Czułam jak to coś sapie coraz głośniej, a z ust sączy się mu
coraz więcej.. czegoś.. Niemal czułam na sobie jego przerażająco zimny oddech.
To mój koniec? Przecież zapowiadało się tak dobrze, czemu zawsze muszę wszystko
spieprzyć! Poczułam na swoim parku, wielką zimną i obślizgłą łapę tej dzikiej
bestii. Coś we mnie pękło..
-NIE DOTYKAJ MNIE TY ZASRANA PADLINO!
Skupiłam w sobie jeszcze więcej siły niż poprzednio. Czułam
jak energia przepełnia mnie od stóp do głów, jednak moje oczy nadal były
zaćmione. Opierając się na rękach, z całych sił wierzgnęłam nogami. Poczułam
duży opór, co dało dobry znak.. Zaczęłam szybko przecierać oczy, jednak dalej
nic nie widziałam. W oddali nadal było słychać krzyki i wybuchy, ale jakoś nie
docierało to do mnie w zupełności. Jakby działo się to gdzieś bardzo daleko,
choć wszystko miało miejsce obok mnie.
Upadłam kolanami w śnieg, poczułam przeszywające mnie zimno i zanim się
spostrzegłam moja twarz leżała w zaspie. Nie mogłam nad sobą zapanować,
potrzebowałam odpoczynku.. Byłam świadoma, ale nie mogłam niczego ogarnąć..
Wszystko wokół mnie zdawało się być obce, ale znajome, dalekie, ale bliskie.
Wszystko zaczęło mi się plątać, co i raz odrywałam głowę od śniegu żeby się nie
udusić. Zaczęło mi się kręcić w głowie, zamknęłam oczy, żeby świat przestał
wirować, mimo mgły nadal migało mi przed oczami wiele kolorów. Cholera jasna..
Nie mam bladego pojęcia w która stronę mam uciekać, bo jeśli tego nie zrobię
źle się to dla mnie skończy. Znowu usłyszałam dziwne odgłosy
człowieka-chimery.. Podniosłam się na równe nogi i zaufałam swoim uszom.
Klasnęłam w ręce i uderzyłam nimi w śnieg, w którym przed sekundą leżałam.
Śnieżnobiały puch, zamienił się w lodowata wodę, której strumień wystrzelił w
stronę sapjącego potwora. Nie byłam pewna czy trafiłam, ale z impetem uderzyłam
kolanami o ziemie. Nie miałam już siły, nawet moje uszy zaczynały mnie
zawodzić, to straszne uczucie.. Straciłam wzrok, słuch, a teraz tracę godność..
Czołgałam się w przeciwną stronę co i raz uderzając o coś głową, albo łokciami.
Przecierałam kolana z każdym posunięciem nogi coraz bardziej, czułam jak sączy
się z nich krew. Co i raz uderzałam twarzą o beton, albo śnieg, ponieważ ręce
ślizgały mi się na śliskiej ziemi.. Nie mogłam się uspokoić, czułam jakbym
chodziła w koło.. a raczej czołgała się w koło. Niech to szlag trafi! Poczułam
tą samą obleśnie zimną łapę na swoim karku. Stwór zacisnął na mnie swoją
ogromną łapę, aż zaczęłam tracić oddech. Złapałam rękami jego wielki paluch i
próbowałam uwolnić się ze śmiertelnego uścisku.. Nagle usłyszałam dźwięk łamiących
się kości i znowu uderzyłam o zimny beton. Łapczywie łapałam oddech i
potrząsałam głową trzymając się za gardło.
–Idziemy stąd!
Poczułam czyjeś ciepłe delikatne ręce, nie miałam nawet siły
się sprzeciwić. Dopiero po chwili ogarnęłam, że nie czuje pod stopami żadnego
gruntu. Ktoś mnie niósł, delikatnie podskakiwałam, co mogło świadczyć o tym ze
ten ktoś biegł. Po kilku minutach biegu, czułam się znacznie lepiej. Wzięłam
głęboki oddech i przetarłam dłońmi oczy, wszystko po woli wracało do normy. Obraz
przed moimi oczami stawał się wyraźniejszy, a ja zauważyłam ogromnego faceta
podobnego do Armstronga i jakąś kobietę.
-Dochodzisz już do siebie?
-Taa.. Dzięki.
Potarłam ręką tył głowy i spojrzałam w górę. Moim oczom
ukazała się znajoma twarz, która nie była zbyt przyjemna.
-Izumi?
- Nie sądziłam że spotkam cię w takiej sytuacji mała.
-Bardzo śmieszne..
Oparłam się ręką o ścianę, o którą się opierałam i
poderwałam się do góry. Zachwiałam się lekko, po czym poczułam czyjeś ogromne
dłonie. Spojrzałam w górę i uśmiechnęłam się lekko do męża Izumi.
-Dzięki..
-Co tu się do jasnej cholery dzieje?
Nagle przypomniało mi się że musze jak najszybciej znaleźć
się w hangarach.
-Za dużo by opowiadać, ale jedno jest pewne to nie będzie
łatwa bitwa.
-Co masz na myśli.
-Czyjeś bardzo obślizgłe łapy były maczane, w tym całym
gównie..
-Gdzie jest wojsko?
-Wycofało się..
-Dlaczego?!
-Zwykłe wojsko jest za słabe i nie mogą pozwolić sobie na
jakieś większe straty.
-Przecież na ulicach giną ludzie do cholery!
-Rozumiem twoje zdenerwowanie Izumi, ale nic na to nie
poradzimy. Według mnie Mustang dobrze sobie wszystko obmyślił.. Tu potrzeba
czegos więcej niż wojska.. Nie jestem pewna czy w ogóle cokolwiek podoła temu
wszystkiemu.
-O czym ty gadasz?!
-Musimy iśc do hangarów..
-Po co?
-Tam się zebrało wojsko..
-Więc trzeba do nich zawitać i wszystko sobie wyjaśnić.. W S
Z Y S T K O.
Izumi spojrzała na mnie spode łba i zmierzyła swoim
nieprzyjemnym wzrokiem. Czułam się o wiele lepiej, biegliśmy w stronę hangarów,
omijając martwe zmasakrowane ciała.. Widok coraz bardziej przypominał mi ten z
Lioru, tylko tu trupy wisiały w powietrzu, na tych dziwnych niewidzialnych
linach.. Nie byłam w stanie tego ogarnąć, co to ma do jasnej cholery być?!
Ludzie przemykający co chwile do ścieków, albo chowający się w piwnicach,
wykrzykiwali modlitwy ku niebu. Ogień malał pod wpływem coraz niższej
temperatury.. Co chwila spoglądałam na słońce, które z każda minutą było coraz
niżej i niżej. Nie miałam zbyt wiele czasu.. Jeżeli słońce zajdzie, a księżyc
znajdzie się w jego stożku, będzie za późno..
-Musimy się pośpieszyć!
Odwróciłam się i zauważyłam kobietę tamującą krew cieknącą
jej z ust. Cholera jasna, zatrzymałam się gwałtownie i zmusiłam ją do tego
samego.
-Co ty robisz?
-Stój tu i się nie ruszaj!
-Co ty robisz Fibi?!
Stanęłam i podeszłam do kobiety bacznie jej się
przyglądając.
-Nie mamy czasu na twoje głupoty..
-Chociaż raz zajmij się sobą głupia babo!
-Nie będziesz mi mówić co mam robić szczeniaku!
-Shig mógłbyś wziąć swoją upartą i bezgranicznie głupią żonę
na ręcę?
-Oczywiście.
-Że słucham?!
Muskularny mężczyzna z ogromną łatwością uniósł swoją
wyczerpaną żonę i czekał na dalsze instrukcje. Stanęłam za nimi i skupiając się
klasnęłam w ręce, po czym bardzo mocno uderzyłam nimi o ziemie. Spod naszych
stóp wyłonił się ogromny smok, szczerze mówiąc nie mama bladego pojęcia czemu
spod moich rak wyłażą takie dziwne stwory, ale o wiele łatwiej się nad nimi
panuję. Błagałam tylko żebym znowu nie doznała ślepoty.. Kucnęłam opierając
kolano na kamiennej poczwarze. Ruszyliśmy z ogromną prędkością, mijając gruzy,
śnieg i walące się budynki. Zakręciłam w uliczkę w której jakiś czas temu,
pierwszy raz spotkałam się z Noah, kiedy nagle straciłam panowanie nad swoim
alchemicznym wytworem. Wybuch, który spowodował odrzut, sprawił że cała nasza
trójka wylądowała na ziemi.. Znowu uderzyłam się w głowę, ale część koszuli
Shiga, którą owinął moją poprzednią ranę, tamowała teraz krew.. Spojrzałam na
Izumi, która wciąż wymiotowała brunatną krwią.. Co mam zrobić, przecież to nie
możliwe żebym straciła panowanie.. Szukałam wzrokiem czegoś co wywołało płomień
i od razu to znalazłam.
-Gloom..
Wstałam na równe nogi, lekko się chwiejąc.
-Fibi..
-W porządku Shig, zabierz ją w miejsce o którym mówiliśmy.
-Tak..
Patrzyłam jak mężczyzna odbiega z na pół przytomną małżonką
w stronę hangarów, które znajdowały się kilkanaście metrów przed nami. Naglę
homunkulus wystrzelił w ich stronę mały płomyk, który po chwili przerodził się
w ogromy wybuch. Szybko klasnęłam w ręce i wycelowałam w jego stronę strumień
lodowatej wody. Para która powstała na skutek starcia się ze sobą wody i
płomieni, okryły dwójkę uciekających, dzięki czemu nie można było spostrzec
dokąd pobieli. Kiedy małżeństwo całkowicie zniknęło, odwróciłam wzrok w stronę
Gloom, która już stała przede mną. Dziewczyna złapała mnie za szyje sprawiając
mi przy tym niewyobrażalny ból. Czułam jak skóra pod naporem jej uścisku, coraz
bardziej mnie pieczę. Złapałam ja za rękę i za pomocą bluebeam, udało mi się
urwać jej dłoń.. Krew sączyła się z jej nadgarstka, ale wiedziałam że to na
nic.. Homunkulusa nie można zabić siłą, alchemią też nie.. Oderwałam od gardła
jej paskudną i gorącą jak cholera dłoń.. Ta roześmiała się tylko i z powrotem
„umocowała” kawałek swojego ciała, na właściwym miejscu. Nie miałam bladego
pojęcia co miałam robić, jednak nie pozwolę by coś takiego stanęło mi na
drodze. Spojrzałam na niebo, słońce chowało się właśnie za horyzontem..
Spojrzałam na Gloom, która znowu zniknęła mi z oczu.
-Nie dasz rady.. Już i tak jesteś nasza.
Odwróciłam się gwałtownie i za swoimi plecami zauważyłam te
same wściekłe oczy. Złapałam ją za rękę, która planowała mnie uderzyć, ale to
było na nic bo z jej reki zaczął sączyć się kwas siarkowy. Natychmiast ją
puściłam, co było okropnym błędem. Homunkulus wystrzelił w moją stronę łat
ognia, po czym rzuciła się w moja stronę. Kilka zgrabnych i szybkich ruchów,
sprawiło że znowu leżałam na ziemi, z coraz to większą liczbą oparzeń, siniaków
i otwartych ran. Chciałam klasnąć w ręce ale to było na nic, płomienie które
mnie otoczyły, nie pozwalały mi wykonać żadnego ruchu. Czułam jak gorąco
opanowuje moje ciało, ale nie poddałam się.. Nie mogę poddać się takiemu
wybrykowi natury.. Skoro przeżyłam walkę z tym bydlakiem kilak godzin temu, to
i jej podołam. Zebrałam się w sobie i znowu poczułam otaczająca mnie energie.
Delikatnie otworzyłam oczy, z których wystrzeliło coś na kształt niebieskich
błyskawic. Ręce i nogi pokryły się prawie granatowa poświatą, co stawiało
sprawę w bardzo jasnym świetle. Ogień
wokół mnie rozproszył się a ja z uśmiechem spojrzałam w stronę Gloom.. Zanim
homunkulus zdążył wykonać jakikolwiek ruch, byłam już przy nim, wciskając jego
martwe ciało w ziemie. Delikatnie przejechałam palcem po wewnętrznej części
dłoni, co wywołało coś na kształt spięcia elektrycznego. Wzniosłam ręce nad
górę śniegu, który w mgnieniu oka zmienił się w bryłę lodu zamrażając w sobie
Gloom.
Humukulus znajdował się pod grubą warstwą lodu, który
uniemożliwiał jej jakikolwiek ruch.. Odsunęłam się na kilka kroków i runęłam na
ziemie. Poczułam chłód, a jednocześnie ciepło. Byłam wycięczona a to był
dopiero początek.. Otworzyłam oczy by sprawdzić w jakiej pozycji aktualnie
znajduje się słońce, ale jedyną rzeczą jaką zobaczyłam, była zdenerwowana twarz
Mustanga.
-Zasłaniasz mi widok zapalnik..
-Ty kretynko!
-Spadaj dziadku..
Podniosłam rękę i zatrzymałam dłoń na jego twarzy, odsuwając
ją jak najdalej od siebie. Mustang mocował się ze mną pchając twarz w moją
stronę. W końcu udało mu się wyrwać swoją twarz z mojego uścisku.
-Ty nieodpowiedzialna, głupia i zapatrzona w siebie idiotko!
-Ty głupi, niekompetentny i nieudolny palniku!
-Nie waz się tak do mnie mówić małpo !
-Sam zacząłeś świeczko!
-DAJCIE JUŻ SPOKÓJ!
-Widzisz cymbale sprowokowałeś swoją dziewczynę..
-Fibi.. ty..!
Hawkeye złapała mnie za szalik i uniosła moje leżące ciało w
górę.
-Ty patrz nie zgubiłam go!
-Zostaw ją, ma uraz czaszki i najprawdopodobniej
wstrząśnienie mózgu. Do tego zużyła wiele siły używając bluebeam..
Z uśmiechem na ustach spojrzałam na Izumi, która wyglądała
znacznie lepiej. Prawdę mówiąc było mi o wiele lepiej niż poprzednio, ale skoro
to oznaczało uniknięcie łomotu od wściekłej, a zarazem zawstydzonej Rizy, to
mogła na to pójść.
-Czuje się dobrze, tylko trochę boli mnie głowa i kolana..
Jeszcze nigdy ich tak nie przetyrałam.
Wstałam otrzepując
swoje plecy ze śniegu. Zdjęłam z głowy opatrunek, który całkowicie przesiąkł
krwią i uśmiechnęłam się do zebranych ciepło. Przeleciałam po wszystkich
wzrokiem, ale nigdzie nie zauważyłam Ed’a.. Z jednej strony byłam zadowolona,
nie chciałam z nim zadzierać po wczorajszym.. Ale z drugiej strony zrobiło mi
się trochę przykro..
-Wracajmy do Hangarów, musisz się trochę ogrzać..
-Wystarczyłoby jakbyś klepnął w łapki..
-Nie zaczynaj, bo zaraz całą cię spalę.
-Głupia świeca..
Patrzyłam jak żyła na czole mustanga próbuje wydostać się i
mnie udusić. Szczerze mówiąc już dawno tak dobrze się nie bawiłam jak w tej
chwili, ale nie mogłam pozwolić by to przysłoniło mi cel. Spojrzałam w niebo,
które robiło się coraz ciemniejsze.. Księżyc był już widoczny, jednak nie
zaczął się jeszcze przemieszczać. Havoc zdjął z siebie marynarkę od munduru i
zarzucił mi ja na ramiona. To dziwne, ale po tym co im powiedziałam powinni
zostawić mnie już dawno temu.. Czemu oni są tacy mili, uśmiechnęłam się do
niego ciepło i opierając się o Rize, ruszyliśmy w stronę hangarów. Szliśmy
normalnym tempem, chociaż wiedziałam że tracę czas, nie mogłam reagować
inaczej. Dopiero kiedy emocje i energia po użyciu bluebeam minęły poczułam się
strasznie zmęczona.
-Roy!! Generale! Generale!
Poderwałam wzrok w górę i spojrzałam przed siebie, na
pędzącego w naszą stronę Al.’a. Sądząc po jego zachowaniu, nic dobrego się
raczej nie stało..
-Ed..
Wyszeptałam cicho, rozchylając delikatnie usta. Poczułam na
sobie wzrok Rizy, która przyglądała mi się badawczo..
-Co się stało?
-Edward.. On, ja..
-Uspokój się Alphonse! Co się stało?!
-Ja wyszedłem tylko na chwilę.. Stała z nami jakaś dziwna
kobieta, która mówiła że widziała maltretowaną Fibi.. Ona kazała mi sprawdzić
czy nie wracacie, bo twierdziła że wie gdzie ona jest.. A potem nie wiem co się
stało.. Mówiła coś o jakimś wzgórzu, o jakiejś celi w której ją trzymają.. Ja
nie wiem dlaczego on z nią chyba poszedł..
Patrzyłam z szeroko otwartymi oczami i ustami, na Al.’a,
któremu łzy płynęły z oczu. Nie mogłam ogarnąć co się właśnie stało..
-Dokładnie opisała Fibi więc jej uwierzyłem, była bardzo
przekonywująca.. Miała nawet czapkę, którą kiedyś jej daliśmy razem z
szalikiem.
Nie przestawałam patrzeć na Alphonse, który coraz bardziej
panikował.. Moja ręka odruchowo powędrowała na szalik, na którym zacisnęłam
pięść Nagle Al podniósł swoje smutne
oczy i na mój widok oniemiał.
-F-Fibi…
Patrzyłam jak chłopak zaczyna płakać. Nie mogłam wyrzucić z
siebie myśli, że przeze mnie Ed może być w niebezpieczeństwie. Próbowałam go
chronić, a rzuciłam go prosto w paszcze lwa. Zebrałam się w sobie i zanim z
moich oczu popłynęły łzy, zacisnęłam pięci jeszcze mocniej, stając twardo na
nogach.
-Al.. Czy ta kobita miała czerwone oczy?
Chłopak patrzył na mnie ze zdziwieniem, ale patrząc w moje
oczy zdawało mi się, że poczuł to samo co czułam w tym momencie.
-Jakby się nad tym zastanowić, to były jak szkarłatne
koraliki..
Rzuciłam się do biegu, ale po trzech krokach wylądowałam na
kolanach. Nie miałam siły..
-Fibi!
Wszystko było jasne.. Trzy stwory z Lioru, Jeden pół
chimera, pół człowiek o nadludzkiej sile i rozbudowanym korpusie. Drugi stwór,
kobieta o psychopatycznych skłonnościach, o dwukolorowych oczach i możliwości
hipnozy.. I trzecia, najprawdopodobniej najsilniejsza i władająca wszystkimi
innymi, czerwonooka gnida o nieznanej mi sile.. O Czystej energii czerpiącej z
nikąd. Wczorajsze spotkanie z Ed’em, który próbował mnie zabić, jednak nie
zranił mnie sztyletem.. Zimne nic nie wyrażające oczy. To wszystko było tylko
iluzją, za którą kryla się kolorowa, Odium.. Eric od samego początku wiedział
co trzeba ze mną zrobić, Fuhrer, był iluzją, która wytworzyła odium tak samo
jak z Ed’em. Przyjęli mnie do dywizjonu, bo wiedzieli że jestem w rozsypce.
Wykorzystali moja słabość i odwrócili ja przeciw mnie. Eric skutecznie odsunął
mnie od Ed’a i wszystkich innych, i zamydlił mi oczy swoimi słodkimi słówkami i
pracą w dywizjonie, kiedy sam siedział i knuł przeciw mnie.. Margaret to ta
larwa z Lioru, Odium to Fuhrer, a Ten bydlak ukrywał się w celi, do której
dopuszczano tylko starszych żołnierzy.. Jak mogłam być taka głupia! „Błękit
nieba”, siła która jest pożądaniem, moc dzięki którym można panować nad
wszystkim. „ Błękit nieba zmienić będzie mógł się w siłę, którą diabeł posiąść
chce od pokoleń. Udać się czary owe mogą tylko wtedy, kiedy dusza błękitna
słaba wszakże będzie.” Niebieska siła, to bluebeam w związku z tym że dziś jest
pełnia przesilenia, moja moc jest znacznie silniejsza.. Diabłem została
Margaret,a słabość błękitnej duszy.. Zabrała Ed’a bo doskonale wiedziała co do
niego czuje.. Zaczęłam głęboko oddychać, a łzy napłynęły mi do oczu. Jak mogłam
być taka głupia, naiwna i ślepa.. Co powinnam zrobić! Nie mam siły, rozbiła
mnie w drobne kawałki..
-Fibi!
-Co się dzieje Fibi!
Spojrzałam w niebo i zauważyłam jak księżyc wznosi się coraz
wyżej. Spojrzałam w stronę Mustanga, który przyglądał mi się ze zdziwieniem..
Czułam jak po moich policzkach spływają łzy.
-Mustang ..
Nagle poczułam ogromne ciśnienie i wszyscy zebrani odlecieli
na kilka metrów. Uderzyłam ciałem o mór, mundur Havoc’ka spadł z moich ramion,
a twarz znowu pokryła się krwią. Z miejsca w którym przed chwilą, stałam
znajdowałam się wściekła Gloom, która pluła kwasem i podpalała wszystko co
miała w zasięgu wzroku. Siedziałam na ziemi i nie byłam w stanie nic zrobić.
Znowu czułam się bezsilna, mała i słaba. W oczach, odbijały się krwawe sceny..
Bezwładnie obserwowałam, jak Mustang Riza i reszta starają się mnie ochronić.
Izumi, Havoc, Felman.. Alphonse i nawet Shig..
*
Już nigdy się nie ukryje! Nigdy ni będę ciężarem! Teraz moja
koleje żeby wszystkich ochronić”
*
Wstałam na równe nogi i zacisnęłam pieści. Klasnęłam w ręce
i uderzyłam nimi o śnieg.. Spod moich stóp wyłoniła się ogromna kolumna lodu.
Kolejnym klaśnięciem posłałam Gloom na drugi koniec uliczki, gasząc po drodze
wszystko co podpaliła.
Zeskoczyłam z kolumny, po czym przygniotłam nią ją do
równoległej ściany budynku.
-Oszukała cię słyszysz?!
-Fibi, odejdź!
Postanowiłam nie zwracać uwagi, na Mustanga który jak zwykle
chciał zrobić wszystko po swojemu.
-Oszukała cię słyszysz! No dalej co ci obiecała!
-Nie oszukałaby mnie!
-To kłamliwa intrygantka! Nie można przywrócić homunkulusa
do życia! Gloom do cholery, ty ni żyjesz!
Dziewczyna patrzyła na mnie ogłupiałym spojrzeniem, w którym
dostrzegałam coraz więcej niepewności i wahania. Mimo wszystko wciąż wiedziałam
że jest wściekła i szuka zemsty..
-Okłamała cię, twoja siostra umarła dawno temu tak jak ty!
-KŁAMIESZ!!
Dziewczyna wystrzeliła w moją stronę słup płomieni, których
udało mi się uniknąć.
-Po co obydwie macie się męczyć skoro możesz do niej
dołączyć! Nie będzie już Curie, która będzie tobą pomiatać i nie będzie bestii,
która będzie zmuszała cię do jedzenia tych pieprzonych sztucznych kamieni!
Tylko ty i siostra!
Dziewczyna wgapiała się we mnie tępym spojrzeniem, w którym
było więcej bólu niż złości.
-To będzie trwało tylko chwilę..
Złożyłam ręce i skupiwszy się na śniegu, w ułamku sekundy
stworzyłam na nim krąg.
Przyłożyłam ręce do krawędzi, po czym krąg zalśnił
niebieskim światłem. Z ciała Gloom, zaczęły wypływać czerwone kamienie. Gloom
krzyczała, wyła i jęczała coraz głośniej.. Jednak na sam koniec dziewczyna
uśmiechnęła się do mnie, a jej ciało rozleciało się na drobne kawałki, po czym
zamieniło się w proch. Wszystko skończyło się dość szybko.. Nie wiem dlaczego
homunkulus Gloom poddała mi aż tak szybko.. Czy to w ogóle możliwe że takie coś
ma jakieś odruchy miłosne, czy współczucie? Westchnęłam głośno i znowu runęłam
na kolana, jednak szybko się pozbierałam. Nie ma czasu do stracenia. Spojrzałam
w niebo, księżyc szczytował już a cień przykrywał już jego część.
-Fibi..
Nie zwracałam na nikogo uwagi, nie mogłam uwierzyć w to co
właściwie się dzieje. Spojrzałam na Al.’a i od razu myślałam co może stać się z
Ed’em.. Bałam się.. Znowu się bałam. Nie mam bladego pojęcia czym jest Eric i
co może zrobić Edwardowi, przecież od dawna się nie lubili.. Co i raz przez
głowę przelatywała mi twarz Ed’a i Erica… Atakowałam nie tego co potrzeba.
Nagle wpadły mi do głowy słowa Alphonse..
-FIBI DO CHOLERY CO SIĘ DZIEJE?!
-Nie ma czasu!
Rzuciłam się do biegu. Bolały mnie kolana i głowa, mimo to
byłam w stanie biec. Nie miałam pojęcia skąd miałam tyle siły, nie zważając na
resztę biegłam ile miałam sił w nogach. Wzgórze z celą.. Jak mogłam być taka
głupia?! Wzgórze o którym mówi Al., to nic innego jak ta pieprzona górka przy
moście, a cela to piwniczka na dworcu, przez piwnice można dojść do podziemia..
-Fibi do cholery!
Poczułam ucisk i gwałtownie stanęłam. Riza Trzymała mnie za
rękę i patrzyła mi prosto w oczy.
-Posłuchaj nie ma czasu na wyjaśnienia! Widzisz to?
Odrywając wzrok od Hawkeye wskazałam jej na wpół zasłonięty
już księżyc.
-Co do jasnej..
-To zaćmienie, a związku z przesileniem może stać się coś
złego.. Nie mogę powiedzieć ci wszystkiego od początku, ale pamiętasz bestie z
Lioru?
-Jak mogłabym zapomnieć..
-To one za tym stoją, one i Eric..
-Za zaćmieniem?
-Nie! Za tą całą chorą sytuacją!
Wyrywając się z jej uścisku, bezwładnie rozłożyłam ręce i
machałam nimi w prawo i lewo. Nie wiedziałam jak mogę wyjaśnić im wszystkim, ta
ałą pogmatwaną całość, nie miałam czasu żeby im to wszystko jeszcze raz po
kolei wyjaśniać. Jezu gdzie w takich chwilach jest Sheska?!
-Właśnie Sheska!
-Co z Sheską?
Spojrzałam na Mustanga, który dyszał jak pies.. Wszyscy
przyglądali mi się badawczo, a w ich oczach dostrzegałam zmieszanie, a zarazem
ciekawość.
-Sheska wam to wyjaśni.. Mustang przecież znasz jej
umiejętności.. Zapytaj o to co wczoraj mi wyjaśniała, to powinno wystarczyć..
-Fibi, to nie jest zabawne, nie mamy czasu żeby teraz do
niej iść!
-Własnie Izumi! Nie mamy czasu.. Ja nie mam! Nie jestem pewna
czy Ed jest tam gdzie myślę, ale wiem że jeżeli pójdziemy razem, to nic nie
zdziałamy!
-Nie pójdziesz tam sama!
Patrzyłam na wściekłą Rize, nie mogłam ogarnąć jej
zachowania.. Dlaczego ta kobieta tak bardzo usiłowała się mnie pilnować? Jej
twarz była skupiona, a oczy kipiały zdecydowaniem. Wiedziałam że nie puści mnie
samej, ale nie mogę jej ze sobą zabrać..
-Ja z nią pójdę..
-Al.?
Spojrzałam na młodego i pewnego siebie chłopaka, który otarł
łzy z policzka. Znałam jego umiejętności, więc wiem na co może sobie pozwolić.
Mimo młodego wieku Al., stał się silny i to bardzo silny.. Kiwnęłam głowa i
uśmiechnęłam się do niego lekko.
-To za mało! Oboje nie jesteście na siłach!
-Pójdę z nimi.
-To wyklu-
-Wiem na co mogę sobie pozwolić szczeniaku!
Spojrzałam w piorunujące mnie oczy Izumi. Wiedziałam że jej
nie przegadam, czemu ta kobieta jest taka kłopotliwa.. Westchnęłam lekko
spojrzałam na nią, lekko kiwając głową.
-Nie traćmy więcej czasu..
-Rozumiem. Pani Izumi, Al. i Fibi, idą razem szukać Ed’a. Ja
I reszta wracamy i staramy się znaleźć Sheske..
Patrzyłam na zdeterminowanego i pewnego siebie Mustanga. Był
doskonałym generałem..
-Każdy z nas przeszuka inny schron, jasne?
-Tak!
-Ruszajmy.
Już miałam biec za Al.’em i Izumi, ale zatrzymałam się i
odwróciłam stronę zapalnika.
-Ty płomyk..
Podeszłam w jego stronę, wściekły Mustang spojrzał na mnie
spode łba i znowu zaczął się sapać.
-Przestań w końcu mnie tak nazywać!
- Nie trać czasu Mustang..
-Co..
-Przestańcie się w końcu bawić w ciche randki.. Między wami
coś jest.. Lepiej wyznać to teraz, przed ostatecznym strzałem, niż potem
żałować całe życie że się czegoś nie zrobiło.
-O czym ty mówisz..
-Myślisz że wszyscy wokół ciebie są ślepi? Wyznaj jej w
końcu miłość cymbale! Nie popełniaj moich błędów, nie warto..
Klepnęłam go w ramie i rzuciłam się do biegu. Nie odwracając
się w ich stronę, biegłam przed siebie niczym dziki koń. Co i raz patrzyłam w
niebo by kontrolować czas, jaki mi pozostał. Po kilku minutach biegu, poczułam
niepokój.. Odwróciłam się gwałtownie i składając ręce, wystrzeliłam w prawą
stronę trzy ogromne lodowe kolce. Odrzut wybuchającej beczki z gazem sprawił,
że odleciałam na kilka metrów lądując na plecach.
Niech to szlag! Przed naszą trójką, znowu stał ten pieprzony
olbrzym, z chimerycznymi genami.. Wstałam na nogi, lekko się chwiejąc, złapałam
się za brzuch.
-W porządku?
-Ta..
-Zabezpieczyli się.
-Co teraz?
Ogarnęłam mnie panika.. Ostatnim razem, walka toczyła się za
długo i lewo uszłam z życiem. Nie mam tyle czasu..
-Fibi idź my się nim zajmiemy.
Spojrzałam na Al.’a który powiedział to zdanie poważnym i
pewnym tonem.
-Nie możemy zwlekać.. Ed i cała reszta jest w
niebezpieczeństwie, wierze że ty potrafisz to zatrzymać.
-Alphonse ma racje. Idź szczeniaku.
-Ale..
-Idź!
Spojrzałam na Al.’a który założył na ręce białe rękawiczki,
z dwoma kręgami.. Izumi potaknęła głowa i wystrzeliła w stronę olbrzyma dwa
kolosalne i cholernie masywne węże.
-Teraz szczeniaku! Leć!
Zacisnęłam pięści i z lekkością wskoczyłam na jednego z
kamiennych gadów. Biegłam ile miałam tylko sił w nogach. Skupiłam się na celu
jaki chciałam osiągnąć.. Nie musiałam czekać długo na przypływ energii.
Skoczyłam na ziemie i opierając się dłońmi o ośnieżoną ziemie, zrobiłam wykop.
Bestia runęła na ziemie. Uśmiechnęłam się w stronę dwójki moich towarzyszy i
ruszyłam na dworzec. Dzięki bluebeam biegłam szybciej niż zazwyczaj, jednak
moje ciało zaczęło odczuwać wszystkie urazy.. Stawy i mięśnie natomiast o mało
co nie wyskoczyły mi z mojego czerwonego od krwi i mrozu ciała.. Bluebeam to
niesamowita moc, ale koszt jej użytku jest bardzo wysoki. Za każdym razem kiedy
wykonuje cokolwiek z jej udziałem, moje mięśnie, ścięgna i stawy cierpią.. Ból
można porównać do ciała rzuconego pod rozpędzony pociąg.. Zacisnęłam jednak
zęby i wpadłam na peron jak burza..
Podbiegłam do włazu, po chwili znalazłam się już w piwnicach. Minęłam krąg
którego jeszcze niedawno chciałam użyć.. Zanim zrobiłam jakikolwiek krok,
zawahałam się.. Znowu zaczęłam się bać, ale nie bałam się o siebie.. Bałam się
że znajdę tam bezwładnie leżącego Ed’a, który już nigdy się na mnie nie
zezłości, nie spali mnie wzrokiem, nie uśmiechnie się.. Musze się pozbierać.. Wszyscy we mnie
wierzą.. Co i raz słyszałam strzały, rozwalające się głazy i wyburzy. Wiedziałam że Izumi i Al.,
dają z siebie wszystko.. Nie ma na co czekać.. Rzuciłam się w głąb ciemnego
korytarza, mimo mroku widziałam gdzie biegnę. Czułam każdy kawałek ziemi po
którym biegłam, wiedziałam gdzie skręcić i na co nie nadepnąć. Czułam się
prawie jak kot, mimo że niczego nie widziałam, moje zmysły pracowały za mnie.
Za ścianą przy której biegłam wyczułam czyjąś obecność. Skupiłam moc w dłoni,
zacisnęłam pięść i uderzyłam w nią z całej siły. Ściana rozpadła się na drobne
kawałki w miejscu, w które uderzyłam. Usłyszałam ten psychopatyczny śmiech,
który wzbudził we mnie jeszcze więcej nienawiści.
Urwałam ze ściany swoją płonącą granatem rękę i z całej siły
kopnęłam w ścianę z półobrotu. Stanęłam na równych nogach zapominając o bólu i
po woli podniosłam wzrok. To co ujrzałam wprawiło mnie w osłupienie.. Mój wzrok
zatrzymał się na Edzie, który stał przede mną ze zdziwioną miną.. Po kilku
sekundach spojrzał pod nogi, a potem znowu na mnie.. Na kamiennej posadzce pod
jego stopami leżałam ja sama..
-Uciekaj...UCIEKAJ!!!
Moje bezwładne leżące ciało złapało Edwarda za stopę i
pociągnęło w swoją stronę. Chłopak upadł na twarz, po czym został spętany przez
niewidzialne pnącza.. Rzuciłam się w jego stronę, nei mogłam pozwolić mu
zginąć..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz