Całą drogę do hangarów Eric mówił coś o naznaczeniu nowego
rekruta.. Może było to i ciekawe, ale moje myśli pływały po morzu wspomnień
zwanych Edward.. Próbowałam przywołać do siebie jakieś miłe wspomnienia
związane z nim, ale żadnego nie znalazłam. Nigdy nie podziękował, nigdy nie
przeprosił, nigdy nie powiedział żadnego dobrego słowa.. Za to w pamięć wbiły
się wszystkie jego obelgi i skargi.. dlaczego? Dlaczego po kilku latach, które
z nim spędziłam, nigdy mnie nie pochwali, chociażby powiedział coś miłego o
włosach, czy tym jak fajnie siedzę.. cokolwiek.. Po kłótniach nigdy nie przepraszał,
po pomocy jaką mu udzieliłam, nigdy nie podziękował. Nic.. zero. Coraz bardziej
zaczęłam myśleć że jestem zdesperowana i boje się od niego odejść, bo wiem że
znowu zostanę sama.. Sama ze swoimi nieprzyjemnymi wspomnieniami i
beznadzieją.. On rozumie mnie bez słów, wiem że mogę na nim polegać, ale coś
mnie hamuje. Zaczynam poważnie się zastanawiać, czy moja "miłość" nie
była tylko przelotnym zauroczeniem.. Moje serce nie reagowało już w ten sam
sposób, jak przedtem.. Teraz wydawało się być obojętne i znudzone. Mimo tego
wszystkiego, tego że nigdy nikt nie dziękuje, nie przeprasza i nie docenia, nie
chce się z nimi rozstawać.. ale to jest jedyne wyjście. W momencie moich
przenosin do dywizjonu S, złamałam obietnice daną Al'owi.. Powinien to zrozumieć,
trudno dotrzymać słowa, gdy jest ono tak poważne.. Aki obiecała mi że się nie
narazi i w razie niebezpieczeństwa ucieknie nie patrząc co będzie ze mną..
Obiecała że przeżyje mnie i jeszcze będzie wychowywała wnuki swoich wnuków..
Obiecała mi, że nie będę widziała jej śmierci, nie będę wdziała jak kona..
Obietnice co? Moja nie była aż tak poważna, ale wiem że mimo wszystko zranię go
do samych granic. Wiem że już nigdy mi nie zaufa, nie uwierzy i nigdy się do
mnie nie odezwie. Zawsze będzie patrzył na mnie z pogardą i żałością. Wiem że
mnie znienawidzi, ale nie mogę pozwolić na to żeby zginął. Nie chce żeby ktoś
tak młody ginął na moich oczach. Znowu.. Nie pozwolę na to nigdy więcej!
Błądziłam myślami, szukając jakiegoś pretekstu, który pomógł by mi znowu zająć
miejsce w armii Mustanga.. Jedna myśl biła się z drugą. Moja głowa wydawała się
strasznie ciężka.. Wszystko co do tej pory widziałam, poznałam.. dosłownie
wszystkie wspomnienia i fakty krążyły po mojej głowie, jak sępy nad resztami
padliny. Dlaczego bałam się spotkania, które miało za chwile nastąpić..
Dlaczego nie potrafię stawiać czoła tak prostym zadaniom? Wzięłam głęboki
oddech, dopiero teraz poczułam na sobie wzrok Erica. Jego miodowe oczy
zawieszone były na mnie, jak lampki na świątecznych drzewkach. Był
olśniewający, przystojny, utalentowany, zabawny, inteligentny, błyskotliwy,
wierny, posłuszny.. I mogłabym wymieniać tak w nieskończoność.. Wydawałoby się
że jest ideałem, ale wiem że to niemożliwe.. nie ma kogoś takiego. Patrzył na
mnie przez chwile, po czym lekko się uśmiechnął. Ten uśmiech jak rumianek, koił
moje nerwy i niepewność. Z Eric'kiem wszystko wydawało się takie proste i
przyjemne. Przekręciłam głowę i lekko się uśmiechnęłam, wtedy on nagle stanął.
-Coś się stało?
-Nie.. To znaczy tak..
-Więc? O co chodzi?
-Ja..
Pokręcił lekko głową i nerwowo podskoczył w moją stronę.
Swoimi przyjemnie chłodnymi rękami, ujął moją twarz, po czym powoli wpatrując
mi się w oczy, przyłożył swoje miękkie wargi do moich. Chciałam odepchnąć go od
siebie i skopać mu dupę, ale nie mogłam.. Nie potrafiłam się mu oprzeć. Kiedy
tak mnie całował czułam przyjemne ciepło i mrowienie w brzuchu.. Kiedy mnie
trzymał, lekko przyciskając do siebie, mój umysł wyłączył się, a ja zaczęłam
odwzajemniać pocałunek. Pragnęłam by ta chwila nigdy się nie skończyła..
Pocałunek z niewinnego, stał się bardzo namiętny. Było w nim więcej uczucia,
niż kiedykolwiek czułam.. Eric w bardzo delikatny sposób, oderwał swoje ciepłe,
miękkie wargi od moich i spojrzał mi głęboko w oczy. W tej chwili, byłam zdolna
oddać mu wszystko..
-.. chyba się zakochałem..
-Nie.. to twoje zboczenie ewoluowało na wyższy poziom..
-Jeżeli tak, to niech ewoluuje dalej..
-Pomogę mu.
Dopiero po minucie zorientowałam się, że Noah, ta wredna,
mała cyganka, nas obserwuje. Jej oczy były szeroko otwarte, a szczęka
opuszczona do granic możliwości. Nie wiedziałam co mam robić, serce waliło mi
jak oszalałe. Nie wiem czy to przez ten pocałunek, czy przez widok znajomej,
znienawidzonej twarzy. Kiedy Noah, doszła do siebie i zauważyła, że na nią
patrze, pokręciła głową i szybkim krokiem, poszła w stronę hangarów. Dwie
minuty później, ja i Eric wznowiliśmy swoją podróż. Byłam coraz bliżej, wzroku
moich dawnych towarzyszy. O dziwo moje serce było spokojne i opanowane. Przed
wejściem do mojego dawnego "mieszkania", spojrzałam na Eric'a, on
kiwnął tylko głową po czym weszliśmy do środka. W hangarze było sporo osób. Al,
Ed i Havoc siedzieli na jednym z piętrowych łózek, akurat złożyło się tak
śmiesznie, że siedzieli pod moim łóżkiem. Riza, Mustang i Armstrong, stali przy
łóżku, a całą reszta była porozrzucana po pomieszczeniu. Spojrzałam na nich
przelotnie, z opanowaną, znudzoną miną. Wzruszyłam ramionami i weszłam na swoje
łóżko. Zręcznie i dość szybko spakowałam swoje rzeczy. Po zabraniu kilku ubrań,
zeskoczyłam na podłogę, otrzepując spodenki z kurzu. Żaden z zebranych się do
mnie nie odezwał.. No prawie nikt, byłam już przy drzwiach gdy nagle usłyszałam
pełen żalu i niechęci głos Ed'a.
-Tylko tyle? Przychodzisz pakujesz się i wychodzisz? Tylko
tyle jesteś w stanie zrobić?
-Jeżeli odpowiem tak, dasz mi spokój?
-Już dawno dałem sobie z tobą spokój..
-Cieszę się..
-Nie rozumiem cię.
-Nie musisz..
Mój głos zabrzmiał ostro i bardzo władczo. Wszyscy zebrani
spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. Eric przeleciał wzrokiem po wszystkich
twarzach, a ja patrzyłam na Ed'a, który wstał..
-Hah... To śmieszne, jak szybko potrafisz zmienić się w
podłą, nieczułą kretynkę..
-Śmieszne jest to, że mimo upływu czasu nie potrafisz
pogodzić się z faktem, że jesteś nieudacznikiem, który nie potrafi odzyskać
ciała. Jeżeli według ciebie moje zachowanie jest śmieszne, to chyba nie wiesz
jak wygląda twoje. Zajmij się sobą i zrób przysługę światu.. Zniknij..
Na dźwięk moich ostatnich słów, moje serce zadrżało, a na
twarzy Ed'a pojawił się smutek. Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie
powiedziałam.. Spojrzałam na ból jaki rysował się na jego twarzy.. Bałam się,
że teraz on wyceluje we mnie coś o wiele gorszego, przecież ja robiłam o wiele
gorsze rzeczy.. Spojrzał swoimi przepełnionymi bólem oczami w moje. Mój wzrok
wydawał się być twardszy od skały i zimniejszy niż lód.. Mimo bólu jaki czułam,
byłam nie ugięta.. Nie mogę pozwolić, by znowu ratował mi tyłek.. Teraz moja
kolej, a to jest jedyny sposób żeby się ode mnie odczepił. Ni stąd ni zowąd
odezwał się Mustang.
-Mam traktować to jako wymówienie?
-Nie.. jako wieczny wyjazd..
-W porządku.. Jeżeli taka jest decyzja Fuhrera, to nie mam nic
do powiedzenia.
-Wow.. pierwszy raz zamknie ci się gęba..
-Mam tylko nadzieje, że będziesz lepszym żołnierzem w
dywizjonie, niż w moich oddziałach.
-Na pewno będę, w końcu.. są tam dobrze wykwalifikowani
żołnierze i kompetentny dowódca, który potrafi zapanować nad wszystkim.
-Fibi przeginasz.
-Dlaczego, bo mówię o was prawdę? Boli cię że twój chłopak
jest beznadziejnym dowódcą, który nie zasługuje na głupi portret na ścianie?
Boli cię że nie potrafisz nic zrobić bez wydania rozkazów? Że całą ta armia jest
do dupy? Jeden siwy frajer, który nie potrafi nic zrobić.. Macie jeszcze
grubasa, który myśli że jest napakowany. Palacza, który długo nie pociągnie..
Małego kujonka, bezmózgiego mięśniaka, młodszego brata nieudacznika, który nie
daje sobie rady z alchemią i całą resztę nieudaczników. Ograniczacie mnie, a
wasz poziom zaawansowania alchemii jest niższy niż mój kiedy jeszcze jej nie
umiałam. Musisz to zrozumieć Riza.. Jesteście bandą nieudaczników, którzy ślepo
wierzą w swoje siły.
Wszystkie słowa ledwo przechodziły mi przez gardło. Teraz
już na pewno mnie nienawidzą.. ale to dobrze, teraz mam świadomość, że nic im
nie będzie.. Odwróciłam się od ich ogłupiałych, smutnych spojrzeń i wyszłam..
-To jego wina prawda? To przez niego.
Spojrzałam na Al'a, któremu łzy spływały po policzkach. Po
mojej głowie przeleciały wszystkie wspomnienia o Eric'ku. Chciałam już
odpowiedzieć, ale nie zdążyłam, uprzedziła mnie Noah, która wpatrywała się w
moje oczy.
-Ona jest z nim związana emocjonalnie, to raczej pewne że to
przez niego. Ma całkiem ciekawe myśli.
Lekko dotknęłam dłonią metalowych drzwi, za pomocą alchemii
stworzyłam z nich mały sztylet. Cyganka odwróciła się w moją stronę, w chwili
rzucenia przeze mnie sztyletu w jej stronę. Mocno zamknęła oczy i złapała się
za głowę, chybiłam. Noah odwróciła się w stronę sztyletu, a ja podeszłam do
niej i złapałam ją za gardło.
-Jeśli jeszcze raz wejdziesz mi do głowy, to ja rozwalę
twoją. Rozumiemy się?
Ona tylko pokiwała głową, była przerażona.. Puściłam ją
odrzucając od siebie jak robaka. Eric trzymał już moje rzeczy, był gotowy do
wyjścia. Czułam na sobie ich smutne oczy.. To była najgorsza rzecz jaka mnie
ostatnimi czasy spotkała. Wychodząc Eric powiedział coś do Mustanga, ale nie
wiem co.. Przestałam go słuchać po słowach Ed'a..
-Zrób jej coś a cię zabije.
Dlaczego mimo tego co powiedziałam on cały czas robi swoje..
Powinien mnie znienawidzić, uderzyć, zabić.. Dlaczego do cholery jasnej on...
Ehh.. Moja głowa zaraz eksploduje, nic do siebie nie pasuje.. Mimowolnie
chwyciłam się z głowę. Chwile później poczułam przyjemnie ciepłą dłoń..
Odwróciłam się, doskonale znałam to przyjemne ciepło.. Już łzy napływały mi do
oczy, kiedy zauważyłam Eric'a..
-E-Eric..
-Coś się stało?
-Nie, nic.. tylko..
-Tak?
-.. Chodźmy już.
Uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam przed siebie. To wszystko
nie miało najmniejszego sensu, dlaczego tak bardzo pragnę znaleźć powód żeby
zostać? Moja głowa była przepełniona bezwartościowymi pierdołami.. Nic nie
rozumiałam, ale wiedziałam że nie mogę wrócić. Całą drogę do mieszkania Erica,
teraz także i mojego, szliśmy w ciszy. Weszliśmy do budynku. Nie wiedziałam co
o tym myśleć, Eric był ideałem, ale miałam jakieś opory co do niego. Może to
przez Ed'a który cały czas gdzieś jest.. Sama nie wiem co czuje, raz nienawidzę
Ed'a za to jaki jest niewdzięczny, a drugi nie mogę się powstrzymać od
przytulenia go.. Chociaż nie pamiętam kiedy ostatnio go przytuliłam.. Jeżeli
dobrze pamiętam to ostatni raz przytulałam go jakiś miesiąc przed powrotem
tutaj zza bramy.. Co do całowania to.. Oooh! O czym ja myślę.. Podniosłam wzrok
i dopiero teraz zorientowałam się że już weszłam do jego mieszkania. Szeroko
otworzyłam oczy i lekko rozchyliłam usta.. to było niesamowite.. Salon był
bogato urządzony, w oknach wsiały jedwabne ciemne zasłony, na podłodze leżał
miękki perski dywan, a drobne szczegóły takie jak klamki w drzwiach były złote.
W rogu pokoju stała wygodna kanapa, a obok niej dwa fotele.. Szafki, szafy,
stoły i wiele innych rzeczy w tym mieszkaniu było drogie jak cholera.. Kuchnia,
łazienka, i pokoje wyglądały jak z jakiegoś pięknego snu.. Jeszcze nigdy
wcześniej nie mieszkałam w takim miejscu.. Przypomniałam sobie w jakich
warunkach mieszkałam jeszcze dziś rano, piętrowe łóżko, wspólne pomieszczenia,
a do przykrycia miałam tylko koc..
-I jak? Może być?
-Jasne..
-Coś nie tak?
-Nie, wszystko ok..
-A ja myślę że coś cię gryzie.
-Przecież mówię, że nic mi nie jest.. A teraz jeśli
pozwolisz pójdę się wykąpać..
-Jasne, zaraz dam ci ręcznik.
Poszłam w stronę łazienki, odkręciłam kurek z gorącą wodą,
która zaczęła lać się do wanny. Chwile później do łazienki wszedł Eric z
ręcznikiem.
-Proszę.
-Dzięki.
Zdjęłam z siebie bluzkę, którą rzuciłam na podłogę. Chciałam
już zdejmować stanik, ale przypomniałam sobie, że Eric jeszcze nie wyszedł..
-Wyjdziesz sam, czy mam ci pomóc?
-Ouch.. jasne już wychodzę.. a-ale wiesz.. jakbyś
potrzebowała pomocy to ja..
-Wyjdź!
Zaśmiałam się cicho i zrzuciłam z siebie resztę ubrań.
Zanurzyłam się w gorącej wodzie i próbowałam się rozluźnić. Prawdę mówiąc nie
szło mi to za dobrze, bo w mojej głowie cały czas rozbrzmiewały moje własne
podłe słowa. Kto by pomyślał że będę miała wyrzuty sumienia.. Po jakiejś
godzinie wyszłam z wanny, ubrałam się w czyste rzeczy i rozpuściłam włosy.
Spojrzałam w lustro i poczułam się podle.. Wygrzewam się w ciepłej wannie, na
dodatek zaraz położę się do wygodnego łóżka.. a Ed i reszta będą ściśnięci spać
w jakimś hangarze.. Ale nie mogę się tym przejmować, w końcu będę tu teraz
mieszkać codziennie. Po głupich propozycjach Eric'a, w których widział mnie w
jego łóżku, poszłam do siebie. Łóżko było wygodne jak cholera, wystarczyło mi
kilka minut żeby zasnąć..
Dni mijały, potem miesiące.. Wspaniale dogadywałam się ze
wszystkimi, a już w szczególności z Eric'kiem. Po naznaczeniu mnie, jako że
jestem w dywizjonie S, musiałam zostać naznaczona czymś na karku. Wyglądało jak
mały krąg transmutacji, który został nakreślony jakąś czarną farbą, jednak
wydawało mi się jakby mnie piekł.. Może to wina tej farby, kto wie co to było..
Tak więc, miesiące mijały, a ja i Ed nie widywaliśmy się zbyt często. Raz na
jakiś czas zostawałam wysyłana do Mustanga, żeby przekazywać mu jakieś
informacje.. Czułam się lepiej wiedząc, że Ed i wszyscy inni są bezpieczni, ale
bolało mnie to że historia zaczęła się powtarzać. Winry i Ed znowu zaczęli
spędzać ze sobą dużo czasu, może sam fakt przebywania tej dwójki razem nie
bolałby aż tak bardzo, gdyby Ed się nie uśmiechał.. Nie pamiętam kiedy ostatni
raz uśmiechnął się przy nie.. Sama nie wiem co czuje, w mojej głowie nadal jest
burdel, którego nie jestem w stanie ogarnąć. Wracając do Eric'a to mimo jego
nalegania i naciskania mnie, do wspólnego spania, czy pocałunku, byłam
nieugięta. Od dnia przenosin, tego dnia kiedy Eric pierwszy raz mnie
pocałował.. to był pierwszy i ostatni raz. Dopiero niedawno zdałam sobie sprawę
dlaczego patrząc mu w oczy nie mogę trzeźwo myśleć. Jego oczy i uśmiech, były
łudząco podobne do Ed'a. Cholera! Chyba mam jakąś obsesje...
Nadeszła zima, jak zawsze miałam obchód, który był
najbardziej idiotyczną rzeczą jaką można było wymyślić.. Chodzenie w kółko, i
patrzenie na ludzi.. bez sensu. Nie dość że się męczysz to jeszcze nie działa
to korzystnie, bo widać cię z każdej strony.. Było mi cholernie zimno, a jakby
tego było mało to Eric nie przyszedł żeby mnie zmienić i muszę chodzić godzinę
dłużej.. Jak przeżyje i nie zamarznę, to przysięgam, że zabije tego dupka!
Trzęsłam się jak przestraszony kundel.. Moje ręce były zimniejsze nisz zwykle..
zimniejsze? One są zamarznięte! Szłam polowi pocierając o siebie moje
zamarznięte ręce, mając nadzieje że uda mi się je rozgrzać.. Nie patrzyłam
przed siebie, co jak zwykle skończyło się upadkiem.. Podniosłam swój wściekły
wzrok na tego, przez którego moje ręce znowu zamarzły. Gdy tylko ujrzałam tą
zatroskaną minę i ten nerwowy uśmiech, coś we mnie zadrżało..
-Al, wszystko w porządku?
-Bardzo mi przykro.. Proszę mi wybaczyć ja..
-Fibi?
Spojrzałam na zdziwioną minę Noah.. nie wiedziałam co
powiedzieć, moje ręce pulsowały od nadmiaru zimna.. Wszystkie stare myśli
zaczęły kłębić się w mojej głowie.. Zza rogu wybiegł Ed, Winry, Mustang i Riza
z tym swoim kundlem.. No ładnie.. Leżałam na śniegu w mundurze dywizjonu S, a
moje ręce zaczęły sinieć. Potrząsnęłam głową zrzucając z niej śnieg.. Wstałam
na równe nogi i otrzepałam z siebie resztę śniegu..
-Uważaj jak chodzisz.
Odwróciłam się i poszłam przed siebie, zostawiając
ogłupiałych i zdezorientowanych "byłych znajomych" za sobą. Nie
chciałam wszczynać niepotrzebnej rozmowy, nie chciałam żeby jakiekolwiek
wspomnienia, czy sprawy znowu zostały poruszone.. Nie chciałam znowu cierpieć i
martwić się za stu, mam sporo własnych zmartwień..
-Nawet Cześć?
Odwróciłam się na dźwięk głosu, który był mi tak bliski i
znany..
-Nie powiesz nawet cześć?
-A jaki to ma sens?
-Taki że..
-Nie. Nic nie mów.. Nie chce słuchać twoich żali, to nie mój
problem. Jeżeli miałbyś chociaż trochę odwagi, poradziłbyś sobie z nim sam.. A
teraz jeśli już skończyliśmy pójdę żeby nie wszczynać całkowicie zbędnej dyskusji.
Pilnuj brata żeby nie wpadał na ludzi, to nieuprzejme i bardzo wkurzające.
Uśmiechnęłam się ironicznie i wróciłam do swojego marszu.
Było mi zimno, nie czułam rąk, a na dodatek musiałam zmierzyć się z niedawną
przeszłością. Wszystko co złe spotyka Fibi. Taa.. chyba to stanie się moim
życiowym mottem. Dlaczego zawsze po tak ostrych i zimnych słowach czuje wyrzuty
sumienia? Nie mogę zrozumieć swoich uczuć, nie wiem co myśleć o tym wszystkim
co mnie otacza.. Usłyszałam za sobą ciche wołanie. Nie był to jednak ten sam,
przyjemny ton. Nie.. ten był zupełnie inny, brzmiał trochę jak nie nastrojona
struna. Był trochę irytujący, ale nadal przyjemny.. Odwróciłam się i moim oczom
ukazał się Eric, który mijał właśnie "bandę zapalnika". Na jego
twarzy malował się uśmiech, który doprowadził mnie do wściekłości.
-Fibi, chodź. Razem wrócimy do..
Zanim zdążył dokończyć zdanie, już leżał na ziemi trzymając
się za twarz. Uderzyłam go z całą siłą, jaką w sobie miałam. Wyładowałam przy
tym gniew, jaki do niego czułam i tą chwile stresu jaką przeżyłam przed chwilą.
Kiedy leżał i zwijał się z bólu, reszta oszołomów z dywizjonu, patrzyła na mnie
przerażonym wzrokiem. Na śniegu pojawiła się szkarłatna kałuża krwi. Nie
spodziewałam się że moje uderzenie było aż tak silne.. Moje ręce są zamarznięte
więc nie czuje bólu, ale jeśli on się tak zwija to ja nie chce wiedzieć jak
będzie mnie bolała ręka. Spojrzałam na niego morderczym spojrzeniem, on
podniósł na mnie swoje miodowe oczy. Kopnęłam w śnieg który poleciał na jego
twarz.
-Jeżeli jeszcze raz spóźnisz się, chociażby sekundę, na
swoją część patrolu.. To tak ci złoję dupsko, że przez resztę życia będziesz
srał ustami. Jasne?
Nic nie odpowiedział, tylko spojrzał się na mnie swoim psim
spojrzeniem. Reszta ćwoków, stała wryta w ziemie i patrzyła na mnie z
przerażeniem. Spojrzałam na nich swoim doskonale wypracowanym, wzrokiem
zabójcy, po czym odwróciłam się i poszłam. Byłam zmęczona, zmarznięta i
wściekła.
W mojej głowie znowu zapanował bałagan, a w myślach znowu
miałam Ed'a. Nawet teraz siedząc w ciepłej wannie, jego głos rozbrzmiewa w
mojej głowie, jak kołysanka otulająca dziecko. Po wyjściu z wanny i podsuszeniu
włosów, wypiłam kubek gorącej czerwonej herbaty i poszłam do swojego łóżka.
Kiedy położyłam głowę na miękką poduszkę i przykryłam się ciepłą delikatną
kołdrą, odpłynęłam. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Obudziłam się chwile przed dziewiątą, jak codziennie rano
zrobiłam sobie kanapkę i herbatę. Moje życie stało się strasznie monotonne,
nudne i szare, ale tego chciałam. Po za tym nie mogę pozwolić żeby coś stało
się moim bliskim.. Teraz to raczej moim wrogą, jestem ciekawa jak bardzo mnie
nienawidzą. Ubrałam się w mundur i stanęłam przed lustrem, złapałam się za
szyję, moja ręka automatycznie powędrowała na kark. Od pewnego czasu, strasznie
mnie bolał i piekł, a nie mam pojęcia dlaczego. Może się zadrapałam? Kto wie.. Zapięłam ostatni guzik marynarki i
wyszłam. Nie wiedziałam gdzie właściwie idę, nadal byłam głodna więc może
skocze do restauracji zanim pójdę zdać Fuhrer'owi raport z wczorajszego
obchodu.. Po chwili namysłu nie zdecydowałam się na jedzenie, poszłam prosto do
siedziby Fuhrer'a. Przeszłam przez strażników obojętnie i bez pukania, jak to
miałam w zwyczaju, weszłam do gabinetu. Stała tam jakaś blondynka, którą jakoś
dziwnie kojarzyłam. Miała niespotykany kolor oczu.. wyglądały jakby krwawiły,
tęczówki miały kolor intensywnej czerwieni.. Kobieta kogoś mi przypominała, ale
nie mogłam przypomnieć sobie kogo.
-Witaj Fibi, to Margaret jeszcze się nie znacie.
-Witaj młoda damo.
Nie mogłam wymówić słowa, kobieta wyciągnęła rękę w moją
stronę.. Odruchowo uścisnęłam ją i przestałam nie zwracać na nią uwagi.
-Jak mniemam przyszłaś złożyć mi raport.
-Taa.. Chociaż uważam że to jest bez sensu.. Po cholerę mam
składać raporty codziennie, skoro i tak, nic się nie dzieje!
-Uspokój się Fibi. Doskonale wiesz jakie są zasady dywizjonu
prawda?
-Taa..
-Więc nie powinno cię to dziwić.
-Jasne..
-Tak więc twierdzisz że nic się nie działo i wszystko było w
doskonałym porządku.
-Taa..
-Jesteś bardzo niekulturalna młoda damo. Do Fuhrer'a
powinnaś się odnosić z szacunkiem, nie tylko dlatego że jest głową Centrali,
ale także dlatego że jest twoim przełożonym.
-O kulturze mówi osoba, która wtrąca się w trakcie rozmowy i
szasta elokwencją, wtedy kiedy nie powinna.
Kobieta spojrzała na mnie swoimi przerażająco czerwonymi
oczami, przypominały mi troche oczy Curse, ale jej były jak świeża krew..
Dosłownie świeciły wściekłością..
-Spokojnie Margaret, jest w porządku. Dobrze Fibi, wszystko
już wiem, więc możemy uznać że złożyłaś raport.
-Świetnie..
-To nie koniec..
-Co jeszcze?
-Mam do ciebie prośbę.. Weź te akta o przegrupowaniu wojska
i zanieś je generałowi Mustangowi.
Nie mogłam uwierzyć w to co słyszałam.. Nie dawno minęłam go
obojętnie, a teraz muszę iść i dać mu stertę bezwartościowych papierów
dotyczących Centrali.. Co zrobię jak zobaczę tam Ed'a, albo inne znajome
twarze.. Pozostaje mi tylko mieć nadzieje że nikogo z nim nie będzie.
-Nie możesz wysłać Eric'a?
-Mógłbym, ale wczoraj coś na niego spadło i jest
poturbowany, więc wyznaczam ciebie.
Świetnie..
-Weź akta i idź już, im wcześniej tym lepiej.
-Jasne..
Wyrwałam akt z jego rąk i skierowałam się w kierunku drzwi.
-Fibi..
-Hyy?
-Margaret cię zawiezie, my już skończyliśmy, a jedzie w
tamtym kierunku.
Spojrzałam na niezadowoloną, ale uśmiechniętą twarz czerwonookiej..
-Nie, dzięki..
-To był rozkaz..
Spojrzałam na jego uśmiechniętą japę i nie mogłam uwierzyć,
że daje tak sobą dyrygować. Idąc obok Margaret ogarniało mnie uczucie
niepokoju.. Skądś znałam tą kobietę, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć skąd.
Co i raz zerkałam w jej stronę i zastanawiałam się gdzie mogłam ją spotkać.
Wsiadłyśmy do samochodu, co prawda nie zwracałam większej uwagi na to jak
jeździ, czy jaką drogę obiera, ale nie podobało mi się w jaki sposób na mnie
patrzyła.
-Fuhrer twierdzi że jesteś niesamowita i wyjątkowa.
-Co ty nie powiesz..
-Ja myślę podobnie, trzeba nie lada odwagi żeby tak się
stawiać i to jeszcze samemu Fuhrer'owi.
-Co masz na myśli?
-No wiesz, odwaga jest dobra, ale jeżeli użyjesz jej
niewłaściwie może stać się coś złego.
-Coś złego?
-Tak na przykład mogą cię wyrzucić.
Spojrzałam w jej szkarłatne oczy. Czułam że w jej słowach
ukryty jest jakiś drugi sens, drugie dno, do którego ona stara się mnie
naprowadzić. Co ważniejsze zauważyłam, że potrafi prowadzić samochód nie
patrząc na drogę. Czułam że ona nie jest zwyczajną znajomą..
-Jesteśmy.
-A tak..
-Powodzenia i nie ma za co.
Bezczelna, nawet jej nie podziękowałam a ona mówi mi
"nie ma za co".. Uniosłam oczy ku górze i weszłam do ogromnego domu.
Przeszłam przez te głupawe korytarze i stanęłam przed drzwiami Mustanga. Mimo
że wchodziłam do niego bez pukania, to brakowało mi mojego super wejścia z kopa
i przywitania go jak starego przyjaciela. Wspomnienia przeleciały mi przez
głowę. To dziwne ale się uśmiechnęła, lubiłam swoje poprzednie życie, ale nie
mogłam już wytrzymać tej niepewności. Tak jak podejrzewałam w jego biurze
znajdowali się prawie wszyscy. Noah, Ed, Al, Riza i reszta jego bady.. O dziwo
nie dostrzegłam Armstroga, odkąd pamiętam zawsze chodził za Erlic'ami. Stanęłam
przed biurkiem "generała" Mustanga i wyjęłam ze środkowej kieszeni
munduru list. W momencie mojego wejścia wszelkie rozmowy zamilkły, a atmosferę
można było zbierać łyżką. Wręczyłam list zapalnikowi po czym stanęłam w pozycji
wyjściowej.
-Akta dotyczące przegrupowania wojska.
-Rozumiem.
Stałam i czekałam aż Mustang skończy czytać i da mi
odpowiedź co zamierza zrobić. Po jego minie mogłam tylko się domyślić, że nie
jest dobrze.
-Niech to szlag!
-Co się stało?
Riza podeszła do zapałki i wzięła list w ręce. Wszyscy
zebrani skupili swoje zaciekawione spojrzenia na Rizie. Z każdym kolejnym
zdaniem jej twarz wyglądała inaczej. Do jej oczu napłynęły łzy, a usta
otwierały się coraz szerzej. Jeszcze nigdy nie widziałam żeby Riza, aż tak się
czymś przejęła. Nie może być dobrze.
-To nie możliwe.. Dlaczego?!
Al podbiegł do biurka i wziął od Rizy list.
-"Uprzejmie informuje że został pan zwolniony z
obowiązku pełnienia dalszej służby. Z powodu pańskiej niezdolności do pracy,
postanowiliśmy wyznaczyć innego generała. Problemy zdrowotne wynikające z urazu
pańskiego oka, uniemożliwiają panu prowadzenie dalszej służby. Z przykrością
jestem zmuszony odesłać pana na wcześniejszą emeryturę. Był pan wspaniałym
generałem, jednak nie zasłużył się pan w wielu bitwach. Oczekuję że pańscy
żołnierze nie będą stawiać oporu i pożegnają pana z dumą i wdzięcznością panie
Mustang. Proszę o opuszczenie rezydencji i zabrania ze sobą swoich rzeczy.
Dostaje pan dwa dni, oczekuje że przygotuje pan swoich podwładnych na przyjęcie
nowego generała, którym oficjalnie został Eric McHarrer. Z poważaniem
Fuhrer." To niemożliwe..
Na dźwięk ostatnich słów zatkało mnie. Eric generałem? Niby
dlaczego? Co złego było w Mustangu?! Krzyk w mojej głowie uświadomił mnie w
fakcie, że nadal jestem częścią armii dowodzącej przez zapałkę.
-Ta gnida ma zostać generałem!!? Czy on oszalał?!
-Edward siadaj. Nic na to nie poradzimy tak zdecydował
Fuhrer.
Mustang spojrzał w moją stronę. Jego kruczoczarne oczy wbiły
się we mnie niczym dwa kołki. Nie wiedziałam co mam zrobić, ale przypomniałam
sobie że to już nie moja sprawa. To nie moja wina, że go wyrzucają, chociaż
pewnie wszyscy myślą że jednak brałam w tym jakiś udział.
-Więc, zgadzasz się na postawione ci warunki?
-JAKIE DO CHOLERY WARUNKI! ON NIGDZIE SIĘ NIE WYBIERA! TWÓJ
CHŁOPTAŚ NA PEWNO NIE PRZEKROCZY PROGU TEGO POKOJU!
-Więc?
Zignorowałam wybuch Ed'a i nie odrywając oczu od Mustanga
oczekiwałam na jego odpowiedz. Już miał mi odpowiedzieć, kiedy Edward podbiegł
w moją stronę, w momencie kiedy wyciągnął w moją stronę dłoń. Lekko zetknęłam
ze sobą dłonie, a z metalowej bransoletki jaką dostałam od Erica, stworzyłam
mały sztylet którym przecięłam policzek Ed'a. Przyłożyłam go do jego szyi i
spojrzałam bezbarwnym spojrzeniem.
-Jeszcze raz zbliż się do mnie, nie bliżej niż dwa metry a
poderżnę ci gardło.
Krew ściekająca z jego policzka sprawiła, że poczułam się
jak śmieć. To był drugi raz kiedy zraniłam go świadomie. Pierwszy raz, którego
bardzo żałuje, nastąpił po śmierci Aki. W jego spojrzeniu widać było, że nie
może w to uwierzyć. Wzrok zebranych wbity był we mnie jak tysiąc takich
sztyletów, jaki znajdował się teraz przy gardle Edwarda. Winry która siedziała
przy Noah, podbiegła w naszą stronę i odciągnęła niedowierzającego Ed'a w
miejsce, na którym niedawno siedział. Dopiero kiedy usiadł dotknął swojego
policzka i spojrzał na zakrwawioną dłoń. Winry która ze zmartwioną miną
oglądała dość głębokie rozcięcie, a ja pogrążyłam się w żałości i podświadomie
zadałam sobie pytanie dlaczego to nie mogę być ja. Z powrotem spojrzałam na
Mustanga, który tak jak reszta nie mógł uwierzyć w to co się przed chwilą stało.
-Przedłużę twoją przeprowadzkę o dwa dni.
Odwróciłam się i podeszłam do drzwi.
-Nie trzeba..
Odwróciłam się i spojrzałam w jego stronę, jego twarz jak
zwykle była poważna. O dziwo nikt więcej się nie odezwał, kiwnęłam tylko głową
dając mu znak że zrozumiałam. Odwróciłam się i pchnęłam drzwi, mój głos
przerwał grobową ciszę.
-Żegnaj generale.
Wyszłam po czym zamknęłam drzwi. nie dotrzymałam swojej
obietnicy, nie mogłam wyjść z szoku po tym wszystkim co usłyszałam i po ty co
zrobiłam. Moje ostatnie słowa nie wzbudziły zapewne w nikim chociażby krzty
zaufania.. Pewnie nikt nie uwierzył w to że też się smucę jego odejściem. Nawet
nie wiedzą jak się mylą, dlaczego Fuhrer postanowił go zwolnić.. Wyszłam z
budynku, skrzypiący śnieg pod moimi nogami zdawał się być o wiele cięższy.
Odeszłam od budynku i skierowałam się w stronę kawiarenki, w której zawsze
jadałam z Elric'ami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz