-Myślisz że nie żyje Shao May?
Poruszyłam palcami, powoli odzyskując świadomość.
-PORUSZYŁA SIĘ!
Poczułam jak moje ciało znowu stało się sztywne.
-Żyjesz? Nic ci nie jest?
Otworzyłam oczy i spojrzałam na małą dziecięcą twarz która
znajdowała się tuż nad moją głową.
-Kim jest-
Przerwałam w pół słowie ponieważ moje gardło skręciło się w
supeł. Dziewczynka patrzyła na mnie ze zdziwieniem, a po chwili pobiegła w
drugi kąt pomieszczenia.
-Trzymaj, powinno pomóc.
Dziewczynka trzymała w rękach mały gliniany kubeczek z
parującym napojem. Spojrzałam na nią z podejrzeniem i podciągnęłam się dosiadu.
Cicho zajęczałam, ponieważ moje ciało było w kompletnej destrukcji.Wzięłam
kubek od uśmiechającej się dziewczynki i wzięłam spory łyk napoju.
-Może nie jest najwyższej jakości, ale powinno na razie
wystarczyć.
-Dziękuje..
Dziewczynka namalowała na ziemi trzy dziwne kręgi po czym
wyciągnęła rękę w moją stronę.
-Daj dłoń.
Spojrzałam na nią a zaraz potem na swoją ranną rękę, nie
wyglądała najlepiej. Miejsce w którym tkwiła łuska z kuli było mocno sine, a
całą reszta dłoni przechodziła od szkarłatu, aż po jasny róż..
-Nie wygląda to najlepiej.
-Tak, wdało się zakażenie.
-Zakażenie!?
-Tak, ale nie martw się, stopuje przepływ zakażenia w inne
miejsca. Jesteś alchemikiem prawda? Osobiście uważam że alchemia jest czymś
niesamowitym, ale tak naprawdę to…
-Kim ty w ogóle jesteś?
-May
Chang,a to Shao May.
-Chodzisz z niedopieszczonym kotem..
-TO PANDA!
Spojrzałam na zwierzaka który dziwnie na mnie
warknął.Dziewczynka chwyciła moją dłoń i użyła czegoś co było dla mnie całkiem
obce..Krąg zaświecił się a moja ręka przestała boleć.
-Co ty..
-Huh?
-Co to było?
-Ale co?
-No to..
-Mówisz o tym?
Dziewczynka naśladowała moje ruchy, spoglądając z kręgu na
moją rękę. Pokręciłam głową i zacisnęłam rękę w pięść, po czym zaczęłam się jej
przyglądać. Poczułam delikatne muśnięcie zimna, dopiero teraz przypomniałam
sobie co tu robię. Po dwóch ciężkich próbach w końcu wstałam na nogi i
otrząsnęłam się z piachu, którym byłam obklejona. Przez głowę przeleciały mi
obrazy z poprzedniej nocy, niedźwiedź blond generał i ten cały ford.. Złapałam
się za głowę, ale nie było na niej żadnej rany, podobnie z nogami i
tułowiem.Jedyne co zostało z moich obrażeń to nie ciekawie wyglądająca dłoń, na
którą z ciekawością spoglądałam. Dziewczynka robiła coś ze swoim kotem, a ja
kuśtykając podeszłam do wyjścia z jaskini. Była noc, a może późny wieczór.. nie
jestem pewna. Śnieg prószył na tyle mocno że widoczność była ograniczona, ba w
ogóle nie było nic widać.
-Jeżeli chcesz gdzieś iść to nie dasz rady. Od pięciu dni
tak prószy, nie przejdziesz nawet metra.
-Doprawdy..
Westchnęłam głęboko i odwróciłam się w stronę dziewczynki, a
zaraz potem z powrotem na wyjście. Miała racje, nie udało by mi się nawet ustać
w taki wiatr nie wspominając już o..
-Zaraz zaraz.. PIĘĆ DNI!?
Dziewczynka spojrzała na mnie z przepełnionymi lękiem
oczami, chodź jej twarz wydawała się być mocno zdziwiona.
-T-Tak.. Coś się stało?
-Pięć dni.. Byłam nieprzytomna przez pięć dni?!
-Tak sądzę, zaznaczam każdy dzień.. I odkąd znalazłam cię na
tym wystający klifie minęło równo pięć dni.
Dziewczynka przyglądała się swoim kreską i licząc każdą z
nich ustaliła od kiedy siedzimy w jaskini. Fakt że byłam nieprzytomna przez
pięć dni delikatnie mną wstrząsną, ale nie zdziwiło, jak na mnie to i tak
nieźle.. Mogło być gorzej.. Podeszłam do dziewczynki ponownie kuśtykając, i
oparłam się o ścianę jaskini. Dziewczynka wrzucała właśnie jakieś odpadki do
ognia żeby nie zgasł. Przyglądałam jej się przez chwilę i zastanawiało mnie co
taka mała, urocza dziewczynka robi w górach.
-Ile ty w ogóle masz lat?
-Dwanaście, a ty?
-O ile się nie mylę będzie gdzieś z dziewiętnaście.
-Jesteś aż tak stara?! Wyglądasz na piętnaście, no może
szesnaście.
-Dzięki.. Chyba.
May uśmiechnęła się do mnie ciepło i usiadła krzyżując nogi
przy palenisku.
-Co robisz w górach całkiem sama?
-Nie jestem sama, jest ze mną Shao May.
-Jasne.. mini panda.
-Wiesz szukam tajemnicy nieśmiertelności, muszę wiedzieć czy
to możliwe. Słyszałam historie kamienia filozoficznego i zastanawiam się czy
jest jakaś inna możliwość, chce wiedzieć jak najwięcej. Może wiesz coś na ten
temat?
Spojrzałam na nią swoim specyficznym wzrokiem, przypomniały
mi się czasy kamienia filozoficznego, faceta który wtopił broń w swoją rękę i
krzyk „umierającej” Luminosity..
-Nie powinnaś interesować się takimi
rzeczami..Nieśmiertelność jest niemożliwa.
-Chcę przynajmniej spróbować..
-Posłuchaj mnie uważnie.. D a j s o b i e z
t y m s p o k ó j.
Odwróciłam wzrok by dziewczynka nie widziała w moich oczach
strachu, jaki wywołuje w nich to straszne wspomnienie. Znowu przypomniałam
sobie Edwarda i Alphonse, ciekawe jak im się układa, zapomniałam już co to
ciepło drugiej osoby.. Chociaż tamte wspomnienia nie są aż takie złe, w końcu
Aki..
-Om..
Moje myśli przerwało wahanie May, która najwyraźniej chciała
mnie o coś zapytać.
-Coś się stało?
- No bo.. Jak masz na imię?
-Fibi.. Fibi Sparke.
-Ooooo..
Oczy dziewczynki pojaśniały i wydawała się być
podekscytowana. Patrzyłam jak ze spokojnej, uroczej i niewinnej, staje się w
podnieconą i podekscytowaną małą pchłę.
-TY JESTEŚ FIBI SPARKE?!
-T-Tak sądzę.. Coś nie tak?
-Czy ty to słyszałaś Shao May?! FIBI SPARKE!
Patrzyłam jak dziewczynka miota swoją pandą i zaczyna kręcić
się w kółko, bez przerwy powtarzając moje imię. Podciągnęłam się i oparłam
mocniej o ścianę by dziewczynka nie przewróciła się przez moje stopy.
-Czemu się tak cieszysz?
-Jesteś Fibi Sparke! Słyszałam o tobie.. Pomogłam samemu
Blasku Amestris!
-Blasku Amestris?
-Tak! Fibi Sparke Alchemik Blasku.. Blask Amestris! Jesteś
bohaterem! Mówią o tobie ludzie z mojego państwa! Potężny Alchemik
Blasku,należący do wojsk Amestris, uratowałaś całą centralną część, dałaś radę
z nadludźmi!
Patrzyłam na May i słuchałam jak co i raz dopisuje do mojego
konta coraz to nowsze osiągnięcia i jak kreuje mnie na bohatera, za którego
najwyraźniej mnie miała. Alchemik Blasku? Więc dostałam przydomek nawet o ty
mnie wiedząc? Do tego określenie mnie Blaskiem Amestris.. Wydawało się to dziwne
i jakoś dziwnie nieprawdopodobne..
-Podróżowałaś z Edward’em Elric’kiem prawda?! Jaki on
jest?!Przystojny, potężny, utalentowany, przystojny i nieskazitelny obrońca..
-Ahahahahahaha!
Zaczęłam śmiać się w niebo głosy i nie mogłam przestać przez
kolejne parę minut. Mina rozmarzonej dziewczynki wydała się być tak
zabawna,prawie tak samo mocno jak charakterystyka Elric’a. Zaczęłam tracić
powietrze i brzuch momentalnie zaczął mnie boleć, z oczu ciekły mi łzy, a na
twarzy rozbłysnął szeroki uśmiech. Oddychałam ciężko łapiąc kolejne partie
kłującego zimnego powietrza..
-Co w tym takiego śmiesznego?
May patrzyła na mnie ze złością, nie wyglądała już jak
rozkochana fanka, bardziej jak wściekły pies..
-Nic.. Nic takiego.
Nie chciałam psuć jej wyobrażenia, jej idealnego
mężczyzny.Co prawda w kilku cechach miała racje, ale zarówno jemu jak i mnie
daleko do ideału jaki mi przedstawiła. Uśmiechnęłam się do niej szczerym
szerokim uśmiechem i pokręciłam głową. Dziewczynka oblała się rumieńcem i
usiadła skulona w kulkę, kołysząc się w przód i w tył.
-A tobie co?
-Nic..
-No weź przestań, przecież nic nie powiedziałam..
Dziewczynka odwróciła się do mnie tyłem i siedząc w bezruchu
przytuliła do siebie Shao May i po niecałej minucie położyła się skulona. Nie
spojrzała już na mnie ani razu, byłam ciekawa co zrobiłam nie tak. Patrząc na
nią od razu zachciało mi się spać, położyłam się w podobnej pozycji do
dziewczynki i od razu zasnęłam.
Rano obudziły mnie strzały, które dochodziły z
zewnątrz..Spojrzałam w miejsce w którym jeszcze wczoraj leżała dziewczynka, ale
nie było jej. Ogień był zgaszony a chłód mocno wyczuwalny.. Kolejne salwy
wystrzałów trochę mnie przestraszyły, a zaraz po nich słychać było gruby
kobiecy głos.
-Wyłaź szczurze! Nie chowaj się w norze!
Od razu rozpoznałam ten mocny stanowczy ton..
-Generał blondyna.
Zerwałam się na równe nogi i wciąż lekko kuśtykając zaczęłam
biec w przeciwną stronę jaskini.
-Jeżeli nie wyjdziesz wciągu dziesięciu sekund, zrobię z
twojej małej towarzyszki tarczę dla
moich żołnierzy!
Zatrzymałam się gwałtownie na dźwięk słów
blondyny.Wiedziałam że nie żartuje, po tym co dała mi doświadczyć byłam pewna
że za siedem sekund May stanie się pokrowcem na kule.. Odwróciłam się w stronę
wyjścia i powolnym krokiem szłam w stronę światła. W tle słychać było kolejne
cyfry zbliżające się do zera. Na dwie sekundy przed końcem czasu stanęłam w
wejściu do jaskini. Było nieprawdopodobnie zimno. Powietrze które wdychałam
kłuło moje płuca niczym miliony igieł wbijanych w moją klatkę
piersiową.Powietrze było ciężkie, a śnieg był ostry jak brzytwa. Westchnęłam
uwalniając przy tym chmurę pary. Blondynka mierzyła mnie morderczym
spojrzeniem, a jej armia z automaniakiem na czele dumnie stała za nią. Część
jej wsparcia miała broń wycelowaną w płaczącą i przerażoną dziewczynkę. Cała
sytuacja nie wyglądała za dobrze, za ścianą żołnierzy stały dwa kolosalnej
wielkości pojazdy, dzięki którym armia przedostała się aż tutaj.
-Puść dziewczynkę..
-To nie ty tu wydajesz rozkazy, fałszywy szczurze.
Przełknęłam ślinę i zacisnęłam pięści, musiałam wszystko coś
wymyślić.. Chłód sprawiał że moje gardło, i cala reszta ciała zaczęło robić się
sztywne i ciężkie.
-Bałaś się przyjść sama? Musiałaś wziąć ze sobą całą armie?
-Hahahahahaa! Nie bądź śmieszna! Nie jesteś dla mnie
wyzwaniem. Chodź muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem, jeszcze nikomu nie
udało się uciec z mojego królestwa.
-Puść dziewczynkę, skoro i tak nas rozstrzelacie, oddaj jej
chociaż trochę godności.
Generał spojrzała na mnie z przymrożonymi oczami, po czym
twardo machnęła ręką na znak by puścić May. Dziewczynka podbiegła do mnie i
schowała się za moimi plecami.
-Złap się mnie i nie wychylaj zza moich pleców.
Szepnęłam do niej niezauważalnie, Shao May, w bezruchu
wszczepiła się w brzuch dziewczynki, a ja nie miałam ochoty na żarty.
-Wybacz Izumi, ale inaczej się nie da.
Klasnęłam w ręce i uderzyłam nimi z całą siłą o stwardniały
śnieg. Fala zbitego śniegu przemieniła się w ścianę lodu napierającą na armię
blondyny. Powróżyłam ruch dłońmi tym razem uderzając w ścianę, z bloku jaskini
wystrzeliło kilkadziesiąt kamiennych dysków wycelowanych w tym samym kierunku.W
momencie kiedy wojskowym udało się przebić bronią lodową ścianę, seria
dyskowych uderzeń poprzecinała linie obrony pani generał. Nie miałam zamiaru
czekać aż jej podwładni, jak i ona sama się pozbierają, nie popełnię tego błędu
po raz kolejny.
-Teraz musisz mocno się mnie trzymać!
-Mhm!
Poczułam jak drobne rączki May ścisnęły mnie mocno. Wzięłam
głęboki oddech i uderzyłam rękami o kolejny skalny blok. Gruba platforma
wystrzeliła ze ściany, sekundę później razem z May leciałyśmy do góry, tak by
znaleźć się na szczycie góry, w której uformowana była jaskinia. Wojskowi
strzelali w naszą stronę różnymi rodzaju kulami i ładunkami. Co chwila musiałam tworzyć nowe modyfikacje
by platforma się nie zapadła, oraz wszelkiego rodzaju tarcze by żadnej z nas
nic się nie stało. Generał Armstrong nie dawała za wygraną, blaszany kolos
wjechał w platformę, która pod wpływem uderzenia straciła stabilność i zaczęła
się kruszyć, aż w końcu rozleciała się w drobny mak. Złapałam się krawędzi
wystającej ze ściany i kazałam May się na niej położyć, by żadne z nich jej nie
postrzeliło. W momencie kiedy byłam już prawie w całości na górzystym
klifie,poczułam potworny ból w okolicy łydki. Jęknęłam zaciskając pięści i
ostatecznie wdrapałam się na szczyt. Leżąc na ziemi złapałam się za nogę i
patrzyłam jak krwawi.
-Czego oni chcą?!
-Odniosłam wrażenie że nas, ty nie?
Odpowiedziałam roztrzęsionej dziewczynce ironicznie, po czym
przyłożyłam gotowe już ręce do ziemi, tak by regularnie naprawiać rozstrzeliwaną płytę na której siedziałyśmy. Dyszałam ciężko
i czułam jak serce wali mi, chcąc przebić żebra..Pojazdy które jeszcze chwile
temu stały na dole, teraz znajdowały się coraz bliżej nas, pnąc się po
ścianach, wszczepiając w górę przystosowane do tego ruchome podłoże.
-Teraz mnie posłuchaj, złap się mnie jeszcze mocniej niż
poprzednio, bo może trochę trząść..
Oderwałam swoje świecące ręce od płyty i wzbierając w sobie
siły jakie tylko byłam wstanie użyć, uderzyłam rękami o miejsce naszego
postoju. Ogromny kolec utworzony z kamiennej płyty wbił się w sam środek
pnącego się pojazdu, doprowadzając go do odebrania jakiejkolwiek kontroli
prowadzącemu. Bezwładny pojazd opadł na ziemie ściągając ze sobą drugi z kolei
pnący się w naszą stronę morderczy pojazd. Płyta na której stałyśmy straciła
swą stabilność a my zaczęłyśmy opadać. Krzyk May i wystrzały wojskowych nie
pomagały mi w skupieniu się, ale musiałam odzyskać kontrolę nad sytuacją.
Zamknęłam oczy na chwilę by zebrać w sobie siłę, zacisnęłam pięści i odchyliłam
się do tyłu,środek ciężkości uległ zmianie i w momencie kiedy poczułam pod
palcami ścianę,znowu utworzyłam niej
kolejną tym razem grubszą platformę z wygięciem na kształt tarczy. Odwróciłam
się łapią May w pasie, spojrzałam na nią i delikatnie się uśmiechnęłam.
-Teraz mnie posłuchać, siedź tu i się nie wychylaj, muszę
zejść na dół i trochę się z nimi pobawić.
-Ale jesteś ranna..
-To nic.. Proszę nie wychylaj się i bądź ostrożna. Shao
May,pilnuj jej.
Uśmiechnęłam się do dwójki swoich nowych towarzyszy i
poczułam się odpowiedzialnie. Kolejny raz byłam odpowiedzialna za niezdarną
dziewczynkę.. Serca zabiło mi mocniej i dotykając śniegu zdałam sobie sprawę że
w momencie wejścia w bluebeam, nie muszę stykać ze sobą dłoni, chyba że chce
stworzyć coś większego.. Dotykając śniegu zamroziłam miejsce w którym tkwiła
kula. Moja sina już dłoń, przestała boleć, spojrzałam w dół na strzelających
twardo w naszą stronę żołnierzy. Zacisnęłam pięści, zamknęłam oczy i wzięłam
głęboki oddech. Zeskoczyłam w dół rękami ocierając o ścianę znajdującą się na
lewo od May, musiałam znaleźć się w bezpiecznej odległości by nie naruszyć
platformy na której chowała się tamta dwójka. Wojskowi celowali teraz tylko we
mnie, klasnęłam rękami i wychylając się w tył otarłam palcami kamienną
płytę.Niczym potężny kolec wystrzelił spod nich gruby okrągły wał, kształcę
przypominający smoka, a może węża.. Zamknęłam oczy i wyzwoliłam z siebie
bluebeam, ręce, nogi i oczy zabłysły swoją niebieską poświatą i wiedziałam że
jestem już gotowa. Mocując swoje stopy na kamiennym smoku unikałam strzałów
kontrolując wytwór alchemiczny całym ciałem, tak by skutecznie unikać ich
szturmu. Palcami muskałam śnieg leżący na ziemi i wzbijałam się w
powietrze,kształtując z garstki śniegu miliony drobnych szpil, wbijających się
w nogi i ręce żołnierzy.
-TRAFIAJ W MIEJSCE MIĘDZY OBOJCZYKIEM A GARDŁEM!
Spojrzałam w stronę May, która delikatnie odchylając swoją
głowę zza kamiennej ściany obserwowała przebieg walki. Uśmiechnęłam się do
siebie i przypomniałam sobie jak pierwszej nocy sparaliżowała mnie jak mnie mam
identycznym ruchem. Ponownie
zanurkowałam tym razem nabierając większą ilość śniegu. Generał rozkazała
celować w platformę na której znajdowała się May i Shao, ponieważ część
żołnierzy z cięższą bronią, celowali w jej stronę. Musiałam ich szybko
unicestwić dlatego pierwsza tura szpil powędrowała w ich stronę. Co i raz
któryś z nich padał na ziemie, aż po paru następnych strzałach pierwsza linia
strzelających padła. Nie mogłam tracić tyle czasu. Znowu postarałam się by
bluebeam rozlało się po całym moim ciele, mogłabym przysiąc że czułam jak siła
rozpiera mnie od środka, a ja zaczynam nad nią panować. Moje ciało całkowicie
pokryło się jaskrawym światłem, oderwałam nogi od smoka i przykładając ręce do
łba, przekształciłam swojego wierzchowca w ogromną dłoń, która chwile później
zniewoliłam połowę armii blondyny, jaką wzięła ze sobą. Opadając na
ziemie,musnęłam zdrową dłonią po pozostałości smoka i tworząc kolejny środek
lokomocji szurałam przy samej ziemi tak, by dłońmi ogarniać jak największe pole
śniegu. Zeskoczyłam z pędzącego kamiennego pala i twardo wylądowałam na ostrym
śniegu, poczułam jak moja ranna noga delikatnie się ugięła, ale nie sprawiła mi
większych problemów.Uśmiechnęłam się do pędzącego w moją stronę automaniaka i
klaskając w dłonie uderzyłam nimi o śnieg, tworząc tą samą tylko o wiele
większą grubszą i pędzącą z większą siłą ścianę lodu, która zabrała ze sobą
posiadacza automail’a i całą resztę wojskowych. Pole wokół mnie odkryło
odśnieżoną ziemię. Powtarzając ruch dłońmi uderzyłam nimi o suche podłoże i
wycelowałam dwoma wałami w prostopadłe do siebie góry, tak by śnieg z nich
zasypał wojskowych. Urwałam jednak walce w połowie, gdyż na mojej drodze
stanęła blond generał, która jednym cięciem swojego miecza zraniła obje moje
ręce. W chwili kiedy upadłam na ziemie odruchowo chciałam zasłonić się ręką,
niestety generał blondi okazała się być szybka i jednym cięciem rozcięła moją
zakażoną dłoń. Poczułam okropny ból, a z mojej dłoni trysnęła prawie czarna krew.
Nie mogłam ruszyć dłonią, potworny ból sprawił że moje ciało wybiło się z
bluebeam i leżałam bezwładnie na śniegu.
-Głupi szczurze, trzeba było się poddać jak jeszcze miałaś
okazje. Teraz ci nie odpuszczę!
Przerażające zimne spojrzenie kobiety przeszyło mnie na
wskroś, nie mogłam wstać, moja ręka była całkowicie znieruchomiała i nie zdolna
do użytku, a do tego nie byłam pod wpływem bluebeam przez co moje cało znowu
zaczęło sztywnieć z zimna. Sytuacja nie wygląda za ciekawie..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz