcze nigdy przedtem nie miałam aż takiej woli przeżycia. Zacisnęłam pięść na śniegi i głęboko oddychałam, moje płuca przyjmowały coraz mniej powietrza. Wściekłą generał była już tylko kilka metrów ode mnie, a ja nie mogłam nawet złożyć rąk, mój układ nerwowy, mięśnie i skóra miały już dość. Westchnęłam głęboko i zamknęłam oczy, jeszcze raz skupie w sobie moc i wejdę w stan bluebeam.
-Nie.. dotykaj.. BLASKU AMESTRIS!
Otworzyłam gwałtownie oczy, zamiast wściekłej generał ujrzałam drobne plecki May, a zaraz potem ogromny wybuch. Na ziemi zabłysnęły trzy okręgi, a zaraz po nich kolejne wybuchy.
-Odpocznij sobie skończę to.
May wypowiedziała to z uśmiechem na ustach, po czym rzuciła w moją stronę jeden z zimowych mundurów wojska Amestris. Szybko przyodziałam płaszcz i zrobiłam tak jak kazała, nie wiem dlaczego ale wierzyłam w nią.. wierzyłam w to że da sobie rade. Nie miałam bladego pojęcia jaką technikę alchemii stosuje ta mała dziewczynka, ale byłam zafascynowana.
-Zejdź mi z drogi głupia dziewczynko.. Myślisz że pokonasz mnie takimi sztuczkami?
-Tak, tak myślę.
Pewność siebie tej małolaty mnie zadziwiała, miała w sobie coś co przyciągało moją uwagę. Może to efekt mojego zmęczenia, albo rodzaj jakiejś zimowej fatamorgany.. ale za każdym razem jak May atakowała wybuchy pojawiały się po dziwnym rzutem kunai'ami, zapłonięciu trzech kręgów i ucieczce małej.. Tak jakby nad typ panowała. Jej zwinność, precyzja i siła, mogę przyznać szczerze mi imponowała.. Poczułam się lepiej, wstałam na nogi biorąc porządny wdech. Powietrze zakuło mnie ostatni raz, przed wejściem w tryb blasku.
-Wystarczy May.. Teraz moja kolej.
Zmęczona dziewczynka spojrzała na mnie i twierdząco kiwnęła głową. Złożyłam ręce, tak jakbym składała je do modlitwy a zaraz po tym poczułam przypływ siły. Z lewego oka buchnęło wręcz granatowe światło, a moje ciało znów było w pełni sprawne. Podnosząc wzrok spojrzałam w oczy blondynce, która nie ukrywała swojego zdziwienia i całą siłą uderzyłam rękami w zbity śnieg. Z pod moich stóp wypłynęła masa wody, która zalała generał. Wzięłam May i jej mini pandę na ręce, wiedziałam że pomimo swojej pozy dziewczynka umiera ze zmęczenia.
-Tylko tyle?! Tylko na tyle cię stać!
Odwróciłam się w jej stronę i ponownie spojrzałam jej w oczy.
-To wystarczy.. Jest jakieś trzydzieści stopni na minusie, a ty stoisz na środku lodowej pustyni przemoczona do suchej nitki. Gdybyś bardziej uważała pamiętałabyś że to co mokre, na takim mrozie szybko zamarza.
Uśmiechnęłam się do niej ironicznie i ruszyłam przed siebie. Spod moich stóp wystrzeliła wielka płyta, która zabrała mnie i dwoje maluchów jak najdalej od psychicznej pani generał. Co chwila zmieniałam źródło które podtrzymywało platformę w powietrzu. Nie chciałam by ktokolwiek znalazł nas z mojej głupoty, nie dałabym sobie drugi raz stoczyć takiej bitwy.
-Więc to jest ten blask..
-Nie, to tylko część.
-Pokaże mi jak wygląda pełna moc?
-Wierz mi, nie chcesz tego widzieć.
May przyglądała mi się badawczo, co i raz głaszcząc swojego pupila po główce. Uśmiechnęłam się do niej ciepło, nie chciałam żeby się martwiła, w końcu uratowała mi życie.
-Może ty powiesz mi coś więcej o swoich ...
Zanim zdążyłam zadać pytanie spostrzegłam że dziewczynka usnęła. Przytuliłam ją mocniej do siebie, tak by oddać jej jak najwięcej swojego ciepła. Miała na sobie tylko kożuszek, do tego jej skóra była zimniejsza od lodu. Po dobrej godzinie, jak nie więcej postanowiłam ulokować nas przy zamarzniętym jeziorze. Niedaleko znajdowała się jaskinia, jak dało się zauważyć miała już ona swoich lokatorów, a dokładniej jednego. Podobnie jak poprzednim razem, był to ogromny niedźwiedź z tą różnicą że ten był siwo-biały. Zdawał się mieć większy pysk i łapy, a co za tym idzie większe zęby i pazury.. Położyłam małą May na świeżym śniegu, zdjęłam z siebie płaszcz i okryłam nim dziewczynkę.. Wiedziałam że jak tylko wyjdę ze stanu bluebeam stracę przytomność na klika dni, dlatego nie mogłam pozwolić byśmy obydwie zginęły w środku tego śnieżnego burdelu. Pobiegłam w stronę jaskini, przekraczając tym samym zamarznięte jezioro, lód był dosyć gruby, ale przy konkretnym uderzeniu skruszyłby się jak cukier. Stojąc przed jaskinią, uformowałam ze śniegu kilka śnieżek, po czym używając alchemii zbiłam je w lód. Z początku wrzuciłam do jaskini trzy śnieżki, ale nic z niej nie wylazło.. Niedźwiedź znajdował się o wiele głębiej, więc w jaskini temperatura powinna być w miarę znośna. Weszłam do niej i co i raz rzucając w dal kolejne śnieżki badałam grunt na którym stoję. W ułamku sekundy moja sytuacja miała się zmienić, ponieważ przed moim nosem przeleciała ogromna łapa białej bestii. Bez wahania, uderzyłam rękami w ścianę jaskini.. Ogromny skalny blok zgniótł niedźwiedzia, który padł martwy na ziemie. Poczułam ogromnie silny impuls gdzieś ze środka, który zmusił mnie do kaszlnięcia.. Czyżby efekty długotrwałego użytkowania blasku? Nie miałam chwili do stracenia, kolejny raz użyłam skalnej ściany by stworzyć sobie gruby ostry przedmiot przypominający miecz. Może i byłam pod wpływem jakiś bodźców, które załamywały moją moralność, ale zawahałam się zanim wbiłam w niedźwiedzia swoje narzędzie. Niestety, ale to był jedyny sposób by przeżyć.. Może to o to w tym wszystkim chodzi, mam wyzbyć się tych zahamowań przez które było tyle problemów. Izumi nigdy się nie wahała, zawsze podejmowała jakieś kroki, nawet jeżeli niosły one konsekwencje. Zacisnęłam mocniej dłoń na narzędziu po czym wbiłam go w miśka. Tak jak podejrzewałam futro było grube i gęste, skóra była dość gruba, ale po przebiciu cięło się jak masło. Nie wiem ile czasu minęło, ale w końcu skończyłam, obok mnie leżało futro i skrojone surowe mięso niedźwiedzia. Ale zanim przyniosę tu May, muszę tu posprzątać.. Wszędzie było pełno krwi i przeróżnych organów, nie był to miły widok. Poczułam że jest mi nie dobrze, ale nie mogłam tracić kolejnych cennych minut. Zabrałam całe mięso na zewnątrz chowając je pod głęboką warstwą śniegu, żeby się nie zepsuło, ani żadne inne zwierze nie wyczuło zapachu świeżego mięsa i krwi. Potem wyczołgałam za sobą futro, które nie było wcale takie lekkie, używając wody z jeziora w którym wcześniej zrobiłam otwór zmyłam z niego krew i zostawiłam by trochę przymarzło. Tą samą metodą zmyłam krew ze środka jaskini.. Spojrzałam za siebie May i jej pupil wciąż spali, musiała się mocno zmęczyć skoro tak twardo śpi. Wciągając futro z powrotem do jaskini i lokując je w jak najgłębszym miejscu, utworzyło się coś na kształt posłania. Po porządkach, które były konieczne ruszyłam po May, która jak się okazało wcale nie spała.
-Zabiłaś go prawda?
-Musiała..
-Ale Shao May nie zabijesz.. p-prawda?
Coś ukuło mnie w serce, dopiero po jej słowach złapało mnie poczucie winy. Uśmiechnęłam się do nich delikatnie i pogłaskałam małą pandę po główce.
-Przenigdy.
Wzięłam May razem z płaszczem na ręce i obydwie przebiegłyśmy do jaskini. Wyrzucając z siebie fakt że siedzimy pod skórą niedźwiedzia, który jeszcze godzinę temu cieszył się życiem, podciągnęłyśmy jego futro pod samą szyje. Dawało się odczuć ciepło, ponieważ całe moje zmarznięte ciało zaczynało pulsować, jednak zanim wyszłam z trybu bluebeam musiałam ostrzec dziewczynkę.
-Teraz mnie posłuchaj.
-Huh?
-Ten cały blask, którym tak się fascynujesz ma swoje minusy..
-Jakie?
-Zaraz ten blask zgaśnie a ja będę nieprzytomna, nie wiem ile czasu ale używałam go dość długo i używałam ogromnych pokładów siły, więc wątpię żeby to trwało dzień czy dwa. Dlatego  będziesz musiała poradzić sobie sama.. Przed jaskinią po lewej stronie masz mięso, które będziecie musiały jeść, nie wiem jak wcześniej rozpaliłaś ogień ale wierze że uda ci się to kolejny raz. I najważniejsze co musisz mi obiecać..
Dziewczynka spojrzała na mnie zaszklonymi oczami, tak jakbym miała ją zostawić na zawsze i nigdy już nie wrócić.
-Jeżeli coś się stanie, ale ktoś nas znajdzie masz uciekać i nie zwracać na mnie uwagi.
-Ale..
-Jesteś jeszcze młodziutka i nic nie rozumiesz, ale uwierz mi na słowo nic mi nie będzie.
-Myślisz że jak jestem młodsza to i głupsza?!
Uśmiechnęłam się do niej i pogłaskałam ją po głowie, przez chwilę ukazała mi się twarz Aki, która zawsze robiła mi wbrew. Ponownie się uśmiechnęłam i poczułam jak łza ścieka mi po policzku..

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Poczułam silny ucisk w okolicach skroni, po czym gwałtownie otworzyłam oczy. Wszystko wokół mnie było białe, gdzieniegdzie widać było jakiś niebieski przebłysk, którego próbowałam zlokalizować. Po kilku nieudanych próbach zrozumiałam że to wcale mnie nie atakuje, gdyby jednak miało nie traciłoby tyle czasu. Spojrzałam po sobie i dopiero po chwili spostrzegłam że jestem czysta, moje ciało jest całkowicie zdrowe, a ubranie jakby wyparowało. Stałam kompletnie naga nie wiadomo gdzie.. Jednak nie czułam niepokoju, nie czułam chłodu, ani bólu.. tak jakbym nie istniała. Do mojej głowy wpadła wizja bramy, którą wielki temu ujrzałam razem z Aki, ale wokół mnie nic nie było. Biała beznamiętna przestrzeń z sekundowym impulsem jakiegoś światła. Postawiłam pierwszy krok, a zaraz za nim kolejny, już po pierwszym kroku spostrzegłam że stoję po kostki w wodzie. Rozglądałam się po otoczeniu, ale nic nie zobaczyłam. A co jak umarłam? Przypomniałam sobie May, ale nie widziałam jej twarzy, nie pamiętałam jakiego była wzrostu, czy jak wyglądała.. tak jakby ktoś skasował mi pamięć. Nie, nie mógł mi jej skasować ponieważ ją pamiętałam, tylko dlaczego nie mogę sobie przypomnieć jak wyglądała. Przeanalizowałam przebiec walki, którą odbyłam z blond generał, uczucia towarzyszące mi w zabijaniu niedźwiedzia, czy same rozmowy z May, ale nic nie czułam tak jakby to byłą bajka, albo historia nie mająca ze mną nic wspólnego. Ponownie rozejrzała się po otaczającej mnie pustce, a zaraz po tym uszczypnęłam się w rękę. To dziwne ale nic nie poczułam.. Może naprawdę nie żyje..
-Czy ktoś tu jest? Halo..
Odpowiedziało mi tylko echo. Nie chciałam się poddawać, w końcu musiałam coś zrobić, nie chcę tu zostawać.
-Halo!
-~Halo~
-Jest tu ktoś?
-~Jest tu ktoś?~
-Odezwij się!
-~Odezwij się~
Z czasem uznałam że to bez sensu, moje słowa odbijały się echem, ale nic poza tym.. Co tu można robić? Nagle wpadł mi do łowy pomysł, którego pociągnęła ciekawość. Złożyłam ręce, niby do modlitwy a zaraz po tym położyłam je na ziemi. Bezbarwna woda w której stałam zapłonęła błękitem, by po chwili zgasnąć.. Więc można używać tutaj alchemii.. Ponownie złożyłam ręce tym razem, delikatnie uderzając nimi o tafle wody. Ciecz ponownie rozbłysnęła błękitnym blaskiem, który po chwili zniknął.. Z każdą następną próbą uderzałam dłońmi o wodę coraz mocniej i mocniej, aż w końcu zaczęłam klaskać w dłonie i z impetem tłuc nimi o błękitną tafle. Nie czekałam już nawet żeby zgasła, waliłam rękami o wodę jak jakiś debil, ale miałam nadzieje że w czymś mi to pomoże.. ale nie pomogło. To dziwne bo nie czułam zdenerwowania, ani zmęczenia. Wszystko podobne było do tej wody, brak czucia czegokolwiek było bezbarwne jak ona. Natomiast kiedy uderzałam o nią rękami, wraz z kolorem pojawiała się nadzieja i pryskała razem ze zniknięciem koloru. To dało mi do myślenia, skupiłam w sobie wszystkie siły jakie posiadałam, a w tym miejscu były one nieograniczone, ponieważ nie towarzyszył mi stres czy zmęczenie, i nagle poczułam. Poczułam jak znajome ciepło rozlewa się po ciele, a ja staje się silniejsza niż dotychczas byłam. Woda pod moimi nogami uniosła się zmieniając całkowicie kolor, a moim oczom ukazała się nieograniczona przestrzeń. Dopiero po chwili zauważyłam że całe moje ciało przebija światło bluebeam, a ja przypominam jarzącą się błękitną pochodnie. Wraz z dotknięciem wody, ponownie poczułam coś co kilka minut temu było mi obce. Spokój, równowaga, siła, monotonność. W momencie w którym moje palce zetknęły się z wodą, stałam się ją.. To było niesamowite, czułam tą nieograniczoną przestrzeń którą wypełniałam, nie było z niej wyjścia.. Jednakże woda miała gdzieś swoje ujście, ponieważ bez przerwy płynęła z nurtem.. Otworzyłam oczy i oderwałam palce od wody, znowu czułam tylko siłę przepływającą ciepłą falą przez moje ciało. Więc to jest bluebeam? Nie.. To coś więcej, ponieważ nie czuje siebie.. Czuje siłę, ale nic poza nią. Do głowy wpadły mi kolejne osoby nie mające twarzy, czy określonej postury. Nagle woda spadł tworząc niewielką fale, a echo rozniosło plusk po całej tej nieograniczonej przestrzeni.
-Rozproszyłam się..
Szepnęłam tak jakbym bała się że ktoś usłyszy, ale przecież nie czułam strachu.. Zaczęłam przestawać rozumieć, ale i zaczęłam pojmować. To dziwne ale nie umiałam sobie tego wyjaśnić.. Niebieski blask łączył się z wodą i moim ciałem, ale w momencie zetknięcia się z naturą traciłam poczucie siły zastępując ją "uczuciom" towarzyszącym w tym przypadku wodzie. Natomiast czując siłę rozproszyłam się chcąc przypomnieć sobie kogoś znajomego, zastępując poczucie siły uczuciem do dawnej osoby. Każdy kogo znam ma w sobie coś szczególnego, w momencie kiedy ujrzę jego twarz ogarnia mnie inne uczucie. Kiedy widzę Winry robię się nerwowa i szybko się złoszczę, natomiast kiedy widzę Aki czuję szczęście, ale równocześnie jest mi smutno. Więc idąc za ciosem mogę poczuć i stać się wodą, ale nie mogę stać się kimś innym, dlatego w momencie próby przypomnienia sobie czyjejś twarzy czy wizerunku, następuje rozproszenie siły, tym samym wracam do pierwotnej postaci, czyli siebie.. Niesamowite.. Z niedowierzania ogarnęłam sobie włosy z czoła, dłonią zaczesując je na tył głowy. Moje włosy wciąż były długie, a ja byłam zdrowa, więc to nie może być świat realny, tak jak nie może to być tylko sen.. Gdzie ja do jasnej cholery jestem? Uniosłam wzrok ku górze, ale zanim całkowicie zawiesiła głowę, rażące światło zmusiło mnie do opuszczenia powiek. Otarłam oczy dłońmi, tak jak dziecko kiedy coś mu do nich wpadnie, po chwili otwierając je niepewnie na znany mi już biały obszar. Do głowy wpadł mi pewien pomysł, ponownie weszłam w tryb bluebeam i dotykając wody, zamiast się nią stawać zmusiłam ją do wyparcia mnie w górę. Ciśnienie jakie spowodowała moja alchemia, wystrzeliło w górę, a ja jak ptak poszybował ku światłu. Ponownie poczułam ten nieprzyjemny ból ogarniający moje skronie, a zaraz potem moich uszu dobiegło ciche echo..
-~Bądź ostrożna~
Jestem pewna że nie należało do mnie, jednak głos także był mi obcy..
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Poderwałam się do siadu poczułam ucisk w mojej zdrowej ręce, odchylając niedźwiedzie futro zauważyłam dziurę w skalnej płycie. Musiałam zrobić ją kiedy zrywałam się ze snu.. Pierwsze co mi do głowy wpadło to sprawdzić jakiej długości mam włosy. Szacowanie ich długości zajęło mi tylko chwilę bo praktycznie ich nie miałam. Pojedyncze kosmyki zwisały mi samotnie z tyłu szyi, a sama ich długość sięgała mojego ucha. Zaraz po rozeznaniu głowy spojrzałam na dłoń, której kolor praktycznie się nie zmienił, tyle tylko że nie miałam w niej już czucia, a nad nadgarstkiem miałam mocno związaną wstążkę, która wręcz wtopiła się w moje ciało. Próbowałam ruszyć palcami, a potem samą dłonią ale nie odpowiadała na żadne impulsy.. Teraz jest już do niczego więc żeby nie stracić całej ręki będę musiała się jej pozbyć. Reszta mojego ciała wyglądała nieskazitelnie, a ja sama nie wyglądałam najgorzej.. May chyba trochę mnie obmyła, bo ślady krwi i pyłu zniknęły..A odbiegając od tematu mojej czystości, ciekawe gdzie jest ta małolata? Rozejrzałam się po jaskini, ale nikogo w niej nie było. W drugim rogu dziury leżało upieczone, ale zepsute już mięso.. Wstałam na nogi, podnosząc z ziemi złożony płaszcz wojskowy. W momencie kiedy zapinałam już ostatni guzik, na przeciwległej ścianie zauważyłam wyrytą notkę..

*
Przepraszam że nie poczekałam aż się obudzisz, mam nadzieje że mnie za to nie znienawidzisz. Muszę jednak znaleźć odpowiedzi dotyczące nieśmiertelności, bardzo mi na tym zależy. Upiekłam dla ciebie mięso, mam nadzieje że jak się obudzisz będzie jeszcze dobre. Nie martw się o mnie jestem z Shao May więc nic mi nie grozi. Dziękuje za ratunek i opiekę. 
~May

A, zapomniałabym do tej chwili minął już miesiąc odkąd się nie budzisz. 
Rozumiesz dlaczego nie mogłam tyle czekać.. 

*
Uśmiechnęłam się w duchu, nie bałam się o nią, ani nie byłam zła. Po tym co zobaczyłam wiedziałam że ta mała dziewczynka da sobie radę. Bardziej zdziwił mnie czas jaki upłynął odkąd zasnęłam. Miesiąc.. Spojrzałam na leżące niedaleko mięso, było zeschnięte i owiane jakimś meszkiem.. Musiało leżeć tu więcej niż kilka dni. Niektóre jego części zrobiły się już czarne, do tego trochę straciło z objętości, dlatego też mogę się domyślać że leży tu od tygodnia, do dwóch max. Pokręciłam głową, delikatnie się uśmiechnęłam. Podniosłam z ziemi narzędzie, którym posłużyłam się do zdarcia z niedźwiedzia skóry i kreśląc na ścianie krąg transmutacji. Po skończeniu krąg wyglądał na lekko koślawy, ale działał.. Po przyłożeniu do niego ręki buchnęło jaskrawe światło, a notka od May zniknęła z kamiennej płyty szybciej niż się na niej pojawiła. Zostawiając po sobie bałagan, ruszyłam przed siebie, ku mojemu zdziwieniu nie padał śnieg, jednak światło odbijające się od nieskazitelnej bieli delikatnie mnie oślepiało. Po kilku minutach moje oczy przyzwyczaiły się do otoczenia, a nos do kłującego mrozu. Dochodząc do jeziora, narysowałam na grubej tafli lodu kolejny krąg, po czym wprowadziłam swoje ciało w stan bluebeam żebym mogła kontrolować wodę, jej naturalną siłą. Scalając się z wodą udało mi się ogarnąć, że to wcale nie jezioro, tylko rzeka.. a tam gdzie jest rzeka musi gdzieś znajdować się miasto. Zatapiając się całkowicie w jej nurcie, pędziłam w stronę w którą zmierzał prąd. Miałam nadzieje że moja teoria nie była mylna, ale jak się okazało ten dziwny sen okazał się mieć swoje bodźce także w realnym świecie, więc śmiałam twierdzić że się jednak nie myliłam. Nie wiem ile czasu upłynęło, ale w końcu ujrzałam coś innego niż tylko śnieg. Urocza zieleń odbijała w jakiś dziwny sposób zachód słońca, który był naprawdę piękny. Nie pamiętam kiedy ostatnio widziałam zachodzące słońce, w sumie przespałam cały swój urlopik w górach, więc czemu się dziwić. Nawet nie wiem kiedy przestałam używać blasku, stał na śniegu kilkadziesiąt metrów od przepięknej zieleni. Od normalnego świata dzieliła mnie tylko ta wielka góra. Mimo tego że używałam bluebeam przez tak długi czas nie byłam zmęczona, rzec by się chciało: "Znów miałam racje", ale wole nie zapeszać. Ostatni raz rzuciłam górą obojętne spojrzenie i kreśląc krąg transmutacji na śniegu, myślałam już tylko o powrocie do Izumi i zaśmianiu jej się w twarz. Po skończeniu kręgu, którego kształty z czasem wychodziły mi coraz lepiej, przyłożyłam swoją zmarzniętą już rękę na zimny śnieg. Spod mojej dłoni błysnęło światło a po chwili platforma była już gotowa do podróży. Co prawda obawiałam się że jedną ręką ciężko mi będzie operować tak duży wytwór, ale raz się żyje.. Chociaż po tym co przeżyłam mogę śmiało stwierdzić, że mam więcej żyć niż buddyjski kot. W momencie kiedy moje nogi dotknęły skalnej podstawy nie było już odwrotu.. Izumi szykuj się, przeżyłam i nadchodzę.


środa, 22 sierpnia 2012

Informacje/Organizacja/Rozeznanie

No dobra przyszła wreszcie pora na trochę informacji bo troszku się pozmieniało.
1.Przeniosłam swoje blogi na blogspot
2.Kilka nowych blogów
3.Dlaczego są błędy
4.Trochę o rozdziałach
5.Co się wydarzyło
6.Dlaczego zawieszam blogi tak często
7.Osoby które polecam
8. Prośba

No więc:

1.
Otóż przeniosłam swoje blogi na blogspot, ponieważ z onetem już dawno się nie lubimy. Kilka razy pisząc rozdział bezpośrednio w onecie, strona się zawieszała a ja *zapominalec* nie zapisując szablonu musiałam zaczynać rozdziały od nowa. W końcu się zbuntowałam i postanowiłam że zacznę pisać w wordzie, po pierwsze nic mi się nie skasuje, nic nie zniknie i łatwo będzie wkleić na bloga. Owszem było łatwo, ale słowa się sklejały ponieważ były kopiowane i wklejane *podziękowania dla osoby która mi to wytłumaczyła*. Po za tym nieraz rozdział się w ogóle nie dodawał co doprowadzało mnie do białej gorączki. Pod jednym z rozdziałów poprosiłam o polecenie mi jakiejś strony, gdzie mogę pisać i polecono mi właśnie blogspota. Bardzo dużo osób ciepło się o nim wypowiadało więc pomyślałam czemu nie. No i tak też się na nim pojawiłam. Nie przeniosłam się jednak tylko dlatego że dużo osób mi o nim napisała, pisząc pierwszy próbny wpis zauważyłam że pisząc "w środku" blogspota, treści zapisują się co jakiś czas automatycznie co bardzo mnie cieszy. To kolejny powód dzięki któremu się do blogspota przekonałam.

2.
> Otóż po obejrzeniu 7 *jak oglądałam tylko tyle było dostępnych* ep'kach Arcana Famiblia, wiedziałam że będzie tak samo jak z FMA *pierwszej odsłonie*, że nie będę nasycona treścią. Co prawda obejrzałam tylko 7 ep'ów z 13, ale jestem na tym 7 i wciąż nie dzieje się co ma się dziać, więc akcja będzie bardzo skrócona i jestem pewna że będzie ona dla mnie mało sycąca *a wiadomo ja lubię na tłusto xD*. Dlatego też powstał blog: http://arcana-famiglia-another-story.blogspot.com/ <- nic na nim nie ma, nawet nie zaczęłam go sobie jakoś edytować ponieważ czekam aż pojawi się ostatni odcinek bym mogła zacząć pisać, koncept już jest więc spokojnie.

> Kolejnym nowym blogiem jest oczywiście: http://naruto-shippuuden-jiyu.blogspot.com/ <- jak widać po linku jest to po prostu Naruto, do tocvzącej się historii dodam paru nowych bohaterów i zobaczymy co z tego wyjdzie. Możecie mówić "Naruto jakie to oklepane i nudne", ale ja mam do teo ogromny sentyment i czy to czytając mangę czy oglądając nowe ep'y Naruciaka moja głowa pęka od pomysłów, je stamtąd uwolnię.

3.
Pewnie większość z was po przejechaniu czy są wszystkie rozdziały i czy oby na pewno są dobre, zauważy że wyrazy wciąż są posklejane. Owszem są ponieważ robię wszystko na szybko, gdyż nie mam teraz za wiele czasu, ale wyjaśnię to w kolejnych punktach. Oczywiście chciałabym by pojawiali się nowi czytelnicy ale to nie zależy ode mnie, przeważnie osoby czytające nie dodają komentarzy, tylko piszą mi wiadomość na pocztę. No ale nie o komentarze teraz chodzi, dokończę więc.. Błędy związane z posklejanymi wyrazami, błędami ortograficznymi, czy błędami składniowymi, szykiem zdania itp. zostaną poprawione w swoim czasie obiecuje!

4.
Większość z was dobrze mnie już zna i wie że ze mną nigdy nie wiadomo, więc bywa różnie. Rozdziały nie są regularne a to przez to że w moim życiu *możecie wierzyć bądź i nie* wiele się dzieje. Od rzeczy naprawdę zajebistych, aż po tragiczne. Nie zmieni się to że rozdziały będą dodawane różnie, na pewno w żadnym konkretnym terminie, chyba że będę maksymalnie pewna i od razu zacznę pisać rozdział jeden po drugim i w 100% go skończę, bądź "dokończę jutro".
* Na FMAHG powstaną podrozdziały tzw. special *xD*, w których podobnie jak w "Dziewczyna Havoc'a" będzie zamieszczona akcja nie mająca nic wspólnego z moim opowiadaniem, bądź będą toczone wątki podobne. Mogę wam zdradzić że już zaczęłam i jeżeli nie wpadnie mi nic innego to następny "special", będzie nosił tytuł "Jak wkurzyć blondynkę".
*Ao no exorcist - tak więc ehhh co tu napisać, nie wiem naprawdę nie wiem. Piszę ten blog zgodnie z anime, więc nie wiem co dalej z nim zrobię. Stanęłam na pewnym rozdziale i nie wiem kiedy do niego wrócę, jednak wrócę na 150 % może w najbliższe wolne, ferie albo cuś, bo tak potrzeba więcej czasu.
*Co do nowych blogów to tak jak już wspomniałam wszystko się okaże od tego, kiedy wyjdą nowe ep i kiedy się skończy (Arcana Famiglia) i od tego kiedy będę miała troszeczkę więcej czasu (Naruto)
*Co do mojego bloga o DRRR o którym pewnie nie słyszał nikt rozdziały się już nie pojawią, całkowicie straciłam rachubę co chciałam napisać, o czym miało być i w jaki sposób wyglądało anime. Dlatego o ile sobie przypomnę hasło do konta na którym pisałam, od razu blog usunę.

5.
Napiszę wam teraz trochę co się wydarzyło że przerwałam pisanie. Głównie tyczy się to FMA i zapoczątkowania Naruto w moim wykonaniu. Otóż kiedy chciałam wreszcie się zabrać i miałam ogromną motywacje, jakieś 15 minut po tym nagłym zrywie mój kot zleciał z parapetu dupą na beton i oczywiście co? Wybił sobię biodro, pękł mu kręgosłup i się zaczęło. Męka i cierpienie straszne, płakał wył nie dawał się dotknąć nic, zero. Więc my na ostry dyżur do weterynarza ale odmówiono nam udzielenia mojemu skarbowi pomocy gdyż "nie ma osoby obsługującej rentgen i nie mamy w tej chwili chirurga", no więc kot się przemęczył w końcu trafił do porządnej kliniki i co no i naprawiamy. Okazało się że to nie takie proste.. Biodra nie dało się naprawić bo jak się później okazało torebka stawowa praktycznie nie istniała.. Kot przecierpiał jednak te 2 dni na środkach przeciwbólowych i wczoraj w środę ruszył dzielenie na stół operacyjny. Po 5 godzinach oczekiwania na cud okazało się że się udało, "ale mimo wszystko nie było to takie proste."~ jak to rzekła pani ortopeda i anestezjolog. Mój biedny kot z wyciętą głową kości biodrowej, 24 szwami na biodrze, wygoloną łapą i dupą, wrócił do domu i sprawia duuużo problemów. Nie wiem czy to przez ból czy tak o, kot wstaje chodź nie powinien, fuczy, gryzie, drapie i próbuje zdjąć sobie to takie cuś z pyska *zapomniałam jak to się nazywa o.O*. Nie potrafię go uspokoić, ale moja mama za to tak i świetnie sobie z nim radzi, ale wyjeżdża na 5/6 dni i zostawia mnie z tym wszystkim samą -.- Więc nie ma najmniejszej opcji żebym posiedziała sobie i cokolwiek napisała bo nie mogłabym się nawet skupić i co chwilę musiałabym odchodzić żeby go ogarnąć, a wracając traciłabym myśl i rozdziały byłyby niespójne i napisane z przymusu i po co.. Tak więc szwy zdejmą z niego dopiero za 10/12 dni, przez ten czas nie ma najmniejszych szans bym cokolwiek napisała więc przez najbliższe 2 tygodnie nic a nic się nie pojawi, może jakieś krótkie notki informacyjne na innych blogach, bądź poprawa estetyki itpetki.

6.
Tak jak już pisałam w moim życiu wiele się dzieje i nigdy nie wiadomo co mnie, bądź kogoś mi bliskiego spotka. Do tego szkoła, moje chodzenie do niej jest bajeczne pojawiam się raz na ruski rok w dodatku zgarniając po drodze miliard lach, uwag i ostrzeżeń. Do tego moja polonistka, wstrętna rura, mnie nienawidzi i uwzięła się na mnie jak kat na bydle.. Po prostu zrównuje mnie z ziemią próbując mnie udupić dlatego też nie chce dawać jej powodów i czytam, pisze i odrabiam wszystko co zadaje, żeby na niczym mnie nie złapała i nie zostawiła mnie na drugi rok *szmacisko >.<*. W tym roku ledwo uszłam z życiem praktycznie na samych dwójach leciałam, gdyż na 10 miesięcy w szkole byłam tylko 4 ^-^", co zalicza się pod nieklasyfikacje ale w związku że "to twój pierwszy rok w liceum, to damy ci taryfę ulgową, ale w drugiej klasie jak nie zepniesz dupy to ADIOS!" Wakacje spędzałam w domu, jednak wiadomo jak to ja balangowałam, robiłam wiele złych baaardzo złych rzeczy xD o których wiedzą tylko moi znajomi i bliżej wtajemniczeni blogerzy utrzymujący ze mną kontakt sms, fb, gg. No więc popłynęłam jak to ja i sayonara blogi lecim w melanż. Teraz jeszcze doszedł mój mały spadochroniarz niewypał, no i czytanie 3 lektur "Lalka", "Pan Tadeusz" i "Kordian", no i przepisywanie wszystkich zeszytów z 1 liceum, żeby pokazać że cokolwiek pisałam w tamtym roku *obowiązkowo wszystko bo to obejmowała moja umowa o "prezent z okazji że dopiero pierwszy rok w tej szkole". Jest tego sporo i nie wiem kiedy to zrobię bo muszę pilnować kociambra.

7.
Przejdę teraz do osób które z czystym sercem mogę polecić, tak więc:
http://priya-fma.blog.onet.pl/ <-jedna z pierwszych osób która ze mną została i wciąż czyta co piszę, komentuje i czeka tyle czasu na te kiepskiej jakości rozdziały. Dziękuje ci bardzo bardzo! No i świetne opowiadanie o którym nie można zapomnieć, ciekawe, wciągające i pełne akcji, a nieraz i bardzo tajemnicze.

http://claw-blue.blog.onet.pl/ <- poznałam ją niedawno wspaniała dziewczyna z ogromnymi pokładami kreatywności, ambitna i wesoła. Piszemy praktycznie codziennie na gg, jej szlachecki język i wyrafinowane słownictwo zawsze odpowiednie do chwili mnie rozbraja! Blog ciekawy i warty polecenia, jeżeli jednak nie lubisz mocnych, kreatywnych mieszanek anime, nie w chodź bo skoro tego nie lubisz to trzepniesz coś nie potrzebnego i po co podcinać komuś skrzydła przez swój brak ambicji i wizji sięgających tylko jednej serii.

http://shiruba-naito.blogspot.com/ <- blog powstały niedawno także należący do koleżanki z góry ^, tematyka vampire knight, naprawdę warto zajrzeć i przeczytać nawet jak oglądało się to anme bardzo dawno. ja osobiście przepadam, warto czekać na kolejne rozdziały.

http://katsumi-kocia-kunoichi.blog.onet.pl/ <- Katsumi! także jedna z pierwszych osób które zaciekawił mój blog o FMA, wdzięczność pozostaje, dobrze przedstawiona historia organizacji Akatsuki "od środka". Uwielbiam jej opowiadanie chodź ostatnio się do mnie nie odzywa i nie informuje mnie o nowych rozdziałach  :c

 http://www.fma-opowiadanie.blogspot.com <- blog naprawdę godny polecenia, ciekawe opowiadanie, pełne wątku tajemnicy co bardzo wciąga, chodź pojawił się dopiero rozdział pierwszy można już powiedzieć że opowiadanie będzie naprawdę dobre!

http://gintama-new-story.blogspot.com/
http://dondake-i-po-sprawie.blogspot.com/ <- znalazłam całkiem niedawno, ale nie żałuje warto wejść poczytać i polecić!

I to chyba na tyle, reszta moich dawnych "blogowych kumpli" albo pokasowała blogi, albo porzuciła ez słowa pożegnania nie utrzymując ze mną kontaktu. Jeżeli o kimś zapomniałam *a może się tak zdarzyć* to zwracać mi uwagę i się przypominać!

8.
Może to bezczelne i uznacie mnie za pazerną, ale prosiłabym jednak o te komentarz pod rozdziałami a nie na poczcie. Fajnie jest wejść sobie na bloga po fatalnym dniu i zobaczyć o ktoś skomentował moje wypociny! Od razu się cieplej robi na sercu i ma się ochotę pisać. Po za tym na pocztę wchodzę bardzo bardzo rzadko gdyż ona nie należy do mnie ^-^" tylko do kuzynki i praktycznie zawsze odpisuje na jakieś prośby po czasie, bądź dziękuje po  tygodniu dwóch, a nawet miesiącu co was też do mnie zniechęca bo "szmata nawet dziękuje nie napiszę".
Druga prośba to taka żebyście zostawiały/zostawiali mi gg w komentarzach, czy tu czy pod jakimś nowym rozdziałem, tak jest znacznie łatwiej i pogadać można ^^


No i to chyba tyle jeżeli chodzi o takie sprawy informacyjno-organizacyjne. Mam nadzieję że pojawią się jakieś nowe blogi w moich linkach polecających *których jeszcze |JESZCZE!| nie umiem ustawić ^-^"*

Piszcie, komentujcie, pozytywnie/negatywnie w zależności co komu pasuje co komu nie pasuje. No i mam nadzieje że do przeczytania niedługo ^^


Dodam tu swoje konto na devianta i myanimelist, jeżeli komuś podpasuje zapraszam na tumblr, no i to chyba na tyle. *zapraszajcie mnie do siebie czy to na myanimelist czy to na deviancie z chęcią popatrzę co was interesi ^_^*

http://squibbang.tumblr.com/
http://squibbang.deviantart.com/
http://myanimelist.net/profile/elmo-chan


Rozdział 39. Dziewczynka z małą pandą


-Myślisz że nie żyje Shao May?
Poruszyłam palcami, powoli odzyskując świadomość.
-PORUSZYŁA SIĘ!
Poczułam jak moje ciało znowu stało się sztywne.
-Żyjesz? Nic ci nie jest?
Otworzyłam oczy i spojrzałam na małą dziecięcą twarz która znajdowała się tuż nad moją głową.
-Kim jest-
Przerwałam w pół słowie ponieważ moje gardło skręciło się w supeł. Dziewczynka patrzyła na mnie ze zdziwieniem, a po chwili pobiegła w drugi kąt pomieszczenia.
-Trzymaj, powinno pomóc.
Dziewczynka trzymała w rękach mały gliniany kubeczek z parującym napojem. Spojrzałam na nią z podejrzeniem i podciągnęłam się dosiadu. Cicho zajęczałam, ponieważ moje ciało było w kompletnej destrukcji.Wzięłam kubek od uśmiechającej się dziewczynki i wzięłam spory łyk napoju.
-Może nie jest najwyższej jakości, ale powinno na razie wystarczyć.
-Dziękuje..
Dziewczynka namalowała na ziemi trzy dziwne kręgi po czym wyciągnęła rękę w moją stronę.
-Daj dłoń.
Spojrzałam na nią a zaraz potem na swoją ranną rękę, nie wyglądała najlepiej. Miejsce w którym tkwiła łuska z kuli było mocno sine, a całą reszta dłoni przechodziła od szkarłatu, aż po jasny róż..
-Nie wygląda to najlepiej.
-Tak, wdało się zakażenie.
-Zakażenie!?
-Tak, ale nie martw się, stopuje przepływ zakażenia w inne miejsca. Jesteś alchemikiem prawda? Osobiście uważam że alchemia jest czymś niesamowitym, ale tak naprawdę to…
-Kim ty w ogóle jesteś?
-May Chang,a to  Shao May.
-Chodzisz z niedopieszczonym kotem..
-TO PANDA!
Spojrzałam na zwierzaka który dziwnie na mnie warknął.Dziewczynka chwyciła moją dłoń i użyła czegoś co było dla mnie całkiem obce..Krąg zaświecił się a moja ręka przestała boleć.
-Co ty..
-Huh?
-Co to było?
-Ale co?
-No to..
-Mówisz o tym?
Dziewczynka naśladowała moje ruchy, spoglądając z kręgu na moją rękę. Pokręciłam głową i zacisnęłam rękę w pięść, po czym zaczęłam się jej przyglądać. Poczułam delikatne muśnięcie zimna, dopiero teraz przypomniałam sobie co tu robię. Po dwóch ciężkich próbach w końcu wstałam na nogi i otrząsnęłam się z piachu, którym byłam obklejona. Przez głowę przeleciały mi obrazy z poprzedniej nocy, niedźwiedź blond generał i ten cały ford.. Złapałam się za głowę, ale nie było na niej żadnej rany, podobnie z nogami i tułowiem.Jedyne co zostało z moich obrażeń to nie ciekawie wyglądająca dłoń, na którą z ciekawością spoglądałam. Dziewczynka robiła coś ze swoim kotem, a ja kuśtykając podeszłam do wyjścia z jaskini. Była noc, a może późny wieczór.. nie jestem pewna. Śnieg prószył na tyle mocno że widoczność była ograniczona, ba w ogóle nie było nic widać.
-Jeżeli chcesz gdzieś iść to nie dasz rady. Od pięciu dni tak prószy, nie przejdziesz nawet metra.
-Doprawdy..
Westchnęłam głęboko i odwróciłam się w stronę dziewczynki, a zaraz potem z powrotem na wyjście. Miała racje, nie udało by mi się nawet ustać w taki wiatr nie wspominając już o..
-Zaraz zaraz.. PIĘĆ DNI!?
Dziewczynka spojrzała na mnie z przepełnionymi lękiem oczami, chodź jej twarz wydawała się być mocno zdziwiona.
-T-Tak.. Coś się stało?
-Pięć dni.. Byłam nieprzytomna przez pięć dni?!
-Tak sądzę, zaznaczam każdy dzień.. I odkąd znalazłam cię na tym wystający klifie minęło równo pięć dni.
Dziewczynka przyglądała się swoim kreską i licząc każdą z nich ustaliła od kiedy siedzimy w jaskini. Fakt że byłam nieprzytomna przez pięć dni delikatnie mną wstrząsną, ale nie zdziwiło, jak na mnie to i tak nieźle.. Mogło być gorzej.. Podeszłam do dziewczynki ponownie kuśtykając, i oparłam się o ścianę jaskini. Dziewczynka wrzucała właśnie jakieś odpadki do ognia żeby nie zgasł. Przyglądałam jej się przez chwilę i zastanawiało mnie co taka mała, urocza dziewczynka robi w górach.
-Ile ty w ogóle masz lat?
-Dwanaście, a ty?
-O ile się nie mylę będzie gdzieś z dziewiętnaście.
-Jesteś aż tak stara?! Wyglądasz na piętnaście, no może szesnaście.
-Dzięki.. Chyba.
May uśmiechnęła się do mnie ciepło i usiadła krzyżując nogi przy palenisku.
-Co robisz w górach całkiem sama?
-Nie jestem sama, jest ze mną Shao May.
-Jasne.. mini panda.
-Wiesz szukam tajemnicy nieśmiertelności, muszę wiedzieć czy to możliwe. Słyszałam historie kamienia filozoficznego i zastanawiam się czy jest jakaś inna możliwość, chce wiedzieć jak najwięcej. Może wiesz coś na ten temat?
Spojrzałam na nią swoim specyficznym wzrokiem, przypomniały mi się czasy kamienia filozoficznego, faceta który wtopił broń w swoją rękę i krzyk „umierającej” Luminosity..
-Nie powinnaś interesować się takimi rzeczami..Nieśmiertelność jest niemożliwa.
-Chcę przynajmniej spróbować..
-Posłuchaj mnie uważnie.. D a j  s o b i e z  t y m  s p o k ó j.
Odwróciłam wzrok by dziewczynka nie widziała w moich oczach strachu, jaki wywołuje w nich to straszne wspomnienie. Znowu przypomniałam sobie Edwarda i Alphonse, ciekawe jak im się układa, zapomniałam już co to ciepło drugiej osoby.. Chociaż tamte wspomnienia nie są aż takie złe, w końcu Aki..
-Om..
Moje myśli przerwało wahanie May, która najwyraźniej chciała mnie o coś zapytać.
-Coś się stało?
- No bo.. Jak masz na imię?
-Fibi.. Fibi Sparke.
-Ooooo..
Oczy dziewczynki pojaśniały i wydawała się być podekscytowana. Patrzyłam jak ze spokojnej, uroczej i niewinnej, staje się w podnieconą i podekscytowaną małą pchłę.
-TY JESTEŚ FIBI SPARKE?!
-T-Tak sądzę.. Coś nie tak?
-Czy ty to słyszałaś Shao May?! FIBI SPARKE!
Patrzyłam jak dziewczynka miota swoją pandą i zaczyna kręcić się w kółko, bez przerwy powtarzając moje imię. Podciągnęłam się i oparłam mocniej o ścianę by dziewczynka nie przewróciła się przez moje stopy.
-Czemu się tak cieszysz?
-Jesteś Fibi Sparke! Słyszałam o tobie.. Pomogłam samemu Blasku Amestris!
-Blasku Amestris?
-Tak! Fibi Sparke Alchemik Blasku.. Blask Amestris! Jesteś bohaterem! Mówią o tobie ludzie z mojego państwa! Potężny Alchemik Blasku,należący do wojsk Amestris, uratowałaś całą centralną część, dałaś radę z nadludźmi!
Patrzyłam na May i słuchałam jak co i raz dopisuje do mojego konta coraz to nowsze osiągnięcia i jak kreuje mnie na bohatera, za którego najwyraźniej mnie miała. Alchemik Blasku? Więc dostałam przydomek nawet o ty mnie wiedząc? Do tego określenie mnie Blaskiem Amestris.. Wydawało się to dziwne i jakoś dziwnie nieprawdopodobne..
-Podróżowałaś z Edward’em Elric’kiem prawda?! Jaki on jest?!Przystojny, potężny, utalentowany, przystojny i nieskazitelny obrońca..
-Ahahahahahaha!
Zaczęłam śmiać się w niebo głosy i nie mogłam przestać przez kolejne parę minut. Mina rozmarzonej dziewczynki wydała się być tak zabawna,prawie tak samo mocno jak charakterystyka Elric’a. Zaczęłam tracić powietrze i brzuch momentalnie zaczął mnie boleć, z oczu ciekły mi łzy, a na twarzy rozbłysnął szeroki uśmiech. Oddychałam ciężko łapiąc kolejne partie kłującego zimnego powietrza..
-Co w tym takiego śmiesznego?
May patrzyła na mnie ze złością, nie wyglądała już jak rozkochana fanka, bardziej jak wściekły pies..
-Nic.. Nic takiego.
Nie chciałam psuć jej wyobrażenia, jej idealnego mężczyzny.Co prawda w kilku cechach miała racje, ale zarówno jemu jak i mnie daleko do ideału jaki mi przedstawiła. Uśmiechnęłam się do niej szczerym szerokim uśmiechem i pokręciłam głową. Dziewczynka oblała się rumieńcem i usiadła skulona w kulkę, kołysząc się w przód i w tył.
-A tobie co?
-Nic..
-No weź przestań, przecież nic nie powiedziałam..
Dziewczynka odwróciła się do mnie tyłem i siedząc w bezruchu przytuliła do siebie Shao May i po niecałej minucie położyła się skulona. Nie spojrzała już na mnie ani razu, byłam ciekawa co zrobiłam nie tak. Patrząc na nią od razu zachciało mi się spać, położyłam się w podobnej pozycji do dziewczynki i od razu zasnęłam.
Rano obudziły mnie strzały, które dochodziły z zewnątrz..Spojrzałam w miejsce w którym jeszcze wczoraj leżała dziewczynka, ale nie było jej. Ogień był zgaszony a chłód mocno wyczuwalny.. Kolejne salwy wystrzałów trochę mnie przestraszyły, a zaraz po nich słychać było gruby kobiecy głos.
-Wyłaź szczurze! Nie chowaj się w norze!
Od razu rozpoznałam ten mocny stanowczy ton..
-Generał blondyna.
Zerwałam się na równe nogi i wciąż lekko kuśtykając zaczęłam biec w przeciwną stronę jaskini.
-Jeżeli nie wyjdziesz wciągu dziesięciu sekund, zrobię z twojej małej towarzyszki  tarczę dla moich żołnierzy!
Zatrzymałam się gwałtownie na dźwięk słów blondyny.Wiedziałam że nie żartuje, po tym co dała mi doświadczyć byłam pewna że za siedem sekund May stanie się pokrowcem na kule.. Odwróciłam się w stronę wyjścia i powolnym krokiem szłam w stronę światła. W tle słychać było kolejne cyfry zbliżające się do zera. Na dwie sekundy przed końcem czasu stanęłam w wejściu do jaskini. Było nieprawdopodobnie zimno. Powietrze które wdychałam kłuło moje płuca niczym miliony igieł wbijanych w moją klatkę piersiową.Powietrze było ciężkie, a śnieg był ostry jak brzytwa. Westchnęłam uwalniając przy tym chmurę pary. Blondynka mierzyła mnie morderczym spojrzeniem, a jej armia z automaniakiem na czele dumnie stała za nią. Część jej wsparcia miała broń wycelowaną w płaczącą i przerażoną dziewczynkę. Cała sytuacja nie wyglądała za dobrze, za ścianą żołnierzy stały dwa kolosalnej wielkości pojazdy, dzięki którym armia przedostała się aż tutaj.
-Puść dziewczynkę..
-To nie ty tu wydajesz rozkazy, fałszywy szczurze.
Przełknęłam ślinę i zacisnęłam pięści, musiałam wszystko coś wymyślić.. Chłód sprawiał że moje gardło, i cala reszta ciała zaczęło robić się sztywne i ciężkie.
-Bałaś się przyjść sama? Musiałaś wziąć ze sobą całą armie?
-Hahahahahaa! Nie bądź śmieszna! Nie jesteś dla mnie wyzwaniem. Chodź muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem, jeszcze nikomu nie udało się uciec z mojego królestwa.
-Puść dziewczynkę, skoro i tak nas rozstrzelacie, oddaj jej chociaż trochę godności.
Generał spojrzała na mnie z przymrożonymi oczami, po czym twardo machnęła ręką na znak by puścić May. Dziewczynka podbiegła do mnie i schowała się za moimi plecami.
-Złap się mnie i nie wychylaj zza moich pleców.
Szepnęłam do niej niezauważalnie, Shao May, w bezruchu wszczepiła się w brzuch dziewczynki, a ja nie miałam ochoty na żarty.
-Wybacz Izumi, ale inaczej się nie da.
Klasnęłam w ręce i uderzyłam nimi z całą siłą o stwardniały śnieg. Fala zbitego śniegu przemieniła się w ścianę lodu napierającą na armię blondyny. Powróżyłam ruch dłońmi tym razem uderzając w ścianę, z bloku jaskini wystrzeliło kilkadziesiąt kamiennych dysków wycelowanych w tym samym kierunku.W momencie kiedy wojskowym udało się przebić bronią lodową ścianę, seria dyskowych uderzeń poprzecinała linie obrony pani generał. Nie miałam zamiaru czekać aż jej podwładni, jak i ona sama się pozbierają, nie popełnię tego błędu po raz kolejny.
-Teraz musisz mocno się mnie trzymać!
-Mhm!
Poczułam jak drobne rączki May ścisnęły mnie mocno. Wzięłam głęboki oddech i uderzyłam rękami o kolejny skalny blok. Gruba platforma wystrzeliła ze ściany, sekundę później razem z May leciałyśmy do góry, tak by znaleźć się na szczycie góry, w której uformowana była jaskinia. Wojskowi strzelali w naszą stronę różnymi rodzaju kulami i ładunkami.  Co chwila musiałam tworzyć nowe modyfikacje by platforma się nie zapadła, oraz wszelkiego rodzaju tarcze by żadnej z nas nic się nie stało. Generał Armstrong nie dawała za wygraną, blaszany kolos wjechał w platformę, która pod wpływem uderzenia straciła stabilność i zaczęła się kruszyć, aż w końcu rozleciała się w drobny mak. Złapałam się krawędzi wystającej ze ściany i kazałam May się na niej położyć, by żadne z nich jej nie postrzeliło. W momencie kiedy byłam już prawie w całości na górzystym klifie,poczułam potworny ból w okolicy łydki. Jęknęłam zaciskając pięści i ostatecznie wdrapałam się na szczyt. Leżąc na ziemi złapałam się za nogę i patrzyłam jak krwawi.
-Czego oni chcą?!
-Odniosłam wrażenie że nas, ty nie?
Odpowiedziałam roztrzęsionej dziewczynce ironicznie, po czym przyłożyłam gotowe już ręce do ziemi, tak by regularnie naprawiać rozstrzeliwaną  płytę na której siedziałyśmy. Dyszałam ciężko i czułam jak serce wali mi, chcąc przebić żebra..Pojazdy które jeszcze chwile temu stały na dole, teraz znajdowały się coraz bliżej nas, pnąc się po ścianach, wszczepiając w górę przystosowane do tego ruchome podłoże.
-Teraz mnie posłuchaj, złap się mnie jeszcze mocniej niż poprzednio, bo może trochę trząść..
Oderwałam swoje świecące ręce od płyty i wzbierając w sobie siły jakie tylko byłam wstanie użyć, uderzyłam rękami o miejsce naszego postoju. Ogromny kolec utworzony z kamiennej płyty wbił się w sam środek pnącego się pojazdu, doprowadzając go do odebrania jakiejkolwiek kontroli prowadzącemu. Bezwładny pojazd opadł na ziemie ściągając ze sobą drugi z kolei pnący się w naszą stronę morderczy pojazd. Płyta na której stałyśmy straciła swą stabilność a my zaczęłyśmy opadać. Krzyk May i wystrzały wojskowych nie pomagały mi w skupieniu się, ale musiałam odzyskać kontrolę nad sytuacją. Zamknęłam oczy na chwilę by zebrać w sobie siłę, zacisnęłam pięści i odchyliłam się do tyłu,środek ciężkości uległ zmianie i w momencie kiedy poczułam pod palcami ścianę,znowu utworzyłam  niej kolejną tym razem grubszą platformę z wygięciem na kształt tarczy. Odwróciłam się łapią May w pasie, spojrzałam na nią i delikatnie się uśmiechnęłam.
-Teraz mnie posłuchać, siedź tu i się nie wychylaj, muszę zejść na dół i trochę się z nimi pobawić.
-Ale jesteś ranna..
-To nic.. Proszę nie wychylaj się i bądź ostrożna. Shao May,pilnuj jej.
Uśmiechnęłam się do dwójki swoich nowych towarzyszy i poczułam się odpowiedzialnie. Kolejny raz byłam odpowiedzialna za niezdarną dziewczynkę.. Serca zabiło mi mocniej i dotykając śniegu zdałam sobie sprawę że w momencie wejścia w bluebeam, nie muszę stykać ze sobą dłoni, chyba że chce stworzyć coś większego.. Dotykając śniegu zamroziłam miejsce w którym tkwiła kula. Moja sina już dłoń, przestała boleć, spojrzałam w dół na strzelających twardo w naszą stronę żołnierzy. Zacisnęłam pięści, zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Zeskoczyłam w dół rękami ocierając o ścianę znajdującą się na lewo od May, musiałam znaleźć się w bezpiecznej odległości by nie naruszyć platformy na której chowała się tamta dwójka. Wojskowi celowali teraz tylko we mnie, klasnęłam rękami i wychylając się w tył otarłam palcami kamienną płytę.Niczym potężny kolec wystrzelił spod nich gruby okrągły wał, kształcę przypominający smoka, a może węża.. Zamknęłam oczy i wyzwoliłam z siebie bluebeam, ręce, nogi i oczy zabłysły swoją niebieską poświatą i wiedziałam że jestem już gotowa. Mocując swoje stopy na kamiennym smoku unikałam strzałów kontrolując wytwór alchemiczny całym ciałem, tak by skutecznie unikać ich szturmu. Palcami muskałam śnieg leżący na ziemi i wzbijałam się w powietrze,kształtując z garstki śniegu miliony drobnych szpil, wbijających się w nogi i ręce żołnierzy.
-TRAFIAJ W MIEJSCE MIĘDZY OBOJCZYKIEM A GARDŁEM!
Spojrzałam w stronę May, która delikatnie odchylając swoją głowę zza kamiennej ściany obserwowała przebieg walki. Uśmiechnęłam się do siebie i przypomniałam sobie jak pierwszej nocy sparaliżowała mnie jak mnie mam identycznym ruchem.  Ponownie zanurkowałam tym razem nabierając większą ilość śniegu. Generał rozkazała celować w platformę na której znajdowała się May i Shao, ponieważ część żołnierzy z cięższą bronią, celowali w jej stronę. Musiałam ich szybko unicestwić dlatego pierwsza tura szpil powędrowała w ich stronę. Co i raz któryś z nich padał na ziemie, aż po paru następnych strzałach pierwsza linia strzelających padła. Nie mogłam tracić tyle czasu. Znowu postarałam się by bluebeam rozlało się po całym moim ciele, mogłabym przysiąc że czułam jak siła rozpiera mnie od środka, a ja zaczynam nad nią panować. Moje ciało całkowicie pokryło się jaskrawym światłem, oderwałam nogi od smoka i przykładając ręce do łba, przekształciłam swojego wierzchowca w ogromną dłoń, która chwile później zniewoliłam połowę armii blondyny, jaką wzięła ze sobą. Opadając na ziemie,musnęłam zdrową dłonią po pozostałości smoka i tworząc kolejny środek lokomocji szurałam przy samej ziemi tak, by dłońmi ogarniać jak największe pole śniegu. Zeskoczyłam z pędzącego kamiennego pala i twardo wylądowałam na ostrym śniegu, poczułam jak moja ranna noga delikatnie się ugięła, ale nie sprawiła mi większych problemów.Uśmiechnęłam się do pędzącego w moją stronę automaniaka i klaskając w dłonie uderzyłam nimi o śnieg, tworząc tą samą tylko o wiele większą grubszą i pędzącą z większą siłą ścianę lodu, która zabrała ze sobą posiadacza automail’a i całą resztę wojskowych. Pole wokół mnie odkryło odśnieżoną ziemię. Powtarzając ruch dłońmi uderzyłam nimi o suche podłoże i wycelowałam dwoma wałami w prostopadłe do siebie góry, tak by śnieg z nich zasypał wojskowych. Urwałam jednak walce w połowie, gdyż na mojej drodze stanęła blond generał, która jednym cięciem swojego miecza zraniła obje moje ręce. W chwili kiedy upadłam na ziemie odruchowo chciałam zasłonić się ręką, niestety generał blondi okazała się być szybka i jednym cięciem rozcięła moją zakażoną dłoń. Poczułam okropny ból, a z mojej dłoni trysnęła prawie czarna krew. Nie mogłam ruszyć dłonią, potworny ból sprawił że moje ciało wybiło się z bluebeam i leżałam bezwładnie na śniegu.
-Głupi szczurze, trzeba było się poddać jak jeszcze miałaś okazje. Teraz ci nie odpuszczę!
Przerażające zimne spojrzenie kobiety przeszyło mnie na wskroś, nie mogłam wstać, moja ręka była całkowicie znieruchomiała i nie zdolna do użytku, a do tego nie byłam pod wpływem bluebeam przez co moje cało znowu zaczęło sztywnieć z zimna. Sytuacja nie wygląda za ciekawie..