środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział 3. Alphonse Elric


Kiedy się obudziłyśmy wróciłyśmy się do rzeki i wznowiłyśmy naszą podróż. Musiałyśmy ustalić w jakim mieście jesteśmy. Trzeba było w końcu znaleźć Alphonse. Byłam ciekawa jak my go znajdziemy. Od pięciu lat nie było nas w tym świecie, nie pamiętam już nic poza małą częścią wspomnień które urywają mi się jak stary film. Doskonale pamiętam mamę i tatę, twarze bliskich naszej rodzinie ludzi. Pamiętam miejsca z dzieciństwa, zabawy z siostrą i naszymi przyjaciółmi. Imiona niektórych żołnierzy z którymi pracowali moi rodzice. Nie pamiętam tylko imion i nazw miejsc w których bywałam jako dziecko. Nie pamiętam jak nauczyłam się alchemii, nie pamiętam wielu rzecz, ale takie bzdury nie mogą mnie zniechęcić i spowolnić. Nawet jeżeli moje wspomnienia są bolesne muszę je znieść muszę iść dalej, przecież mam dwie zdrowe nogi i muszę iść na przód...
-Pośpieszmy się jeżeli chcemy dojść do jakiegoś miasteczka jeszcze dziś.
-Taa masz racje. To co biegniemy?
-Co się z tobą stało? Nie poznaję cię ty chcesz biegać?! I to tak wcześnie rano?
-A co? Przecież trzeba znaleźć tego jak mu tam i powiedzieć mu o Edzie.
-Aaa więc o to chodzi. Nie możesz się doczekać żeby go poznać co siostrzyczko?
-Co?! Phii.. nie, ja tylko..
-Tak, tak mnie nie oszukasz.
-No wiesz co?
-Haha
Pobiegłyśmy. Jednak Aki wcale nie jest obojętna w kwestii znalezienia Al'a. Coś czuje że wyjdzie z tego jakiś romans..
-NAWET O TYM NIE MYŚL FIBI! JAK CIĘ DORWĘ!!
-Najpierw będziesz musiała mnie złapać grubasku.
-GRUBASKU?!! O nie Fibi przegięłaś! Ty ty..
-No co grubasku?
-O NIE !!
Goniła mnie tak chyba z godzinę. Ostro mi się dostało, ale wreszcie znalazłyśmy miasto. Małe drewniane miasteczko na obrzeżach pustyni. Wydawało mi się że będzie wiało pustkami i zobaczę tylko przebiegającego szczura, ale myliłam się. Było zatłoczone. Uprawiano w nim hazard, dzieci biegały od drzwi do drzwi, staruszki sprzedawały zioła i talizmany, mężczyźni siłowali się na ręce a inni siedzieli w knajpach. Weszłyśmy do jednej knajpki gdzie było mało ludzi. Wymieniłyśmy z siostrą porozumiewawcze spojrzenia i podeszłyśmy do sprzedawcy.
-Dzień dobry.
Sprzedawca zmierzył nas od stóp do głów. Zmroził mnie wzrokiem, ale nie poddałam się.
-Nazywam się Fibi Sparke a to moja siostra Aki. Przyjechałyśmy z bardzo daleka i nie wiemy gdzie jesteśmy bo po drodze się zgubiłyśmy.
-To małe miasteczko założone przez wygnańców z miasta Lior. Nie wiem czego tu szukacie, ale tego tu nie znajdziecie! Radze wam się z tąd wynosić!
-Spokojnie dziadku, w którą stronę jest ten Lior?
-Wynocha!
Zostałyśmy wykopane z knajpy no ładnie. Teraz znowu Aki zacznie gadać że mam za długi język.
-Widzisz wywalił nas. Ty już więcej się nie odzywaj jesteś opryskliwa! Ludzie nie lubią takich osób!
-Taa wiem. Może zrobisz to lepiej panno uprzejma dla wszystkich?
-A widzisz i to akurat zrobię lepiej.
Wstałam i patrzyłam na zmagania Aki, wyglądała dość nieporadnie. Chwiała się uśmiechała ze zdenerwowaniem, cały czas potakiwała głową. Wróciła z miną zbitego psa. Zanim zdołałam coś powiedzieć ona wykrzyknęła.
-Za mną!
-Co?
-No już. Za mną.
-Wiesz gdzie iść ?
-A wiem, Ale ci nie powiem bo zaraz będziesz się rządzić.
Pokazała mi język. Była tak zadowolona z siebie. Była dumna i pewna siebie. Co mogłam robić siłą z niej tego nie wyciągnę. Po za tym, nie mogłabym odebrać jej takiej radości. Znowu byłaby nachmurzona i gadała bzdury. Może jednak trzeba być miłym? Co ja bredzę! Za dużo myślę! Ja i uprzejme zwracanie się do ludzi? to by było trochę jak trawa na środku pustyni.
-A więc prowadź.
Nie odpowiedziała mi kiwnęła głową z jeszcze większym zadowoleniem i ukradkiem zauważyłam ciepły uśmiech na jej twarzy. Chyba się uśmiechnęłam bo spojrzała na mnie i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Popędziłyśmy przed siebie. byłyśmy głodne i zmęczone. Kiedy wreszcie dotarłyśmy do miasta, ukradkiem weszłyśmy do pociągu do wagonu bagażowego. Wreszcie mogłyśmy odpocząć. Pociąg kierował się do miasta z którego pochodził człowiek o żelaznej nodze i ręce jego przydomek to Stalowy Alchemik. Edward Elric.
Pociąg staną. Obudziłam Aki wyjrzałam za małe okienko w ciemnym wagonie i zobaczyłam mały peron a wokoło pełno zieleni. Panował tam ogromny spokój. Byłam pewna że to jest miasto a raczej wieś o której opowiadał mi Ed.
-Rzeczywiście jest tu cicho i spokojnie.
-Aha.
-To co w którą stronę teraz?
-Nie wiem spytam..
-Nie siostrzyczko ty tu postój a ja spytam, nie chce już się za ciebie tłumaczyć i przepraszać.
-Już dobra dobra.
Stałam i czekałam aż Aki skończy gadać z facetem z budki biletowej. Jednak ona nie wracała przez dobre piętnaście minut, jak nie więcej. W końcu odwróciła się podziękowała i zawróciłą w moją stronę.
-I jak?
-Trzeba iść tamtą ścieżką cały czas prosto na dość wysokiej górce będzie stał spory dom. To dom jakiejś Rockbell. Podobno tam teraz mieszka Al.
-To idziemy.
-Dobra.
-Ale zaraz? Tłumaczenie tak prostej trasy zajęło mu dwadzieścia minut?
-Dokładniej dwadzieścia pięć, ale wiesz fajnie mi się z nim gadało. Wiesz że ludzie tutaj już od dawna nie używają alchemii, jest tu dużo osób w naszym wieku, które pracują na..
Zamachnęłam się i resztkami mojej siły przyłożyłam Aki w głowę. Runęła na ziemie ze łzami w oczach.
-Nigdy więcej tak nie rób.
-Za co to było. Przecież byłam dobra.
Szłyśmy w stronę wskazaną przez pracownika budki biletowej. Aki cały czas nawijała o tutejszych zwyczajach i pracy. Nie słuchałam jej, bo nie było w tych opowiadaniach nic ważnego. Kiedy chciałam już się zapytać tej gaduły czy na pewno idziemy dobrą drogą, zza pagórka wyłonił się duży dom.Stanęłam i przerwałam niekończący się monolog Aki.
-To Tutaj
-Najwyraźniej.
Ponownie pośpieszyłyśmy w stronę domu pani Rockbell. Chciałam jak najszybciej dowiedzieć się czy jest tu Al. Nagle kontem oka zauważyłam chłopaka średniego wzrostu, blondyna. Z daleka przypominał Edwarda.
-Wiesz co idź do tego domu i zobacz czy nie ma tam Alphonse. Ja muszę coś sprawdzić.
-Dobra, ale co musisz sprawdzić..?
-A to nic takiego zaraz cię dogonię.
Pobiegłam w stronę chłopaka nie czekając na komentarz siostry, zaczęła by mnie pytać a ja nie wiem gdzie szedł ten chłopak więc nie mogłam tam dłużej stać. Za kolejnym z pagórków zobaczyłam go to na pewno jest Alphonse Elric. Podbiegłam jeszcze bliżej, chłopak na mój widok cofnął się gwałtownie do tyłu i krzyknął do mnie.
-Nie podchodź! Jestem alchemikiem!
-No co ty? Naprawdę? Bo widzisz ja też jestem alchemikiem. A to niespodzianka.
-Nie zbliżaj się !
-Ty jesteś Alphonse Elric prawda?
-A kto pyta?
-Mikołaj..
Chłopak narysował na drzewie które rosło w pobliżu krąg transmutacji i z drzewa wyłoniła się wielka paszcza niby smoka. Musiałam się bronić złożyłam ręce uderzyłam o ziemię i moja 'paszcza' zderzyła się z 'paszczą' Al'a. Po zderzeniu się 'paszcz' rozległ się wielki huk, a szczątki ziemi i drewna leżały wokoło nas. Chłopak patrzył na mnie jak wryty. Z nim nie ma żartów. Nagle poczułam ból w lewej ręce. Odłamek drewna rozciął mi skórę. Nie powinnam przedstawiać się jako mikołaj.. może on w niego jeszcze wierzy i się wkurzył? No ładnie nawet w takiej sytuacji nie mogę zachować powagi ..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz