Pogrzeb Aki wzbudził we mnie ogromny smutek, nie czułam jak
łzy spływają mi po twarzy. Zdziwiłam się, myślałam że będziemy tylko my, a
przyjechało od groma ludzi.. Był Mustang, Armstrong, Ross i jej kumpel, byli
nawet mieszkańcy miasteczka i wiele innych żołnierzy. Jako rodzina powinnam
stać na początku, ale ukryłam się na samym końcu.. Stałam za drzewem, nie
miałam najmniejszej ochoty by ci wszyscy ludzie widzieli jak płacze, nie
potrzebowałam ich współczucia.. Ed i Winry jak się wczoraj dowiedziałam są
parą, tak samo jak Al i Aki.. Ale jak widać ich 'związek' nie trwał długo..
Wszyscy płakali, tylko niektórzy żołnierze na czele z Mustangiem powstrzymywali
łzy. Nie mogłam w to uwierzyć, Aki miała aż tylu przyjaciół, ja za to nie
miałam żadnych.. Zaczęłam myśleć jak to by było gdybym to ja zginęła, gdzie by
mnie pochowali i czy w ogóle by to zrobili.. Nie miałam domu, Aki znalazła
miejsce w którym była szczęśliwa i mieszkała tu przez większy okres czasu, a
ja? Ja nie miałam dokąd wracać, żadne z miejsc jakie odwiedziłam nie stanowiły
dla nie domu.. Wszystkie były dla mnie tylko miejscem na mapie.. Pogrzeb
dobiegł końca, nie chciałam zostawać i wysłuchiwać jakie to musi być dla mnie
bolesne i jaka muszę być przybita.. Wystarczy że już to wiem, że to czuje, nie
muszę tego słuchać.. Poszłam w stronę jakiejś małej góry, była za jeziorem.. To
raczej był bardzo wysoki pagórek, niż góra.. Usiadłam i oparłam się o wielki
kamień, skuliłam jedną nogę, położyłam na niej rękę i oparłam o nią brodę.
Patrzyłam na jezioro i dzieci które bawiły się na jego brzegu.. Ich widok
jeszcze bardziej mnie przybił, Aki zawsze mówiła że jak zostanie matką nie
pozwoli by jej dzieci zostały same tak jak ona i ja.. Czuje się winna, że
przeze mnie nie spełniła swoich marzeń, że nigdy nie zobaczę jej dzieci i nigdy
nie będę z nią w święta.. Opuściłam ją w momencie, w którym najbardziej mnie
potrzebowała. Łzy znowu spływały mi po policzkach, patrzyłam na te male gnojki
i czułam jakiś wstręt. Uśmiechały się, ganiały, przewracały, a ja nie mogłam
znieść ich radości... Bałam się że już zawsze będę zimna i oschła.. Teraz nikt
mi nie będzie przypominał i udowadniał że świat naprawdę jest piękny.
Siedziałam tam dość długo, czerwone słońce zaczęło tonąć w pomarańczowej tafli
wody, wszystkie dzieciaki się zmyły. Nie miałam ochoty wracać, niektórzy pewnie
zostali na noc.. O ile wiem była tam ta różowa grzywa, która przyjaźni się z
blondi.. Nie zniosę ich spojrzeń i komentarzy.. Z drugiej strony wiem co czuje
Al, choć może nie wiem. Moja miłość wyglądała pewnie trochę inaczej niż jego i
choć nigdy jej tego nie mówiłam kochałam ją najmocniej na świecie.. A co do
miłości moje wszystkie uczucia jakimi darzyłam Ed'a prysły, nie ma ich.. Nie
wiem czy to przez śmierć siostry, czy przez widok jego i Winry, która
pokazywała mi za każdym razem że wygrała.. Niech sobie razem żyją, zwisa mi
to.. Muszę tolerować Ed'a i jego nową pannę, nie mam innego wyjścia. Teraz
kiedy nic już do niego nie czuję nie muszę obawiać się zazdrości czy walki o
jego względy, takich jak on jest pełno tylko że ja nie mam zamiaru szukać..
Wstałam i powolnym krokiem wracałam do 'domu'. Niebo było rozgwieżdżone, coś
mnie podkusiło i po drodze skręciłam w lewo. Cmentarz o tej porze nie był wcale
straszny, wyglądał bardziej jak jakiś inny, nieznany mi świat. Może to światło
gwiazd sprawiało takie wrażenie? Dochodziłam do szczytu pagórka gdy nagle
zobaczyłam Al'a. Stał zapłakany i smutny, wyglądał jak małe dziecko, które
zostało skrzywdzone przez los. Nie chciałam już tam iść, ale coś we mnie mówiło
mi że tak trzeba. Podeszłam do grobu i stanęłam obok niego. Ani ja ani on nie
spojrzeliśmy na siebie, nie chciałam żeby widział mój bol czy smutek.. chciałam
go jakoś pocieszyć a łkając i szlochając nie za wiele zdziałam..
-Będziesz za nią tęsknić?
-Na pewno. Ale ja sobie poradzę, co będzie z tobą?
-Nie wiem..
-Kochałeś ją prawda?
Chłopak nic nie odpowiedział, ale kolejna fala jego łez dała
mi to do zrozumienia. Nie wiedziałam co mam zrobić, co powiedzieć.. Nie byłam
dobra w pocieszaniu i gadaniu, zawsze kończyło się to tragicznie.. Spojrzałam
na grób Aki, teraz dopiero zauważyłam że leży ona obok matki Elric'ów. Jeżeli
pochowali ją tutaj musiała być ona dla nich niezmiernie ważna... Znowu
spojrzałam na Alphonse. Nic nie mogłam powiedzieć, chłopak miał spuszczoną
głowę i płakał, usiłował przestać ale marnie mu to wychodziło. Podeszłam bliżej
i przytuliłam go..
-Może zabrzmi to głupio i prostacko ale.. Wszystko się jakoś
ułoży..
-Wiem.. i wiesz?
-Hyym?
-Nie brzmiało to aż tak głupio jak się spodziewałem.
Oboje się roześmialiśmy i po kilkunastu minutach wróciliśmy
razem do domu. Opowiedział mi o wszystkim, to co usłyszałam wydało mi się
dziwne, a zarazem jakby piękne? Teraz wiem dlaczego Aki chciała ze mną pilnie
porozmawiać.. Była ode mnie młodsza o rok, miała zaledwie 18 lat a i tak była
bardziej dojrzała ode mnie.. Kto by pomyślał że Al i Aki planowali ślub.. Nie
przeszłoby mi to przez głowę, to byłaby ostatnia rzecz o jakiej bym pomyślała..
Czuję się teraz sto razy gorzej, świadomość że przeze mnie pozbawiłam szczęścia
dwóch osób, było straszne i teraz dopiero zdałam sobie sprawę że byłam jakimś
potworem. Gdybym to ja zginęła nie byłoby problemu, może Aki zlitowałaby się i
mnie pochowała pod jakimś drzewem czy coś, a potem dalej spokojnie by sobie
żyła w Resembool z Al'em. Ed poślubiłby Winry, a ich dzieci bawiłyby się z
dziećmi Aki.. Wiedziałam co muszę zrobić, mam tylko nadzieje że Aki będzie
teraz żyła po drugiej stronie dopóki nie znajdę tego kamienia i nie zwrócę jej
życia.. Obietnica którą złożyłam Ed'owi
wygasła razem z uczuciem do niego. Już raz tego próbowałam, może będę miała
tyle szczęścia i to ja trafie za bramę, a ona wróci do żywych.. Tylko muszę
wybrać odpowiedni moment.. Weszliśmy do domu, na przedpokój wybiegła blondi.
Podbiegła do Al'a i walnęła do jakimś kluczem w głowę, po czym mocno
przytuliła. Mustang stał zaraz za nią z tą swoją blond dziunią.. Minął mnie
wychodząc na werandę, dając mi do zrozumienia że powinnam iść za nim. Al
spojrzał na mnie uśmiechnął się lekko, jego oczy były bardzo zmęczone..
-Dziękuje..
Kiwnęłam głową lekko się uśmiechając i wyszłam. Mustang stał
odwrócony do mnie tyłem, nie był to raczej dobry znak..
-Chciałbym cię o coś zapytać.
-Słucham.
-Będziesz zdawać test na państwowego alchemika?
-Nie sądzę..
-W takim razie nie mogę ci zdradzać wiadomości dotyczących
misji. Nie jesteś żołnierzem i jesteś jakby ci to.. Coś w rodzaju nielegalnego
alchemika. Twoi rodzice byli wojskowymi tak samo jak siostra. Niestety Fibi ale
ja oraz całe wojsko nie możemy ci ufać.
-Aki była wojskowym kundlem?
-Owszem. Zdała test i otrzymała przydomek Duchowego
Alchemika. Niestety Fibi, od dziś nie możesz już podróżować z Ed'em na jego
misje. Jesteś dla nas ciężarem i niepotrzebną przeszkodą.
-Posłuchaj mnie zapałko... Radze ci nie nazywać mnie
przeszkodą.. Jasne? Masz racje, nie jestem takim samym ścierwem jak ty..
Spróbuj jeszcze raz mi ubliżyć a twój płomyczek zgaśnie..
-To obraza generała!
-Mam gdzieś jaki masz status w tym waszym pieprzonym
schronisku!
-Każe cię zamknąć jeżeli będziesz stawiać opór.
-O ile dasz rade mnie złapać, może raczej o ile dasz rade
mnie pokonać..
Uśmiechnęłam się drwiąco, generał mnie minął i wszedł do
domu. Odwróciłam się żeby wejść ale przed drzwiami stała Winry, a w drzwiach
stała Pinako. Blondyna wlepiała we mnie groźny wzrok uświadamiając mnie, że do
tego domu nie mam już raczej wstępu. Spojrzałam na małą Pinako, która spojrzała
na mnie ale w jej oczach nie było żadnych uczuć czy emocji, odwróciła się i
weszła do domu. Winry nie przestawała się na mnie patrzeć, na werandę wszedł
ren kundel, który nie lubił mnie chyba jeszcze bardziej niż jego właścicielka..
Zaczął przeraźliwie szczekać i pokazywał kły. Stanął w pozycji gotowej do
skoku, tak jakbym była jakimś małym białym, bezbronnym króliczkiem. Skoczył w
moją stronę z obnażonymi kłami, co mogłam zrobić? Zamachnęłam się i lekko
muskając o moją drugą dłoń uderzyłam psa w łopatkę, po czym wylądował on kilka
metrów dalej cicho piszcząc. Nie zważając na całą tą sytuacje, minęłam blondi i
kierowałam się w stronę wysokiego pagórka na którym siedziałam od rana.
Usłyszałam za sobą czyjeś wołanie, ale nie odwróciłam się
jeszcze mam swoją godność.. Tak jak sądziłam głos należał do Ed'a.. Wbiegł
przede mnie i złapał mnie za ręce..
-Proszę zostań.. Mustang nie ma nic do gadani.. Będziesz go
słuchać?
Po pierwsze wyrwałam swoje ręce z jego rąk, co sprawiło że
dziwnie się na mnie spojrzał.. Po drugie nie miałam ochoty z nim rozmawiać co
oznacza że nie będę prowadzić tej nic nie znaczącej rozmowy..
-Posłuchaj.. Chce żeby stosunki między nami zmieniły się do
czysto koleżeńskich, a jeżeli to dla ciebie coś by oznaczało, to niech
zmniejszą się do czysto 'zawodowych'. Zrozumiałeś? To teraz spadaj.
Minęłam go lekko uderzając go barkiem. Było mi trochę zimno,
a jakby tego było mało zaczął padać deszcz.. Na pagórku nie było żadnej jaskini
więc musiałam użyć alchemii i jakiś schron sobie stworzyć.. Byłam mokra,
przemarznięta i piekielnie głodna.. Co teraz zrobię? Gdzie pójdę? Co jak co ale
Edward miał racje, nie będę słuchać jakieś małej, nędznej, wywyższjącej się
zapalniczki.. Moim jedynym celem było zniszczenie tej pieprzonej Curse.. I
dopiero teraz przypomniałam sobie, że jest ktoś jeszcze. Ktoś dla mnie waży, a
nawet bardzo ważny.. Muszę szybko tam pojechać i o coś się spytać.. Taaa.. ale
to jutro, dziś nie mam już siły.. Trochę jeszcze pomyślałam o jakiś bzdurach i
zasnęłam..
Obudziłam się jeszcze przed wschodem słońca, rozciągnęłam
się i już miałam kierować się na dworzec kiedy zauważyłam samochód Mustanga,
nie mogłam się powstrzymać.. Korzystając z sytuacji złożyłam ręce i skierowałam
kilkanaście małych lodowych igiełek w stronę wozu Mustanga. Tak jak myślałam
trafiły one w opony, wszyscy wysiedli.. Kierowca sprawdzał dlaczego auto
złapało gumę, Mustang schylił się i podniósł jedną z igiełek, przyjrzał się i
odwrócił w moją stronę. Ja uśmiechnęłam się szeroko i zasalutowałam mu
ironicznie. Zmrużył oczy, wyglądał trochę jak jakiś niedorobiona kijanka. Jego
złość dała mi więcej siły, byłam cholernie zadowolona z mojego 'postępku'.
Ostatni raz poszłam na grób siostry, tym razem miałam uśmiech na ustach, nie
był on udawany, był prawdziwy.. Po drodze zerwałam kilka czerwonych róż, które
chciałam położyć na jej grobie. Czerwone były ładne, ale wydawały mi się takie
zwyczajne, więc zmieniłam ich kolor na niebieski. Zerwałam tylko pięć więc trzy
były niebieskie a dwie białe, położyłam je na nagrobku. Chciałam żeby były
widoczne, jakbym położyła je na dole, nie byłoby ich widać między innymi
kwiatami..
-Już niedługo się zobaczymy siostrzyczko, mam nadzieje że mi
wybaczysz.
Uśmiechnęłam się do siebie, kucnęłam i przejechałam palcami
po nagrobku. Chwile potem stałam już na peronie czekając na pociąg do Aomori*.
Siedząc w pociągu zauważyłam zmęczonego Mustanga, był wściekły. Jego mina i te
zmęczenie dało mi tyle radości, staruszek nie ma już tyle sił co dawniej, w
sumie nie dziwie się ma chyba z trzydzieści parę lat, choć jak dla mnie wygląda
na cztery dychy. Siedzenie za biurkiem mu nie służy, ale zaraz zaraz teraz jest
generałem więc może coś się zmieni, jeżeli nie kiepsko mu wróże. Znowu
uśmiechnęłam się do siebie. Pociąg ruszył a ja siedziałam patrząc za okno,
chciałam już być na miejscu i zobaczyć się z Momoko. Już dawno się nie
widzieliśmy, ciekawe co się u nich wydarzyło. Po dwudziestu czterech godzinach
byłam na miejscu. Aomori wyglądało tak samo jak dawniej tyle że teraz było tu
jakoś bardziej kolorowo, może dlatego że jest wiosna? Kto wie, zimą miasteczko
też miało swój urok.. Szłam wąską ścieżką, głód dawał mi się we znaki, miałam
nadzieje że jak tylko tam dotrę najem się i trochę odpocznę, całą noc nie
spała. Nie mogłam zapomnieć o Aki, cały czas męczyło mnie poczucie winy.. Bałam
się że po moim wyjeździe Al znowu mnie znienawidzi.. Teraz dopiero zauważyłam
coś dziwnego.. Kiedy atakowałam Ed'a po śmierci Aki, Al zachowywał się jakby
ona dla niego nic nie znaczyła, z teraz wylewa hektolitry łez że umarła.. Taa
to dziwne, ale może był w szoku i obawiał się o brata. Gdyby mi wtedy nie
przeszkodził, teraz opłakiwał by dwoje.. Nie żałuje, ale jestem ciekawa czy by
mnie zabił.. Wreszcie doszłam do domu rodziny Ise, zapukałam do drzwi i z
nadzieją czekałam aż ktoś otworzy drzwi. Chciałabym zobaczyć minę Momoko..
Drzwi otworzyła niebiesko-włosa kobieta..
-O mój Boże! Fibi !
-Dzień dobry Maki.
Maki rzuciła mi się na szyję i zaprosiła do środka. Dom się
nic się nie zmienił od mojej ostatniej wizyty tutaj. Usiadłam na fotelu, na
przeciwko mnie usiadła Maki. Niebiesko włosa kobieta o imieniu Maki była matką
Momoko i żoną doktora Ren'a. Tak jak każda matka była panią domu, gotowała,
sprzątała i odpoczywała..
-No więc powiedz mi co u ciebie. Momoko nie przestaje o
tobie gadać, cały czas cie wspomina. Uwierz mi kocha cię!
-Haha.. A tak właściwie to gdzie jest..
-Poszła z Ren'em do miasta po jakieś składniki na obiad,
dziś środa więc gotują razem.
-No tak..
W domu Ise było inaczej niż w zwyczajnym domu, ta rodzina
była dla siebie wszystkim.. Dzięki nim czułam się tu jak w domu.. Może to tu w
tym mieście powinnam znaleźć swój dom? Tylko że wtedy nie będę mogła widywać
się z Elric'ami, mimo wszystko są oni ważną częścią mojego życia.. Po za tym
gdybym tu została co by było z Aki?
-Może chcesz się czegoś napić?
-Jasne.. jestem wykończona..
-Nic dziwnego! Zaraz mi tu wszystko opowiesz!
-Tak jest!
Obje się zaśmiałyśmy, gadałyśmy chwile o jakiś błahych
rzeczach, gdy do domu weszli Ren i Momoko ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz