środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział 20. Pogrzeb


Pogrzeb Aki wzbudził we mnie ogromny smutek, nie czułam jak łzy spływają mi po twarzy. Zdziwiłam się, myślałam że będziemy tylko my, a przyjechało od groma ludzi.. Był Mustang, Armstrong, Ross i jej kumpel, byli nawet mieszkańcy miasteczka i wiele innych żołnierzy. Jako rodzina powinnam stać na początku, ale ukryłam się na samym końcu.. Stałam za drzewem, nie miałam najmniejszej ochoty by ci wszyscy ludzie widzieli jak płacze, nie potrzebowałam ich współczucia.. Ed i Winry jak się wczoraj dowiedziałam są parą, tak samo jak Al i Aki.. Ale jak widać ich 'związek' nie trwał długo.. Wszyscy płakali, tylko niektórzy żołnierze na czele z Mustangiem powstrzymywali łzy. Nie mogłam w to uwierzyć, Aki miała aż tylu przyjaciół, ja za to nie miałam żadnych.. Zaczęłam myśleć jak to by było gdybym to ja zginęła, gdzie by mnie pochowali i czy w ogóle by to zrobili.. Nie miałam domu, Aki znalazła miejsce w którym była szczęśliwa i mieszkała tu przez większy okres czasu, a ja? Ja nie miałam dokąd wracać, żadne z miejsc jakie odwiedziłam nie stanowiły dla nie domu.. Wszystkie były dla mnie tylko miejscem na mapie.. Pogrzeb dobiegł końca, nie chciałam zostawać i wysłuchiwać jakie to musi być dla mnie bolesne i jaka muszę być przybita.. Wystarczy że już to wiem, że to czuje, nie muszę tego słuchać.. Poszłam w stronę jakiejś małej góry, była za jeziorem.. To raczej był bardzo wysoki pagórek, niż góra.. Usiadłam i oparłam się o wielki kamień, skuliłam jedną nogę, położyłam na niej rękę i oparłam o nią brodę. Patrzyłam na jezioro i dzieci które bawiły się na jego brzegu.. Ich widok jeszcze bardziej mnie przybił, Aki zawsze mówiła że jak zostanie matką nie pozwoli by jej dzieci zostały same tak jak ona i ja.. Czuje się winna, że przeze mnie nie spełniła swoich marzeń, że nigdy nie zobaczę jej dzieci i nigdy nie będę z nią w święta.. Opuściłam ją w momencie, w którym najbardziej mnie potrzebowała. Łzy znowu spływały mi po policzkach, patrzyłam na te male gnojki i czułam jakiś wstręt. Uśmiechały się, ganiały, przewracały, a ja nie mogłam znieść ich radości... Bałam się że już zawsze będę zimna i oschła.. Teraz nikt mi nie będzie przypominał i udowadniał że świat naprawdę jest piękny. Siedziałam tam dość długo, czerwone słońce zaczęło tonąć w pomarańczowej tafli wody, wszystkie dzieciaki się zmyły. Nie miałam ochoty wracać, niektórzy pewnie zostali na noc.. O ile wiem była tam ta różowa grzywa, która przyjaźni się z blondi.. Nie zniosę ich spojrzeń i komentarzy.. Z drugiej strony wiem co czuje Al, choć może nie wiem. Moja miłość wyglądała pewnie trochę inaczej niż jego i choć nigdy jej tego nie mówiłam kochałam ją najmocniej na świecie.. A co do miłości moje wszystkie uczucia jakimi darzyłam Ed'a prysły, nie ma ich.. Nie wiem czy to przez śmierć siostry, czy przez widok jego i Winry, która pokazywała mi za każdym razem że wygrała.. Niech sobie razem żyją, zwisa mi to.. Muszę tolerować Ed'a i jego nową pannę, nie mam innego wyjścia. Teraz kiedy nic już do niego nie czuję nie muszę obawiać się zazdrości czy walki o jego względy, takich jak on jest pełno tylko że ja nie mam zamiaru szukać.. Wstałam i powolnym krokiem wracałam do 'domu'. Niebo było rozgwieżdżone, coś mnie podkusiło i po drodze skręciłam w lewo. Cmentarz o tej porze nie był wcale straszny, wyglądał bardziej jak jakiś inny, nieznany mi świat. Może to światło gwiazd sprawiało takie wrażenie? Dochodziłam do szczytu pagórka gdy nagle zobaczyłam Al'a. Stał zapłakany i smutny, wyglądał jak małe dziecko, które zostało skrzywdzone przez los. Nie chciałam już tam iść, ale coś we mnie mówiło mi że tak trzeba. Podeszłam do grobu i stanęłam obok niego. Ani ja ani on nie spojrzeliśmy na siebie, nie chciałam żeby widział mój bol czy smutek.. chciałam go jakoś pocieszyć a łkając i szlochając nie za wiele zdziałam..
-Będziesz za nią tęsknić?
-Na pewno. Ale ja sobie poradzę, co będzie z tobą?
-Nie wiem..
-Kochałeś ją prawda?
Chłopak nic nie odpowiedział, ale kolejna fala jego łez dała mi to do zrozumienia. Nie wiedziałam co mam zrobić, co powiedzieć.. Nie byłam dobra w pocieszaniu i gadaniu, zawsze kończyło się to tragicznie.. Spojrzałam na grób Aki, teraz dopiero zauważyłam że leży ona obok matki Elric'ów. Jeżeli pochowali ją tutaj musiała być ona dla nich niezmiernie ważna... Znowu spojrzałam na Alphonse. Nic nie mogłam powiedzieć, chłopak miał spuszczoną głowę i płakał, usiłował przestać ale marnie mu to wychodziło. Podeszłam bliżej i przytuliłam go..
-Może zabrzmi to głupio i prostacko ale.. Wszystko się jakoś ułoży..
-Wiem.. i wiesz?
-Hyym?
-Nie brzmiało to aż tak głupio jak się spodziewałem.
Oboje się roześmialiśmy i po kilkunastu minutach wróciliśmy razem do domu. Opowiedział mi o wszystkim, to co usłyszałam wydało mi się dziwne, a zarazem jakby piękne? Teraz wiem dlaczego Aki chciała ze mną pilnie porozmawiać.. Była ode mnie młodsza o rok, miała zaledwie 18 lat a i tak była bardziej dojrzała ode mnie.. Kto by pomyślał że Al i Aki planowali ślub.. Nie przeszłoby mi to przez głowę, to byłaby ostatnia rzecz o jakiej bym pomyślała.. Czuję się teraz sto razy gorzej, świadomość że przeze mnie pozbawiłam szczęścia dwóch osób, było straszne i teraz dopiero zdałam sobie sprawę że byłam jakimś potworem. Gdybym to ja zginęła nie byłoby problemu, może Aki zlitowałaby się i mnie pochowała pod jakimś drzewem czy coś, a potem dalej spokojnie by sobie żyła w Resembool z Al'em. Ed poślubiłby Winry, a ich dzieci bawiłyby się z dziećmi Aki.. Wiedziałam co muszę zrobić, mam tylko nadzieje że Aki będzie teraz żyła po drugiej stronie dopóki nie znajdę tego kamienia i nie zwrócę jej życia..  Obietnica którą złożyłam Ed'owi wygasła razem z uczuciem do niego. Już raz tego próbowałam, może będę miała tyle szczęścia i to ja trafie za bramę, a ona wróci do żywych.. Tylko muszę wybrać odpowiedni moment.. Weszliśmy do domu, na przedpokój wybiegła blondi. Podbiegła do Al'a i walnęła do jakimś kluczem w głowę, po czym mocno przytuliła. Mustang stał zaraz za nią z tą swoją blond dziunią.. Minął mnie wychodząc na werandę, dając mi do zrozumienia że powinnam iść za nim. Al spojrzał na mnie uśmiechnął się lekko, jego oczy były bardzo zmęczone..
-Dziękuje..
Kiwnęłam głową lekko się uśmiechając i wyszłam. Mustang stał odwrócony do mnie tyłem, nie był to raczej dobry znak..
-Chciałbym cię o coś zapytać.
-Słucham.
-Będziesz zdawać test na państwowego alchemika?
-Nie sądzę..
-W takim razie nie mogę ci zdradzać wiadomości dotyczących misji. Nie jesteś żołnierzem i jesteś jakby ci to.. Coś w rodzaju nielegalnego alchemika. Twoi rodzice byli wojskowymi tak samo jak siostra. Niestety Fibi ale ja oraz całe wojsko nie możemy ci ufać.
-Aki była wojskowym kundlem?
-Owszem. Zdała test i otrzymała przydomek Duchowego Alchemika. Niestety Fibi, od dziś nie możesz już podróżować z Ed'em na jego misje. Jesteś dla nas ciężarem i niepotrzebną przeszkodą.
-Posłuchaj mnie zapałko... Radze ci nie nazywać mnie przeszkodą.. Jasne? Masz racje, nie jestem takim samym ścierwem jak ty.. Spróbuj jeszcze raz mi ubliżyć a twój płomyczek zgaśnie..
-To obraza generała!
-Mam gdzieś jaki masz status w tym waszym pieprzonym schronisku!
-Każe cię zamknąć jeżeli będziesz stawiać opór.
-O ile dasz rade mnie złapać, może raczej o ile dasz rade mnie pokonać..
Uśmiechnęłam się drwiąco, generał mnie minął i wszedł do domu. Odwróciłam się żeby wejść ale przed drzwiami stała Winry, a w drzwiach stała Pinako. Blondyna wlepiała we mnie groźny wzrok uświadamiając mnie, że do tego domu nie mam już raczej wstępu. Spojrzałam na małą Pinako, która spojrzała na mnie ale w jej oczach nie było żadnych uczuć czy emocji, odwróciła się i weszła do domu. Winry nie przestawała się na mnie patrzeć, na werandę wszedł ren kundel, który nie lubił mnie chyba jeszcze bardziej niż jego właścicielka.. Zaczął przeraźliwie szczekać i pokazywał kły. Stanął w pozycji gotowej do skoku, tak jakbym była jakimś małym białym, bezbronnym króliczkiem. Skoczył w moją stronę z obnażonymi kłami, co mogłam zrobić? Zamachnęłam się i lekko muskając o moją drugą dłoń uderzyłam psa w łopatkę, po czym wylądował on kilka metrów dalej cicho piszcząc. Nie zważając na całą tą sytuacje, minęłam blondi i kierowałam się w stronę wysokiego pagórka na którym siedziałam od rana.
Usłyszałam za sobą czyjeś wołanie, ale nie odwróciłam się jeszcze mam swoją godność.. Tak jak sądziłam głos należał do Ed'a.. Wbiegł przede mnie i złapał mnie za ręce..
-Proszę zostań.. Mustang nie ma nic do gadani.. Będziesz go słuchać?
Po pierwsze wyrwałam swoje ręce z jego rąk, co sprawiło że dziwnie się na mnie spojrzał.. Po drugie nie miałam ochoty z nim rozmawiać co oznacza że nie będę prowadzić tej nic nie znaczącej rozmowy..
-Posłuchaj.. Chce żeby stosunki między nami zmieniły się do czysto koleżeńskich, a jeżeli to dla ciebie coś by oznaczało, to niech zmniejszą się do czysto 'zawodowych'. Zrozumiałeś? To teraz spadaj.
Minęłam go lekko uderzając go barkiem. Było mi trochę zimno, a jakby tego było mało zaczął padać deszcz.. Na pagórku nie było żadnej jaskini więc musiałam użyć alchemii i jakiś schron sobie stworzyć.. Byłam mokra, przemarznięta i piekielnie głodna.. Co teraz zrobię? Gdzie pójdę? Co jak co ale Edward miał racje, nie będę słuchać jakieś małej, nędznej, wywyższjącej się zapalniczki.. Moim jedynym celem było zniszczenie tej pieprzonej Curse.. I dopiero teraz przypomniałam sobie, że jest ktoś jeszcze. Ktoś dla mnie waży, a nawet bardzo ważny.. Muszę szybko tam pojechać i o coś się spytać.. Taaa.. ale to jutro, dziś nie mam już siły.. Trochę jeszcze pomyślałam o jakiś bzdurach i zasnęłam..
Obudziłam się jeszcze przed wschodem słońca, rozciągnęłam się i już miałam kierować się na dworzec kiedy zauważyłam samochód Mustanga, nie mogłam się powstrzymać.. Korzystając z sytuacji złożyłam ręce i skierowałam kilkanaście małych lodowych igiełek w stronę wozu Mustanga. Tak jak myślałam trafiły one w opony, wszyscy wysiedli.. Kierowca sprawdzał dlaczego auto złapało gumę, Mustang schylił się i podniósł jedną z igiełek, przyjrzał się i odwrócił w moją stronę. Ja uśmiechnęłam się szeroko i zasalutowałam mu ironicznie. Zmrużył oczy, wyglądał trochę jak jakiś niedorobiona kijanka. Jego złość dała mi więcej siły, byłam cholernie zadowolona z mojego 'postępku'. Ostatni raz poszłam na grób siostry, tym razem miałam uśmiech na ustach, nie był on udawany, był prawdziwy.. Po drodze zerwałam kilka czerwonych róż, które chciałam położyć na jej grobie. Czerwone były ładne, ale wydawały mi się takie zwyczajne, więc zmieniłam ich kolor na niebieski. Zerwałam tylko pięć więc trzy były niebieskie a dwie białe, położyłam je na nagrobku. Chciałam żeby były widoczne, jakbym położyła je na dole, nie byłoby ich widać między innymi kwiatami..
-Już niedługo się zobaczymy siostrzyczko, mam nadzieje że mi wybaczysz.
Uśmiechnęłam się do siebie, kucnęłam i przejechałam palcami po nagrobku. Chwile potem stałam już na peronie czekając na pociąg do Aomori*. Siedząc w pociągu zauważyłam zmęczonego Mustanga, był wściekły. Jego mina i te zmęczenie dało mi tyle radości, staruszek nie ma już tyle sił co dawniej, w sumie nie dziwie się ma chyba z trzydzieści parę lat, choć jak dla mnie wygląda na cztery dychy. Siedzenie za biurkiem mu nie służy, ale zaraz zaraz teraz jest generałem więc może coś się zmieni, jeżeli nie kiepsko mu wróże. Znowu uśmiechnęłam się do siebie. Pociąg ruszył a ja siedziałam patrząc za okno, chciałam już być na miejscu i zobaczyć się z Momoko. Już dawno się nie widzieliśmy, ciekawe co się u nich wydarzyło. Po dwudziestu czterech godzinach byłam na miejscu. Aomori wyglądało tak samo jak dawniej tyle że teraz było tu jakoś bardziej kolorowo, może dlatego że jest wiosna? Kto wie, zimą miasteczko też miało swój urok.. Szłam wąską ścieżką, głód dawał mi się we znaki, miałam nadzieje że jak tylko tam dotrę najem się i trochę odpocznę, całą noc nie spała. Nie mogłam zapomnieć o Aki, cały czas męczyło mnie poczucie winy.. Bałam się że po moim wyjeździe Al znowu mnie znienawidzi.. Teraz dopiero zauważyłam coś dziwnego.. Kiedy atakowałam Ed'a po śmierci Aki, Al zachowywał się jakby ona dla niego nic nie znaczyła, z teraz wylewa hektolitry łez że umarła.. Taa to dziwne, ale może był w szoku i obawiał się o brata. Gdyby mi wtedy nie przeszkodził, teraz opłakiwał by dwoje.. Nie żałuje, ale jestem ciekawa czy by mnie zabił.. Wreszcie doszłam do domu rodziny Ise, zapukałam do drzwi i z nadzieją czekałam aż ktoś otworzy drzwi. Chciałabym zobaczyć minę Momoko.. Drzwi otworzyła niebiesko-włosa kobieta..
-O mój Boże! Fibi !
-Dzień dobry Maki.
Maki rzuciła mi się na szyję i zaprosiła do środka. Dom się nic się nie zmienił od mojej ostatniej wizyty tutaj. Usiadłam na fotelu, na przeciwko mnie usiadła Maki. Niebiesko włosa kobieta o imieniu Maki była matką Momoko i żoną doktora Ren'a. Tak jak każda matka była panią domu, gotowała, sprzątała i odpoczywała..
-No więc powiedz mi co u ciebie. Momoko nie przestaje o tobie gadać, cały czas cie wspomina. Uwierz mi kocha cię!
-Haha.. A tak właściwie to gdzie jest..
-Poszła z Ren'em do miasta po jakieś składniki na obiad, dziś środa więc gotują razem.
-No tak..
W domu Ise było inaczej niż w zwyczajnym domu, ta rodzina była dla siebie wszystkim.. Dzięki nim czułam się tu jak w domu.. Może to tu w tym mieście powinnam znaleźć swój dom? Tylko że wtedy nie będę mogła widywać się z Elric'ami, mimo wszystko są oni ważną częścią mojego życia.. Po za tym gdybym tu została co by było z Aki?
-Może chcesz się czegoś napić?
-Jasne.. jestem wykończona..
-Nic dziwnego! Zaraz mi tu wszystko opowiesz!
-Tak jest!
Obje się zaśmiałyśmy, gadałyśmy chwile o jakiś błahych rzeczach, gdy do domu weszli Ren i Momoko ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz