Kiedy wylądowałam na ziemi, moje nogi zatopiły się w
śniegu.Poczułam chłód płynący po moich plecach.. Odruchowo się za nie złapałam
iwyczułam że kożuch jest rozdarty..
-Koleś! Rozwaliłeś mi jedyne źródło ciepła!
-Zamknij się!
Nagle facet z tym dziwnym automail’em rzucił się w
mojąstronę, a jego „maszyna” zaczęła się ruszać. Nie miałam przy sobie nic,
czegomogłabym użyć jako obrony.. Odskakiwałam z boku na bok, próbując unikać
jegociosów. Zimno powodowało że moje mięśnie nie pracowały jak zazwyczaj. Chłód
znowuzaczął rozkładać się po moim ciele.. Moje ręce zaczęły sztywnieć, a w
nogachtraciłam czucie.. Musiałam szybko coś wymyślić.
-Uspokój się koleżko.. Wyłącz tą kosiarkę i pogadajmy.
-Ty głupia gówniaro. To cud techniki, M1913-A
Crocodile,automail bojowy. A nie jakaś tam kosiarka!
-Daj spokój.. Co się pieklisz? Tak czy siak kiedyś pójdziena
złom..
Zanim zdążyłam dokończyć zdanie, facet znowu zaczął się
namnie rzucać. Chyba popełniłam błąd, ponieważ mężczyzna napierał na mnie
jeszczebardziej wymachując tym krokodylkiem tuż przed moim nosem. Kiedy
lądowałam mojalewa noga zaplątała się w kożuch, co skończyło się upadkiem na
świeży,przerażająco zimny śnieg. Dotykałam plecami śniegu, a płaszcz leżał tuż
nadmoją głową wyglądem przypominając przedłużenie mojego ciała. Tylko moje
ręcebyły teraz w ciepłym puchatym płaszczu.. Potrząsnęłam głową, a śnieg zsypał
sięz niej jak z jakiejś choinki. Spojrzałam przed siebie, szczękający automail, podobnie zresztą
jakjego właściciel, był coraz bliżej mojej twarzy. Odbiłam się tułowiem,
chwytającnogami rękę przeciwnika, tak że wyglądałam jak jakiś koala. Zsunęłam z
rąkkożuch i chwytając go swoimi zesztywniałymi palcami wepchnęłam go prosto w
automatautomail’a. Urządzenie zaczęło się wieszać, dzięki czemu dało mi czas
naucieczkę. Puściłam rękę faceta z uścisku i znowu wylądowałam na
ziemi.Mężczyzna próbujący wyciągnąć gruby materiał ze swojej protezy,
przestałzwracać na mnie swoją uwagę. Szybko przeczołgałam się pod jego nogami i
zanimzdążył się zorientować zasadziłam mu kopa w głowę. Olbrzym runął na
ziemie, alekilka sekund później już stał na nogach. Nie miałam najmniejszego
zamiaruczekać na jego reakcje, zaraz po uderzeniu rzuciłam się do ucieczki,
wiedziałamże bez alchemii nie mam z nim szans. Kiedy uciekałam, na mojej drodze
stanęłoczterech uzbrojonych facetów. Cała czwórka celowała w moją stronę, nie
miałamnajmniejszych szans na ucieczkę, a nawet jeśli, nie wyszłabym z tego
cała. Zdrowyrozsądek wziął górę, nad moją niepohamowaną i nieprzemyślaną jak
dotądporywczością. Stanęłam w lekkim rozkroku unosząc ręce w górę. Zanim
zdążyłamcokolwiek powiedzieć, wylądowałam na ziemi przyciśnięta do warstwy
śniegu. Zakażdym razem kiedy usiłowałam coś wyjaśnić, do moich ust wsypywał się
śnieg.
-PUSZCZAJ MNIE TY PRZEROŚNIĘTA MAŁPO!
Zebrałam w sobie całą moją siłę i przekierowałam ją nakrocze
automaniaka. Facet runął na kolana jak napalona prostytutka przedklientem.
Wskoczyłam na równe nogi i kopałam śniegiem tak, żeby wpadał facetowido nosa i
gardła.
-No żryj ten śnieg cieniasie!
-SPOKUJ!
Mój wzrok powędrował w niebo. Dopiero teraz
zauważyłamstojącą przede mną wielką żelazną ścianę. Na samej jej szczycie stało
ze stużołnierzy celujących w moją stronę..
-Nie dobrze..
Na samym środku stała jakaś blond łajza, która zaczęła
siędrzeć...
-Jesteś szpiegiem Drachmy!?
-A wyglądam jak szpieg?!
-Tak!
Mogłam się tego spodziewać..
-Nie jestem żadnym pieprzonym szpiegiem! A teraz złaźcie
zdrogi, muszę udowodnić pewnej starej żmij, na co mnie stać!
-Zapomnij! Zastrzelić ją!
-C-Czekaj!
Przeleciałam wzrokiem po żołnierzach, którzy gotowi byli
strzelić.
-Nie wiem jak udowodnić, nawet mi się nie chcę.. Ale
Jestempewna, że jakoś mogę udowodnić to, że nie jestem z Drachmy.. Nawet nie
wiemgdzie to jest..
Szczerze mówiąc nie kłamałam. Wiedziałam że Drachmę iAmestris
dzieliły właśnie góry Briggs, no i jeszcze tyle że mamy z nimi jakiśpokojowy
pakt czy jakoś tak..
-Wciągnąć ją na górę, Kapitanie Buccaneer!
-Wcią-
Nagle poczułam ból w okolicy głowy i z powrotem runęłam
nazimny śnieg. Ostatnią rzeczą jaką zapamiętałam było to, że nijaki
Buccaneerzłapał mnie za nogi i uniósł w górę niczym szmacianą lalkę, po czym
zarzuciłmoje omdlałe ciało na swoje ramie.
Otworzyłam oczy i poczułam nagły ból.. Chcąc dotknąć
swojegokarku uderzyłam się deską w głowę. Cicho jęknęłam po czym szeroko
otworzyłamoczy. Na moich rękach znajdowała się jakaś decha, przez którą nie
mogłam złożyćrąk. Z jakiej przyczyny mi ją założyli? Przecież nie mogli się
domyślić żejestem alchemikiem.
-Obudziłaś się. Nareszcie wszyscy tu na ciebie czekają.
-Doprawdy?
Spojrzałam na kolesia w białym kitlu, który częstował
mniekawą.
-Wole czekoladę.
Odpowiedziałam beznamiętnie po czym przypomniała mi się
Aki.Uśmiechnęłam się mimowolnie i pokręciłam głową.
-Huh??
Spojrzałam na chłopaka po czym wykonałam ten
samcharakterystyczny ruch, na znak że nic mi nie jest. Chyba ma mnie
zapsychiczną, w sumie nic dziwnego.. Chodziłam w letnich rzeczach bo górach,
ateraz gadam sama do siebie..
-O, Obudziłaś się.
Znowu podniosłam wzrok na kogoś w mundurze. Sami tu faceci
ijak ja mam tu wytrzymać? Banda wojskowych patrzyła na mnie, jak na
zniewolonezwierzątko w cyrku..
-Jesteś alchemikiem prawda?
-Skąd taki pomysł?
-Takich ludzi łatwo rozpoznać..
-A co jeśli powiem że się mylisz?
Facet patrzył na mnie podejrzliwie, ale nie miałam zamiarumu
odpuszczać. Patrzyłam na niego pewnym siebie spojrzeniem, z pół uśmiechem
naustach. Po pewnym czasie grupka zebranych zaczęła się wahać, aż w końcuprzerwał
nam głośny trzask drzwi. Żołnierze natychmiastowo zasalutowali, aprzed
więziennymi kratami ukazała się postać wysokiej, długowłosej blondynki.Kobieta
łypała na mnie złowieszczo, bacznie mierząc mnie wzrokiem.
-Czemu siedzę w klatce?
-Jesteś szpiegiem z Drachmy?
-Przecież już mówiłam, że nie.
-Nie wierze ci. Rozstrzelać!
Prawdę mówiąc trochę się przestraszyłam, ale nie na tyleżeby
błagać ją o życie. Uśmiechnęłam się w duchu, bo wpadł mi do głowy pewienplan.
-Tylko nie w celi. Nie chcemy przecież mieć w niej
śladówkrwi.
-Tak jest!
Do celi wszedł masywny wojskowy, który przypiął łańcuch
dodrewna, które okalało moje ręce. Zostałam dosłownie wywleczona z celi, po
czymfacet stojący przede mną wycelował we mnie spluwą. Mój plan trochę
sięskomplikował, ponieważ muskularny dziad trzymał łańcuch, tak bym się nie
ruszała.
-Wybacz.
Kiedy facet nacisnął spust lekko kucnęłam przeciągającosiłka
który mnie trzymał w moją stronę. Kula która jeszcze sekundę temu miałaznaleźć
się w mojej głowie, trafiła w ramię muskularnego żołnierza. Ból w rękustrawił
że facet poluźnił łańcuch, który mnie ograniczał. Zanim podwładni jędzyzdążyli
wyciągnąć broń, zdzieliłam ich chmajczącym się koło moich rąkłańcuchem. Za
każdym razem zamachiwałam się coraz mocniej, żeby znokautowaćponad piętnastu
przeciwników. Jednak sam łańcuch nie wystarczył.. Jeden z nichzłapał mnie za
włosy i przyłożył mi spluwę do gardła. Bez namysłu z całej siłystanęłam mu na
nodze, z taką siłą że wojskowy zachwiał się, a ja byłam wolna.Nie bacząc na
okoliczności postanowiłam wykorzystać wszystkie możliwości jakiemam w walce i
zdzieliłam go drewnem w twarz, facet złapał się za nos a ja nieprzestawałam go
okładać, w końcu trafiłam go kantem kajdan w okolice karku, poczym runął jak
martwy. Rozejrzała się wokoło żeby upewnić się że żaden z nichnie wstanie, po
czym zaczęłam szukać czegoś do rozwalenia tego drewnianegogówna. Złapałam jeden
z pistoletów leżących na ziemi i prawą ręką wycelowałamnim w zamek drewnianych
kajdan. W momencie wystrzału broń odskoczyła mi odręki, a łuska kuli wbiła się
w nią jak w masło. Zabolało ale w końcu byłamwolna.. Odetchnęłam z ulgą i
odwróciłam się w stronę drzwi. Stał w nich młodyumundurowany chłopak, patrzył
na mnie z przerażeniem. Dopiero teraz zdałamsobie strawę że wokół mnie leżą
przeciekający krwią mężczyźni, a ja trzymampistolet w ręce. Szybko podniosłam
rękę w jego stronę chcąc go zatrzymać iwytłumaczyć, ale to był mój kolejny
błąd. Chłopak z krzykiem wybiegł z celimyśląc że chce go zastrzelić, po czym w
tej wielkiej puszce rozległ się głośnyalarm. Zabrałam jeszcze jedną spluwę z
podłogi i wybiegłam z pomieszczeniaszukając drogi ucieczki. Biegłam przez pusty
korytarz co zdawało się trochępodejrzane, kiedy wreszcie dotarłam do wyjścia
zza moich pleców rozległy sięstrzały i wycie psów. Kopnęłam drzwi, i o mało co
nie zginęłam.. Za drzwiamiczekała już na mnie cały oddział całkiem nieźle
uzbrojonych wojskowych. Mojeszanse na wygraną to dwa do stu tysięcy. Ruszyłam w
stronę wyjściaewakuacyjnego, ale szybko zdałam sobie sprawę że to kiepski pomysł..
tablondyna nie jest głupia w końcu musi zarządzać tym całym gównem sama i
niepozwolić nikomu się stąd wydostać. Musiałam gdzieś stanąć i pozbierać
myśli,ale gdzie jak wokół wszyscy do mnie strzelają. Poczuła chłodny powiew
powietrzai spojrzałam w górę, jak na zawołanie zauważyłam miejsce mojej drogi
dowolności. Z wysiłkiem wlazłam do szybu, po czym zaczęłam czołgać się tak by
nierobić za dużo szumu. Przystanęłam na chwilę i zaczęłam zastanawiać się co
mogęzrobić. Skoro wyjście było zastawione, mogę być pewna że inne też są.
Skorocałe wojsko rozstawione jest po wyjściach to oznacza, że miejsca takie
jakszyby wentylacyjne, przejścia zewnętrzne i zbrojownie muszą być
mniejchronione. Jednakże nie sądzę by blondyna dowodząca nimi wszystkimi była
natyle głupia żeby rozstawić ich wszystkich przy wyjściach. Po za tym nie
znamtego miejsca i nie jestem w stanie określić gdzie te wyjścia są, co znaczy
żecoś na pewno pominęła. Jednak biorąc pod uwagę to że jest to jakiegoś
rodzajufort, nie może mieć stu wyjść, a co za tym idzie jest ich tylko
kilka.Zakładając że jest wejście i wyjście, a armia jest dość liczna, w
raziezawalenia, czy jakiegokolwiek innego ryzyka nie udałoby się wszystkim
uciec, aco za tym idzie muszą być jeszcze z dwa dodatkowe. Za pewne zewnętrzne,
byłatwiej było uciec. Mogą być obstawione, albo strzeżone jakimś
dziwnymwynalazkiem, albo alarmem.. Jak mam się stad do jasnej cholery
wydostać?!Położyłam głowę na zimnej metalowej płytce i westchnęłam. Nie mogę tu
długosiedzieć, zaraz się zorientują że chowam się jakimś miejscu dostępnym
tylko dlaświrów i zaczną działać. No dalej mózgu zacznij myśleć! Uderzyłam
głową tak bywpadło mi coś do głowy, po czym usłyszałam piszczącego szczura..
odchyliłamgłowę w tył i zobaczyłam małego brązowo szarego gryzonia, który biegł
wprzeciwną niż leżałam stronę.
-Szczurze jesteś genialny!
Szybko przekręciłam się na brzuch i z powrotem zaczęłam
sięczołgać, tym razem wiedziałam gdzie iść.. Kto by pomyślał że szczur będzie
moimprzewodnikiem.. Co prawa gryzoń nie był przychylny co do mojego
pomysłu, ale na szczęście zdążyłam
przywiązać mu doogona kawałek swojej, już i tak podartej bluzki. Kiedy
skończyłam wyrzuciłamszczura z szybu, a ten zaczął w pośpiechu uciekać. Nie
musiałam długo czekać napierwsze reakcje. Tak jak przypuszczałam, psy złapały
ślad, a głupie imbecylezaczęły za nimi biec. Wyskoczyłam z szybu i pobiegłam w
stronę odwrotną dotrasy szczura. Co chwila zatrzymywałam się i rozglądałam czy
nikogo nie ma. Jakna razie mój nie do końca dopracowany plan działał, a ja mogłam
swobodnieposzukać jakiegoś wyjścia. W gruncie rzeczy tu jest ciepło, jeżeli
wyjdę wtakim stroju na zewnątrz, to jestem w dziewięćdziesięciu pięciu
procentachpewna, że zginę.. To dopiero pierwszy dzień a ja już mam takie
kłopoty..Ruszyłam przed siebie, już miałam skręcać kiedy moim oczom ukazały się
drzwi znapisem „skład broni”. Uśmiechnęłam się do siebie i po cichu weszłam
dopomieszczenia. Tak jak podejrzewałam pomieszczenie było prawie puste, cała
brońjaką posiadali mieli teraz przy sobie. W momencie kiedy przeszukiwałam
składzikusłyszałam szmery za drzwiami, co wzbudziło moją podejrzliwość. Nie
miałamochoty sprawdzać co się za nimi chowa, bo na pewno to coś nie zaprosi
mnie naherbatę i nie poczęstuje ciastkami.. Złapałam się jednej z wiszących
półek iwdrapałam się na najwyższą z nich, przytulając się jak najbliżej ściany,
bynikt mnie nie zauważył. W momencie kiedy układałam się na platformie,
dozbrojowni weszło trzech żołnierzy. Każdy z nich wyposażony był w dwa
pistolety,karabin i sporą sakiewkę na mniejszą broń. Zwolniłam oddech by
zostaćcałkowicie niewykrywalną, całe szczęście ta grupka nie miała tych
wrednychkundli.
-Myślisz że to szpieg?
-Po tym co zrobiła w karcerze i to jak teraz się
zachowujęwnioskuje że tak.
-Co ty gadasz, nie wyglądała groźnie..
-No, nawet nie była uzbrojona.
-Myślisz że Drachma wysłałaby do nas uzbrojonego
szpiega!?Kompletnie już zdziczałeś?!
-Co racja to racja.. No ale przecież posłała ją w góry, cota
dziewczynka mogłaby zrobić bez broni i ciepłych ubrań? Zginęłaby jużpierwszej
nocy.
-To tez prawda, temperatury tutaj sięgają nawet -50 nocą,
tonie możliwe żeby w takich ubraniach przetrwała długo..
-Jak widać rządzący w Drachmie są surowi i bez zahamowań,sam
fakt że wypuszczają do nas dziewczynkę zamiast jakiegoś wyszkolonegożołnierza,
świadczy o ich sadyzmie i braku samokontroli..
-Po za tym Pani Armstrong mówiła coś o alchemii..
-To prawda, od razu stwierdziła że jest alchemiczką,
chociażnie miała przy sobie żadnego kręgu.
-Dziwna sprawa tak czy siak, musimy ją znaleźć, schwytać
izaprowadzić ją do pani generał, a ona już wymyśli co z nią zrobić.
-Może jej nie zabije, szkoda by było takiej ładnej osóbki.
Leżałam tuż nad nimi zastanawiając się czy przypadkiem
niezeskoczyć i im nie nawsadzać, ale postanowiłam pozostać w ukryciu.
Bezczelnabanda idiotów, wcale nie jestem małą dziewczynką i nie jestem
niewinna. Do tegojakiś stary zboczeniec wypomina mi mój wygląd, szczerze mówiąc
nie dobrze mi nasamą myśl o tym wszystkim. Kiedy cała trójka przeładowała już
broń i zabrałakilka innych dziwacznych rzeczy wyszła zamykając za sobą drzwi. W
momenciekiedy usłyszałam trzaśnięcie zamka, wiedziałam już że jestem w
czarnejdupie.. Rozłożyłam się na całej
półcegłośno wzdychając. Byłam już zmęczona, śpiąca i głodna, do tego nawet
jakbymsię stąd wydostała zginęłabym pierwszej nocy..
-Co mam do jasnej cholery zrobić..
Spojrzałam na swoje ręce, rana po kiepskim wystrzale
zaczęłaczerwienić się i puchnąć, a to jest zły znak. Usiłując znaleźć coś,
żebywydłubać tą łuskę, zeskoczyłam z półki i rozglądałam się po
pomieszczeniu.Znalazłam mały scyzoryk, który leżał tuż pode mną na sąsiedniej
półce. Wbiłamostrze w zaczerwienione miejsce i przełykając krzyk rozcięłam
swoją dłoń wopuchniętym miejscu. Krew spłynęła mi po ręku niczym woda, po czym
zaczęłaskapywać mi z łokcia na ziemie. Drżącą ręką grzebałam w dłoni w
poszukiwaniutej cholernej łuski, która schowała się między ścięgnami. Musiałam
uważać żebynie uszkodzić sobie ręki, przecież i tak miałam małe szanse na
przetrwanie wtym mało zabawnym przedstawieniu. Po dłuższej chwili udało mi się
wygrzebać toostre gówno, jeden problem z głowy.. Natomiast powstały na jego
miejsce dwakolejne. Czym teraz owinę sobie ranę i jak zatamuje krwawienie. Do
tego byłamzamknięta w składzie broni, a na dodatek nie miałam się nawet jak
ukryć. Mojakrew była na całej podłodze, tylko czekać aż ktoś tu wparuje z psami
i oddamnie prosto w ręce śmierci. Mamo w co ty mnie wpakowałaś.. Zaczęłam
rozglądaćsię po pomieszczeniu tym razem poszukiwałam czegoś czym mogłabym sobie
obwinąćrękę, ale zamiast tego znalazłam zapalniczkę, dwie racę jakiś koc i
czterypaczuszki suszonego jedzenia. Wszystko to leżało obok szaro zielonej
torby, wszafce na „mniejszą broń”. Ucieszyłam się jak dziecko, ale co mi po tym
jeżelisię stąd nie wydostanę.. Znowu powróciła mi wola walki, teraz wiedziałam
żeprzetrwam jakoś ta pierwsza noc, a już następnego dnia znajdę sobie
coślepszego.. Spakowałam wszystkie znaleziska do owej torby i zarzuciłam ją
sobiena plecy. Nie znalazłam nic czym mogłabym zawinąć sobie dłoń dlatego
musiałamporatować się swoją koszulką, znowu.. Rana piekła jak cholera, ale
wytrzymam tow końcu nie takie rzeczy się przeżyło. Po jakiś trzydziestu
minutach szukania,jakiegokolwiek wyjścia, nic nie znalazłam mogłam jedynie pocałować
klamkę..Zacisnęłam zęby i z całej siły kopnęłam metalową skrzynkę, która o
dziwo byłapusta. Pod wpływem uderzenia skrzynka otworzyła się i lekko
przesunęła, dziękiczemu pomogła mi znaleźć moje awaryjne wyjście. Tuż za nią.
Była dość spora,lekko odstająca kratka, jak mniemam to coś w rodzaju szybu
wentylacyjnego tyleże przy podłodze. Uśmiechnęłam się do siebie i szybko
wyjęłam zakrwawionyscyzoryk z lewej kieszonki spodni. Żeby nie narobić za
dużego szumu odkręciłamwszystkie cztery śrubki i położyłam kratkę do środka.
Wchodząc do szybuprzysunęłam skrzynkę tak by nie widać było którędy się
wydostałam, w związku ztym że kratkę włożyłam do szybu, kupiłam sobie trochę
czasu. Nie wiem czy tojakaś fala szczęścia, która jest tylko chwilowa, ale
postanowiłam jąwykorzystać do końca. Tym razem szłam w kierunku z którego wiało
zimnepowietrze. Przeciskanie się miedzy tym brudem i pajęczynami nie było za
miłe, asmród jaki panował w szybie był niesamowicie paskudny, mimo to nie
poddałam sięszłam ku wolności. Uważałam na każdy swój ruch, by nie narobić za
dużo hałasu inie zdradzić swojej pozycji, na szczęście wszystko poszło tak jak
to sobiewyobrażałam. Kiedy poczułam jak chłód znowu przeszywa mnie całą,
wiedziałam żejestem na miejscu. Doczłapałam się do otworu, który tym razem był
tylkozamocowaną i idealnie dopasowaną kładką. Wyjęłam ją delikatnie kładąc
jąnaprzeciwko siebie, tak by nie spadła na ziemie. Przysłuchałam się uważnie
alenic nie słyszałam, dlatego postawiłam lekko wychylić głowę, tak jak
myślałamnikogo nie było. Ześlizgnęłam się na ziemie, upadając przy tym na ręce
iplackiem leżąc na cholernie zimnej metalowej płycie. Byłam już na zewnątrz
najednym z zewnętrznych korytarzy. Przysunęłam się do ściany, znajdywałam się
wpierwszej z trzech przerw między oknami. Lekko wychyliłam głowę by zobaczyć
naczym stoję. Niefart chciał bym trafiła akurat w miejsce gdzie
przesiadywałapani generał.. Chyba szczęście mnie już opuściło.. Bez namysłu
zaczęłam czołgaćsię do krawędzi, tak by dostać się do drabinki, która miała być
moją drogą dowolności. Wszystko poszło tak jak chciałam, bezszelestnie
przedostałam się nadrabinkę i zaczęłam schodzić na dół, kiedy byłam już przy
dolnym piętrze,przestałam zwracać uwagę na wojskowych i szczegóły takie jak
psy. Taa,popełniłam kolejny błąd, który mógł mnie sono kosztować, ale jakoś z
tegowybrnęłam. W momencie kiedy jedne z żołnierzy mnie zauważył, zdjęłam go
zgłówki. Facet bezwładnie opadł na ziemie, a mnie zaczęłam boleć głowa,
niebyłam w tym najlepsza. Nie myśleć długo puściłam się drabinki i w kilka
sekundznalazłam się na śniegu. Nie myślałam że kiedykolwiek tak ciepło go
powitam.Złapałam torbę która zsunęła mi się z rąk i szybko pobiegłam przed
siebie. Niewiedziałam gdzie biegnę, ale nie miało to dla mnie większego
znaczenia. Biegłamtylko i wyłącznie po to żeby znaleźć się jak najdalej tego
blaszanego cyrku.Kiedy już doszczętnie zniknął mi z oczu, zwolniłam tępo i
szłam powolnymkrokiem jeszcze przez około godzinę. Zaczęło się robić coraz
zimniej, spadektemperatury dało się diametralnie wyczuć. Szukałam jakiegoś
schronienia,przecież nie mogłam położyć się spać na samym środku, wystawiając
się tym samymna zidentyfikowanie mojego miejsca i narażając się na atak dzikich
zwierząt.Odbijając w prawo i zbaczając z mojego dotychczasowe kursu, moim oczom
ukazałasię jaskinia. Wyglądała na pokaźną, co jeszcze bardziej mnie zadowoliło.
Imdalej od wejścia tym cieplej. Kiedy
jużprzebrnęłam przez śnieg i weszłam do jaskini, rzuciłam torbę na ziemie i
westchnęłamz ulgą, wreszcie mogę odpocząć. Zanim zdążyłam nacieszyć się swoją
wolnością,wpadłam w kolejne tarapaty.. Za moimi plecami rozległ się
przerażający rykbrunatnej bestii. Odwróciłam się powoli w jego stronę i szybko
pożałowałam.Niedźwiedź trzasnął mnie łapą, tak że wylądowałam kilka metrów od
niego co iraz uderzając głową o twarde podłoże jaskini. Opadłam się na łokciu i
złapałamsię za głowę, z której trysnęła krew. Podniosłam wzrok na bestie..
-O nie! TO MOJE!
Zerwałam się na równe nogi i ruszyłam w jego
stronę.Niedźwiedź dobierał się do mojej torby, pewnie cwaniak wywąchał
plasterkisuszonego mięsa, które podwędziłam ze składzika. Rozpędziłam się
wystarczającoby wybić się i obunóż kopnąć przerośniętego futrzaka w pysk.
Runęłam na ziemiei łapiąc za torbę wybiegłam z jaskini. Podmuch mroźnego wiatru
i padający śniegna chwilę mnie oślepił. Niedźwiedź wyrażając swoje
niezadowolenie powalił mniena ziemie, i ponownie zanurzyłam się w śniegu,
odskakując jak kaczka puszczonapo wodzie. Tym razem nie polało aż tak bardzo,
zauważyłam jednak że śnieg stałsię trochę bardziej kłujący, co zwiastowało
obniżenie temperatury. Zerwałam sięna nogi i ponownie rzuciłam się na
niedźwiedzia, bestia szarpała mnie co i razłapą, kalecząc moje ramiona i klatkę
piersiową. Częste upadki na śnieg kończyłysię zazwyczaj drobnymi zadrapaniami.
Było mi zimno i zaczęłam tracić siły..Złapałam torbę koniuszkami palców, ale to
było nic w porównaniu do zębówniedźwiedzia. Bestia szarpnęła torbą w lewo tym
samym przewalając mnie na lewąstronę i przy ponownym szarpnięciu pyskiem
odleciałam na jakieś dobre parę metrów.Chcąc wstać na nogi ostatkami sił
poczułam jak śnieg pod moimi nogami się obsuwa,a ja razem z nim. Zagłębiałam
ręce w śniegu próbując jakoś utrzymać się wjednym miejscu ale nie miałam szans.
Usłyszałam pisk i znowu podniosłam wzrokna bestie, która doszczętnie rozwaliła
moją torbę. Ten tępy futrzak przegryzłjedną z flar, która z piskiem wystrzeliła
w powietrze, a sekundę później naniebie zabłysnęło różowo – czerwone światło.
Poczułam że grunt pod moimi nogamicałkowicie się zapadł, a ja wiszę na krawędzi
przepaści. To koniec, mimo moichusilnych prób i walki o życie, byłam zbyt słaba
i przemarznięta. Czułam jakpowoli zsuwam się z krawędzi, aż w końcu zimny
podmuch powietrza uderzającymoje plecy, zwiastował mój koniec. Uśmiechnęłam się
do siebie, a moje oczyostatni raz wypuściły dwie słone krople. Zanim uderzyłam
o ziemie, pomyślałam orodzinie i przyjaciołach.
-Przepraszam was, znowu zawiodłam. Próbowałam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz