Dni płynęły szybko i błogo, jednak nie opuszczała mnie
świadomość że marnuje cenny czas.. Co do Edwarda, nasze relacje znacznie się
poprawiły, ale nie wychodziły one ponad przeciętne. Obydwoje nie przyznajemy
się do błędów, nie przepraszamy i nie rozmawiamy za wiele.. Szczerze mówiąc
łączy nas tylko układ śniadaniowy.. Chodzi w nim o to że on zjada moją porcje
groszku, a ja wypijam jego mleko. Nie wiem dlaczego, ale mam dziwne wrażenie że
'braterska' miłość do Winry zmienia swój tor.. Raany jak ja nienawidzę tej
panny, głupia byłam odcinając jej nogę, przecież mogłam ją zostawić.. Mimo
całej tej nienawiści wiedziałam, że ona nie może być aż taka zła. Z tego co
pamiętam Elric'owie opowiadali że jest wspaniała i radosna, czego ja raczej nie
mogę powiedzieć. Nie powinno być to dla mnie dziwne, w końcu na Mustanga działam
tak samo, jak tylko się pojawiam na jego twarzy pojawia się grymas.. Nigdy nie
przejmowałam się jak widzą mnie inni, ale ostatnie słowa Al'a skłoniły mnie do
refleksji. Może naprawdę jest coś ze mną nie tak? Może jestem wredna, podła i
niewdzięczna.. Czy to możliwe że przez tak krótki okres po powrocie zza bramy,
tak bardzo się zmieniłam.. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna, rozejrzałam się
po rozpromienionym krajobrazie, ten spokój mnie nudził i doprowadzał do
szaleństwa. Oczywiście uwielbiam pobyć w ciszy i samotnie, jednak to nie było
ta sama cisza jak kiedyś. Spojrzałam w dół, Ed i Al prowadzili swoją odwieczną
walkę, w której Ed zawsze przegrywa. Pamiętam swój trening z Alphonse, on
naprawdę jest świetny.. Gdy tak na nich patrzyłam, na te uśmiechy i rozmowy,
nawet na samą potyczkę, bolało mnie serce.. Czułam się źle, chodząc spokojnie
po ziemi, kiedy moja siostra zmaga się z szarą rzeczywistością za bramą.
Obiecałam sobie że ją przywrócę, ale nie potrafię.. a może potrafię, tylko boje
się tego zrobić. Zawsze usilnie walczę o swoje życie, obawiając się tego co
czeka mnie po śmierci, nie patrząc na to że moja siostra męczy się samotnie,
gdzieś beze mnie.. Każdy dzień i każda noc przypomina mi o jej obecności, to
jak liczyłyśmy gwiazdy i to jak razem piłyśmy czekoladę. Nasze kłótnie i
wyzwiska, bójki i pogaduchy nocą. Dlaczego właśnie teraz dostrzegam tak wiele
pozytywów? Dlaczego teraz, kiedy jej nie ma?
-Fibi?
-Hee?
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos Ed'a, stał w dzwiach bez
koszulki z ręcznikiem założonym na ramionach. Przyznaje że jego ciało było
doskonałe, zaparło mi dech w piersiach, ale nie mogę dać tego po sobie poznać..
-Idziesz ze mną i Al'em nad jezioro?
-Nad jezioro?
-Taa..
-Chcesz wyciągnąć mnie z domu w taki upał? Może od razu mnie
zabij..
-Daj spokój, całymi dniami siedzisz w domu. Świerze
powietrze i zimna woda dobrze ci zrobią.
Spojrzałam na niego przymrużonymi oczami. Myśl o zimnej
wodzie, krążyła po mojej głowie i nie dawała mi spokoju.
-Pójdę, ale tylko dlatego że będzie zimna woda.
On uśmiechnął się tylko łobuzersko i zszedł na dół. Wbiłam
się w jakiś strój kąpielowy, który o dziwo był na mnie dobry. Przejrzałam się w
lustrze, co prawda moje piersi nie były za duże ale doskonale wypełniały
stanik. Weszłam do łazienki i chwyciłam swój ręcznik, z szuflady wyciągnęłam
białą chustkę i przewiązałam ją sobie wzdłuż pasa. Jeszcze raz spojrzałam w
lustro, wyglądałam nie najgorzej, ale brakowało mi czegoś..
-Już wiem.
Sięgnęłam po spinkę i rozpuściłam włosy, które opadły mi na
plecy. Bardzo rzadko je rozpuszcza, więc dziś zrobię wyjątek w końcu i tak
musiałbym je rozpuścić przed wejściem do wody. Wolnym krokiem skierowałam się
do drzwi, zeszłam na dół. Ed i Al wlepili we mnie zdziwione oczy, trochę mnie
to krępowało, ale przeszłam obok nich obojętnie..
-Idziemy na piechotę czy jedziemy samochodem?
Na moje pytanie, pojawił się Armstrong. Wskoczył przede mnie
znikąd, miał na sobie obcisłe czerwone slipy. Wdzięczył się i napinał,
przybierając przy tym przeróżne pozy.
-Jedziemy samochodem, panienko!
To było przerażające, wykrzywiłam twarz w niejasny dla
nikogo grymas.. Nie wiedziałam co powiedzieć, spojrzałam w dół i przyłożyłam
sobie dłoń do czoła tak, żeby nie widzieć tego przerażającego widoku. Kręciłam
głową i nie mogłam wymazać z myśli jego 'wdzięków' i czerwonych slipów..
Poczułam na swoim ramieniu chłodną, twardą dłoń, druga zaś leżała na moich
plecach, popychając mnie do wyjścia.
-To my poczekamy w aucie..
-Oczywiście dzieciaki, tylko grzecznie..
Oboje wyszliśmy na zewnątrz..
-Już, możesz otworzyć oczy.
-Wole nie, on tu zaraz przyjdzie..
Edward zaśmiał się, złapał mnie za nadgarstek odsłaniając
przy tym moje oczy.
-Jak tylko się pojawi zakryje je z powrotem..
Patrzyłam prosto w jego złote oczy, moje nogi uginały się w
kolanach, a serce zaczęło bić szybciej. Wyrwałam mu swoją rękę, w obawie że
wyczuje mój przyspieszony puls. Odwróciłam się i założyłam ręce na piersiach.
-Sama je zamknę nie jestem nieudolna.
-Fibi, mam nadzije że polubisz siedzenie na świeżym
powietrzu.
Odwróciłam się, żeby odpowiedzieć i.. znowu.. znowu go
zobaczyłam.. Miał ze sobą wielki koszyk z jedzeniem i jakąś torbę. To było
chore, ale co się dziwić, Armstrong był taki odkąd pamiętam..
-Wsiadajcie do auta.
Zrobiliśmy jak kazał, odwróciłam się w stronę okna i oparłam
głowę o szybę. Po kilku minutach zdałam sobie sprawę że skręciliśmy tak gdzie
nie trzeba..
-Jezioro jest chyba w
tamtą stronę..
-Owszem ale musimy pojechać po panienkę Winry..
-Zaraz zaraz.. Winry? Czemu nikt mi nie powiedział że ona
jedzie z nami?
Moje spojrzenia wędrowały po wszystkich jak igły, czułam
ogromną wściekłość.. Dzień wolny od stresu nad jeziorem, był taką piękną myślą,
dopóki nie wparowała do niego blondi..
-Gdybyś wiedziała na pewno byś nie pojechała.. Nie
chcieliśmy żebyś znowu przesiedziała cały dzień w samotności..
-Ohh.. Jesteście tacy wspaniałomyślni, teraz zamiast
siedzieć w spokoju, będę musiała znosić marudną księżniczkę..
Al posmutniał i udawał że ogląda co się dzieje za szybą,
zrobiło mi się głupio, ale nie będę przepraszać.. Wystarczy że kilka dni temu
zmiękłam i się popłakałam..
-Daj spokój, będziemy się dobrze bawić..
-Taaa.. zapewne.
Nic już więcej nie powiedziałam, reszta też nie.. atmosfera
w aucie zrobiła się gęsta i napięta, zaraz po tym jak wsiadła do niego blondi.
O ironio, musiała siedzieć koło mnie bo tak samo jak mnie przeraziła ją
świadomość siedzenia z przodu obok Armstronga. Co i raz zerkała na mnie
chłodno, można powiedzieć że atakowała mnie wzrokiem. Irytowało mnie to, ale
postanowiłam ją zignorować, nie dam jej satysfakcji i nie dam się sprowokować,
to mój dzień i nawet ona go nie zepsuje.. Wysiedliśmy z auta, Armstrong
rozłożył ogromny koc, a na samym jego środku postawił ogromny kosz z jedzeniem.
Torbę rzucił w cień, całe szczęście że koc leżał obok drzewa które dawało sporo
tego cienia. Oparłam się o konar, otworzyłam butelkę lodowatej wody i wlewałam
ją w siebie, tak jakbym nie piła od kilku dni. Edward i Al siedzieli już w
wodzie, Armstrong wylegiwał się na słońcu, a blondi siedziała i patrzyła na
zabawę chłopaków. Przez chwilę byłam ciekawa dlaczego do nich nie dołączy, ale
zaraz sobie przypomniałam że ma blaszaną nogę. Musi być inna niż protezy Ed'a,
o ile dobrze pamiętam jego połączone są z nerwami czy, z czymś takim..
Spojrzałam w ich stronę, Alphonse właśnie wyszedł i cały rozpromieniony i
roześmiany położył się miedzy blondi a Armstrongiem. Było mi strasznie gorąco,
zdjęłam chustkę z bioder i rzuciłam w miejsce w którym przed chwilą siedziałam.
Powoli podeszłam do brzegu, po wyjściu z cienia uderzyła we mnie ogromna fala
gorąca.. Powoli zanurzyłam lewą nogę w zimnej wodzie, była bardzo przyjemna..
Przechyliłam się wprzód i zanurkowałam w zimnej cieczy, czułam się wspaniale.
Jezioro było dość głębokie, zanurkowałam niżej, delektując się przyjemnym
chłodem, w końcu zabrakło mi powietrza, wynurzyłam się z wody mocno odchyliłam
głowę w tył, tak żeby wszystkie moje włosy ułożyły się z tyłu. Powoli
otworzyłam oczy i wzięłam głęboki oddech, po chwili zauważyłam że Ed przygląda
mi się badawczo. Uniosłam oczy ku niebu, lekko się uśmiechnęłam i pokręciłam
głową. Wzięłam głęboki oddech i zanurkowałam. Znowu poczułam ten miły chłód,
moje włosy falowały pod wodą, uśmiechnęłam się na myśl o moim lekkim ciele,
przedzielałam wodę palcami, byłam w niebie.. Nie wiem dlaczego w wodzie czułam
się tak swobodnie, powoli otworzyłam oczy, zauważyłam Ed'a, dzielił nas
zaledwie metr. Patrzył na mnie, po czym się wynurzył, zrobiłam to samo.
-Coś nie tak?
-Nie.
-To co się tak gapisz?
-Tak sobie..
-Kłamca..
Płynęłam do brzegu, gdy nagle przykryła mnie fala wody.
Odwróciłam się w stronę Ed'a z moją uniwersalną przerażającą miną, on jednak
śmiał się tak jakby nie mógł przestać..
-Taki jesteś zabawny?
-Nie Fibi.. nie rób tego... Fibi!
Klasnęłam w ręcę i uderzyłam o wodę, ogromna fala pod
ciśnieniem wystrzeliła w Edwarda, tak że chłopak wylądował na brzegu po drugiej
stronie jeziora.. Wszyscy oprócz blondi umierali ze śmiechu. Ja też się
zaśmiałam, jego mina mówiła wszystko, to był początek wodnej wojny. Do naszej
zabawy dołączył Al i Armstrong. Kto by pomyślał że ten mięśniak umie się tak
bawić, porozrzucał nas wszystkich po całym jeziorze.. Po jakieś godzinie
wszyscy wyszliśmy z wody, byłam wykończona, padłam na koc zdyszana i
roześmiana.. Patrzyłam w pomarańczowo żółte niebo, wielkie słońce znikało
gdzieś za horyzontem, odwróciłam głowę w stronę równie zdyszanego Ed'a. Leżał
koło mnie, on tez na mnie spojrzał, roześmiałam się i nagle dotarło do mnie jak
blisko siebie leżymy. Patrzyliśmy sobie w oczy i znowu czułam to przyjemne
ciepło, nie byłam skrępowana, ani zawstydzona, wydało mi się to naturalne..
-Edward, pomóż mi..
-Za chwile.
-Przecież wiesz że jeszcze się nie przyzwyczaiłam..
-Yhy
O dziwo Ed nawet nie spojrzał na blondi, cały czas mi się
przyglądał. Opuściłam głowę i uśmiechnęłam się tak żeby powstrzymać chichot..
Ta cała sytuacja mnie strasznie rozbawiła, znowu na niego spojrzałam, patrzył
na mnie z pytająca miną. Uśmiechnęłam się tylko i pokiwałam głową..
-Ściemnia się, wracajmy. Fibi, Ed..
-Już.
Usiadłam, podniosłam splecione dłonie do góry żeby się
rozciągnąć, wstałam i wyjęłam z torby swoje spodenki i podkoszulkę. Szybko
wciągnęłam ubranie na siebie, spojrzałam w stronę Ed'a, który tak samo jak
reszta zaczął się ubierać. Pokręciłam głową, uśmiech nie schodził mi z twarzy..
-I tak z tobą wygrałem.
-Haha,a to dobre..
-Pierwsza wyszłaś z wody
-Wyszłam żeby nie zrobić ci krzywdy. Na twoim miejscu
zajęłaby się tą kaleką zanim skrzywdzi jakieś bezbronne stworzenie.
-Martwisz się o nią?
-Nie, martwię się o mrówki.
Ed pokręcił głową, uśmiechnął się i pomógł Winry wsiąść do
samochodu.
-Wsiadaj Fibi..
-Nie, ja muszę jeszcze coś załatwić, niedługo wrócę.
-Tylko wracaj szybko.
-Mhym..
Uśmiechnęłam się do machającego Alphonse, minute później
zniknęli gdzieś za górką. Podniosłam z ziemi swoją białą chustkę i ruszyłam
przed siebie. Mam nadzieje że trafie, tak dawno mnie tu nie było.. Idąc
oświetlonymi przez gwiazdy alejkami Resembool, myślałam o tym wszystkich co do
tej pory przeżyłam. Moje wspomnienia poukładałam na dwie gromady, dobre i złe.
Moja podróż zburzyła wiele relacji na mojej drodze tak niepotrzebnie, jednak
nauczyłam się wiele i jestem coraz bliżej rozwiązania wielu problemów. Nie wiem
ile minęło, ale wreszcie dotarłam.. Nie wiem czy jestem gotowa, ale nie mogę
dłużej czekać.. Stanęłam przed domem, przy drzwiach siedział ten wstrętny pies,
jak zwykle na mój widok zaczął szczekać..
-Co się stało? Kogo zobaczyłeś?
Pinako stała na ganku i rozglądała się w koło, po chwili
weszła do domu zgarniając ze sobą psa. Oparta o drzewo zsunęłam się na ziemie.
Dlaczego? Dlaczego nie potrafię spojrzeć jej w oczy? Nawet nie lubię Winry, nie
jest mi jej żal, chciałam żeby umarła.. dlaczego boje się reakcji tej starej
baby? Spojrzałam w rozgwieżdżone niebo, pierwszy raz od bardzo dawna poczułam
się dobrze.. Tak swobodnie. Wstałam i otrzepałam się z piachu, idąc rozmyślałam
o tym co chce osiągnąć rozmawiając z Pinako. W sumie, teraz jest dobrze, nie
muszę rozmawiać z blondi, a co za tym idzie nie kłócę się z nią. Alphonse z kolei
jest dla mnie jak młodszy brat, zawsze chce ze mną rozmawiać i bez przerwy się
uśmiecha. Ed... Ahh Ed.. Może jestem idiotką, ale mam wrażenie że między nami
znowu zaczyna się coś dziać. Jednak mimo wszystko nie mogę zapomnieć mojej
obietnicy, oni wszyscy będą mi tylko zawadzać.. Po za tym, nie chce żeby moje
życie znowu zamieniło się w huśtawkę nastrojów. Jeżeli między mną i Edwardem
znowu coś będzie to... Niee. Nie mogę tak myśleć, jeżeli wszystko będzie działo
się powoli to może.. Rany.. czemu ja zajmuje się takimi głupotami... Ścisnęłam
pięści i kopnęłam leżący na ziemi kamień. Powoli wróciłam do domu, wzięłam
głęboki wdech i weszłam do domu. Zdjęte buty wzięłam w rękę i już miałam iść do
pokoju, ale moją uwagę przykuło coś obrzydliwego. To co zobaczyłam, przyprawiło
mnie o mdłości. Edward leżący półnagi na podłodze salonu i Winry bez koszulki,
jak by tego było mało, "ślimaczyli" się w tak obleśny sposób, że ich
śliną można by było umyć cały dom.. Nie spostrzegłam kiedy buty wypadły mi z
ręki, głośne huknięcie ich o podłogę sprawiło, że oboje oderwali się od siebie
i spojrzeli w moją stronę. Blondi patrzyła na mnie ze zdziwioną miną, a Ed był
chyba przerażony. Pokręciłam głową, złapałam buty i szybkim krokiem poszłam do
swojego pokoju. Rękę przyłożyłam sobie do czoła tak żeby zasłonić ten paskudny
widok.
-Fibi czekaj.
-Nie, dokończcie. Nie chciałam przeszkadzać.. Drobne
niezgranie w czasie..
-To nie..
Zatrzasnęłam drzwiami, i przekręciłam zamek. Zacisnęłam
pięści i oparta o drzwi zsunęłam się na podłogę. Ed walił w drzwi, poczułam się
dziwnie.. Łzy pociekły mi po policzkach, ale nie byłam smutna.. czułam się
oszukana.
-Fibi..
Porządnie wytarłam oczy, poprawiłam włosy i otworzyłam
drzwi. Edward patrzyła na mnie zakłopotany.
-Co?
-Ja..
-Tylko po to mnie wołasz? Jestem śpiąca, po za tym mamy
gościa. Trzeba się nim zaopiekować, a wydaje mi się że ty zrobisz to najlepiej.
-To nie..
-Proszę cię.. Idź już.
Spojrzałam na niego spokojnym wzrokiem, w jego oczach
widziałam niepewność. Podniosłam brwi, spojrzałam na niego szeroko otwartymi
oczami..
-No już, spadaj.
Patrzył na mnie jeszcze chwile, po czym odwrócił się i
odszedł. Zamknęłam drzwi, westchnęłam i poszłam do łazienki. Może to głupie,
ale nic nie czułam.. ani złości, ani smutku.. Może byłam trochę rozczarowana,
ale nie zła.. Tak czy owak, mam już dość. Odechciało mi się już grać, nie mam
najmniejszej ochoty się ranić.. nie jestem masochistką. Położyłam się do
miękkiego, ciepłego łóżka. O dziwno o niczym nie myślałam, szybko zasnęłam.
Obudziły mnie jasne promienie słońca. Przeciągnęłam się i
podeszłam do okna. Dzień jak zwykle był piękny, słońce świeciło nadając światu
kolorowe barwy. Kątem oka zauważyłam Ed'a i Al'a gadających z Armstrongiem.
Usłyszałam pukanie, odwróciłam się plecami do szyby, a mój wzrok powędrował w
stronę drzwi.
-Proszę..
Do pokoju weszła blondi, jej twarz była jakaś taka nijaka..
Spojrzałam na nią zdziwionym wzrokiem.
-Po co przyszłaś?
-Musimy pogadać..
-Chcesz ze mną rozmawiać? Chyba nie mamy o czym..
Patrzyła na mnie smutnym wzrokiem, to było dziwne miałam
wrażenie że coś ją gnębi. Patrzyłam na nią moim standardowym obojętnym
wzrokiem, nie wiedziałam co mam robić. Pierwszy raz odkąd ją poznałam miałam
wrażenie, że ma do mnie jakąś poważną sprawę. Chyba że jest aż tak dobra i
doskonale gra..
-Jeżeli chodzi ci o wczoraj, to nie mam nic przeci..
-Nie.
Spojrzałam na nią pytająco, byłam naprawdę zdziwiona.
Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie.
-Więc o co chodzi?
-Wolałabym pogadać w innym miejscu..
-Dobrze..
Spojrzałam na nią zdezorientowanym spojrzeniem, ona też była
zdziwiona. Nie wiedziałam co chce, ani jakie ma wobec mnie intencje, ale czułam
że to coś ważnego. Wymieniłyśmy jeszcze raz spojrzenia, po czym blondi wbiła
wzrok w podłogę.
-Chciałabym cię gdzieś zabrać, ale to po śniadaniu..
-W porządku, ale jeżeli to jakaś twoja sztuczka to obiecuje
ci że..
-Nie. Chce ci coś pokazać..
Spojrzała na mnie zdecydowanym i pewnym spojrzeniem,
pokiwałam tylko głową. Kiedy wyszła poszłam do łazienki, wzięłam chłodny
prysznic, ubrałam się i zeszłam na śniadanie. Armstrong jak zwykle, zrobił
swoje ulubione danie, groszek. Rany, jak ja nienawidziłam groszku.. To zielone
paskudztwo, leżało na moim talerzu i miałam wrażenie jakby się na mnie gapiło..
Mogę się założyć że jakby gadało krzyczało by, "ZJEDZ NAS! ZJEDZ NAS! a my
zrobimy w twoim żołądku rewolucje! ZJEDZ NAS! ZJEDZ NAS!". Po godzinie
siedzenia nas groszkiem, Armstrong z ogromnym grymasem pozwolił mi odejść od
stołu. Jakieś dwadzieścia minut później Ed i Al pomagali Armstrongowi, w
jakiejś "ważnej, alarmowej sytuacji", ale ja myślę że chodzi o to
jaki mundur Armstrong ma dziś założyć. To strasznie dziwny człowiek.. Na samą
myśl pokręciłam głową, spojrzałam w stronę drzwi.. Stała przy nich Winry,
patrzyła na mnie tym samym wzrokiem co rano, wyszła z domu, poszłam za nią.
Szłyśmy w ciszy, żadna z nas nie wymówiła ani jednego słowa. Próbowałam być
wyluzowana i spokojna, ale cała ta sytuacja bardzo mnie irytowała. Byłam
ciekawo czego ta zołza chce i co chce mi pokazać. Rozejrzałam się, ta okolica
wydała mi się jakaś znajoma, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć dlaczego..
Szłyśmy jeszcze kilak minut, w końcu Winry się zatrzymała spojrzała przed
siebie i westchnęła. Nie mam bladego pojęcia na co ona się tak gapiła, przecież
tam nic nie było. Spojrzałam na nią, uśmiechała się sama do siebie.. Wydało mi
się to strasznie dziwne, z czego ona się cieszy? Nie patrząc na mnie zaczęła
opowiadać.
-Widzisz.. Nie wszystko jest takie, jakie może się wydawać.
Co widzisz?
Rozejrzałam się, nie wiedziałam o co jej chodzi, ale nie
chciałam jej przerywać.
-Nic.
-A ja widzę, wspomnienia o których wiem tylko ja i Elric'owie..
-Przełknęłam ślinę, nie wiedziałam co powiedzieć więc nie
odpowiedziałam nic.
-Pewnie wiesz, że ja, Edward i Al, znamy się od dziecka. Na
pewno opowiadali ci jak się bawiliśmy i co się miedzy nami działo, ale mogę się
założyć że mówili ci tylko o miłych rzeczach. W tym miejscu stał ich dom,
podpalili go żeby nigdy tu nie wrócić. Z czasem wszystkie rany się goiły, a
życie nabierało nowych barw i lepszego sensu. Pokochałam ich jak braci, ale Ed
zawsze był dla mnie kimś ważnym.. kimś więcej...
Moje serce stanęło, dlaczego ona mi o tym mówi..
-... Ty nie widzisz tu nic, dlatego nic nie rozumiesz..
Jednak zauważyłaś coś, czego Edward nie widział przez cały czas.. Zauważyłaś że
czuje do niego coś więcej niż tylko braterską miłość. Twoje pojawienie się obudziło
we mnie wszystkie uczucia, rozpaliło je we mnie i chciałam żeby był tylko mój..
Twoja obecność mi nie pomagała.. Chciałam żebyś wróciła tam skąd przyszłaś, ale
nie mogłam nic zrobić.. Wiele razy podczas bitew chciałam, żeby cię zabili,
żebyś nie zabrała mi go...
Z powrotem wbiła wzrok w ziemie, po jej policzkach ściekały
łzy.. Czułam jak i mnie napływają one do oczu..
-Nie zauważał mnie, patrzył tylko na ciebie, mówił tylko o
tobie, martwił się i przejmował tylko tobą! Czułam się odrzucona, porzucona i
niechciana.. Byłam piątym kołem u wozu, gdziekolwiek bym nie poszła zawsze
byłaś tam ty i ratowałaś sytuacje. Chciałam sobie darować i przestać walczyć o
jego uwagę, ale nie mogłam.. Nienawidziłam cię z całego serca, płakałam po
nocach wiedząc że jesteś z nim sama.. Aż nadszedł pewien piękny dzień, kiedy
zniknęłaś.. Nie było cię, byłam pewna że teraz mi się uda. Pokazałam mu że go
kocham i teraz miałam szanse na zdobycie go.. Nawet nie wiesz jakie to było
rozczarowanie.. Po twoim wyjeździe Ed, nie odzywał się, chodził nadąsany i na
niczym mu nie zależało. Każda chęć zbliżenia się do niego kończyła się klęską.
Czułam się jeszcze gorzej niż wtedy kiedy byłaś obecna.. bo wtedy obchodziło go
wszystko, nawet ja.. Z czasem było coraz lepiej, jednak on nadal nie chciał się
przede mną otworzyć, zdałam sobie sprawę że czasy naszych dziecinnych zabaw i
naszej wspaniałej przyjaźni gdzieś umykają..
A ja nie mogę z tym nic zrobić. Mimo wszystko zbliżyłam się do niego,
odzyskałam nadzieje że może mi się udać. Potrzebowałam jeszcze trochę czasu,
ale na mojej drodze do szczęścia znowu stanęłaś ty. Edward chciał trzymać się
od ciebie z daleka, ale wszystko co robiłaś ciągnęło go do ciebie.. Sposób w
jaki chodziłaś, mówiłaś, a nawet sposób w jaki oddychałaś, przyciągał go do
ciebie jak magnes, jakaś dziwna niewyjaśniona siła. Znowu czułam się jak śmieć,
jak nic nie warta rzecz którą odstawia się dla nowej lepszej.. Byłam
zdesperowana więc rzucałam się i przytulałam do niego kiedy tylko miałam
okazje, ale on widziała tylko ciebie.. Wczoraj wieczorem postawiłam wszystko na
jedną kartę, użyłam podstępu żeby się rozebrał.. powiedziałam że muszę coś
sprawdzić, jakąś śrubę w jego ramieniu, chwile później rzuciłam się na niego i
wylądowaliśmy na podłodze. Udało mi się, więc chciałam z tego skorzystać i
przekonać go że naprawdę mi na nim zależ.. ale znowu pojawiłaś się ty. Zepchnął
mnie z siebie i pobiegł za tobą, kiedy wrócił był smutny i wyglądał na
załamanego.. wzdychał i kręcił głową.. Zdałam sobie sprawę że to się nigdy nie
zmieni, cokolwiek bym zrobiła on i tak będzie miał mnie tylko za koleżankę..
Ranie go, raniąc ciebie.. To nie w moim stylu, ale naprawdę cię nienawidziłam..
Po moim policzku ściekła łza.. Nie wiedziałam co powiedzieć,
nigdy nie zastanawiałam się nad tym co czuje Winry.. Miałam ją za wredną,
obrzydliwą żmije, a tak naprawdę jest po prostu wrażliwą dziewczyną, która
walczyła o swoje..
-Chce cię przeprosić, naprawdę przeprosić.. Pokazałam się ze
złej strony, nawet ja siebie nie poznaje. Po drodze do wygranej zgubiłam gdzieś
prawdziwa siebie, szkoda że zdałam sobie z tego sprawę tak późno.. Wiem że nie
łatwo będzie mi wybaczyć, a co dopiero wybaczyć, ale mam jedną prośbę..
Blondi odwróciła się w moją stronę i spojrzała mi w oczy.
Jej oczy były spuchnięte i załzawione, miała w sobie dużo desperacji, ale wiem
że mówiła poważnie..
-FIBI!
Odwróciłam się w stronę wołającego głosu. To Armstrong i Al,
machali i gsstami dawali mi do zrozumienia że natychmiast mam do nich iść.
Spoglądałam raz na Winry, a raz na Armstronga i Al'a.
-FIBI! SZYBKO!
-TAK FIBI POŚPIESZ SIĘ!
-JUŻ IDĘ! Wybacz Winry..
Pobiegłam w ich stronę, zostawiając blondi samą. Może to i
lepiej, nie mam bladego pojęcia co bym jej odpowiedziała. Szczerze mówiąc
zaskoczyła mnie tym co mi powiedziała, nigdy nie pomyślałabym o czyś takim.. Ja
i Winry normalnie rozmawiając, to dziwniejsze niż Edward pijący mleko. Jednak
zrobiło mi się jej żal, jeżeli grała to jest w tym fantastyczna, ale skoro
powiedziała mi to wszystko to znaczy, że nie będzie już starała się o "uwagę"
Ed'a? Wsiadłam do samochodu. Armstrong ruszył, a Al zaczął mi wszystko powoli
wyjaśniać. Stanęliśmy przed dworcem, na peronie czekała już na mnie Riza.
Wsiadłyśmy do pociągu jadącego do centrali i odjechałyśmy.. Wszystko stało się
bardzo szybko w końcu to ekspresowa sytuacja..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz