Chłopak spoglądał na moją rozkojarzona minę, najwidoczniej
obmyślał jakiś plan. Wyglądał tak śmiesznie. Jego oczy były ciemniejsze od oczu
Ed'a, ale w blasku słońca mieniły się tak samo. Był zły. Nie chciałam z nim
walczyć, chyba nie spodobał mu się mój 'dowcip' o mikołaju. Nie wiem kiedy to
zrobił ale z grubej warstwy ziemi wyłoniły się dwie wielkie łapy. Odskoczyłam
do tyłu i spadając zdołałam jedną z nich 'wysadzić'. Starałam się nie zrobić Mu
krzywdy, dlatego próbowałam go tylko złapać i wytłumaczyć że to
nieporozumienie. Ale nie dawał mi czasu na stworzenie owej klatki. Musiałam
cały czas unikać jego ataków, dlatego trudno było mi cokolwiek zrobić. Szybki
jest skubaniec. Chyba się zmęczył bo ataki były teraz rzadsze ale mocniejsze i
precyzyjniejsze. Al wystrzelił w moją stronę ogromną masywną ścianę twardej
ziemi, która zasłoniła mnie prze wzrokiem Alphonse. To była moja szansa. Ale
byłam wykończona, nie jadłam nic od czasu tych ryb, które jadłam razem z Aki
trzy dni temu. Spałam też niewiele. Zebrałam wszystkie siły, złożyłam ręce i
mocno przycisnęłam je do ogromnej ściany. Stworzyłam coś w rodzaju dłoni, która
złapała chłopaka. Wszystko mnie bolało. Byłam poobijana, pokaleczona, moje
ubranie było w strzępach, byłam brudna i bez silna. Każda partia mojego ciała
odmawiała posłuszeństwa. Trzęsły mi się ręce i nogi, ale złapałam go. Teraz
mogę Mu wszystko wyjaśnić.
-Posłuchaj jestem..
To było szybkie, mocne i bardzo precyzyjne. Runęłam na
ziemie jak kłoda. Alphonse stał swobodnie, na jego ręku zauważyłam krąg
transmutacji narysowany krwią. Więc zna nawet takie sztuczki. Wstałam z ziemi i
otrzepałam się. Spojrzałam na Al'a.
-No dobra. Próbowałam być miła i delikatna ale jak widać po
dobroci się nie da. Przygotuj się na torpedę mały.
Złożyłam trzęsące się dłonie i ostatkami sił, wykonałam
jakiś dziwny ruch rękoma (coś mi podpowiadało żeby ten ruch wykonać). Moje ręce
zalśniły dziwną niebieską poświatą. Gdy chciałam już uderzyć nimi o ziemię..
-PRZESTAŃCIE! STOP!
Ja i Al odwróciliśmy się w stronę wrzasków i zobaczyliśmy:
jakąś małą babcię, średniego wzrostu blondynkę, wysoką ciemno skórą brunetkę o
jasno różowej grzywce z dzieckiem wyglądało na dwu latka, miało już włosy więc
od razu pomyślałam że nie mógł się urodzić teraz. Obróciłam wzrok od dziewczyny
z dzieckiem i nie wierzyłam własnym oczom. Obok Aki stał Edward. Nie miał
zadowolonej miny wręcz przeciwnie był wściekły...
-ZGŁUPIELIŚCIE DO RESZTY!
-WŁAŚNIE FIBI! POGRZAŁO CIĘ?!
- Mnie pogrzało? Co robiłaś tyle czasu?! Miałaś tylko
sprawdzić czy go tam nie ma! A jak widać tam go nie było!
-No tak.. ale tam był Ed i chciałam mu wszystko wyjaśnić.
Właśnie Edward. Stał ze wściekłym wzrokiem patrząc raz na
mnie, raz na brata. Wiedziałam że to nie będzie miłe powitanie. Jeden plus
całej tej sytuacji jest taki, że już nie będę musiała tłumaczyć czemu
szukałyśmy Al'a. Aki zrobiła to za mnie. Moje rozmyślenia przerwała blondynka.
-Czemu w ogóle zaczęliście walczyć?
-Bo..
Spojrzałam na zakłopotaną i nawet trochę smutną minę
Alphonse i..
-To moja wina.. kiepsko mi idzie komunikowanie się z
nieznajomymi..
Wszyscy spojrzeli na mnie. Al patrzył na mnie z
podziękowaniem.
-Taa kiepsko ci to wychodzi..
-Mówiłam jej że to ja będę gadać, bo ona prowokuje ludzi do
takich zachowań to niee ona zawsze robi swoje.
Uśmiechnęłam się ciepło do Aki i Edward. Spojrzałam na
starszą panią, która wlepiała we mnie wzrok.
-Przepraszam zaraz to posprzątam.
-Dobrze dziecko, Al ci w tym pomoże. A teraz chodźmy do
domu, wyglądasz jak tysiąc nieszczęść.
Miała racje wyglądałam jakbym wyszła z podziemi. włosy
miałam posklejane od błota i ziemi, byłam blada, podrapana i pobrudzona krwią
przez ranę na ramieniu, ubranie było podarte, a ja oficjalnie czułam się jak
ktoś przejechany przez pociąg. Gdy tylko zrobiłam krok do przodu, zakręciło mi
się w głowie i ponownie upadłam na ziemie. Słyszałam cichnące głosy Ed'a i Aki.
Wołali mnie po imieniu i pytali co mi jest.
Kiedy się ocknęłam czułam się jakby ktoś zwalił mi na głowę
pięciotonowy głaz. Rozejrzałam się po pokoju, nie był duży. Leżałam na łóżku
obok stała szafeczka z lampka, okna były zasłonięte lawendowymi zasłonkami. po
drugiej stronie łózka stał stołeczek na którym leżał ręcznik mydło i świeże
ubranie. Po drugiej stronie pokoju były drzwi. Wzięłam rzeczy które leżały na
stołku i poszłam w stronę łazienki. Wykąpałam się i założyłam nowe ubrania.
Trochę na mnie wisiały.Czułam się wspaniale. Wychodząc z łazienki wycierałam
jeszcze włosy ręcznikiem. Wyjrzałam przez okno, słońce świeciło jak szalone,
atmosfera tego miejsca mnie urzekła, było tu tak spokojnie i cicho. Spojrzałam
w dół stał tam Ed i Aki najwyraźniej o czymś rozmawiali. Rzuciłam ręcznik na
szafeczkę. Aki i Edward weszli do domu. Nie chciało mi się jeszcze do nich
schodzić. Wyskoczyłam przez okno i poszłam się przejść. Pomyślałam że to dobra
okazja na posprzątanie bałaganu jakiego wczoraj razem z Alem narobiliśmy. Tak
więc zrobiłam. Zajęło mi to kilka minut. Przeszłam się jeszcze usiadłam nad
rzeką pod jakimś drzewem, spędziłam tam może z godzinkę. W końcu byłam gotowa
na wrzaski Aki i zaprzątanie mi głowy głupotami, słuchania jaka to ja jestem
niedojrzała i jak trudno ze mną wytrzymać. Jeszcze po tym wymknięciu na pewno
mi nie odpuści. Szłam spokojnie wypoczęta do domu babeczki Rockbell, gdy nagle
mnie zmroziło. Przed domem stało dwóch żołnierzy. Jeden z nich okazał się
kobietą. Miała krótkie czarne włosy i pieprzyk przy lewym oku. Drugi wyglądał
na fajtłapę.Miał dłuższe od tej drugiej włosy. Co mam teraz zrobić? Oni mogą
mieć Aki.. Musze się dostać do domu tylko którędy..? Już wiem! Okno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz