Kiedy się obudziłyśmy wróciłyśmy się do rzeki i wznowiłyśmy
naszą podróż. Musiałyśmy ustalić w jakim mieście jesteśmy. Trzeba było w końcu
znaleźć Alphonse. Byłam ciekawa jak my go znajdziemy. Od pięciu lat nie było
nas w tym świecie, nie pamiętam już nic poza małą częścią wspomnień które
urywają mi się jak stary film. Doskonale pamiętam mamę i tatę, twarze bliskich
naszej rodzinie ludzi. Pamiętam miejsca z dzieciństwa, zabawy z siostrą i
naszymi przyjaciółmi. Imiona niektórych żołnierzy z którymi pracowali moi
rodzice. Nie pamiętam tylko imion i nazw miejsc w których bywałam jako dziecko.
Nie pamiętam jak nauczyłam się alchemii, nie pamiętam wielu rzecz, ale takie
bzdury nie mogą mnie zniechęcić i spowolnić. Nawet jeżeli moje wspomnienia są
bolesne muszę je znieść muszę iść dalej, przecież mam dwie zdrowe nogi i muszę
iść na przód...
-Pośpieszmy się jeżeli chcemy dojść do jakiegoś miasteczka
jeszcze dziś.
-Taa masz racje. To co biegniemy?
-Co się z tobą stało? Nie poznaję cię ty chcesz biegać?! I
to tak wcześnie rano?
-A co? Przecież trzeba znaleźć tego jak mu tam i powiedzieć
mu o Edzie.
-Aaa więc o to chodzi. Nie możesz się doczekać żeby go
poznać co siostrzyczko?
-Co?! Phii.. nie, ja tylko..
-Tak, tak mnie nie oszukasz.
-No wiesz co?
-Haha
Pobiegłyśmy. Jednak Aki wcale nie jest obojętna w kwestii
znalezienia Al'a. Coś czuje że wyjdzie z tego jakiś romans..
-NAWET O TYM NIE MYŚL FIBI! JAK CIĘ DORWĘ!!
-Najpierw będziesz musiała mnie złapać grubasku.
-GRUBASKU?!! O nie Fibi przegięłaś! Ty ty..
-No co grubasku?
-O NIE !!
Goniła mnie tak chyba z godzinę. Ostro mi się dostało, ale
wreszcie znalazłyśmy miasto. Małe drewniane miasteczko na obrzeżach pustyni.
Wydawało mi się że będzie wiało pustkami i zobaczę tylko przebiegającego
szczura, ale myliłam się. Było zatłoczone. Uprawiano w nim hazard, dzieci
biegały od drzwi do drzwi, staruszki sprzedawały zioła i talizmany, mężczyźni
siłowali się na ręce a inni siedzieli w knajpach. Weszłyśmy do jednej knajpki
gdzie było mało ludzi. Wymieniłyśmy z siostrą porozumiewawcze spojrzenia i
podeszłyśmy do sprzedawcy.
-Dzień dobry.
Sprzedawca zmierzył nas od stóp do głów. Zmroził mnie
wzrokiem, ale nie poddałam się.
-Nazywam się Fibi Sparke a to moja siostra Aki.
Przyjechałyśmy z bardzo daleka i nie wiemy gdzie jesteśmy bo po drodze się
zgubiłyśmy.
-To małe miasteczko założone przez wygnańców z miasta Lior.
Nie wiem czego tu szukacie, ale tego tu nie znajdziecie! Radze wam się z tąd
wynosić!
-Spokojnie dziadku, w którą stronę jest ten Lior?
-Wynocha!
Zostałyśmy wykopane z knajpy no ładnie. Teraz znowu Aki
zacznie gadać że mam za długi język.
-Widzisz wywalił nas. Ty już więcej się nie odzywaj jesteś
opryskliwa! Ludzie nie lubią takich osób!
-Taa wiem. Może zrobisz to lepiej panno uprzejma dla
wszystkich?
-A widzisz i to akurat zrobię lepiej.
Wstałam i patrzyłam na zmagania Aki, wyglądała dość
nieporadnie. Chwiała się uśmiechała ze zdenerwowaniem, cały czas potakiwała
głową. Wróciła z miną zbitego psa. Zanim zdołałam coś powiedzieć ona
wykrzyknęła.
-Za mną!
-Co?
-No już. Za mną.
-Wiesz gdzie iść ?
-A wiem, Ale ci nie powiem bo zaraz będziesz się rządzić.
Pokazała mi język. Była tak zadowolona z siebie. Była dumna
i pewna siebie. Co mogłam robić siłą z niej tego nie wyciągnę. Po za tym, nie
mogłabym odebrać jej takiej radości. Znowu byłaby nachmurzona i gadała bzdury.
Może jednak trzeba być miłym? Co ja bredzę! Za dużo myślę! Ja i uprzejme
zwracanie się do ludzi? to by było trochę jak trawa na środku pustyni.
-A więc prowadź.
Nie odpowiedziała mi kiwnęła głową z jeszcze większym
zadowoleniem i ukradkiem zauważyłam ciepły uśmiech na jej twarzy. Chyba się
uśmiechnęłam bo spojrzała na mnie i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
Popędziłyśmy przed siebie. byłyśmy głodne i zmęczone. Kiedy wreszcie dotarłyśmy
do miasta, ukradkiem weszłyśmy do pociągu do wagonu bagażowego. Wreszcie
mogłyśmy odpocząć. Pociąg kierował się do miasta z którego pochodził człowiek o
żelaznej nodze i ręce jego przydomek to Stalowy Alchemik. Edward Elric.
Pociąg staną. Obudziłam Aki wyjrzałam za małe okienko w
ciemnym wagonie i zobaczyłam mały peron a wokoło pełno zieleni. Panował tam
ogromny spokój. Byłam pewna że to jest miasto a raczej wieś o której opowiadał
mi Ed.
-Rzeczywiście jest tu cicho i spokojnie.
-Aha.
-To co w którą stronę teraz?
-Nie wiem spytam..
-Nie siostrzyczko ty tu postój a ja spytam, nie chce już się
za ciebie tłumaczyć i przepraszać.
-Już dobra dobra.
Stałam i czekałam aż Aki skończy gadać z facetem z budki
biletowej. Jednak ona nie wracała przez dobre piętnaście minut, jak nie więcej.
W końcu odwróciła się podziękowała i zawróciłą w moją stronę.
-I jak?
-Trzeba iść tamtą ścieżką cały czas prosto na dość wysokiej
górce będzie stał spory dom. To dom jakiejś Rockbell. Podobno tam teraz mieszka
Al.
-To idziemy.
-Dobra.
-Ale zaraz? Tłumaczenie tak prostej trasy zajęło mu
dwadzieścia minut?
-Dokładniej dwadzieścia pięć, ale wiesz fajnie mi się z nim
gadało. Wiesz że ludzie tutaj już od dawna nie używają alchemii, jest tu dużo
osób w naszym wieku, które pracują na..
Zamachnęłam się i resztkami mojej siły przyłożyłam Aki w
głowę. Runęła na ziemie ze łzami w oczach.
-Nigdy więcej tak nie rób.
-Za co to było. Przecież byłam dobra.
Szłyśmy w stronę wskazaną przez pracownika budki biletowej.
Aki cały czas nawijała o tutejszych zwyczajach i pracy. Nie słuchałam jej, bo
nie było w tych opowiadaniach nic ważnego. Kiedy chciałam już się zapytać tej
gaduły czy na pewno idziemy dobrą drogą, zza pagórka wyłonił się duży
dom.Stanęłam i przerwałam niekończący się monolog Aki.
-To Tutaj
-Najwyraźniej.
Ponownie pośpieszyłyśmy w stronę domu pani Rockbell.
Chciałam jak najszybciej dowiedzieć się czy jest tu Al. Nagle kontem oka
zauważyłam chłopaka średniego wzrostu, blondyna. Z daleka przypominał Edwarda.
-Wiesz co idź do tego domu i zobacz czy nie ma tam Alphonse.
Ja muszę coś sprawdzić.
-Dobra, ale co musisz sprawdzić..?
-A to nic takiego zaraz cię dogonię.
Pobiegłam w stronę chłopaka nie czekając na komentarz
siostry, zaczęła by mnie pytać a ja nie wiem gdzie szedł ten chłopak więc nie
mogłam tam dłużej stać. Za kolejnym z pagórków zobaczyłam go to na pewno jest
Alphonse Elric. Podbiegłam jeszcze bliżej, chłopak na mój widok cofnął się
gwałtownie do tyłu i krzyknął do mnie.
-Nie podchodź! Jestem alchemikiem!
-No co ty? Naprawdę? Bo widzisz ja też jestem alchemikiem. A
to niespodzianka.
-Nie zbliżaj się !
-Ty jesteś Alphonse Elric prawda?
-A kto pyta?
-Mikołaj..
Chłopak narysował na drzewie które rosło w pobliżu krąg
transmutacji i z drzewa wyłoniła się wielka paszcza niby smoka. Musiałam się
bronić złożyłam ręce uderzyłam o ziemię i moja 'paszcza' zderzyła się z
'paszczą' Al'a. Po zderzeniu się 'paszcz' rozległ się wielki huk, a szczątki
ziemi i drewna leżały wokoło nas. Chłopak patrzył na mnie jak wryty. Z nim nie
ma żartów. Nagle poczułam ból w lewej ręce. Odłamek drewna rozciął mi skórę.
Nie powinnam przedstawiać się jako mikołaj.. może on w niego jeszcze wierzy i
się wkurzył? No ładnie nawet w takiej sytuacji nie mogę zachować powagi ..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz