-N-Noah..Noah!
-O n.. n-nie..
Dziewczyna skoczyła na równe nogi, patrząc na mnie kręciła
głową..
-To nie możliwe.. ty... F-..
Popatrzyła na mnie i zaczęła uciekać.. Szybko podniosłam się
na nogi i pobiegłam za nią. Miała pecha biegła prosto na hangary. Biegnąc
starałam utrzymać równowagę, co i raz spoglądałam na morą powierzchnie,
omijając przy tym każdą nierówność. Szybka jest skubana.. Westchnęłam i
przyspieszyłam, nie mogłam pozwolić jej uciec. Byłam już bardzo blisko kiedy
przyspieszyła, nie miałam najmniejszego zamiaru bawić się w berka. Z całej siły
odbiłam się nogami od mokrej ziemi i skoczyłam jej stronę. Złapałam ją za żebra
i obie runęłyśmy na ziemie. Noah rzucała się jak ryba wyciągnięta z wody.. Co i
raz uderzała mnie w twarz swoimi, zimnymi ubłoconymi rekami. Dziewczyna kopnęła
mnie w brzuch, odczołgała się jak najdalej mnie, wstała na nogi i podbiegła
jeszcze bliżej hangarów..
-No dobra.. koniec!
Złożyłam ręce i mocno uderzyłam nimi o ziemie. Spod moich
dłoni wyleciała wielka kamienna pięść, lecąca w stronę krzyczącej Noah. Kilka
sekund później dziewczyna była już w silnym uścisku kamiennej dłoni. Miotała
się, próbując się uwolnić, a jakby tego było mało wrzeszczała, jakby ktoś ją
mordował..
-Zamknij się idiotko!
Krzyczała jeszcze głośniej widząc mnie coraz bliżej siebie.
Jeżeli zaraz się nie zamknie rozwalę jej łeb.. Stanęłam przed nią, obydwie
byłyśmy brudne i mokre. Noah miała pościerane łokcie i kolana, na jej policzku
zauważyłam ślad po moich paznokciach. Na samą myśl o tym zrobiło mi się
weselej. Dziewczyna znowu zaczęła wyć..
-Zamknij się albo rozwalę ci łeb!
Noah patrzyła na mnie zapłakanymi, przerażonymi oczami,
próbując powstrzymać płacz. W tej samej chwili z hangarów wybiegli wszyscy
zaniepokojeni żołnierze. Patrzyli raz na mnie, raz na rozhisteryzowaną Noah.. Z
pomiędzy tłumu wyłonił się Ed i Al, którzy zawiesili swoje oczy na
ciemnoskórej. No ładnie, jakbym miała za mało zmartwień..
-E-Edward..
Spojrzałam na Ed'a, jego twarz była bez wyrazu, chociaż
czułam że jest zły.. Dziewczyna co i raz powtarzała jego imię coraz głośniej, w
kilka sekund zaczęła krzyczeć. Nie wytrzymałam podeszłam do niej i uderzyłam ją
w twarz.
-Mówiłam ci żebyś się zamknęła!
-Co tu się dzieje?
Usłyszałam za sobą poważny głos Mustanga..
-Wszyscy wracać do swoich obowiązków. No co się tak gapicie?
Już!
Zebrani rozeszli się w swoje strony, zapałka patrzył na mnie
wściekłym wzrokiem. Wzniosłam oczy ku górze, pokręciłam głową i dotknęłam
kamiennej dłoni, która rozpadła się na drobne kawałki. Noah która wylądowała na
ziemi, patrzyła błagalnie na Mustanga, który uważnie się jej przyglądał.
-Kim jesteś?
-J-je..jest... ja..
-Wykrztuś to z siebie idiotko!
Noah ścisnęła mocno oczy.. znowu zaczęła krzyczeć i się
wyrywać. Mustang próbował ją jakoś uspokoić, ale nie dał rady. Zaczął krzyczeć
co pogorszyło sytuacje..
-Zamknij się!!
-Stul pysk i nie becz! Jak nie przestaniesz rozwalę ci łeb.
Ed zrób coś!
Ed tylko na mnie spojrzał, chyba był oszołomiony bo nawet
nie ruszył się z miejsca..
-No dobra koniec!
Klasnęłam w ręce i uderzyłam nimi o ziemi, chwile później
trzymałam w ręku długą ostrą maczugę..
-STÓJ!
Odwróciłam się i zobaczyłam za sobą roztrzęsioną Winry. W
oczach miała łzy, podbiegła do dziewczyny, stanęła w rozkroku rozkładając ręce
na boki. Patrzyła mi gniewnie w oczy..
-Najpierw musisz zabić mnie!
-Nie ma problemu..
Wzięłam duży zapach, blondi wzdrygnęła się i mocno zamknęła
oczy, Noah zresztą zrobiła podobnie. Wyglądały tak śmiesznie, wyglądały jakby
miały się zaraz zesrać ze strachu.
-Fibi!
-Przecież żartuje..
Edward patrzył na mnie swoim palącym, nieprzyjemnym spojrzeniem.
Chwilę się pośmiałam i odrzuciłam maczugę, prawdę mówiąc była cholernie
ciężka.. Usłyszałam osypywanie się kamieni, odwróciłam się i zauważyłam jak Ed
uwalnia tą wariatkę z uścisku kamiennej dłoni.
-Zgłupiałeś?! To wariatka! Odsuń się trzeba z powrotem ją
uwięzić..
-Daj spokój Fibi..
-Nie, to ty daj spokój.. Przecież przed chwilą chciała
uciekać.. a ty ją puszczasz?
-To ty jesteś wariatką.. chciałaś nas zabić!
-A ty się nie udzielaj końska gębo.
-Ja mam końską gębę? To ty wyglądasz jak, jak..
-Nie myśl tyle bo się przemęczysz.. Jednak blondynki to
kretynki.
-Fibi! Przestań zachowywać się jak dziecko!
-Wiecie co? Odpieprzcie się..
Odwróciłam się i poszłam w stronę hangaru, byłam mokra,
brudna i przemarznięta. Nie dość, że złapałam tą wariatkę to jeszcze się
czepiają.. Może trochę przesadziłam.. ale to nie znaczy że każdy ma się na mnie
rzucać.. Banda idiotów. Weszłam do Hangaru, w "pokoju" siedział ten
grubas, siwulec, dziwny okularnik i popielniczka. Siedzieli i rozmawiali o tym
co się stało, na mój widok ten pieprzony palacz zaczął się ze mnie śmiać.
-Z czego się śmiejesz idioto..
-Wyglądasz jakbyś biła się w błocie, hahaha
-Idioto! Ja biłam się w błocie!
-Hahaha..
Jego śmiesz doprowadzał mnie do szału, zacisnęłam pięści..
Próbowałam się opanować, ale jego uradowana gęba mi nie pozwalał.. wybuchłam.
Powoli złożyłam dłonie, uśmiechnęłam się i energicznie oderwałam od siebie
złożone ręce. Z pod moich dłoni wystrzeliły niebieskie błyskawice.
-Ty kretynie..
Idiota zaczął krzyczeć i uciekł.. Reszta patrzyła na mnie z
przerażonymi minami.. Opuściłam ręce i poszłam do łazienki. Rzuciłam brudne
ubranie na ziemie i weszłam pod prysznic. Ciepła woda ukoiła moje nerwy, powoli
spływała po moim ciele dając mi poczucie rozkoszy. Ubrałam się w miała
podkoszulkę i krótkie czarne spodenki.. Wyszłam z łazienki i jakby nigdy nic
podeszłam do swojego łóżka. Wszyscy patrzyli na tą pieprzoną cygankę, która
zamilkła na mój widok.
-Może chciałabyś się czegoś napić?
-N-nie.. dziękuje.
Spojrzałam na grubaska, który lekko się czerwienił.
-Widzisz co zrobiłaś? Zawstydziłaś Brende.
-Jestem Breda..
-Breda? Jesteś pewna że nie Brenda..
-Jestem pewny..
-Do ciebie bardziej pasuje Brenda, zastanów się nad tym..
Breda patrzył na mnie wściekłym wzrokiem. Uśmiechnęłam się
do niego sztucznie, po czym spojrzałam na cygankę. Jej oczy były pełne lęku,
ale miały w sobie nutkę złości..
-Na co się gapisz?
-Dzień sądny nadejdzie, gdy niebo niebieskim blaskiem
rozbłyśnie. Każdy człek i zwierz, w obrębie jego lśnienia, już nigdy nie
usłyszy porannego skowronka brzmienia.. Moc wielką dostaną, ci którzy blask ten
będą mieli w posiadaniu, inni będą czekać na sąd pod bramą raju..
Wszyscy wbili w cygankę zdziwione i ogłupiałe spojrzenia.
Patrzyłam w jej oczy, jej spojrzenie gwałtownie się zmieniło.. Z niepewnego i
przestraszonego, stało się pewne i złowrogie. Patrzyłam w te pełne gniewu
spojrzenia, ale nie ugięłam się. Uniosłam brwi, zrobiłam znudzoną minę i
spojrzałam na nią kpiącym spojrzeniem.
-Powinniście z nią coś zrobić, ona majaczy.. Może to choroba
dzikich krów? Czy cyganie mają krowy?
-Prześladujesz cyganów?!
-Nie.. tylko ciebie..
Uśmiechnęłam się do niej ironicznie i wyciągnęłam zza łóżka
ścierkę, która była potrzebna mi do wytarcia butów. Wszyscy znowu zawiesili
wzrok na Noah. Wchodząc do łazienki poczułam jej wrogie spojrzenie, wbijało się
we mnie jak miliony igieł. Już miałam wejść, ale odwróciłam się w jej stronę i
spojrzałam w te pełne nienawiści oczy. Moje spojrzenie, wcale nie było milsze.
Cyganka natychmiast spuściła wzrok.. Nie wiem czy w ten sposób chciała mi
wypowiedzieć wojnę, czy po prostu próbowała być straszna.. A propos wojny, to
miałam na głowie ważniejsze rzeczy niż to cygańskie ścierwo. Homunkulusy panoszyły
się po mieście, a wojsko nie było w stanie ich powstrzymać. Rozmyślałam o tym
dłuższą chwile, kiedy moje buty były już czyste rzuciłam je w ich stałe miejsce
i wskoczyłam na łóżko i usiadłam po turecku. No dobra, widziałam dwa
homunkulusy.. Jedna to psychopatyczna podpalaczka, a druga to nie umiejący
zapanować nad sobą truciciel. Obydwie grają w jednej drużynie i obydwie nie
pajają do mnie zbytnią miłością. Myślą że mam kamień filozoficzny, dlatego
jestem ich głównym celem. Jednakże mogą chcieć zmusić mnie do działania, łapiąc
osoby z mojego najbliższego otoczenia, co znaczy że wszyscy ci którzy ze mną
przebywają są w niebezpieczeństwie.. Jedynym wyjściem jest odizolowanie się od
wszystkich, ale ja nie chce znowu uciekać.. nie, bo wszystko znowu zaczęło się
układać.. Została podana mi jak na tacy, propozycja wstąpienia do dywizjonu
Fuhrera.. Tylko jest jeden problem, facet jest dziwny, a jego podwładny myśli,
że na niego polecę.. W sumie jest przystojny, wygadany i ma w sobie to coś.. O
czym ja do cholery jasnej myślę! Fibi skup się!
-Fibi?
-Hee?
-No nareszcie już myślałem że ogłuchłaś..
-Nie tak tylko sobie rozmyślam.
-Myślisz o Noah prawda?
-Nie.
-A jak tak trochę.. Czy coś łączyło ją z Ed'em?
-Nie wiem, kilka razy ją u niego widziałam, wiem że z nim
mieszkała i raczej mieli dobre stosunki. Mimo to nie wiem czy coś ich łączyło..
-Ona jest trochę dziwaczna..
-Taa..
-O co jej w ogóle chodziło z tym blaskiem na niebie, czy
coś.. Mówiła to z taką grozą w głosie, nie brzmiało to za dobrze.. To brzmiało
jak jakaś klątwa..
-Daj spokój.. wierzysz jakiejś przybłędzie? Ona ma urojenia,
mówi że umie czytać w myślach, coś musi z nią być nie tak.. Ma jakąś demencje
starczą i bredzi..
-Demencje starczą?
-Tak to takie coś ..
-Wiem co to jest. Tylko ona nie może mieć demencji starczej,
jest za młoda.
-To że jest młoda nie znaczy że nie może być psychiczna..
Zobacz na Brende niby taki mięśniak a pod spodem same sadło.
-To Breda..
Zeskoczyłam z łóżka i pstryknęłam Al'a w czoło. Chłopak
lekko przetarł palcami po czerwonym miejscu i uśmiechnął się do mnie życzliwie.
-Masz racje. Idę do Havoc'a, chciał żebym mu pomógł w jakimś
szukaniu.. Mówił że to dla niego ważne.
-Taa.. pewnie chodziło mu o rozum, nie pewnie o
zapalniczkę.. a może o papierosy? Nie jednak chyba o rozum.
-Haha.. to lecę, do jutra Fib.
-Zaraz Al..
-Hyym?
-Dlaczego pytałeś o Noah?
-A tak o, bo cały czas chodzi gdzieś z Ed'em i mówi mu o tym
blasku..
-Naprawdę?
-Tak
-A wiesz gdzie teraz jest Ed?
-Szczerze mówiąc to nie wiem.. ale wydaje mi się że powinien
być gdzieś w pobliżu. Przecież pada, po za tym ma ogon więc nie mógł odejść za
daleko.
-Racja.. Dzięki.
-Nie ma sprawy.
-A! I Al..
-Hyym?
-Zacznijcie szukać od piwnic, w zbrojowni nr 3
-Dlaczego?
-Uwierz mi.
-Jasne.. Dzięki.
Al patrzył na mnie jeszcze chwile, zaraz potem zniknął
gdzieś za drzwiami. Wciągnęłam na nogi buty i poszłam w stronę drzwi, zabije tą
cygańską gnidę.. Drzwi hangaru były lekko uchylone, to dlatego było mi tak
zimno. Już miałam łapać za krawędź, kiedy usłyszałam głos Noah..
-Ed, ja nie żartuje! Hannah jest jasnowidzem, ale widzi
tylko czarną przyszłość! Uwierz mi ja nie kłami! Mówiła mi to, ale później sama
to zobaczyłam.. Ona jest niebezpieczna Ed! Dlaczego mnie nie słuchasz?! Ona nas
wszystkich zabije!
-Noah! Daj spokój! Mam już dość wysłuchiwania tych samych
bredni! Może i czytasz w myślach a ktoś z twoich znajomych jest jasnowidzem,
ale mówię ci to ostatni raz, więc słuchaj mnie uważnie.. Fibi nikogo nie
zabije, a już na pewno nie zabije nas. Może bywa czasem agresywna, porywcza i
impulsywna, ale nie zabiłaby żadnego z nas.
-Ale Ed ja ją widziałam.. Widziałam ją w myślach Hanny i
wiem że to ona! Poznałam ją! Hannah to nie jest jakaś pierwsza lepsza znajoma
Ed. Hannah jest pradawną wnuczką bóstw, naszej rasy.. Ona się nigdy nie myli!
Jeżeli to co przewidział jest prawdą to..
-Przestań!
-Dobrze.. Ale jeżeli przyjdzie sądny dzień, a takowy
przyjdzie, jeszcze zapłaczesz nad swoim losem.
-To groźba?
-Nie. Przestroga Edwardzie..
Cyganka odwróciła się do niego plecami i skierowała się w
stronę wyjścia z hangarów.
-.. Dobrze ci radze, miej ją na oku i przypatrz jej się
uważnie. W jej oczach dostrzeżesz demona, który was wszystkich oślepił, a w
sercu jej jest mrok i nienawiść. Przypatrz się jej uważnie i zastanów się komu
wierzyć.
Edward odprowadził ją wzrokiem, a ja szybko wyskoczyłam z
butów i wskoczyłam pod koc. O czym ta kretynka pieprzy? O jaki blask jej
chodzi? I dlaczego twierdzi że miałabym kogoś zabić? Moja głowa pulsowała od
nadmiaru myśli, to wszystko mnie przerasta.. A jeśli ma racje? Jeśli jest we
mnie coś co przyciąga na bliskich śmierć? Jeżeli się przypatrzeć to wszyscy z
mojego dawnego najbliższego mi otoczenia zginęli.. Najpierw rodzice, potem
ciotka, a niedawno nawet Aki.. Może jestem jakimś talizmanem, który przyciąga
śmierć? Rozmyślałam jeszcze chwile, wtuliłam głowę w poduszkę, przykryłam twarz
kołdrą i starałam się zasnąć. Słyszałam głos Al'a i Jean'a, którzy wrócili z
poszukiwań.. Popielniczka był śmiertelnie obrażony, za to że schowałam jego
cały zapas papierosów w zbrojowni. Później przyszedł Breda, który wyklinał mnie
za przekręcanie jego nazwiska w obecności "dam".. siwulec i
okularnik, skarżyli się na mnie i wyklinali razem z resztą. Tylko Al próbował
jakoś złagodzić sprawę, ale na marne. Wysłuchałam się jaka to ja jestem,
nieznośna, leniwa, opryskliwa, wulgarna, agresywna i podstępna. Nie bolało mnie
to, wiem że taka jestem i wiem że robię tym ludziom przykrość, ale nie zmienię
się, to Aki zawsze była ta miła i to nią wszyscy się zajmowali, mnie odstawiali
na dalszy plan.. To ja byłam zawsze tą gorszą, więc mimo moich starań, wszyscy
uważali mnie za podłą, małą,niewdzięczną dziewczynkę, która powinna uczyć się
od siostry dobrego wychowania. Świat zewnętrzny i ludzie, wpoili we mnie że
jestem tą złą, tą gorszą. Spodobało mi się to i nie mam najmniejszego zamiaru
nic zmieniać, dzięki takiemu zachowaniu mam mniej do stracenia, bo ludzie się
mnie boją, albo odtrącają mnie od siebie. To ułatwia im życie, dzięki temu moi
wrogowie wiedzą że oni nic dla mnie nie znaczą i nie ruszają żadnego z nich.
Lubię ich, nie tylko ze względu na ich śmieszne reakcje jak zaczynam być dla
nich niemiła, lubię ich za to że są szczerzy i mimo wszystko starają się ze mną
wytrzymać.. Z jednej strony jest mi przykro, że tak mnie widzą, a z drugiej strony
czuję się swobodniej i pewniej, wiedząc że mogę polegać tylko na sobie. Wzięłam
głęboki oddech i jeszcze mocniej wtuliłam głowę w poduszkę. Zasnęłam, jednak
nie byłam świadoma co się w okół mnie dzieje, słyszałam ciche rozmowy Al'a i
Bredy, czułam smród papierosów Havoc'ka.. Usłyszałam pytający ton głosu Ed'a,
który pytał czy śpię.. Od czasu moich daremnych prób otwarcia się przed
kimkolwiek, to on był pierwszą zupełnie obcą mi osobą jakiej udało się zdobyć
moje zaufanie. Nie można powiedzieć że otworzyłam się przed nim w pełni, jednak
zrobiłam to po części. Po części wyłącznie dlatego, żeby nie wychodzić po za
moją strefę komfortu. Chwile po tym jak usłyszałam jego ciepły głos, zasnęłam
już całkowicie.
Rano obudził mnie głos popielniczki, który zawzięcie
opowiadał jaką wyssaną z palca bzdurę. Wyczołgałam się z pościeli jak prawdziwy
żołnierz i poszłam w stronę kuchni. Przeciągnęłam się i wypiłam, ziewnęłam i
wypiłam szklankę wody. Ed'a i Al'a nie było, więc nic mnie nie trzymało w
hangarze. Wzięłam szybki prysznic, złapałam w zęby kawałek chleba i pośpiesznie
wyszłam z hangaru, poprawiając sobie bluzkę. Zatrzasnęłam za sobą drzwi
hangaru, odwróciłam się w stronę wyjścia, kiedy nagle usłyszałam ten głos.
-Nawet się nie przywitasz?
-Zboczeniec?! Co ty tutaj robisz do cholery! Spadaj zanim
ktoś cię zobaczy!
-Miło że pamiętasz moje imię..
-Spadaj stąd już!
-Czemu jesteś dla mnie taka zimna? Przyszedłem bo chciałem
się z tobą zobaczyć..
-Uuu no cześć! A teraz spadaj..
-Haha.. jak zawsze szczera. Chyba chleb spadł.
-Co?
Spojrzałam na ziemie. Pod moimi nogami leżał kawałek chleba,
który przed chwilą trzymałam w ustach. Niech to szlag! Spojrzałam na niego ze
sztucznym uśmiechem..
-No popatrz..
Spojrzałam na jego twarz. Jego wzrok był wbity za kogoś kto
stał za moimi plecami.. Cholera niech to tylko nie będzie..
-Kto to jest?
Odwróciłam się, tak jak podejrzewałam to był Ed..
-Omm.. No więc to..
-Eric McHarrer, miło mi cię poznać..
-Edward Elric..
-..Edwardzie. Wiele o tobie słyszałem. Jesteś pierwszym
alchemikiem, który zdał licencje w wieku dziecięcym, moje gratulacje. Masz na
swoim koncie jeszcze wiele wiele osiągnięć..
-Może i mam, ale jakie to ma znaczenie.. Po co tu
przyszedłeś?
-Widzisz Fuhrer przysłał mnie tu Fibi, ma do niej ważną
sprawę. Jednak najpierw wstąpimy do jakiejś restauracji żeby zjadła, przecież
nie może być głodna..
Zrobiło mi się głupio, bo ostatnie zdanie wypowiedział
równocześnie z moim burknięciem. Głupi brzuch.. Eric uśmiechał się bez przerwy,
ale Ed nie był już taki optymistyczny. Jego spojrzenie miało moc podpalania
ludzi, gdyby tylko to było możliwe, to z Eric'a zostałaby już tylko kupka
pyłu..
-Tak więc, powinnyśmy się już zbierać. Chodź Fibi.
-Jasne..
Ed spojrzał na mnie pytająco. Nie wiedziałam co mam zrobić,
wzruszyłam tylko ramionami. Idąc, cały czas gadaliśmy o różnych sprawach.
Między innymi o tym co wydarzyło się wczoraj. Opowiedziałam mu wszystko w
lekkim skrócie i z drobnymi zdaniami. To brzmiało jakoś tak.. "Wczoraj
wracając do domu spotkałam swoją dawną znajomą, bardzo się lubimy. Po krótkiej
rozmowie zdałyśmy sobie sprawę że pada, więc zaprosiłam ją do siebie, no wiesz,
bardzo się lubimy. U mnie posiedziałyśmy trochę i pogadałyśmy, bo bardzo się
lubimy. Kiedy już wyszła to bardzo ciężko było nam się rozstać, przecież my tak
bardzo się lubimy!"..
-On zawsze jest taki narwany?
-Kto?
-Twój chłopak, zawsze jest taki narwany?
-To nie mój chłopak..
-Narwaniec z niego..
-Narwaniec?
-Tak..
-Co masz na myśli?
-Był agresywny, jego spojrzenie i cała reszta. Myślałem że
zaraz się na mnie rzuci..
-A tam pieprzysz..
-Poważnie prawie się na nas rzucił..
-Jesteś przewrażliwiony..
-Ja przewrażliwiony? To on jest agresywny..
-Agresywny?
-Tak..
-Chyba żartujesz?
-Nie, mówię poważnie.
-Nie chciałbyś widzieć go agresywnego.
-Owszem nie chciałbym widzieć go w stanie furiata..
-On nie jest taki..
-Więc to nie twój chłopak?
-Nie..
-Więc jesteś wolna?
-Tak.. jakby..
-Więc dasz się zaprosć na wieczorny spacer?
-Jasne tylko..
-To o siódmej?
-Taa.. zaraz..
-To jesteśmy umówieni.
-Chwila, chwila, chwila!
-Co?
-Nie pójdę z tobą na żadną randkę..
-To nie randka, to przyjacielski spacer, wieczorem, w
świetle księżyca..
-To randka..
-Skoro wolisz tak to nazwać.
-Nie zaraz.. ja nigdzie nie idę..
-Więc odmawiasz?
-Nie.. To znaczy tak
-To tak czy nie?
-Odmawiam.
-Ale chłopaka nie masz?
-Nie.
-Więc w czym problem?
-W niczym ja..
-A może coś do mnie czujesz i boisz się że to wyjdzie na
jaw..
-W sumie, to..
-A więc o to chodzi..
-Nie zaraz!
-To lubisz mnie czy nie?
-No lubie..
-No więc w czym problem
-Przestań?!
-Z czym mam przestać?
-Z tym?!
-No z czym?
-Znowu to robisz?
-Co robię?
-Próbujesz mnie zakręcić..
-Wcale nie, ja po prostu, zapraszam cię na przyjacielski
spacer, którego ty nazywasz randką..
-Dość!
-Czego..
-Pójdę już z tobą tylko się zamknij..
-Dobra, już się zamykam.
-Jesteś nie do zniesienia..
Spojrzałam na jego rozweseloną twarz. Był z siebie dumny, że
udało mu się mnie zakręcić.. Pokręciłam głową, wzniosłam oczy ku górze i lekko
się uśmiechnęłam..
-Dziwak z ciebie..
-Przystojny dziwak.
-Raczej skromny..
On tylko się roześmiał. Nie wiem dlaczego, ale czułam że ma
racje.. Ed, jest zawsze agresywnie nastawiony, na wszystkich których nie zna..
Ja w sumie też ale ja jestem zawsze agresywnie nastawiona.. Mimo wszystko
czułam że z Eric'kiem, łączy mnie coś czego nie potrafię nazwać.. Na razie nie
jest to miłość, ale nie jest to też zauroczenie.. To coś pomiędzy, przed czym
nie potrafię się obronić. Ten zboczeniec ma w sobie coś co mnie przyciąga, coś
czemu nie mogę się oprzeć..
-A tak w ogóle to po co idziemy do Fuhrera?
-Powiedział że powinnaś podjąć już decyzje.
Decyzje? Już wczoraj ją podjęłam mimo tego, nadal czuje
pewien niepokój.. Chociaż tak będę moła ochronić wszystkich przed tym co może
ich czekać.. W gruncie rzeczy homunkulusy nie są zbyt inteligentne, więc nie
wpadnie im do głowy atakowanie kogoś z kim już nie przystaje. To dla nich
wyższa matematyka.. Szliśmy jeszcze chwile, przed samymi drzwiami Fuhrera,
poczułam że nie chce tam wchodzić.. Jestem niezdecydowana..
-Coś nie tak?
-Nie.. ja..
-Jesteś niepewna?
Spojrzałam w jego miodowe oczy, były mi bardzo znajome.. Ich
ciepło i spokój, dawały mi poczucie bezpieczeństwa i ufności.
-Nie martw się, nikt nawet nie zauważy że cie nie ma.. Kiedy
wczoraj wracałem słyszałem jak paru wojskowych mówiło o tobie.. Nie były to
miłe słowa.. Wątpię żeby ktoś z żołnierzy Mustanga szanował kogoś, kogo sam
generał nie szanuje. Traktują cię jak zabawkę, kiedy jesteś potrzebna wzywają
cię, jak zrobisz coś nie tak to się już tobą nie bawią..
Przed oczami stanęła mi scena z Curse. Eric miał racje, to
jak mnie traktują doskonale świadczy o tym że mnie nie potrzebują. Ile razy
Mustang powtarzał, że da sobie radę bez mojej pomocy. Ed i Al, też wiele razy
gadali między sobą że we dwójkę dadzą radę każdemu.. Od nikogo nigdy nie
usłyszałam podziękowań, ani chociażby małej pochwały.. Nigdy nie usłyszałam
żeby ktokolwiek powiedział mi że jestem potrzebna..
-U nas, w naszym dywizjonie, będziesz czuła się jak w domu.
Po za tym, będziesz miała mnie.
Uśmiechnęłam się do niego ciepło. Nie mogłam w to uwierzyć,
mój uśmiech był szczery i było w nim tyle radości.. Poczułam się pewnie i już
wiedziałam jaką podjąć decyzje. Gdy weszliśmy Fuhrer już na nas czekał.
-Witajcie moi mili.
-Witaj panie.
-Więc FIbi, jaka jest twoja decyzja?
Spojrzałam na Eric'a, który tylko kiwnął głową, na jego
twarzy znowu widniał ciepły uśmiech.
-Postanowiłam przyłączyć się do twojego dywizjonu.
-Wspaniale! Fibi Sparke, od tond jesteś oficjalnym
żołnierzem dywizjonu S. Jako pełnoprawny żołnierz, zostajesz przydzielona jako
podopieczna Elric'owi McHarrer'owi. Gdy będziesz gotowa działać sama,
zostaniesz od swojego partnera oddzielona. Jednakże musisz przestrzegać zasad i
zachowywań się tak jak na żołnierza Fuhrera przystało.
-Oczywiście.
-Więc, nie zostało mi nic innego, jak pogratulować ci i
przywitać cię w swoich szeregach panno Sparke.
-Też się ciesze..
-Tak więc, będąc żołnierzem dywizjonu przysługuje ci prawo
wprowadzenia się do naszych mieszkań, jednak będzie musiała zamieszkać z
paniczem Eric'kiem, dopóki nie dostaniesz wyższego stopnia.
-Rozumiem.
-Tak więc, niech Eric pokaże ci każde miejsce związane z
dywizjonem, a ja skontaktuje się z generałem Mustangiem i poinformuje go o
twoich przenosinach. W końcu awansowałaś w bardzo wysokie progi.
Już mieliśmy wychodzić kiedy Fuhrer nas zatrzymał.
-Panienko Fibi, jeszcze jedno..
-Tak?
-Witaj w domu.
Te słowa wzbudziły we mnie nieznane jak do tond uczycie, nie
wiem dokładnie co to, ale było miłe.. Uśmiechnęłam się łobuzersko i kiwnęłam
głową. Wychodząc z budynku rozmawiałam z Eric'kiem o wspólnym mieszkaniu,
musiałam wbić temu zboczeńcowi do głowy, gdzie leżą granice, naszego
współlokatorstwa. Minęło półtorej godziny odkąd podjęłam decyzje, obejrzałam
każde miejsce dywizjonu, teraz czekało mnie najgorsze.. Spotkanie z byłą
"drużyną".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz