-Briggs..
-Obleciał cię strach?
-Nie, raczej ciekawość.
-Nie ma tam nic, czego byś nie widziała. Wracam.
-Zaraz cię dogonię.. Mistrzu.
-Nie żartuj sobie.
Uśmiechnęłam się do niej i odprowadziłam ją wzrokiem. Kiedy
zniknęła za rogiem, wzięłam głęboki oddech i spojrzałam w niebo. Jak zawsze w
takich chwilach rozmyślałam o wszystkim, mój sztuczny optymizm nie wytrzyma za
długo. Mimo tego że czuje się lekko, a rany w moim sercu zaczęły się goić nadal
czuje niepokój. Świat się zmienił, a ja stoję w miejscu.. Jestem
dziewiętnastolatką z bagażem doświadczeń, szmat czasu za mną a ja się nie
zmieniam. Zamknęłam oczy i złapałam się za głowę. O czym ja myślę? Wstałam i
otrzepałam się z trawy, złapałam puste fiolki i skierowałam się w stronę
hangaru. Kiedy weszłam, wszyscy układali się już do spania. Alphonse spojrzał
na mnie i uśmiechnął się ciepło, zapomniałam już jak wyglądał jego uśmiech.
Jedyną osobą z jaką dziś nie rozmawiałam była blondi, musiała się na mnie
poważnie obrazić skoro nie pokusiła się nawet na złośliwości. Usiadłam na
śpiworze i oparłam się o ścianę, nie chciało mi się spać, normalnie o tej porze
pewnie gadałabym z doktorkiem o jakiś medycznych duperelach. Phii.. To żałosne
jak człowiek szybko się przywiązuję. Nie dziwi mnie fakt że wszyscy idą spać,
gdybym pracowała tyle co oni też byłaby, zmęczona. No ale jutro już mnie tu nie
będzie, od jutra zacznie się mój trening.. Może wreszcie ruszę z miejsca.
Westchnęłam głęboko i schowałam się do śpiwora, kiedy poczułam ciepło zasnęłam.
~
Biały puch otulał moje oziębione ciało. Kiedy otworzyłam
oczy na moich rzęsach wylądował pojedynczy płatek śniegu. Wstałam delikatnie
otrzepując swoją jasno niebieską sukieneczkę, ze śniegu. Dwa pasma moich
długich blond włosów opadały mi na ramiona, a reszta upięta była w kok.
-Skarbie chodź już, pora odpakować prezenty.
-Idę mamusiu!
Wesołym krokiem pobiegłam w stronę mamy, która czekała na
mnie w drzwiach niewielkiego domku. Wchodząc do środka uderzyła mnie woń
pierników, mandarynek i świeżego wigilijnego drzewka. Blask lampek i kolorowe
bombki kołysały się a choince, dodając pomieszczeniu uroku. Ciepło kominka i
dźwięk śmiechu bliskich, ogrzewał moje serce napawając go miłością i radością.
Mała Aki siedziała rozchichotana przy choince, mierzwiąc się z niecierpliwości.
Kiedy usiadłam przy niej, zabrałyśmy się za otwieranie prezentów. Kiedy
sięgnęłam po pudełko ze swoim imieniem, pociągnęłam za piękną jedwabną wstążkę,
po czym zdjęłam wieczko. Przepięknie mieniące się światełka zgasły, pokój
wypełniło lodowate zimno, piękną woń świątecznego jedzenia zatruł zapach
zgnilizny, a radosne śmiechy zamieniły się w krzyki. Piękny dom zmienił się w
ruinę, a ja stałam w samym jej środku. Spojrzałam na pudełko, jednak zamiast
jego na moich rękach pojawiła się szkarłatna, lepiąca się mazia.. Poczułam strach,
w mojej głowie rozbrzmiewały się krzyki ludzi, których twarzy nie widziałam.
Otulało mnie zimno, samotność i przerażenie. Stałam w podartej, zakrwawionej
sukience, z noże leżącym u mych stóp. Włosy wyglądały jak różowe sople, które z
sekundy na sekundę wydawały się coraz ciemniejsze.. Cienie wrzeszczących ludzi,
rozrywały resztki mojego świątecznego stroju. Z czasem moja postać zaczęła się
zmieniać. Wybiegłam z ruin domu, w którym jeszcze chwilę temu siedziałam z
kochającą rodzina. W miarę zmiany wieku moje ciało pochłaniała coraz to większa
plama krwi. Czerwona substancja wlewała się do mojego nosa, oczy i ust.. Naglę
upadłam na ziemie i z bólem złapałam się za nogi, które zaczęły znikać. Z
kolejną minutą moje ciało zalewało się moją własną krwią. Krzyki zmieszały się
z przerażającym, drażniącym mnie śmiechem.. W moich uszach rozległo się zdanie
wypowiadane przeze mnie samą.. „Pozwól że to ja będę twoim katem”. Zdanie
stawało się coraz wyraźniejsze i coraz głośniejsze. Czołgając się przed siebie,
próbowałam uciec cienią.. Próbowałam ukryć się przed tym krzykiem, jednak na
moje drodze stanęła dziewczyna wyglądająca jak moje odbicie. Krew stanowiła kontrast na jej jasnej cerze,
włosy spuszczone i posklejane opadały jej na piersi. Oczy przepełnione nienawiścią
i pustką patrzyły na mnie z pogardą.. Usta wygięte w łuk stanowiły grymas
przypominający uśmiech. Przerażająca dziewczyna stała przede mną, jednak nie
poruszała się. Poczułam ucisk w okolicy karku, znowu stałam na nogach.
Dziewczyna z lustra stała teraz za mną, trzymając mnie za włosy i szepcząc mi
do ucha słowa, które jeszcze chwilę temu były szeptem. Naglę zniknęła, a mnie
opanowała nienawiść, spojrzałam przed siebie.. Dziewczyna wyglądająca jak ja
uniosła rękę w stronę swojej szyi. Z ręki wystrzelił jej metalowy sztylet,
który przyłożyła sobie do gardła. Nagle poczułam chłód ostrza przy swojej szyi
i zauważyłam sztylet identyczny jak u dziewczyny, która przede mną stała. Dopiero teraz zrozumiałam, że kobieta z
lustra to ja.. Obserwowałam ze strachem jej ruchy, dziewczyna zaczęła podcinać
sobie gardło. Za jej plecami stała Czerwonooka kobieta śmiejąca się do
rozpuku.. Rozpoznałam ją jednak nie mogłam już nic zrobić, chłodny sztylet
przeciął moje gardło..
~
Zerwałam się do siadu ciężko dysząc.. Złapałam się za głowę,
byłam cała mokra..
-To tylko sen.. Tylko sen..
Oderwałam ręce od czoła i przeleciałam po nich oczami..
Przyciągnęłam kolana ro brody i oparłam o nie czoło. Obrazy tego strasznego snu
przelatywały przez moją głowę, jednak ta krwista czerwień oczu Ninewii
najbardziej utkwiła mi w pamięci. Wzięłam głęboki oddech i pokręciłam głową.
Rozejrzałam się po pokoju, nikogo w nim nie było. Wyjęłam z walizki strzykawkę
i napełniłam ją płynem, który po kilku minutach już rozlewał się po moim ciele.
Złapałam kilka rzeczy w rękę i poszłam do łazienki. Zrzuciłam z siebie
przepoconą piżamę po czym wskoczyłam pod prysznic. Nie powiem żeby łazienka
była zadbana, ale czemu się dziwić? Przecież większość tutaj to faceci, sama
też nie należę do czyścioszek, więc nie ma co narzekać. Wychodząc, przesuszyłam
włosy ręcznikiem, po czym pozwoliłam im swobodnie opaść im na plecy. Nie
zdawałam sobie sprawy z tego jakie są długie. Ubrałam się i wyszłam rzucając
swoje stare rzeczy do walizki. Do hangaru weszła Izumi, na której twarzy
malował się ten sam grymas co zwykle.
-Wyruszymy wieczorem. Nie mam zamiaru kotłować się w taki
gorąc.
-Oczywiście mistrzu.
-Daj już sobie spokój z tym mistrzem, denerwuje mnie twój
sarkazm.
Uśmiechnęłam się do siebie, po czym wyszłam za nią na powietrze.
Dzień był słoneczny i ciepły, cieszyłam się że Izumi nie ludzi gorąca. Sama też
za nim nie przepadam, dlatego uśmiechało mi się podróżowanie chłodnym
wieczorem.
-Cześć Fibi, siadaj.
Spojrzałam na uradowanego Al’a, który wskazał mi miejsce
obok siebie. Uśmiechnęłam się do niego ciepło i usiadłam we wskazanym miejscu.
-Wszyscy już zjedli śniadanie, ale nie martw się dla ciebie
też zostało. Pani Hughes gotuje najlepiej na świecie.
Spojrzałam na jego szczere podniecenie kuchnią Hughes..
Wydawał się być w dobrym humorze, mam nadzieje że nie przyzwyczaił się do mnie
za bardzo, w przeciągu tych.. Kilkunastu godzin.. Spojrzałam na Izumi, która
wkładała coś co plecaka.
-Ostatni pociąg przyjeżdża o wpół do siódmej. Jeżeli się
spóźnisz, zabije cię.
Uśmiechnęłam się do niej, mimo tego że wyglądała
przerażająco i trochę mnie wystraszyła..
-Wyjeżdżasz?!
Oczy wszystkich powędrowały w moją stronę. Nie miałam
bladego pojęcia jak się zachować, nienawidzę być w centrum uwagi.. Uśmiechnęłam
się niepewnie i spojrzałam na każdego z osobna.
-Taa..
-A gdzie jedziecie?
-Zabieram Fibi w długą podróż. Nie interesuj się zbytnio.
Spojrzałam na Curtis, która posłała Mustangowi mordercze
spojrzenie. Zaraz po serii przerażającej
wymianie spojrzeń z Mustangiem, które jedno głośnie wygrała Izumi,
posłała mi wzrok mówiący „Powiedź coś, a nie dożyjesz nocy”..
-Na ile wyjeżdżasz?
Spojrzałam na Rizę, która swoją ciekawością nie ułatwiała mi
zadania..
-Nie wiem, ale trochę mi się zejdzie.
-Może powinniśmy jechać z tobą? No wiesz, jak za dawnych
dobrych czasów.
Moje spojrzenie z Rizy powędrowało na Al’a, który buchał
entuzjazmem. Mają na myśli „MY”, miał na myśli siebie i Edwarda, co nie jest
dobrym pomysłem. W ich obecności niczego bym się nie nauczyła, wręcz
przeciwnie, każde z osobna rozpraszało by mnie bardziej niż fakt, że ktoś
podpali mi włosy.. Jednak nie chciałam mu robić przykrości, wyglądał na
podnieconego faktem, że w końcu gdzieś wyjedzie i znowu zacznie się nowa
przygoda. Nie potrafiłam mu odmówić, więc nic nie odpowiadając spojrzałam na
Curtis, która bombardowała młodszego Elric’a swoim przerażającym wzrokiem.
-Zapomnij o tym. Obydwoje nie jesteście na to gotowi.. A
niech któryś mi się sprzeciwi, wtedy obu was zabije i rzucę szczurom na
pożarcie.
Alphonse głośno przełknął ślinę, po czym zaczął machać
rękami na znak sprzeciwu. Chyba ode chciało mu się z nami jechać. Uśmiechnęłam
się do siebie, i ze spokojem odetchnęłam. Nie mam bladego pojęcia w co
wpakowała mnie matka, ale coś mi się widzi że nie przeżyje jednego dnia pod
musztrą Izumi.. Ta kobieta zaczęła mnie poważnie przerażać.. Spojrzałam na
Ed’a, który patrzył na mnie swoimi zwykłymi, ciepłymi oczami. Uśmiechnęłam się
do niego i zajęłam się swoim śniadaniem. Kiedy skończyła, wskoczyłam do hangaru
umyć ręce. Zrobiło mi się niedobrze, chyba coś w tym jedzeniu ruszyło mój
żołądek. Wchodząc do łazienki zobaczyłam Rize, dosłownie przytuloną do kibla.
-To chyba kiepski kochanek.
-Nie żartuj sobie..
-Zapewne zjadłaś to samo co ja.. Zrób miejsce bo też zaraz
będę chawtować..
-Jesteś straszna.
Uśmiechnęłam się do niej wycierając ręcznikiem ręce.
-Chyba Gracia nie jest aż taką dobrą kucharką.
-Na to wygląda.
Riza uśmiechnęła się do mnie ciepło, po czym umyła ręce i
twarz zimną wodą. Nie wiem dlaczego, ale rzez te kilka lat naszej znajomości
jakoś dziwnie się do siebie zbliżyłyśmy. Chociaż nie wiem czy można nas nazwać
przyjaciółkami, co i raz ten pogrzaniec chce mnie rozstrzeliwać..
-Na jak długo jedziesz? Rok? Dwa? Dziesięć?
-Nie mam pojęcia..
-Dlaczego to robisz?
-Co?
Spojrzałam na nią pytająco, nie mogłam zrozumieć o co jej
chodzi. Kiedy wychodziłyśmy z łazienki, Hawkeye spojrzała na mnie poważnym
wzrokiem.
-Znowu znikasz..
-Daj spokój.. Teraz ty mi będziesz robiła kazania..
Dosłownie opady mi ręce.. Skierowałam się do drzwi, próbując
uniknąć „poważnej rozmowy o mnie i o moim zachowaniu”. Nie miałam najmniejszej
ochoty wysłuchiwać o tym jaka to ja jestem skryta i czego bym nie zrobiła
zawsze jest źle..
-Fibi.. Dopiero przyjechałaś, wyzdrowiałaś.. Chyba nie
chcesz żeby..
-Nie słyszę cię, stoisz za daleko. Wybacz ale muszę
pobiegać, lekarz kazał.
Pomachałam jej z uśmiechem na ustach po czym wybiegłam z
hangaru. Kto by pomyślał że ktoś taki jak ona będzie mnie uczył jak się
zachowywać. Coś mi się wydaje że ta cała „bliskość”, wyjdzie mi bokiem. Biegłam
uliczkami miasta oglądając jak idą prace nad odbudową. Ciężko pracujący ludzie,
w każdym wieku, napawali mnie poczuciem winy. W końcu po części to ja im
rozwaliłam mieszkania.. Przypomniała mi się sytuacja z Curse, kiedy wyszłyśmy,
a raczej uciekłam, jej za obrzeża miasta. Siła uderzeniowa bluebeam, ma ogromny
zasięg i do tego niszczy wszystko co stoi po drodze.. Ciekawe co z Curse, jak
na razie nikt o niej nie wspomniał, sama te jej nie widziałam. Z tego wniosek
że ktoś musiał zarżnąć, tą mała sukę..
Odbiegając od tematu homunkulusów i tego jak winna się czuje, spojrzałam
w niebo. Z racji tego że wstałam dziś późno, słońce powoli zachodziło. Nie
mogłam się spóźnić, bo Izumi zarżnęła by mnie patykiem.. Chciałam jednak
ostatni raz pójść na polankę, na której wczoraj siedziałam. Po kilku minutach
dobiegłam do niej, tym samym robiąc sobie pierwszą przerwę. Podeszłam do wody i
opłukałam nią sobie twarz, po czym łupnęłam na ziemie ciężko dysząc. Półtorej
godziny biegania dziennie mnie zabije.. Zamknęłam oczy i czekałam aż mój puls
wróci do normy, a oddech uspokoi się. Kiedy otworzyłam oczy, spostrzegłam że
niebo robi się czerwone. Oderwałam plecy od ziemi, dopiero teraz zauważyłam że
Ed stoi obok mnie.
-Wyjeżdżasz co?
-Taa.. Jeżeli chcesz dawać mi kazania to daruj sobie.
-Bałem się o ciebie Fibi.
Spojrzałam na jego zatroskaną twarz. Nie pamiętam kiedy
ostatnio z nim rozmawiałam.. Nagle zrobiło mi się strasznie głupio.. Wczoraj
zamieniłam parę słów z każdym, ale nie z nim, tak jakbym chowała do niego jakąś
urazę. Jednak fakt że taki idiota jak on martwił się o mnie, szczerze mnie
rozbawił. Uśmiechnęłam się do siebie, po czym chwyciłam rękami jego twarz.
-Nie martw się tyle, bo szybciej się zestarzejesz. Poważnie.
Uśmiechnęłam się do niego ciepło, ale jego wyraz twarzy w
ogóle się nie zmienił. Wydawał się nie być sobą, nie chciałam żeby przeze mnie
niszczył sobie życie, a jednoznacznie tak właśnie się działo. Opuściłam ręce na
dół i spojrzałam na niego ciepłym wzrokiem.
-Posłuchaj mnie Edward, nie myśl o przeszłości ani o
przyszłości, to co było to było nic tego nie zmieni, co ma być to będzie, ale
zadbaj o teraźniejszość. Nie chcę żebyś się o mnie martwił, doskonale daje
sobie radę. Wyjeżdżam i nawet nie wiem czy kiedykolwiek wrócę.. Musisz żyć Ed,
zakochaj się, pracuj, baw się.. Nie mogę cię prosić o to byś o mnie zapomniał,
bo to musi przyjść samo i na pewno przyjdzie z czasem, ale proszę Ed nie czekaj
na mnie.
Elric patrzył mi w oczy i lekko się do mnie uśmiechnął..
-Jesteś głupia..
-Wiem, wiem.. Poważne gadanie mi nie wychodzi.
Złapałam się za kark i lekko po nim pocierałam. Zrobiło mi
się głupio.. Idiota..
-Nigdy cię nie zapomnę Fibi.. Jesteś jedyną osobą, której
udawało się mnie pokonać.
-Kłamca..
Edward uśmiechnął się, ale widziałam że uśmiech nie jest
szczery. Posłałam mu ciepłe spojrzenie, po czym mocno się do niego przytuliłam.
-Dobrze że nie zapomnisz. Ponieważ ja zawsze będę mieć cię w
sercu.
Zrobiło mi się smutno, ale nie mogłam mu tego pokazać.
Uwolniłam Stalowego z uścisku i pobiegłam w stronę hangarów, zostawiając go
samego na polanie. Muszę przyzwyczaić się do pożegnań, w końcu nie wiem co mnie
czeka. Kiedy byłam pewna że już mnie nie zobaczy, z moich oczu poleciały
łzy,nad którymi jak naszybciej musiałam zapanować. Szłam powoli do hangarów, co
i raz ocierając oczy. Przy wejściu nikogo nie było, wzięłam głęboki oddech,
wytarłam oczy ostatni raz i weszłam do środka. Przy stole siedziały Riza i
Izumi, które zaciekle o czymś debatowały. Nie chciałam żeby zauważyły moją
spuchniętą, od płaczu twarz, więc zabrałam czyste rzeczy i wskoczyłam do łazienki.
-Pośpiesz się mamy mało czasu.
-Jasne, jasne..
Wskoczyłam po prysznic i dokładnie się wykąpałam. Kiedy
wyszłam, zakręciłam ręcznik wokół włosów, tak by nie zamoczyły mi czystego
ubrania. Po ich dokładnym wysuszeniu, spięłam je jak zwykle i wyszłam z
łazienki. W hangarze nie było nikogo, co lepsza dla mnie bo nie musiałam nikomu
niczego więcej tłumaczyć. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy i biorąc w ręce
walizeczkę, wyszłam na zewnątrz. Izumi i Shig już na mnie czekali. Bez słowa
ruszyliśmy z pod hangarów i przemierzając do wyjścia, słuchałam ostatnich
śmiechów znajomych żołnierzy. Przemierzając okolicę, chłonęłam wzrokiem
wszystko co tylko byłam w stanie. Chciałam zapamiętać jak najwięcej
szczegółów.. Przecież góry Briggs to niezmierzone okolice, w których nigdy nie
byłam, kto wie co może mnie tam spotkać. Miałam jednak cichą nadzieje, że
jednak wrócę. Wrócę silniejsza i jeszcze bardziej zdeterminowana. W wojnie jaką
toczyłam sama ze sobą w ciągu tych kilku lat, straciłam praktycznie wszystko co
było dla mnie ważne. Praktycznie wszystko, ponieważ zostali jeszcze Elric’wie,
Riza, a nawet Mustang. Chociaż jeszcze jeden raz chcę iść z braćmi na jakąś
dziwną misje, przeżyć jakąś przygodę, którą, daj boże, będę opowiadała swoim
wnukom. Chciałabym powkurzać jeszcze
Mustanga i zgarniać za to baty od Rizy. Krocząc przez przesiąknięte
współpracą miasto, miałam nadzieje że jeszcze kiedyś do niego wrócę. Jeżeli uda
mi się, wszystko się zmieni.. Nawet ja nie będę już taka sama. Mam jednak cichą
nadzieje, że ludzie który teraz są dla mnie ważni, nie zapomną o mnie.
Pogrążając się w swoich zawstydzających myślach, nie spostrzegłam kiedy
weszliśmy na peron. Nasz pociąg już stał, a przed nim wszyscy ci, z którymi
jeszcze kilka godzin temu jadłam śniadanie. Uśmiechnęłam się, pokręcając głową.
-Będziesz tak stała czy się z nami pożegnasz?
Spojrzałam na Al’a, który patrzył na mnie pytająco, z
uśmiechem na ustach. Shig wziął ode mnie bagaż i razem ze swoją żoną wsiedli
już do pociągu. Podeszłam do młodszego Elric’a, który od razu rzucił mi się na
szyję.
-Będę za tęsknił Fibi.
-Ja za tobą też..
Wszyscy otoczyli mnie co i raz czymś mnie zagadując.
Spojrzałam na duży zegar, pociąg odjeżdżał za dziesięć minut.
-Rozważyłaś moją propozycje wstąpienia do armii? Nie martw
się nie musisz na to odpowiadać.
-Ja się nie martwię panie płomyk.
-To dobrze, bo nie obchodzi mnie to czy wstąpisz do armii…
Uśmiechnęłam się do niego. Już chciałam wsiąść do pociągu,
ale zatrzymał mnie Edward. Spojrzałam na niego, ale jego twarz była normalna..
Nawet lepiej, starszy Elric uśmiechał się, co jeszcze bardziej dodawało mu
uroku. Ni stąd ni zowąd przytulił mnie do siebie i ledwie słyszalnie zaczął do
mnie mówić.
-Od dziś zacznę żyć.
Po czym puścił mnie z objęć. Uśmiechnęłam się do niego
ciepło i wskoczyłam do pociągu. Już miałam iść do swojego przedziału, kiedy
przypomniało mi się coś ważnego. Zanim drzwi się zamknęły, wychyliła się i
wyjmując z kieszeni zegarek, krzyknęłam w stronę Mustanga.
-Ej zapalnik! Zapomniałam ci go oddać!
Po czym cisnęłam nim prosto w jego ręce. Mustang widząc swój
stary zegarek, znak państwowego alchemika, spojrzał w moją stronę i lekko się
uśmiechnął. Zaraz po tym drzwi się zamknęły, a pociąg ruszył. Patrzyłam jak
wszyscy śledzą pociąg wzrokiem, żeby zaraz zniknąć za murami stacji. Pokręciłam
głową i weszłam do swojego przedziału. Shig i Izumi siedzieli już na miejscach,
o czymś rozmawiając. Usiadłam naprzeciwko nich, zajmując miejsce przy oknie,
żebym mogła oglądać okolicę. Nie mogłam przestać myśleć o tym co powiedział mi
Edward. Mimo tego że sama mu to doradziłam, nie mogłam pogodzić się z faktem,
że tak to wszystko się potoczyło. Nie chcę być jednak winna i patrzeć na jego
smutek. Może ja wcale nie dojrzałam do miłości, może nie potrafię kochać..
-Fibi?
-Huh?
Spojrzałam na Izumi, która patrzyła na mnie poważnym
wzrokiem. Shig wydawał się zasnąć, dlatego też Curtis zaczęła ze ną rozmawiać.
-O co chodzi?
-Musisz wiedzieć o czymś bardzo ważnym. Chciałaś żebym cię
szkoliła, prawda?
-Tak mi się zdawało..
-Zanim to jednak nastąpi, muszę cię o czymś poinformować..
Spojrzałam jak twarz Izumi zmienia się z każdą minutą.
Szczerze mówiąc trochę przestraszyłam się tego, co chciała mi powiedzieć.
-Słucham..
-Trening jaki przejdziesz, jest równoznaczny z zamienieniem
ciebie w broń ostateczną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz