środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział 38. Blaszany cyrk


Kiedy wylądowałam na ziemi, moje nogi zatopiły się w śniegu.Poczułam chłód płynący po moich plecach.. Odruchowo się za nie złapałam iwyczułam że kożuch jest rozdarty..
-Koleś! Rozwaliłeś mi jedyne źródło ciepła!
-Zamknij się!
Nagle facet z tym dziwnym automail’em rzucił się w mojąstronę, a jego „maszyna” zaczęła się ruszać. Nie miałam przy sobie nic, czegomogłabym użyć jako obrony.. Odskakiwałam z boku na bok, próbując unikać jegociosów. Zimno powodowało że moje mięśnie nie pracowały jak zazwyczaj. Chłód znowuzaczął rozkładać się po moim ciele.. Moje ręce zaczęły sztywnieć, a w nogachtraciłam czucie.. Musiałam szybko coś wymyślić.
-Uspokój się koleżko.. Wyłącz tą kosiarkę i pogadajmy.
-Ty głupia gówniaro. To cud techniki, M1913-A Crocodile,automail bojowy. A nie jakaś tam kosiarka!
-Daj spokój.. Co się pieklisz? Tak czy siak kiedyś pójdziena złom..
Zanim zdążyłam dokończyć zdanie, facet znowu zaczął się namnie rzucać. Chyba popełniłam błąd, ponieważ mężczyzna napierał na mnie jeszczebardziej wymachując tym krokodylkiem tuż przed moim nosem. Kiedy lądowałam mojalewa noga zaplątała się w kożuch, co skończyło się upadkiem na świeży,przerażająco zimny śnieg. Dotykałam plecami śniegu, a płaszcz leżał tuż nadmoją głową wyglądem przypominając przedłużenie mojego ciała. Tylko moje ręcebyły teraz w ciepłym puchatym płaszczu.. Potrząsnęłam głową, a śnieg zsypał sięz niej jak z jakiejś choinki. Spojrzałam przed siebie,  szczękający automail, podobnie zresztą jakjego właściciel, był coraz bliżej mojej twarzy. Odbiłam się tułowiem, chwytającnogami rękę przeciwnika, tak że wyglądałam jak jakiś koala. Zsunęłam z rąkkożuch i chwytając go swoimi zesztywniałymi palcami wepchnęłam go prosto w automatautomail’a. Urządzenie zaczęło się wieszać, dzięki czemu dało mi czas naucieczkę. Puściłam rękę faceta z uścisku i znowu wylądowałam na ziemi.Mężczyzna próbujący wyciągnąć gruby materiał ze swojej protezy, przestałzwracać na mnie swoją uwagę. Szybko przeczołgałam się pod jego nogami i zanimzdążył się zorientować zasadziłam mu kopa w głowę. Olbrzym runął na ziemie, alekilka sekund później już stał na nogach. Nie miałam najmniejszego zamiaruczekać na jego reakcje, zaraz po uderzeniu rzuciłam się do ucieczki, wiedziałamże bez alchemii nie mam z nim szans. Kiedy uciekałam, na mojej drodze stanęłoczterech uzbrojonych facetów. Cała czwórka celowała w moją stronę, nie miałamnajmniejszych szans na ucieczkę, a nawet jeśli, nie wyszłabym z tego cała. Zdrowyrozsądek wziął górę, nad moją niepohamowaną i nieprzemyślaną jak dotądporywczością. Stanęłam w lekkim rozkroku unosząc ręce w górę. Zanim zdążyłamcokolwiek powiedzieć, wylądowałam na ziemi przyciśnięta do warstwy śniegu. Zakażdym razem kiedy usiłowałam coś wyjaśnić, do moich ust wsypywał się śnieg.
-PUSZCZAJ MNIE TY PRZEROŚNIĘTA MAŁPO!
Zebrałam w sobie całą moją siłę i przekierowałam ją nakrocze automaniaka. Facet runął na kolana jak napalona prostytutka przedklientem. Wskoczyłam na równe nogi i kopałam śniegiem tak, żeby wpadał facetowido nosa i gardła.
-No żryj ten śnieg cieniasie!
-SPOKUJ!
Mój wzrok powędrował w niebo. Dopiero teraz zauważyłamstojącą przede mną wielką żelazną ścianę. Na samej jej szczycie stało ze stużołnierzy celujących w moją stronę..
-Nie dobrze..
Na samym środku stała jakaś blond łajza, która zaczęła siędrzeć...
-Jesteś szpiegiem Drachmy!?
-A wyglądam jak szpieg?!
-Tak!
Mogłam się tego spodziewać..
-Nie jestem żadnym pieprzonym szpiegiem! A teraz złaźcie zdrogi, muszę udowodnić pewnej starej żmij, na co mnie stać!
-Zapomnij! Zastrzelić ją!
-C-Czekaj!
Przeleciałam wzrokiem po żołnierzach, którzy gotowi byli strzelić.
-Nie wiem jak udowodnić, nawet mi się nie chcę.. Ale Jestempewna, że jakoś mogę udowodnić to, że nie jestem z Drachmy.. Nawet nie wiemgdzie to jest..
Szczerze mówiąc nie kłamałam. Wiedziałam że Drachmę iAmestris dzieliły właśnie góry Briggs, no i jeszcze tyle że mamy z nimi jakiśpokojowy pakt czy jakoś tak..
-Wciągnąć ją na górę, Kapitanie Buccaneer!
-Wcią-
Nagle poczułam ból w okolicy głowy i z powrotem runęłam nazimny śnieg. Ostatnią rzeczą jaką zapamiętałam było to, że nijaki Buccaneerzłapał mnie za nogi i uniósł w górę niczym szmacianą lalkę, po czym zarzuciłmoje omdlałe ciało na swoje ramie.
Otworzyłam oczy i poczułam nagły ból.. Chcąc dotknąć swojegokarku uderzyłam się deską w głowę. Cicho jęknęłam po czym szeroko otworzyłamoczy. Na moich rękach znajdowała się jakaś decha, przez którą nie mogłam złożyćrąk. Z jakiej przyczyny mi ją założyli? Przecież nie mogli się domyślić żejestem alchemikiem.
-Obudziłaś się. Nareszcie wszyscy tu na ciebie czekają.
-Doprawdy?
Spojrzałam na kolesia w białym kitlu, który częstował mniekawą.
-Wole czekoladę.
Odpowiedziałam beznamiętnie po czym przypomniała mi się Aki.Uśmiechnęłam się mimowolnie i pokręciłam głową.
-Huh??
Spojrzałam na chłopaka po czym wykonałam ten samcharakterystyczny ruch, na znak że nic mi nie jest. Chyba ma mnie zapsychiczną, w sumie nic dziwnego.. Chodziłam w letnich rzeczach bo górach, ateraz gadam sama do siebie..
-O, Obudziłaś się.
Znowu podniosłam wzrok na kogoś w mundurze. Sami tu faceci ijak ja mam tu wytrzymać? Banda wojskowych patrzyła na mnie, jak na zniewolonezwierzątko w cyrku..
-Jesteś alchemikiem prawda?
-Skąd taki pomysł?
-Takich ludzi łatwo rozpoznać..
-A co jeśli powiem że się mylisz?
Facet patrzył na mnie podejrzliwie, ale nie miałam zamiarumu odpuszczać. Patrzyłam na niego pewnym siebie spojrzeniem, z pół uśmiechem naustach. Po pewnym czasie grupka zebranych zaczęła się wahać, aż w końcuprzerwał nam głośny trzask drzwi. Żołnierze natychmiastowo zasalutowali, aprzed więziennymi kratami ukazała się postać wysokiej, długowłosej blondynki.Kobieta łypała na mnie złowieszczo, bacznie mierząc mnie wzrokiem.
-Czemu siedzę w klatce?
-Jesteś szpiegiem z Drachmy?
-Przecież już mówiłam, że nie.
-Nie wierze ci. Rozstrzelać!
Prawdę mówiąc trochę się przestraszyłam, ale nie na tyleżeby błagać ją o życie. Uśmiechnęłam się w duchu, bo wpadł mi do głowy pewienplan.
-Tylko nie w celi. Nie chcemy przecież mieć w niej śladówkrwi.
-Tak jest!
Do celi wszedł masywny wojskowy, który przypiął łańcuch dodrewna, które okalało moje ręce. Zostałam dosłownie wywleczona z celi, po czymfacet stojący przede mną wycelował we mnie spluwą. Mój plan trochę sięskomplikował, ponieważ muskularny dziad trzymał łańcuch, tak bym się nie ruszała.
-Wybacz.
Kiedy facet nacisnął spust lekko kucnęłam przeciągającosiłka który mnie trzymał w moją stronę. Kula która jeszcze sekundę temu miałaznaleźć się w mojej głowie, trafiła w ramię muskularnego żołnierza. Ból w rękustrawił że facet poluźnił łańcuch, który mnie ograniczał. Zanim podwładni jędzyzdążyli wyciągnąć broń, zdzieliłam ich chmajczącym się koło moich rąkłańcuchem. Za każdym razem zamachiwałam się coraz mocniej, żeby znokautowaćponad piętnastu przeciwników. Jednak sam łańcuch nie wystarczył.. Jeden z nichzłapał mnie za włosy i przyłożył mi spluwę do gardła. Bez namysłu z całej siłystanęłam mu na nodze, z taką siłą że wojskowy zachwiał się, a ja byłam wolna.Nie bacząc na okoliczności postanowiłam wykorzystać wszystkie możliwości jakiemam w walce i zdzieliłam go drewnem w twarz, facet złapał się za nos a ja nieprzestawałam go okładać, w końcu trafiłam go kantem kajdan w okolice karku, poczym runął jak martwy. Rozejrzała się wokoło żeby upewnić się że żaden z nichnie wstanie, po czym zaczęłam szukać czegoś do rozwalenia tego drewnianegogówna. Złapałam jeden z pistoletów leżących na ziemi i prawą ręką wycelowałamnim w zamek drewnianych kajdan. W momencie wystrzału broń odskoczyła mi odręki, a łuska kuli wbiła się w nią jak w masło. Zabolało ale w końcu byłamwolna.. Odetchnęłam z ulgą i odwróciłam się w stronę drzwi. Stał w nich młodyumundurowany chłopak, patrzył na mnie z przerażeniem. Dopiero teraz zdałamsobie strawę że wokół mnie leżą przeciekający krwią mężczyźni, a ja trzymampistolet w ręce. Szybko podniosłam rękę w jego stronę chcąc go zatrzymać iwytłumaczyć, ale to był mój kolejny błąd. Chłopak z krzykiem wybiegł z celimyśląc że chce go zastrzelić, po czym w tej wielkiej puszce rozległ się głośnyalarm. Zabrałam jeszcze jedną spluwę z podłogi i wybiegłam z pomieszczeniaszukając drogi ucieczki. Biegłam przez pusty korytarz co zdawało się trochępodejrzane, kiedy wreszcie dotarłam do wyjścia zza moich pleców rozległy sięstrzały i wycie psów. Kopnęłam drzwi, i o mało co nie zginęłam.. Za drzwiamiczekała już na mnie cały oddział całkiem nieźle uzbrojonych wojskowych. Mojeszanse na wygraną to dwa do stu tysięcy. Ruszyłam w stronę wyjściaewakuacyjnego, ale szybko zdałam sobie sprawę że to kiepski pomysł.. tablondyna nie jest głupia w końcu musi zarządzać tym całym gównem sama i niepozwolić nikomu się stąd wydostać. Musiałam gdzieś stanąć i pozbierać myśli,ale gdzie jak wokół wszyscy do mnie strzelają. Poczuła chłodny powiew powietrzai spojrzałam w górę, jak na zawołanie zauważyłam miejsce mojej drogi dowolności. Z wysiłkiem wlazłam do szybu, po czym zaczęłam czołgać się tak by nierobić za dużo szumu. Przystanęłam na chwilę i zaczęłam zastanawiać się co mogęzrobić. Skoro wyjście było zastawione, mogę być pewna że inne też są. Skorocałe wojsko rozstawione jest po wyjściach to oznacza, że miejsca takie jakszyby wentylacyjne, przejścia zewnętrzne i zbrojownie muszą być mniejchronione. Jednakże nie sądzę by blondyna dowodząca nimi wszystkimi była natyle głupia żeby rozstawić ich wszystkich przy wyjściach. Po za tym nie znamtego miejsca i nie jestem w stanie określić gdzie te wyjścia są, co znaczy żecoś na pewno pominęła. Jednak biorąc pod uwagę to że jest to jakiegoś rodzajufort, nie może mieć stu wyjść, a co za tym idzie jest ich tylko kilka.Zakładając że jest wejście i wyjście, a armia jest dość liczna, w raziezawalenia, czy jakiegokolwiek innego ryzyka nie udałoby się wszystkim uciec, aco za tym idzie muszą być jeszcze z dwa dodatkowe. Za pewne zewnętrzne, byłatwiej było uciec. Mogą być obstawione, albo strzeżone jakimś dziwnymwynalazkiem, albo alarmem.. Jak mam się stad do jasnej cholery wydostać?!Położyłam głowę na zimnej metalowej płytce i westchnęłam. Nie mogę tu długosiedzieć, zaraz się zorientują że chowam się jakimś miejscu dostępnym tylko dlaświrów i zaczną działać. No dalej mózgu zacznij myśleć! Uderzyłam głową tak bywpadło mi coś do głowy, po czym usłyszałam piszczącego szczura.. odchyliłamgłowę w tył i zobaczyłam małego brązowo szarego gryzonia, który biegł wprzeciwną niż leżałam stronę.
-Szczurze jesteś genialny!
Szybko przekręciłam się na brzuch i z powrotem zaczęłam sięczołgać, tym razem wiedziałam gdzie iść.. Kto by pomyślał że szczur będzie moimprzewodnikiem.. Co prawa gryzoń nie był przychylny co do mojego pomysłu,  ale na szczęście zdążyłam przywiązać mu doogona kawałek swojej, już i tak podartej bluzki. Kiedy skończyłam wyrzuciłamszczura z szybu, a ten zaczął w pośpiechu uciekać. Nie musiałam długo czekać napierwsze reakcje. Tak jak przypuszczałam, psy złapały ślad, a głupie imbecylezaczęły za nimi biec. Wyskoczyłam z szybu i pobiegłam w stronę odwrotną dotrasy szczura. Co chwila zatrzymywałam się i rozglądałam czy nikogo nie ma. Jakna razie mój nie do końca dopracowany plan działał, a ja mogłam swobodnieposzukać jakiegoś wyjścia. W gruncie rzeczy tu jest ciepło, jeżeli wyjdę wtakim stroju na zewnątrz, to jestem w dziewięćdziesięciu pięciu procentachpewna, że zginę.. To dopiero pierwszy dzień a ja już mam takie kłopoty..Ruszyłam przed siebie, już miałam skręcać kiedy moim oczom ukazały się drzwi znapisem „skład broni”. Uśmiechnęłam się do siebie i po cichu weszłam dopomieszczenia. Tak jak podejrzewałam pomieszczenie było prawie puste, cała brońjaką posiadali mieli teraz przy sobie. W momencie kiedy przeszukiwałam składzikusłyszałam szmery za drzwiami, co wzbudziło moją podejrzliwość. Nie miałamochoty sprawdzać co się za nimi chowa, bo na pewno to coś nie zaprosi mnie naherbatę i nie poczęstuje ciastkami.. Złapałam się jednej z wiszących półek iwdrapałam się na najwyższą z nich, przytulając się jak najbliżej ściany, bynikt mnie nie zauważył. W momencie kiedy układałam się na platformie, dozbrojowni weszło trzech żołnierzy. Każdy z nich wyposażony był w dwa pistolety,karabin i sporą sakiewkę na mniejszą broń. Zwolniłam oddech by zostaćcałkowicie niewykrywalną, całe szczęście ta grupka nie miała tych wrednychkundli.
-Myślisz że to szpieg?
-Po tym co zrobiła w karcerze i to jak teraz się zachowujęwnioskuje że tak.
-Co ty gadasz, nie wyglądała groźnie..
-No, nawet nie była uzbrojona.
-Myślisz że Drachma wysłałaby do nas uzbrojonego szpiega!?Kompletnie już zdziczałeś?!
-Co racja to racja.. No ale przecież posłała ją w góry, cota dziewczynka mogłaby zrobić bez broni i ciepłych ubrań? Zginęłaby jużpierwszej nocy.
-To tez prawda, temperatury tutaj sięgają nawet -50 nocą, tonie możliwe żeby w takich ubraniach przetrwała długo..
-Jak widać rządzący w Drachmie są surowi i bez zahamowań,sam fakt że wypuszczają do nas dziewczynkę zamiast jakiegoś wyszkolonegożołnierza, świadczy o ich sadyzmie i braku samokontroli..
-Po za tym Pani Armstrong mówiła coś o alchemii..
-To prawda, od razu stwierdziła że jest alchemiczką, chociażnie miała przy sobie żadnego kręgu.
-Dziwna sprawa tak czy siak, musimy ją znaleźć, schwytać izaprowadzić ją do pani generał, a ona już wymyśli co z nią zrobić.
-Może jej nie zabije, szkoda by było takiej ładnej osóbki.
Leżałam tuż nad nimi zastanawiając się czy przypadkiem niezeskoczyć i im nie nawsadzać, ale postanowiłam pozostać w ukryciu. Bezczelnabanda idiotów, wcale nie jestem małą dziewczynką i nie jestem niewinna. Do tegojakiś stary zboczeniec wypomina mi mój wygląd, szczerze mówiąc nie dobrze mi nasamą myśl o tym wszystkim. Kiedy cała trójka przeładowała już broń i zabrałakilka innych dziwacznych rzeczy wyszła zamykając za sobą drzwi. W momenciekiedy usłyszałam trzaśnięcie zamka, wiedziałam już że jestem w czarnejdupie..  Rozłożyłam się na całej półcegłośno wzdychając. Byłam już zmęczona, śpiąca i głodna, do tego nawet jakbymsię stąd wydostała zginęłabym pierwszej nocy..
-Co mam do jasnej cholery zrobić..
Spojrzałam na swoje ręce, rana po kiepskim wystrzale zaczęłaczerwienić się i puchnąć, a to jest zły znak. Usiłując znaleźć coś, żebywydłubać tą łuskę, zeskoczyłam z półki i rozglądałam się po pomieszczeniu.Znalazłam mały scyzoryk, który leżał tuż pode mną na sąsiedniej półce. Wbiłamostrze w zaczerwienione miejsce i przełykając krzyk rozcięłam swoją dłoń wopuchniętym miejscu. Krew spłynęła mi po ręku niczym woda, po czym zaczęłaskapywać mi z łokcia na ziemie. Drżącą ręką grzebałam w dłoni w poszukiwaniutej cholernej łuski, która schowała się między ścięgnami. Musiałam uważać żebynie uszkodzić sobie ręki, przecież i tak miałam małe szanse na przetrwanie wtym mało zabawnym przedstawieniu. Po dłuższej chwili udało mi się wygrzebać toostre gówno, jeden problem z głowy.. Natomiast powstały na jego miejsce dwakolejne. Czym teraz owinę sobie ranę i jak zatamuje krwawienie. Do tego byłamzamknięta w składzie broni, a na dodatek nie miałam się nawet jak ukryć. Mojakrew była na całej podłodze, tylko czekać aż ktoś tu wparuje z psami i oddamnie prosto w ręce śmierci. Mamo w co ty mnie wpakowałaś.. Zaczęłam rozglądaćsię po pomieszczeniu tym razem poszukiwałam czegoś czym mogłabym sobie obwinąćrękę, ale zamiast tego znalazłam zapalniczkę, dwie racę jakiś koc i czterypaczuszki suszonego jedzenia. Wszystko to leżało obok szaro zielonej torby, wszafce na „mniejszą broń”. Ucieszyłam się jak dziecko, ale co mi po tym jeżelisię stąd nie wydostanę.. Znowu powróciła mi wola walki, teraz wiedziałam żeprzetrwam jakoś ta pierwsza noc, a już następnego dnia znajdę sobie coślepszego.. Spakowałam wszystkie znaleziska do owej torby i zarzuciłam ją sobiena plecy. Nie znalazłam nic czym mogłabym zawinąć sobie dłoń dlatego musiałamporatować się swoją koszulką, znowu.. Rana piekła jak cholera, ale wytrzymam tow końcu nie takie rzeczy się przeżyło. Po jakiś trzydziestu minutach szukania,jakiegokolwiek wyjścia, nic nie znalazłam mogłam jedynie pocałować klamkę..Zacisnęłam zęby i z całej siły kopnęłam metalową skrzynkę, która o dziwo byłapusta. Pod wpływem uderzenia skrzynka otworzyła się i lekko przesunęła, dziękiczemu pomogła mi znaleźć moje awaryjne wyjście. Tuż za nią. Była dość spora,lekko odstająca kratka, jak mniemam to coś w rodzaju szybu wentylacyjnego tyleże przy podłodze. Uśmiechnęłam się do siebie i szybko wyjęłam zakrwawionyscyzoryk z lewej kieszonki spodni. Żeby nie narobić za dużego szumu odkręciłamwszystkie cztery śrubki i położyłam kratkę do środka. Wchodząc do szybuprzysunęłam skrzynkę tak by nie widać było którędy się wydostałam, w związku ztym że kratkę włożyłam do szybu, kupiłam sobie trochę czasu. Nie wiem czy tojakaś fala szczęścia, która jest tylko chwilowa, ale postanowiłam jąwykorzystać do końca. Tym razem szłam w kierunku z którego wiało zimnepowietrze. Przeciskanie się miedzy tym brudem i pajęczynami nie było za miłe, asmród jaki panował w szybie był niesamowicie paskudny, mimo to nie poddałam sięszłam ku wolności. Uważałam na każdy swój ruch, by nie narobić za dużo hałasu inie zdradzić swojej pozycji, na szczęście wszystko poszło tak jak to sobiewyobrażałam. Kiedy poczułam jak chłód znowu przeszywa mnie całą, wiedziałam żejestem na miejscu. Doczłapałam się do otworu, który tym razem był tylkozamocowaną i idealnie dopasowaną kładką. Wyjęłam ją delikatnie kładąc jąnaprzeciwko siebie, tak by nie spadła na ziemie. Przysłuchałam się uważnie alenic nie słyszałam, dlatego postawiłam lekko wychylić głowę, tak jak myślałamnikogo nie było. Ześlizgnęłam się na ziemie, upadając przy tym na ręce iplackiem leżąc na cholernie zimnej metalowej płycie. Byłam już na zewnątrz najednym z zewnętrznych korytarzy. Przysunęłam się do ściany, znajdywałam się wpierwszej z trzech przerw między oknami. Lekko wychyliłam głowę by zobaczyć naczym stoję. Niefart chciał bym trafiła akurat w miejsce gdzie przesiadywałapani generał.. Chyba szczęście mnie już opuściło.. Bez namysłu zaczęłam czołgaćsię do krawędzi, tak by dostać się do drabinki, która miała być moją drogą dowolności. Wszystko poszło tak jak chciałam, bezszelestnie przedostałam się nadrabinkę i zaczęłam schodzić na dół, kiedy byłam już przy dolnym piętrze,przestałam zwracać uwagę na wojskowych i szczegóły takie jak psy. Taa,popełniłam kolejny błąd, który mógł mnie sono kosztować, ale jakoś z tegowybrnęłam. W momencie kiedy jedne z żołnierzy mnie zauważył, zdjęłam go zgłówki. Facet bezwładnie opadł na ziemie, a mnie zaczęłam boleć głowa, niebyłam w tym najlepsza. Nie myśleć długo puściłam się drabinki i w kilka sekundznalazłam się na śniegu. Nie myślałam że kiedykolwiek tak ciepło go powitam.Złapałam torbę która zsunęła mi się z rąk i szybko pobiegłam przed siebie. Niewiedziałam gdzie biegnę, ale nie miało to dla mnie większego znaczenia. Biegłamtylko i wyłącznie po to żeby znaleźć się jak najdalej tego blaszanego cyrku.Kiedy już doszczętnie zniknął mi z oczu, zwolniłam tępo i szłam powolnymkrokiem jeszcze przez około godzinę. Zaczęło się robić coraz zimniej, spadektemperatury dało się diametralnie wyczuć. Szukałam jakiegoś schronienia,przecież nie mogłam położyć się spać na samym środku, wystawiając się tym samymna zidentyfikowanie mojego miejsca i narażając się na atak dzikich zwierząt.Odbijając w prawo i zbaczając z mojego dotychczasowe kursu, moim oczom ukazałasię jaskinia. Wyglądała na pokaźną, co jeszcze bardziej mnie zadowoliło. Imdalej od wejścia tym cieplej.  Kiedy jużprzebrnęłam przez śnieg i weszłam do jaskini, rzuciłam torbę na ziemie i westchnęłamz ulgą, wreszcie mogę odpocząć. Zanim zdążyłam nacieszyć się swoją wolnością,wpadłam w kolejne tarapaty.. Za moimi plecami rozległ się przerażający rykbrunatnej bestii. Odwróciłam się powoli w jego stronę i szybko pożałowałam.Niedźwiedź trzasnął mnie łapą, tak że wylądowałam kilka metrów od niego co iraz uderzając głową o twarde podłoże jaskini. Opadłam się na łokciu i złapałamsię za głowę, z której trysnęła krew. Podniosłam wzrok na bestie..
-O nie! TO MOJE!
Zerwałam się na równe nogi i ruszyłam w jego stronę.Niedźwiedź dobierał się do mojej torby, pewnie cwaniak wywąchał plasterkisuszonego mięsa, które podwędziłam ze składzika. Rozpędziłam się wystarczającoby wybić się i obunóż kopnąć przerośniętego futrzaka w pysk. Runęłam na ziemiei łapiąc za torbę wybiegłam z jaskini. Podmuch mroźnego wiatru i padający śniegna chwilę mnie oślepił. Niedźwiedź wyrażając swoje niezadowolenie powalił mniena ziemie, i ponownie zanurzyłam się w śniegu, odskakując jak kaczka puszczonapo wodzie. Tym razem nie polało aż tak bardzo, zauważyłam jednak że śnieg stałsię trochę bardziej kłujący, co zwiastowało obniżenie temperatury. Zerwałam sięna nogi i ponownie rzuciłam się na niedźwiedzia, bestia szarpała mnie co i razłapą, kalecząc moje ramiona i klatkę piersiową. Częste upadki na śnieg kończyłysię zazwyczaj drobnymi zadrapaniami. Było mi zimno i zaczęłam tracić siły..Złapałam torbę koniuszkami palców, ale to było nic w porównaniu do zębówniedźwiedzia. Bestia szarpnęła torbą w lewo tym samym przewalając mnie na lewąstronę i przy ponownym szarpnięciu pyskiem odleciałam na jakieś dobre parę metrów.Chcąc wstać na nogi ostatkami sił poczułam jak śnieg pod moimi nogami się obsuwa,a ja razem z nim. Zagłębiałam ręce w śniegu próbując jakoś utrzymać się wjednym miejscu ale nie miałam szans. Usłyszałam pisk i znowu podniosłam wzrokna bestie, która doszczętnie rozwaliła moją torbę. Ten tępy futrzak przegryzłjedną z flar, która z piskiem wystrzeliła w powietrze, a sekundę później naniebie zabłysnęło różowo – czerwone światło. Poczułam że grunt pod moimi nogamicałkowicie się zapadł, a ja wiszę na krawędzi przepaści. To koniec, mimo moichusilnych prób i walki o życie, byłam zbyt słaba i przemarznięta. Czułam jakpowoli zsuwam się z krawędzi, aż w końcu zimny podmuch powietrza uderzającymoje plecy, zwiastował mój koniec. Uśmiechnęłam się do siebie, a moje oczyostatni raz wypuściły dwie słone krople. Zanim uderzyłam o ziemie, pomyślałam orodzinie i przyjaciołach.
-Przepraszam was, znowu zawiodłam. Próbowałam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz