środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział 29. Chłód


Całą drogę do hangarów Eric mówił coś o naznaczeniu nowego rekruta.. Może było to i ciekawe, ale moje myśli pływały po morzu wspomnień zwanych Edward.. Próbowałam przywołać do siebie jakieś miłe wspomnienia związane z nim, ale żadnego nie znalazłam. Nigdy nie podziękował, nigdy nie przeprosił, nigdy nie powiedział żadnego dobrego słowa.. Za to w pamięć wbiły się wszystkie jego obelgi i skargi.. dlaczego? Dlaczego po kilku latach, które z nim spędziłam, nigdy mnie nie pochwali, chociażby powiedział coś miłego o włosach, czy tym jak fajnie siedzę.. cokolwiek.. Po kłótniach nigdy nie przepraszał, po pomocy jaką mu udzieliłam, nigdy nie podziękował. Nic.. zero. Coraz bardziej zaczęłam myśleć że jestem zdesperowana i boje się od niego odejść, bo wiem że znowu zostanę sama.. Sama ze swoimi nieprzyjemnymi wspomnieniami i beznadzieją.. On rozumie mnie bez słów, wiem że mogę na nim polegać, ale coś mnie hamuje. Zaczynam poważnie się zastanawiać, czy moja "miłość" nie była tylko przelotnym zauroczeniem.. Moje serce nie reagowało już w ten sam sposób, jak przedtem.. Teraz wydawało się być obojętne i znudzone. Mimo tego wszystkiego, tego że nigdy nikt nie dziękuje, nie przeprasza i nie docenia, nie chce się z nimi rozstawać.. ale to jest jedyne wyjście. W momencie moich przenosin do dywizjonu S, złamałam obietnice daną Al'owi.. Powinien to zrozumieć, trudno dotrzymać słowa, gdy jest ono tak poważne.. Aki obiecała mi że się nie narazi i w razie niebezpieczeństwa ucieknie nie patrząc co będzie ze mną.. Obiecała że przeżyje mnie i jeszcze będzie wychowywała wnuki swoich wnuków.. Obiecała mi, że nie będę widziała jej śmierci, nie będę wdziała jak kona.. Obietnice co? Moja nie była aż tak poważna, ale wiem że mimo wszystko zranię go do samych granic. Wiem że już nigdy mi nie zaufa, nie uwierzy i nigdy się do mnie nie odezwie. Zawsze będzie patrzył na mnie z pogardą i żałością. Wiem że mnie znienawidzi, ale nie mogę pozwolić na to żeby zginął. Nie chce żeby ktoś tak młody ginął na moich oczach. Znowu.. Nie pozwolę na to nigdy więcej! Błądziłam myślami, szukając jakiegoś pretekstu, który pomógł by mi znowu zająć miejsce w armii Mustanga.. Jedna myśl biła się z drugą. Moja głowa wydawała się strasznie ciężka.. Wszystko co do tej pory widziałam, poznałam.. dosłownie wszystkie wspomnienia i fakty krążyły po mojej głowie, jak sępy nad resztami padliny. Dlaczego bałam się spotkania, które miało za chwile nastąpić.. Dlaczego nie potrafię stawiać czoła tak prostym zadaniom? Wzięłam głęboki oddech, dopiero teraz poczułam na sobie wzrok Erica. Jego miodowe oczy zawieszone były na mnie, jak lampki na świątecznych drzewkach. Był olśniewający, przystojny, utalentowany, zabawny, inteligentny, błyskotliwy, wierny, posłuszny.. I mogłabym wymieniać tak w nieskończoność.. Wydawałoby się że jest ideałem, ale wiem że to niemożliwe.. nie ma kogoś takiego. Patrzył na mnie przez chwile, po czym lekko się uśmiechnął. Ten uśmiech jak rumianek, koił moje nerwy i niepewność. Z Eric'kiem wszystko wydawało się takie proste i przyjemne. Przekręciłam głowę i lekko się uśmiechnęłam, wtedy on nagle stanął.
-Coś się stało?
-Nie.. To znaczy tak..
-Więc? O co chodzi?
-Ja..
Pokręcił lekko głową i nerwowo podskoczył w moją stronę. Swoimi przyjemnie chłodnymi rękami, ujął moją twarz, po czym powoli wpatrując mi się w oczy, przyłożył swoje miękkie wargi do moich. Chciałam odepchnąć go od siebie i skopać mu dupę, ale nie mogłam.. Nie potrafiłam się mu oprzeć. Kiedy tak mnie całował czułam przyjemne ciepło i mrowienie w brzuchu.. Kiedy mnie trzymał, lekko przyciskając do siebie, mój umysł wyłączył się, a ja zaczęłam odwzajemniać pocałunek. Pragnęłam by ta chwila nigdy się nie skończyła.. Pocałunek z niewinnego, stał się bardzo namiętny. Było w nim więcej uczucia, niż kiedykolwiek czułam.. Eric w bardzo delikatny sposób, oderwał swoje ciepłe, miękkie wargi od moich i spojrzał mi głęboko w oczy. W tej chwili, byłam zdolna oddać mu wszystko..
-.. chyba się zakochałem..
-Nie.. to twoje zboczenie ewoluowało na wyższy poziom..
-Jeżeli tak, to niech ewoluuje dalej..
-Pomogę mu.
Dopiero po minucie zorientowałam się, że Noah, ta wredna, mała cyganka, nas obserwuje. Jej oczy były szeroko otwarte, a szczęka opuszczona do granic możliwości. Nie wiedziałam co mam robić, serce waliło mi jak oszalałe. Nie wiem czy to przez ten pocałunek, czy przez widok znajomej, znienawidzonej twarzy. Kiedy Noah, doszła do siebie i zauważyła, że na nią patrze, pokręciła głową i szybkim krokiem, poszła w stronę hangarów. Dwie minuty później, ja i Eric wznowiliśmy swoją podróż. Byłam coraz bliżej, wzroku moich dawnych towarzyszy. O dziwo moje serce było spokojne i opanowane. Przed wejściem do mojego dawnego "mieszkania", spojrzałam na Eric'a, on kiwnął tylko głową po czym weszliśmy do środka. W hangarze było sporo osób. Al, Ed i Havoc siedzieli na jednym z piętrowych łózek, akurat złożyło się tak śmiesznie, że siedzieli pod moim łóżkiem. Riza, Mustang i Armstrong, stali przy łóżku, a całą reszta była porozrzucana po pomieszczeniu. Spojrzałam na nich przelotnie, z opanowaną, znudzoną miną. Wzruszyłam ramionami i weszłam na swoje łóżko. Zręcznie i dość szybko spakowałam swoje rzeczy. Po zabraniu kilku ubrań, zeskoczyłam na podłogę, otrzepując spodenki z kurzu. Żaden z zebranych się do mnie nie odezwał.. No prawie nikt, byłam już przy drzwiach gdy nagle usłyszałam pełen żalu i niechęci głos Ed'a.
-Tylko tyle? Przychodzisz pakujesz się i wychodzisz? Tylko tyle jesteś w stanie zrobić?
-Jeżeli odpowiem tak, dasz mi spokój?
-Już dawno dałem sobie z tobą spokój..
-Cieszę się..
-Nie rozumiem cię.
-Nie musisz..
Mój głos zabrzmiał ostro i bardzo władczo. Wszyscy zebrani spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. Eric przeleciał wzrokiem po wszystkich twarzach, a ja patrzyłam na Ed'a, który wstał..
-Hah... To śmieszne, jak szybko potrafisz zmienić się w podłą, nieczułą kretynkę..
-Śmieszne jest to, że mimo upływu czasu nie potrafisz pogodzić się z faktem, że jesteś nieudacznikiem, który nie potrafi odzyskać ciała. Jeżeli według ciebie moje zachowanie jest śmieszne, to chyba nie wiesz jak wygląda twoje. Zajmij się sobą i zrób przysługę światu.. Zniknij..
Na dźwięk moich ostatnich słów, moje serce zadrżało, a na twarzy Ed'a pojawił się smutek. Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie powiedziałam.. Spojrzałam na ból jaki rysował się na jego twarzy.. Bałam się, że teraz on wyceluje we mnie coś o wiele gorszego, przecież ja robiłam o wiele gorsze rzeczy.. Spojrzał swoimi przepełnionymi bólem oczami w moje. Mój wzrok wydawał się być twardszy od skały i zimniejszy niż lód.. Mimo bólu jaki czułam, byłam nie ugięta.. Nie mogę pozwolić, by znowu ratował mi tyłek.. Teraz moja kolej, a to jest jedyny sposób żeby się ode mnie odczepił. Ni stąd ni zowąd odezwał się Mustang.
-Mam traktować to jako wymówienie?
-Nie.. jako wieczny wyjazd..
-W porządku.. Jeżeli taka jest decyzja Fuhrera, to nie mam nic do powiedzenia.
-Wow.. pierwszy raz zamknie ci się gęba..
-Mam tylko nadzieje, że będziesz lepszym żołnierzem w dywizjonie, niż w moich oddziałach.
-Na pewno będę, w końcu.. są tam dobrze wykwalifikowani żołnierze i kompetentny dowódca, który potrafi zapanować nad wszystkim.
-Fibi przeginasz.
-Dlaczego, bo mówię o was prawdę? Boli cię że twój chłopak jest beznadziejnym dowódcą, który nie zasługuje na głupi portret na ścianie? Boli cię że nie potrafisz nic zrobić bez wydania rozkazów? Że całą ta armia jest do dupy? Jeden siwy frajer, który nie potrafi nic zrobić.. Macie jeszcze grubasa, który myśli że jest napakowany. Palacza, który długo nie pociągnie.. Małego kujonka, bezmózgiego mięśniaka, młodszego brata nieudacznika, który nie daje sobie rady z alchemią i całą resztę nieudaczników. Ograniczacie mnie, a wasz poziom zaawansowania alchemii jest niższy niż mój kiedy jeszcze jej nie umiałam. Musisz to zrozumieć Riza.. Jesteście bandą nieudaczników, którzy ślepo wierzą w swoje siły.
Wszystkie słowa ledwo przechodziły mi przez gardło. Teraz już na pewno mnie nienawidzą.. ale to dobrze, teraz mam świadomość, że nic im nie będzie.. Odwróciłam się od ich ogłupiałych, smutnych spojrzeń i wyszłam..
-To jego wina prawda? To przez niego.
Spojrzałam na Al'a, któremu łzy spływały po policzkach. Po mojej głowie przeleciały wszystkie wspomnienia o Eric'ku. Chciałam już odpowiedzieć, ale nie zdążyłam, uprzedziła mnie Noah, która wpatrywała się w moje oczy.
-Ona jest z nim związana emocjonalnie, to raczej pewne że to przez niego. Ma całkiem ciekawe myśli.
Lekko dotknęłam dłonią metalowych drzwi, za pomocą alchemii stworzyłam z nich mały sztylet. Cyganka odwróciła się w moją stronę, w chwili rzucenia przeze mnie sztyletu w jej stronę. Mocno zamknęła oczy i złapała się za głowę, chybiłam. Noah odwróciła się w stronę sztyletu, a ja podeszłam do niej i złapałam ją za gardło.
-Jeśli jeszcze raz wejdziesz mi do głowy, to ja rozwalę twoją. Rozumiemy się?
Ona tylko pokiwała głową, była przerażona.. Puściłam ją odrzucając od siebie jak robaka. Eric trzymał już moje rzeczy, był gotowy do wyjścia. Czułam na sobie ich smutne oczy.. To była najgorsza rzecz jaka mnie ostatnimi czasy spotkała. Wychodząc Eric powiedział coś do Mustanga, ale nie wiem co.. Przestałam go słuchać po słowach Ed'a..
-Zrób jej coś a cię zabije.
Dlaczego mimo tego co powiedziałam on cały czas robi swoje.. Powinien mnie znienawidzić, uderzyć, zabić.. Dlaczego do cholery jasnej on... Ehh.. Moja głowa zaraz eksploduje, nic do siebie nie pasuje.. Mimowolnie chwyciłam się z głowę. Chwile później poczułam przyjemnie ciepłą dłoń.. Odwróciłam się, doskonale znałam to przyjemne ciepło.. Już łzy napływały mi do oczy, kiedy zauważyłam Eric'a..
-E-Eric..
-Coś się stało?
-Nie, nic.. tylko..
-Tak?
-.. Chodźmy już.
Uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam przed siebie. To wszystko nie miało najmniejszego sensu, dlaczego tak bardzo pragnę znaleźć powód żeby zostać? Moja głowa była przepełniona bezwartościowymi pierdołami.. Nic nie rozumiałam, ale wiedziałam że nie mogę wrócić. Całą drogę do mieszkania Erica, teraz także i mojego, szliśmy w ciszy. Weszliśmy do budynku. Nie wiedziałam co o tym myśleć, Eric był ideałem, ale miałam jakieś opory co do niego. Może to przez Ed'a który cały czas gdzieś jest.. Sama nie wiem co czuje, raz nienawidzę Ed'a za to jaki jest niewdzięczny, a drugi nie mogę się powstrzymać od przytulenia go.. Chociaż nie pamiętam kiedy ostatnio go przytuliłam.. Jeżeli dobrze pamiętam to ostatni raz przytulałam go jakiś miesiąc przed powrotem tutaj zza bramy.. Co do całowania to.. Oooh! O czym ja myślę.. Podniosłam wzrok i dopiero teraz zorientowałam się że już weszłam do jego mieszkania. Szeroko otworzyłam oczy i lekko rozchyliłam usta.. to było niesamowite.. Salon był bogato urządzony, w oknach wsiały jedwabne ciemne zasłony, na podłodze leżał miękki perski dywan, a drobne szczegóły takie jak klamki w drzwiach były złote. W rogu pokoju stała wygodna kanapa, a obok niej dwa fotele.. Szafki, szafy, stoły i wiele innych rzeczy w tym mieszkaniu było drogie jak cholera.. Kuchnia, łazienka, i pokoje wyglądały jak z jakiegoś pięknego snu.. Jeszcze nigdy wcześniej nie mieszkałam w takim miejscu.. Przypomniałam sobie w jakich warunkach mieszkałam jeszcze dziś rano, piętrowe łóżko, wspólne pomieszczenia, a do przykrycia miałam tylko koc..
-I jak? Może być?
-Jasne..
-Coś nie tak?
-Nie, wszystko ok..
-A ja myślę że coś cię gryzie.
-Przecież mówię, że nic mi nie jest.. A teraz jeśli pozwolisz pójdę się wykąpać..
-Jasne, zaraz dam ci ręcznik.
Poszłam w stronę łazienki, odkręciłam kurek z gorącą wodą, która zaczęła lać się do wanny. Chwile później do łazienki wszedł Eric z ręcznikiem.
-Proszę.
-Dzięki.
Zdjęłam z siebie bluzkę, którą rzuciłam na podłogę. Chciałam już zdejmować stanik, ale przypomniałam sobie, że Eric jeszcze nie wyszedł..
-Wyjdziesz sam, czy mam ci pomóc?
-Ouch.. jasne już wychodzę.. a-ale wiesz.. jakbyś potrzebowała pomocy to ja..
-Wyjdź!
Zaśmiałam się cicho i zrzuciłam z siebie resztę ubrań. Zanurzyłam się w gorącej wodzie i próbowałam się rozluźnić. Prawdę mówiąc nie szło mi to za dobrze, bo w mojej głowie cały czas rozbrzmiewały moje własne podłe słowa. Kto by pomyślał że będę miała wyrzuty sumienia.. Po jakiejś godzinie wyszłam z wanny, ubrałam się w czyste rzeczy i rozpuściłam włosy. Spojrzałam w lustro i poczułam się podle.. Wygrzewam się w ciepłej wannie, na dodatek zaraz położę się do wygodnego łóżka.. a Ed i reszta będą ściśnięci spać w jakimś hangarze.. Ale nie mogę się tym przejmować, w końcu będę tu teraz mieszkać codziennie. Po głupich propozycjach Eric'a, w których widział mnie w jego łóżku, poszłam do siebie. Łóżko było wygodne jak cholera, wystarczyło mi kilka minut żeby zasnąć..
Dni mijały, potem miesiące.. Wspaniale dogadywałam się ze wszystkimi, a już w szczególności z Eric'kiem. Po naznaczeniu mnie, jako że jestem w dywizjonie S, musiałam zostać naznaczona czymś na karku. Wyglądało jak mały krąg transmutacji, który został nakreślony jakąś czarną farbą, jednak wydawało mi się jakby mnie piekł.. Może to wina tej farby, kto wie co to było.. Tak więc, miesiące mijały, a ja i Ed nie widywaliśmy się zbyt często. Raz na jakiś czas zostawałam wysyłana do Mustanga, żeby przekazywać mu jakieś informacje.. Czułam się lepiej wiedząc, że Ed i wszyscy inni są bezpieczni, ale bolało mnie to że historia zaczęła się powtarzać. Winry i Ed znowu zaczęli spędzać ze sobą dużo czasu, może sam fakt przebywania tej dwójki razem nie bolałby aż tak bardzo, gdyby Ed się nie uśmiechał.. Nie pamiętam kiedy ostatni raz uśmiechnął się przy nie.. Sama nie wiem co czuje, w mojej głowie nadal jest burdel, którego nie jestem w stanie ogarnąć. Wracając do Eric'a to mimo jego nalegania i naciskania mnie, do wspólnego spania, czy pocałunku, byłam nieugięta. Od dnia przenosin, tego dnia kiedy Eric pierwszy raz mnie pocałował.. to był pierwszy i ostatni raz. Dopiero niedawno zdałam sobie sprawę dlaczego patrząc mu w oczy nie mogę trzeźwo myśleć. Jego oczy i uśmiech, były łudząco podobne do Ed'a. Cholera! Chyba mam jakąś obsesje...
Nadeszła zima, jak zawsze miałam obchód, który był najbardziej idiotyczną rzeczą jaką można było wymyślić.. Chodzenie w kółko, i patrzenie na ludzi.. bez sensu. Nie dość że się męczysz to jeszcze nie działa to korzystnie, bo widać cię z każdej strony.. Było mi cholernie zimno, a jakby tego było mało to Eric nie przyszedł żeby mnie zmienić i muszę chodzić godzinę dłużej.. Jak przeżyje i nie zamarznę, to przysięgam, że zabije tego dupka! Trzęsłam się jak przestraszony kundel.. Moje ręce były zimniejsze nisz zwykle.. zimniejsze? One są zamarznięte! Szłam polowi pocierając o siebie moje zamarznięte ręce, mając nadzieje że uda mi się je rozgrzać.. Nie patrzyłam przed siebie, co jak zwykle skończyło się upadkiem.. Podniosłam swój wściekły wzrok na tego, przez którego moje ręce znowu zamarzły. Gdy tylko ujrzałam tą zatroskaną minę i ten nerwowy uśmiech, coś we mnie zadrżało..
-Al, wszystko w porządku?
-Bardzo mi przykro.. Proszę mi wybaczyć ja..
-Fibi?
Spojrzałam na zdziwioną minę Noah.. nie wiedziałam co powiedzieć, moje ręce pulsowały od nadmiaru zimna.. Wszystkie stare myśli zaczęły kłębić się w mojej głowie.. Zza rogu wybiegł Ed, Winry, Mustang i Riza z tym swoim kundlem.. No ładnie.. Leżałam na śniegu w mundurze dywizjonu S, a moje ręce zaczęły sinieć. Potrząsnęłam głową zrzucając z niej śnieg.. Wstałam na równe nogi i otrzepałam z siebie resztę śniegu..
-Uważaj jak chodzisz.
Odwróciłam się i poszłam przed siebie, zostawiając ogłupiałych i zdezorientowanych "byłych znajomych" za sobą. Nie chciałam wszczynać niepotrzebnej rozmowy, nie chciałam żeby jakiekolwiek wspomnienia, czy sprawy znowu zostały poruszone.. Nie chciałam znowu cierpieć i martwić się za stu, mam sporo własnych zmartwień..
-Nawet Cześć?
Odwróciłam się na dźwięk głosu, który był mi tak bliski i znany..
-Nie powiesz nawet cześć?
-A jaki to ma sens?
-Taki że..
-Nie. Nic nie mów.. Nie chce słuchać twoich żali, to nie mój problem. Jeżeli miałbyś chociaż trochę odwagi, poradziłbyś sobie z nim sam.. A teraz jeśli już skończyliśmy pójdę żeby nie wszczynać całkowicie zbędnej dyskusji. Pilnuj brata żeby nie wpadał na ludzi, to nieuprzejme i bardzo wkurzające.
Uśmiechnęłam się ironicznie i wróciłam do swojego marszu. Było mi zimno, nie czułam rąk, a na dodatek musiałam zmierzyć się z niedawną przeszłością. Wszystko co złe spotyka Fibi. Taa.. chyba to stanie się moim życiowym mottem. Dlaczego zawsze po tak ostrych i zimnych słowach czuje wyrzuty sumienia? Nie mogę zrozumieć swoich uczuć, nie wiem co myśleć o tym wszystkim co mnie otacza.. Usłyszałam za sobą ciche wołanie. Nie był to jednak ten sam, przyjemny ton. Nie.. ten był zupełnie inny, brzmiał trochę jak nie nastrojona struna. Był trochę irytujący, ale nadal przyjemny.. Odwróciłam się i moim oczom ukazał się Eric, który mijał właśnie "bandę zapalnika". Na jego twarzy malował się uśmiech, który doprowadził mnie do wściekłości.
-Fibi, chodź. Razem wrócimy do..
Zanim zdążył dokończyć zdanie, już leżał na ziemi trzymając się za twarz. Uderzyłam go z całą siłą, jaką w sobie miałam. Wyładowałam przy tym gniew, jaki do niego czułam i tą chwile stresu jaką przeżyłam przed chwilą. Kiedy leżał i zwijał się z bólu, reszta oszołomów z dywizjonu, patrzyła na mnie przerażonym wzrokiem. Na śniegu pojawiła się szkarłatna kałuża krwi. Nie spodziewałam się że moje uderzenie było aż tak silne.. Moje ręce są zamarznięte więc nie czuje bólu, ale jeśli on się tak zwija to ja nie chce wiedzieć jak będzie mnie bolała ręka. Spojrzałam na niego morderczym spojrzeniem, on podniósł na mnie swoje miodowe oczy. Kopnęłam w śnieg który poleciał na jego twarz.
-Jeżeli jeszcze raz spóźnisz się, chociażby sekundę, na swoją część patrolu.. To tak ci złoję dupsko, że przez resztę życia będziesz srał ustami. Jasne?
Nic nie odpowiedział, tylko spojrzał się na mnie swoim psim spojrzeniem. Reszta ćwoków, stała wryta w ziemie i patrzyła na mnie z przerażeniem. Spojrzałam na nich swoim doskonale wypracowanym, wzrokiem zabójcy, po czym odwróciłam się i poszłam. Byłam zmęczona, zmarznięta i wściekła.
W mojej głowie znowu zapanował bałagan, a w myślach znowu miałam Ed'a. Nawet teraz siedząc w ciepłej wannie, jego głos rozbrzmiewa w mojej głowie, jak kołysanka otulająca dziecko. Po wyjściu z wanny i podsuszeniu włosów, wypiłam kubek gorącej czerwonej herbaty i poszłam do swojego łóżka. Kiedy położyłam głowę na miękką poduszkę i przykryłam się ciepłą delikatną kołdrą, odpłynęłam. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Obudziłam się chwile przed dziewiątą, jak codziennie rano zrobiłam sobie kanapkę i herbatę. Moje życie stało się strasznie monotonne, nudne i szare, ale tego chciałam. Po za tym nie mogę pozwolić żeby coś stało się moim bliskim.. Teraz to raczej moim wrogą, jestem ciekawa jak bardzo mnie nienawidzą. Ubrałam się w mundur i stanęłam przed lustrem, złapałam się za szyję, moja ręka automatycznie powędrowała na kark. Od pewnego czasu, strasznie mnie bolał i piekł, a nie mam pojęcia dlaczego. Może się zadrapałam?  Kto wie.. Zapięłam ostatni guzik marynarki i wyszłam. Nie wiedziałam gdzie właściwie idę, nadal byłam głodna więc może skocze do restauracji zanim pójdę zdać Fuhrer'owi raport z wczorajszego obchodu.. Po chwili namysłu nie zdecydowałam się na jedzenie, poszłam prosto do siedziby Fuhrer'a. Przeszłam przez strażników obojętnie i bez pukania, jak to miałam w zwyczaju, weszłam do gabinetu. Stała tam jakaś blondynka, którą jakoś dziwnie kojarzyłam. Miała niespotykany kolor oczu.. wyglądały jakby krwawiły, tęczówki miały kolor intensywnej czerwieni.. Kobieta kogoś mi przypominała, ale nie mogłam przypomnieć sobie kogo.
-Witaj Fibi, to Margaret jeszcze się nie znacie.
-Witaj młoda damo.
Nie mogłam wymówić słowa, kobieta wyciągnęła rękę w moją stronę.. Odruchowo uścisnęłam ją i przestałam nie zwracać na nią uwagi.
-Jak mniemam przyszłaś złożyć mi raport.
-Taa.. Chociaż uważam że to jest bez sensu.. Po cholerę mam składać raporty codziennie, skoro i tak, nic się nie dzieje!
-Uspokój się Fibi. Doskonale wiesz jakie są zasady dywizjonu prawda?
-Taa..
-Więc nie powinno cię to dziwić.
-Jasne..
-Tak więc twierdzisz że nic się nie działo i wszystko było w doskonałym porządku.
-Taa..
-Jesteś bardzo niekulturalna młoda damo. Do Fuhrer'a powinnaś się odnosić z szacunkiem, nie tylko dlatego że jest głową Centrali, ale także dlatego że jest twoim przełożonym.
-O kulturze mówi osoba, która wtrąca się w trakcie rozmowy i szasta elokwencją, wtedy kiedy nie powinna.
Kobieta spojrzała na mnie swoimi przerażająco czerwonymi oczami, przypominały mi troche oczy Curse, ale jej były jak świeża krew.. Dosłownie świeciły wściekłością..
-Spokojnie Margaret, jest w porządku. Dobrze Fibi, wszystko już wiem, więc możemy uznać że złożyłaś raport.
-Świetnie..
-To nie koniec..
-Co jeszcze?
-Mam do ciebie prośbę.. Weź te akta o przegrupowaniu wojska i zanieś je generałowi Mustangowi.
Nie mogłam uwierzyć w to co słyszałam.. Nie dawno minęłam go obojętnie, a teraz muszę iść i dać mu stertę bezwartościowych papierów dotyczących Centrali.. Co zrobię jak zobaczę tam Ed'a, albo inne znajome twarze.. Pozostaje mi tylko mieć nadzieje że nikogo z nim nie będzie.
-Nie możesz wysłać Eric'a?
-Mógłbym, ale wczoraj coś na niego spadło i jest poturbowany, więc wyznaczam ciebie.
Świetnie..
-Weź akta i idź już, im wcześniej tym lepiej.
-Jasne..
Wyrwałam akt z jego rąk i skierowałam się w kierunku drzwi.
-Fibi..
-Hyy?
-Margaret cię zawiezie, my już skończyliśmy, a jedzie w tamtym kierunku.
Spojrzałam na niezadowoloną, ale uśmiechniętą twarz czerwonookiej..
-Nie, dzięki..
-To był rozkaz..
Spojrzałam na jego uśmiechniętą japę i nie mogłam uwierzyć, że daje tak sobą dyrygować. Idąc obok Margaret ogarniało mnie uczucie niepokoju.. Skądś znałam tą kobietę, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Co i raz zerkałam w jej stronę i zastanawiałam się gdzie mogłam ją spotkać. Wsiadłyśmy do samochodu, co prawda nie zwracałam większej uwagi na to jak jeździ, czy jaką drogę obiera, ale nie podobało mi się w jaki sposób na mnie patrzyła.
-Fuhrer twierdzi że jesteś niesamowita i wyjątkowa.
-Co ty nie powiesz..
-Ja myślę podobnie, trzeba nie lada odwagi żeby tak się stawiać i to jeszcze samemu Fuhrer'owi.
-Co masz na myśli?
-No wiesz, odwaga jest dobra, ale jeżeli użyjesz jej niewłaściwie może stać się coś złego.
-Coś złego?
-Tak na przykład mogą cię wyrzucić.
Spojrzałam w jej szkarłatne oczy. Czułam że w jej słowach ukryty jest jakiś drugi sens, drugie dno, do którego ona stara się mnie naprowadzić. Co ważniejsze zauważyłam, że potrafi prowadzić samochód nie patrząc na drogę. Czułam że ona nie jest zwyczajną znajomą..
-Jesteśmy.
-A tak..
-Powodzenia i nie ma za co.
Bezczelna, nawet jej nie podziękowałam a ona mówi mi "nie ma za co".. Uniosłam oczy ku górze i weszłam do ogromnego domu. Przeszłam przez te głupawe korytarze i stanęłam przed drzwiami Mustanga. Mimo że wchodziłam do niego bez pukania, to brakowało mi mojego super wejścia z kopa i przywitania go jak starego przyjaciela. Wspomnienia przeleciały mi przez głowę. To dziwne ale się uśmiechnęła, lubiłam swoje poprzednie życie, ale nie mogłam już wytrzymać tej niepewności. Tak jak podejrzewałam w jego biurze znajdowali się prawie wszyscy. Noah, Ed, Al, Riza i reszta jego bady.. O dziwo nie dostrzegłam Armstroga, odkąd pamiętam zawsze chodził za Erlic'ami. Stanęłam przed biurkiem "generała" Mustanga i wyjęłam ze środkowej kieszeni munduru list. W momencie mojego wejścia wszelkie rozmowy zamilkły, a atmosferę można było zbierać łyżką. Wręczyłam list zapalnikowi po czym stanęłam w pozycji wyjściowej.
-Akta dotyczące przegrupowania wojska.
-Rozumiem.
Stałam i czekałam aż Mustang skończy czytać i da mi odpowiedź co zamierza zrobić. Po jego minie mogłam tylko się domyślić, że nie jest dobrze.
-Niech to szlag!
-Co się stało?
Riza podeszła do zapałki i wzięła list w ręce. Wszyscy zebrani skupili swoje zaciekawione spojrzenia na Rizie. Z każdym kolejnym zdaniem jej twarz wyglądała inaczej. Do jej oczu napłynęły łzy, a usta otwierały się coraz szerzej. Jeszcze nigdy nie widziałam żeby Riza, aż tak się czymś przejęła. Nie może być dobrze.
-To nie możliwe.. Dlaczego?!
Al podbiegł do biurka i wziął od Rizy list.
-"Uprzejmie informuje że został pan zwolniony z obowiązku pełnienia dalszej służby. Z powodu pańskiej niezdolności do pracy, postanowiliśmy wyznaczyć innego generała. Problemy zdrowotne wynikające z urazu pańskiego oka, uniemożliwiają panu prowadzenie dalszej służby. Z przykrością jestem zmuszony odesłać pana na wcześniejszą emeryturę. Był pan wspaniałym generałem, jednak nie zasłużył się pan w wielu bitwach. Oczekuję że pańscy żołnierze nie będą stawiać oporu i pożegnają pana z dumą i wdzięcznością panie Mustang. Proszę o opuszczenie rezydencji i zabrania ze sobą swoich rzeczy. Dostaje pan dwa dni, oczekuje że przygotuje pan swoich podwładnych na przyjęcie nowego generała, którym oficjalnie został Eric McHarrer. Z poważaniem Fuhrer." To niemożliwe..
Na dźwięk ostatnich słów zatkało mnie. Eric generałem? Niby dlaczego? Co złego było w Mustangu?! Krzyk w mojej głowie uświadomił mnie w fakcie, że nadal jestem częścią armii dowodzącej przez zapałkę.
-Ta gnida ma zostać generałem!!? Czy on oszalał?!
-Edward siadaj. Nic na to nie poradzimy tak zdecydował Fuhrer.
Mustang spojrzał w moją stronę. Jego kruczoczarne oczy wbiły się we mnie niczym dwa kołki. Nie wiedziałam co mam zrobić, ale przypomniałam sobie że to już nie moja sprawa. To nie moja wina, że go wyrzucają, chociaż pewnie wszyscy myślą że jednak brałam w tym jakiś udział.
-Więc, zgadzasz się na postawione ci warunki?
-JAKIE DO CHOLERY WARUNKI! ON NIGDZIE SIĘ NIE WYBIERA! TWÓJ CHŁOPTAŚ NA PEWNO NIE PRZEKROCZY PROGU TEGO POKOJU!
-Więc?
Zignorowałam wybuch Ed'a i nie odrywając oczu od Mustanga oczekiwałam na jego odpowiedz. Już miał mi odpowiedzieć, kiedy Edward podbiegł w moją stronę, w momencie kiedy wyciągnął w moją stronę dłoń. Lekko zetknęłam ze sobą dłonie, a z metalowej bransoletki jaką dostałam od Erica, stworzyłam mały sztylet którym przecięłam policzek Ed'a. Przyłożyłam go do jego szyi i spojrzałam bezbarwnym spojrzeniem.
-Jeszcze raz zbliż się do mnie, nie bliżej niż dwa metry a poderżnę ci gardło.
Krew ściekająca z jego policzka sprawiła, że poczułam się jak śmieć. To był drugi raz kiedy zraniłam go świadomie. Pierwszy raz, którego bardzo żałuje, nastąpił po śmierci Aki. W jego spojrzeniu widać było, że nie może w to uwierzyć. Wzrok zebranych wbity był we mnie jak tysiąc takich sztyletów, jaki znajdował się teraz przy gardle Edwarda. Winry która siedziała przy Noah, podbiegła w naszą stronę i odciągnęła niedowierzającego Ed'a w miejsce, na którym niedawno siedział. Dopiero kiedy usiadł dotknął swojego policzka i spojrzał na zakrwawioną dłoń. Winry która ze zmartwioną miną oglądała dość głębokie rozcięcie, a ja pogrążyłam się w żałości i podświadomie zadałam sobie pytanie dlaczego to nie mogę być ja. Z powrotem spojrzałam na Mustanga, który tak jak reszta nie mógł uwierzyć w to co się przed chwilą stało. -Przedłużę twoją przeprowadzkę o dwa dni.
Odwróciłam się i podeszłam do drzwi.
-Nie trzeba..
Odwróciłam się i spojrzałam w jego stronę, jego twarz jak zwykle była poważna. O dziwo nikt więcej się nie odezwał, kiwnęłam tylko głową dając mu znak że zrozumiałam. Odwróciłam się i pchnęłam drzwi, mój głos przerwał grobową ciszę.
-Żegnaj generale.
Wyszłam po czym zamknęłam drzwi. nie dotrzymałam swojej obietnicy, nie mogłam wyjść z szoku po tym wszystkim co usłyszałam i po ty co zrobiłam. Moje ostatnie słowa nie wzbudziły zapewne w nikim chociażby krzty zaufania.. Pewnie nikt nie uwierzył w to że też się smucę jego odejściem. Nawet nie wiedzą jak się mylą, dlaczego Fuhrer postanowił go zwolnić.. Wyszłam z budynku, skrzypiący śnieg pod moimi nogami zdawał się być o wiele cięższy. Odeszłam od budynku i skierowałam się w stronę kawiarenki, w której zawsze jadałam z Elric'ami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz