środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział 36. Szokująca prawda


-Briggs..
-Obleciał cię strach?
-Nie, raczej ciekawość.
-Nie ma tam nic, czego byś nie widziała. Wracam.
-Zaraz cię dogonię.. Mistrzu.
-Nie żartuj sobie.
Uśmiechnęłam się do niej i odprowadziłam ją wzrokiem. Kiedy zniknęła za rogiem, wzięłam głęboki oddech i spojrzałam w niebo. Jak zawsze w takich chwilach rozmyślałam o wszystkim, mój sztuczny optymizm nie wytrzyma za długo. Mimo tego że czuje się lekko, a rany w moim sercu zaczęły się goić nadal czuje niepokój. Świat się zmienił, a ja stoję w miejscu.. Jestem dziewiętnastolatką z bagażem doświadczeń, szmat czasu za mną a ja się nie zmieniam. Zamknęłam oczy i złapałam się za głowę. O czym ja myślę? Wstałam i otrzepałam się z trawy, złapałam puste fiolki i skierowałam się w stronę hangaru. Kiedy weszłam, wszyscy układali się już do spania. Alphonse spojrzał na mnie i uśmiechnął się ciepło, zapomniałam już jak wyglądał jego uśmiech. Jedyną osobą z jaką dziś nie rozmawiałam była blondi, musiała się na mnie poważnie obrazić skoro nie pokusiła się nawet na złośliwości. Usiadłam na śpiworze i oparłam się o ścianę, nie chciało mi się spać, normalnie o tej porze pewnie gadałabym z doktorkiem o jakiś medycznych duperelach. Phii.. To żałosne jak człowiek szybko się przywiązuję. Nie dziwi mnie fakt że wszyscy idą spać, gdybym pracowała tyle co oni też byłaby, zmęczona. No ale jutro już mnie tu nie będzie, od jutra zacznie się mój trening.. Może wreszcie ruszę z miejsca. Westchnęłam głęboko i schowałam się do śpiwora, kiedy poczułam ciepło zasnęłam.
~
Biały puch otulał moje oziębione ciało. Kiedy otworzyłam oczy na moich rzęsach wylądował pojedynczy płatek śniegu. Wstałam delikatnie otrzepując swoją jasno niebieską sukieneczkę, ze śniegu. Dwa pasma moich długich blond włosów opadały mi na ramiona, a reszta upięta była w kok.
-Skarbie chodź już, pora odpakować prezenty.
-Idę mamusiu!                                           
Wesołym krokiem pobiegłam w stronę mamy, która czekała na mnie w drzwiach niewielkiego domku. Wchodząc do środka uderzyła mnie woń pierników, mandarynek i świeżego wigilijnego drzewka. Blask lampek i kolorowe bombki kołysały się a choince, dodając pomieszczeniu uroku. Ciepło kominka i dźwięk śmiechu bliskich, ogrzewał moje serce napawając go miłością i radością. Mała Aki siedziała rozchichotana przy choince, mierzwiąc się z niecierpliwości. Kiedy usiadłam przy niej, zabrałyśmy się za otwieranie prezentów. Kiedy sięgnęłam po pudełko ze swoim imieniem, pociągnęłam za piękną jedwabną wstążkę, po czym zdjęłam wieczko. Przepięknie mieniące się światełka zgasły, pokój wypełniło lodowate zimno, piękną woń świątecznego jedzenia zatruł zapach zgnilizny, a radosne śmiechy zamieniły się w krzyki. Piękny dom zmienił się w ruinę, a ja stałam w samym jej środku. Spojrzałam na pudełko, jednak zamiast jego na moich rękach pojawiła się szkarłatna, lepiąca się mazia.. Poczułam strach, w mojej głowie rozbrzmiewały się krzyki ludzi, których twarzy nie widziałam. Otulało mnie zimno, samotność i przerażenie. Stałam w podartej, zakrwawionej sukience, z noże leżącym u mych stóp. Włosy wyglądały jak różowe sople, które z sekundy na sekundę wydawały się coraz ciemniejsze.. Cienie wrzeszczących ludzi, rozrywały resztki mojego świątecznego stroju. Z czasem moja postać zaczęła się zmieniać. Wybiegłam z ruin domu, w którym jeszcze chwilę temu siedziałam z kochającą rodzina. W miarę zmiany wieku moje ciało pochłaniała coraz to większa plama krwi. Czerwona substancja wlewała się do mojego nosa, oczy i ust.. Naglę upadłam na ziemie i z bólem złapałam się za nogi, które zaczęły znikać. Z kolejną minutą moje ciało zalewało się moją własną krwią. Krzyki zmieszały się z przerażającym, drażniącym mnie śmiechem.. W moich uszach rozległo się zdanie wypowiadane przeze mnie samą.. „Pozwól że to ja będę twoim katem”. Zdanie stawało się coraz wyraźniejsze i coraz głośniejsze. Czołgając się przed siebie, próbowałam uciec cienią.. Próbowałam ukryć się przed tym krzykiem, jednak na moje drodze stanęła dziewczyna wyglądająca jak moje odbicie.  Krew stanowiła kontrast na jej jasnej cerze, włosy spuszczone i posklejane opadały jej na piersi. Oczy przepełnione nienawiścią i pustką patrzyły na mnie z pogardą.. Usta wygięte w łuk stanowiły grymas przypominający uśmiech. Przerażająca dziewczyna stała przede mną, jednak nie poruszała się. Poczułam ucisk w okolicy karku, znowu stałam na nogach. Dziewczyna z lustra stała teraz za mną, trzymając mnie za włosy i szepcząc mi do ucha słowa, które jeszcze chwilę temu były szeptem. Naglę zniknęła, a mnie opanowała nienawiść, spojrzałam przed siebie.. Dziewczyna wyglądająca jak ja uniosła rękę w stronę swojej szyi. Z ręki wystrzelił jej metalowy sztylet, który przyłożyła sobie do gardła. Nagle poczułam chłód ostrza przy swojej szyi i zauważyłam sztylet identyczny jak u dziewczyny, która przede mną stała.  Dopiero teraz zrozumiałam, że kobieta z lustra to ja.. Obserwowałam ze strachem jej ruchy, dziewczyna zaczęła podcinać sobie gardło. Za jej plecami stała Czerwonooka kobieta śmiejąca się do rozpuku.. Rozpoznałam ją jednak nie mogłam już nic zrobić, chłodny sztylet przeciął moje gardło..
~
Zerwałam się do siadu ciężko dysząc.. Złapałam się za głowę, byłam cała mokra..
-To tylko sen.. Tylko sen..
Oderwałam ręce od czoła i przeleciałam po nich oczami.. Przyciągnęłam kolana ro brody i oparłam o nie czoło. Obrazy tego strasznego snu przelatywały przez moją głowę, jednak ta krwista czerwień oczu Ninewii najbardziej utkwiła mi w pamięci. Wzięłam głęboki oddech i pokręciłam głową. Rozejrzałam się po pokoju, nikogo w nim nie było. Wyjęłam z walizki strzykawkę i napełniłam ją płynem, który po kilku minutach już rozlewał się po moim ciele. Złapałam kilka rzeczy w rękę i poszłam do łazienki. Zrzuciłam z siebie przepoconą piżamę po czym wskoczyłam pod prysznic. Nie powiem żeby łazienka była zadbana, ale czemu się dziwić? Przecież większość tutaj to faceci, sama też nie należę do czyścioszek, więc nie ma co narzekać. Wychodząc, przesuszyłam włosy ręcznikiem, po czym pozwoliłam im swobodnie opaść im na plecy. Nie zdawałam sobie sprawy z tego jakie są długie. Ubrałam się i wyszłam rzucając swoje stare rzeczy do walizki. Do hangaru weszła Izumi, na której twarzy malował się ten sam grymas co zwykle.
-Wyruszymy wieczorem. Nie mam zamiaru kotłować się w taki gorąc.
-Oczywiście mistrzu.
-Daj już sobie spokój z tym mistrzem, denerwuje mnie twój sarkazm.
Uśmiechnęłam się do siebie, po czym wyszłam za nią na powietrze. Dzień był słoneczny i ciepły, cieszyłam się że Izumi nie ludzi gorąca. Sama też za nim nie przepadam, dlatego uśmiechało mi się podróżowanie chłodnym wieczorem.
-Cześć Fibi, siadaj.
Spojrzałam na uradowanego Al’a, który wskazał mi miejsce obok siebie. Uśmiechnęłam się do niego ciepło i usiadłam we wskazanym miejscu.
-Wszyscy już zjedli śniadanie, ale nie martw się dla ciebie też zostało. Pani Hughes gotuje najlepiej na świecie.
Spojrzałam na jego szczere podniecenie kuchnią Hughes.. Wydawał się być w dobrym humorze, mam nadzieje że nie przyzwyczaił się do mnie za bardzo, w przeciągu tych.. Kilkunastu godzin.. Spojrzałam na Izumi, która wkładała coś co plecaka.
-Ostatni pociąg przyjeżdża o wpół do siódmej. Jeżeli się spóźnisz, zabije cię.
Uśmiechnęłam się do niej, mimo tego że wyglądała przerażająco i trochę mnie wystraszyła..
-Wyjeżdżasz?!
Oczy wszystkich powędrowały w moją stronę. Nie miałam bladego pojęcia jak się zachować, nienawidzę być w centrum uwagi.. Uśmiechnęłam się niepewnie i spojrzałam na każdego z osobna.
-Taa..
-A gdzie jedziecie?
-Zabieram Fibi w długą podróż. Nie interesuj się zbytnio.
Spojrzałam na Curtis, która posłała Mustangowi mordercze spojrzenie. Zaraz po serii przerażającej  wymianie spojrzeń z Mustangiem, które jedno głośnie wygrała Izumi, posłała mi wzrok mówiący „Powiedź coś, a nie dożyjesz nocy”..
-Na ile wyjeżdżasz?
Spojrzałam na Rizę, która swoją ciekawością nie ułatwiała mi zadania..
-Nie wiem, ale trochę mi się zejdzie.
-Może powinniśmy jechać z tobą? No wiesz, jak za dawnych dobrych czasów.
Moje spojrzenie z Rizy powędrowało na Al’a, który buchał entuzjazmem. Mają na myśli „MY”, miał na myśli siebie i Edwarda, co nie jest dobrym pomysłem. W ich obecności niczego bym się nie nauczyła, wręcz przeciwnie, każde z osobna rozpraszało by mnie bardziej niż fakt, że ktoś podpali mi włosy.. Jednak nie chciałam mu robić przykrości, wyglądał na podnieconego faktem, że w końcu gdzieś wyjedzie i znowu zacznie się nowa przygoda. Nie potrafiłam mu odmówić, więc nic nie odpowiadając spojrzałam na Curtis, która bombardowała młodszego Elric’a swoim przerażającym wzrokiem.
-Zapomnij o tym. Obydwoje nie jesteście na to gotowi.. A niech któryś mi się sprzeciwi, wtedy obu was zabije i rzucę szczurom na pożarcie.
Alphonse głośno przełknął ślinę, po czym zaczął machać rękami na znak sprzeciwu. Chyba ode chciało mu się z nami jechać. Uśmiechnęłam się do siebie, i ze spokojem odetchnęłam. Nie mam bladego pojęcia w co wpakowała mnie matka, ale coś mi się widzi że nie przeżyje jednego dnia pod musztrą Izumi.. Ta kobieta zaczęła mnie poważnie przerażać.. Spojrzałam na Ed’a, który patrzył na mnie swoimi zwykłymi, ciepłymi oczami. Uśmiechnęłam się do niego i zajęłam się swoim śniadaniem. Kiedy skończyła, wskoczyłam do hangaru umyć ręce. Zrobiło mi się niedobrze, chyba coś w tym jedzeniu ruszyło mój żołądek. Wchodząc do łazienki zobaczyłam Rize, dosłownie przytuloną do kibla.
-To chyba kiepski kochanek.
-Nie żartuj sobie..
-Zapewne zjadłaś to samo co ja.. Zrób miejsce bo też zaraz będę chawtować.. 
-Jesteś straszna.
Uśmiechnęłam się do niej wycierając ręcznikiem ręce.
-Chyba Gracia nie jest aż taką dobrą kucharką.
-Na to wygląda.
Riza uśmiechnęła się do mnie ciepło, po czym umyła ręce i twarz zimną wodą. Nie wiem dlaczego, ale rzez te kilka lat naszej znajomości jakoś dziwnie się do siebie zbliżyłyśmy. Chociaż nie wiem czy można nas nazwać przyjaciółkami, co i raz ten pogrzaniec chce mnie rozstrzeliwać..
-Na jak długo jedziesz? Rok? Dwa? Dziesięć?
-Nie mam pojęcia..
-Dlaczego to robisz?
-Co?
Spojrzałam na nią pytająco, nie mogłam zrozumieć o co jej chodzi. Kiedy wychodziłyśmy z łazienki, Hawkeye spojrzała na mnie poważnym wzrokiem.
-Znowu znikasz..
-Daj spokój.. Teraz ty mi będziesz robiła kazania..
Dosłownie opady mi ręce.. Skierowałam się do drzwi, próbując uniknąć „poważnej rozmowy o mnie i o moim zachowaniu”. Nie miałam najmniejszej ochoty wysłuchiwać o tym jaka to ja jestem skryta i czego bym nie zrobiła zawsze jest źle..
-Fibi.. Dopiero przyjechałaś, wyzdrowiałaś.. Chyba nie chcesz żeby..
-Nie słyszę cię, stoisz za daleko. Wybacz ale muszę pobiegać, lekarz kazał.
Pomachałam jej z uśmiechem na ustach po czym wybiegłam z hangaru. Kto by pomyślał że ktoś taki jak ona będzie mnie uczył jak się zachowywać. Coś mi się wydaje że ta cała „bliskość”, wyjdzie mi bokiem. Biegłam uliczkami miasta oglądając jak idą prace nad odbudową. Ciężko pracujący ludzie, w każdym wieku, napawali mnie poczuciem winy. W końcu po części to ja im rozwaliłam mieszkania.. Przypomniała mi się sytuacja z Curse, kiedy wyszłyśmy, a raczej uciekłam, jej za obrzeża miasta. Siła uderzeniowa bluebeam, ma ogromny zasięg i do tego niszczy wszystko co stoi po drodze.. Ciekawe co z Curse, jak na razie nikt o niej nie wspomniał, sama te jej nie widziałam. Z tego wniosek że ktoś musiał zarżnąć, tą mała sukę..  Odbiegając od tematu homunkulusów i tego jak winna się czuje, spojrzałam w niebo. Z racji tego że wstałam dziś późno, słońce powoli zachodziło. Nie mogłam się spóźnić, bo Izumi zarżnęła by mnie patykiem.. Chciałam jednak ostatni raz pójść na polankę, na której wczoraj siedziałam. Po kilku minutach dobiegłam do niej, tym samym robiąc sobie pierwszą przerwę. Podeszłam do wody i opłukałam nią sobie twarz, po czym łupnęłam na ziemie ciężko dysząc. Półtorej godziny biegania dziennie mnie zabije.. Zamknęłam oczy i czekałam aż mój puls wróci do normy, a oddech uspokoi się. Kiedy otworzyłam oczy, spostrzegłam że niebo robi się czerwone. Oderwałam plecy od ziemi, dopiero teraz zauważyłam że Ed stoi obok mnie.
-Wyjeżdżasz co?
-Taa.. Jeżeli chcesz dawać mi kazania to daruj sobie.
-Bałem się o ciebie Fibi.
Spojrzałam na jego zatroskaną twarz. Nie pamiętam kiedy ostatnio z nim rozmawiałam.. Nagle zrobiło mi się strasznie głupio.. Wczoraj zamieniłam parę słów z każdym, ale nie z nim, tak jakbym chowała do niego jakąś urazę. Jednak fakt że taki idiota jak on martwił się o mnie, szczerze mnie rozbawił. Uśmiechnęłam się do siebie, po czym chwyciłam rękami jego twarz.
-Nie martw się tyle, bo szybciej się zestarzejesz. Poważnie.
Uśmiechnęłam się do niego ciepło, ale jego wyraz twarzy w ogóle się nie zmienił. Wydawał się nie być sobą, nie chciałam żeby przeze mnie niszczył sobie życie, a jednoznacznie tak właśnie się działo. Opuściłam ręce na dół i spojrzałam na niego ciepłym wzrokiem.
-Posłuchaj mnie Edward, nie myśl o przeszłości ani o przyszłości, to co było to było nic tego nie zmieni, co ma być to będzie, ale zadbaj o teraźniejszość. Nie chcę żebyś się o mnie martwił, doskonale daje sobie radę. Wyjeżdżam i nawet nie wiem czy kiedykolwiek wrócę.. Musisz żyć Ed, zakochaj się, pracuj, baw się.. Nie mogę cię prosić o to byś o mnie zapomniał, bo to musi przyjść samo i na pewno przyjdzie z czasem, ale proszę Ed nie czekaj na mnie.
Elric patrzył mi w oczy i lekko się do mnie uśmiechnął..
-Jesteś głupia..
-Wiem, wiem.. Poważne gadanie mi nie wychodzi.
Złapałam się za kark i lekko po nim pocierałam. Zrobiło mi się głupio.. Idiota..
-Nigdy cię nie zapomnę Fibi.. Jesteś jedyną osobą, której udawało się mnie pokonać.
-Kłamca..
Edward uśmiechnął się, ale widziałam że uśmiech nie jest szczery. Posłałam mu ciepłe spojrzenie, po czym mocno się do niego przytuliłam.
-Dobrze że nie zapomnisz. Ponieważ ja zawsze będę mieć cię w sercu.
Zrobiło mi się smutno, ale nie mogłam mu tego pokazać. Uwolniłam Stalowego z uścisku i pobiegłam w stronę hangarów, zostawiając go samego na polanie. Muszę przyzwyczaić się do pożegnań, w końcu nie wiem co mnie czeka. Kiedy byłam pewna że już mnie nie zobaczy, z moich oczu poleciały łzy,nad którymi jak naszybciej musiałam zapanować. Szłam powoli do hangarów, co i raz ocierając oczy. Przy wejściu nikogo nie było, wzięłam głęboki oddech, wytarłam oczy ostatni raz i weszłam do środka. Przy stole siedziały Riza i Izumi, które zaciekle o czymś debatowały. Nie chciałam żeby zauważyły moją spuchniętą, od płaczu twarz, więc zabrałam czyste rzeczy i wskoczyłam do łazienki.
-Pośpiesz się mamy mało czasu.
-Jasne, jasne..
Wskoczyłam po prysznic i dokładnie się wykąpałam. Kiedy wyszłam, zakręciłam ręcznik wokół włosów, tak by nie zamoczyły mi czystego ubrania. Po ich dokładnym wysuszeniu, spięłam je jak zwykle i wyszłam z łazienki. W hangarze nie było nikogo, co lepsza dla mnie bo nie musiałam nikomu niczego więcej tłumaczyć. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy i biorąc w ręce walizeczkę, wyszłam na zewnątrz. Izumi i Shig już na mnie czekali. Bez słowa ruszyliśmy z pod hangarów i przemierzając do wyjścia, słuchałam ostatnich śmiechów znajomych żołnierzy. Przemierzając okolicę, chłonęłam wzrokiem wszystko co tylko byłam w stanie. Chciałam zapamiętać jak najwięcej szczegółów.. Przecież góry Briggs to niezmierzone okolice, w których nigdy nie byłam, kto wie co może mnie tam spotkać. Miałam jednak cichą nadzieje, że jednak wrócę. Wrócę silniejsza i jeszcze bardziej zdeterminowana. W wojnie jaką toczyłam sama ze sobą w ciągu tych kilku lat, straciłam praktycznie wszystko co było dla mnie ważne. Praktycznie wszystko, ponieważ zostali jeszcze Elric’wie, Riza, a nawet Mustang. Chociaż jeszcze jeden raz chcę iść z braćmi na jakąś dziwną misje, przeżyć jakąś przygodę, którą, daj boże, będę opowiadała swoim wnukom. Chciałabym powkurzać jeszcze  Mustanga i zgarniać za to baty od Rizy. Krocząc przez przesiąknięte współpracą miasto, miałam nadzieje że jeszcze kiedyś do niego wrócę. Jeżeli uda mi się, wszystko się zmieni.. Nawet ja nie będę już taka sama. Mam jednak cichą nadzieje, że ludzie który teraz są dla mnie ważni, nie zapomną o mnie. Pogrążając się w swoich zawstydzających myślach, nie spostrzegłam kiedy weszliśmy na peron. Nasz pociąg już stał, a przed nim wszyscy ci, z którymi jeszcze kilka godzin temu jadłam śniadanie. Uśmiechnęłam się, pokręcając głową.
-Będziesz tak stała czy się z nami pożegnasz?
Spojrzałam na Al’a, który patrzył na mnie pytająco, z uśmiechem na ustach. Shig wziął ode mnie bagaż i razem ze swoją żoną wsiedli już do pociągu. Podeszłam do młodszego Elric’a, który od razu rzucił mi się na szyję.
-Będę za tęsknił Fibi.
-Ja za tobą też..
Wszyscy otoczyli mnie co i raz czymś mnie zagadując. Spojrzałam na duży zegar, pociąg odjeżdżał za dziesięć minut.
-Rozważyłaś moją propozycje wstąpienia do armii? Nie martw się nie musisz na to odpowiadać.
-Ja się nie martwię panie płomyk.
-To dobrze, bo nie obchodzi mnie to czy wstąpisz do armii…
Uśmiechnęłam się do niego. Już chciałam wsiąść do pociągu, ale zatrzymał mnie Edward. Spojrzałam na niego, ale jego twarz była normalna.. Nawet lepiej, starszy Elric uśmiechał się, co jeszcze bardziej dodawało mu uroku. Ni stąd ni zowąd przytulił mnie do siebie i ledwie słyszalnie zaczął do mnie mówić.
-Od dziś zacznę żyć.
Po czym puścił mnie z objęć. Uśmiechnęłam się do niego ciepło i wskoczyłam do pociągu. Już miałam iść do swojego przedziału, kiedy przypomniało mi się coś ważnego. Zanim drzwi się zamknęły, wychyliła się i wyjmując z kieszeni zegarek, krzyknęłam w stronę Mustanga.
-Ej zapalnik! Zapomniałam ci go oddać!
Po czym cisnęłam nim prosto w jego ręce. Mustang widząc swój stary zegarek, znak państwowego alchemika, spojrzał w moją stronę i lekko się uśmiechnął. Zaraz po tym drzwi się zamknęły, a pociąg ruszył. Patrzyłam jak wszyscy śledzą pociąg wzrokiem, żeby zaraz zniknąć za murami stacji. Pokręciłam głową i weszłam do swojego przedziału. Shig i Izumi siedzieli już na miejscach, o czymś rozmawiając. Usiadłam naprzeciwko nich, zajmując miejsce przy oknie, żebym mogła oglądać okolicę. Nie mogłam przestać myśleć o tym co powiedział mi Edward. Mimo tego że sama mu to doradziłam, nie mogłam pogodzić się z faktem, że tak to wszystko się potoczyło. Nie chcę być jednak winna i patrzeć na jego smutek. Może ja wcale nie dojrzałam do miłości, może nie potrafię kochać..
-Fibi?
-Huh?
Spojrzałam na Izumi, która patrzyła na mnie poważnym wzrokiem. Shig wydawał się zasnąć, dlatego też Curtis zaczęła ze ną rozmawiać.
-O co chodzi?
-Musisz wiedzieć o czymś bardzo ważnym. Chciałaś żebym cię szkoliła, prawda?
-Tak mi się zdawało..
-Zanim to jednak nastąpi, muszę cię o czymś poinformować..
Spojrzałam jak twarz Izumi zmienia się z każdą minutą. Szczerze mówiąc trochę przestraszyłam się tego, co chciała mi powiedzieć.
-Słucham..
-Trening jaki przejdziesz, jest równoznaczny z zamienieniem ciebie w broń ostateczną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz