środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział 31. Elementy układanki


-Podwieźć?
-Tak..
Wstałam i otrzepałam się ze śniegu.. Bolała mnie głowa, ale nie mogłam się teraz tym przejmować. Muszę jak najszybciej znaleźć się w kwaterze zapalnika..
-Dokąd?
-Muszę jak najszybciej znaleźć się u zapałki..
-Kogo?
-Mustanga!
-No wiesz.. Trochę mi nie po drodze..
Podeszłam do niej i chwyciłam ją za ramiona, zbliżyłam się do granic możliwości i spojrzałam jej w oczy. Wyglądała na lekko przestraszoną i zdezorientowaną, ale jestem pewna że kontaktowała.
-To sprawa życia i śmierci.. Może zabrzmiało to trochę jak z kiepskiego filmu, ale musisz mi uwierzyć.
Sheska patrzyła na mnie otępiałym spojrzeniem, nagle spojrzała w dół i głęboko westchnęła. Po chwili wyrwała się z mojego uścisku i stanęła przede mną. Ścisnęła ręce w pięści i przyjęła postawę bojową. Z bardzo obniżonym tonem głosu i przymrużonymi oczami spojrzała na mnie i bardzo powoli i starannie, wygłosiła tekst rodem z książki..
-Zróbmy to, mój drogi pomocniku..
-Świrujesz?
Zrobiłam głupią minę i spojrzałam na Sheske, nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą zrobiła. Dziewczyna opuściła głowę, jęknęła i chyba się załamała.. Szybko wróciłam myślami do rzeczywistości, nie było czasu na wygłupy.
-Sheska! Nie mogę marnować czasu, podwieziesz mnie czy nie.
-Jasne! Wsiadaj.
Już wchodziłam do samochodu, kiedy usłyszałam głos dziewczyny, który skierowany był w moją stronę.
-Ale pozwól mówić do siebie pomocniku..
-Pozwoliłabym gdybym była głupia..
-Jesteś okrutna..
Wsiadając do samochodu musiałam przecisnąć się przez górę książek. Całe auto zawalone było literaturą, na fotelach i pod nimi znajdowało się multum książek, wiele z nich było w różnych językach.
-Chyba lubisz czytać co?
-Yhym, pamięta każdą jaką przeczytałam...
Widziałam jak na jej twarzy maluje się lekki uśmiech. To musi być fajne, cieszyć się z tak drobnych rzeczy, pamiętać każdy szczegół.. Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się że świat w oczach Sheski jest bardziej barwny i nie ma w sobie takiego bólu, jaki widzę ja. Może to nie świat jest zły, tylko moje nastawienie? Rany czemu zawsze w takich chwilach bierze mnie na refleksje? Jechałyśmy około pięciu minut, wyskakując z samochodu uśmiechnęłam się do niej ciepło i podziękowałam. Przebiegałam przez drugi korytarz i weszłam do gabinetu, wyważając nogą drzwi. Nikogo w nim nie było..
-Niech to szlag!
Z całych sił kopnęłam biurko, papiery które na nim leżały rozsypały się po całym pomieszczeniu. W tej samej chwili zza szaf z dokumentami wyszedł jakiś chłopak, na sobie miał mundur dywizjonu S.
-Hej układałem to!
-Nie..
Podeszłam do niego i chwyciłam go za kołnierz, lekko podduszając.
-Gdzie Mustang?
-Wyniósł się..
Spojrzałam na niego piorunującym spojrzeniem, chłopak nie wyglądał na zadowolonego.. Puściłam go i rzuciłam się w kierunku drzwi. Wybiegłam na zewnątrz, wokół mnie nie było żywej duszy.. Głupia Sheska, miała poczekać.. Pokiwałam głową i rzuciłam się w stronę kawiarenki, w której wszyscy jadali. Zimno szczypało mnie w nos i policzki.. Nie miałam na sobie rękawiczek, ani szalika, zimny wiatr co i raz uderzał o moją gołą szyje. Przedzierałam się przez nieodgarnięty śnieg, aż w końcu dotarłam do kawiarni. Nikogo w niej nie było..
-Cholera..
-Szukasz kogoś?
Spojrzałam w stronę kelnerki, która właśnie czyściła stoły. Wyglądała jakoś znajomo, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć kim jest..
-Taa..
-Dawno cię tu nie było Fibi.. Wiesz nikogo nie ma, bo wszyscy poszli pożegnać generała. Myślałam że ty też tam będziesz.. Nie mogę uwierzyć że zwalniają takiego człowieka, przecież on..
Wybiegłam z kawiarni nie pozwalając dziewczynie dokończyć.. Jak mogłam zapomnieć! Biegłam z dużą szybkością co i raz na kogoś wpadałam, to dziwne ale dziś na ulicach były tłumy ludzi.. Pędziłam przez place i wąskie uliczki, skracałam sobie drogę jak tylko mogłam. Kilka razy upadłam kalecząc sobie przy tym kolana i łokcie. Dopiero teraz zaczęłam odczuwać upadek, jaki zaliczyłam kiedy wpadłam Shesce pod koła. W mojej głowie waliły młoty pneumatyczne, a obtarcia na nogach i rękach szczypały jak cholera. Jestem ciekawa jak wszyscy zareagują na moje przybycie, w końcu nie byłam zaproszona i podejrzewam że nie jestem mile widziana. Nie obchodzi mnie co o mnie myślą, robię to co uważam za słuszne. Nie mogę pomóc już Aki, ale mogę pomóc ludziom, którzy jeszcze żyją.. No właśnie JESZCZE.. Już prawie dobiegałam do hangarów, kątem oka spostrzegłam Eric'a, który wchodził do jednego z nich. Przez głowę przeszły mi słowa Margaret.. "Stalowego zostawiam tobie, nie jest dużym zagrożeniem. Jutro odbędzie się pożegnanie generała, jeżeli przyjdziesz w porę upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu".. Na myśl o tym co zaraz może się wydarzyć, dostałam przypływu energii.. Rzuciłam się w stronę hangarów, musiałam wpaść tam w porę, nie mogę się spóźnić.. Zdyszana i poobijana wpadłam do środka, miny zebranych nie wyglądały na zadowolone. Wściekłe spojrzenia kierowane w stronę Eric'a, przeszły na mnie. Poczułam się dziwnie, nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Zapomniałam że wszyscy mają mnie za jego panienkę.. Spojrzałam na Eric'a, któremu na twarzy malował się szyderczy uśmieszek. W chwili kiedy odwrócił się w moją stronę, z szyderczego uśmiech stał się ciepły i bardzo przyjemny.. Nie mogłam uwierzyć w to ile masek, ma w zanadrzu ten człowiek..
-O Fibi, ty też przyszłaś świętować?
Jego głos doprowadzał mnie do szału, chciałam mu przywalić w pysk i rozwalić ten jego fałszywy pysk, ale nie mogłam. Gdybym to zrobiła, nie jestem pewna co by się stało.. Gdyby się dowiedział, że znam prawdę i chcę ją przekazać Mustangowi, mógłby zrobić coś co zaszkodziłoby wszystkim zebranym.. Swoim niepewnym spojrzeniem, jeszcze raz dokładnie, sprawdziłam ile w pomieszczeniu jest osób. Wydawać by się mogło, że przyszedł każdy żołnierz, z każdego oddziału i każdej jednostki. Mój wyraz twarzy al'a speszona fretka, sprawił że niektórzy patrzyli na mnie lekko zdziwieni. Szybko się otrząsnęłam i przybrałam swój zwykły wyraz twarzy.
-Ta.. świętować..
-Hahaha! To wspaniale! Ja też przyszedłem obejrzeć tą szopkę..
Jego śmiech i każde inne wypowiadane słowo, sprawiało że chciało mi się rzygać. Cieszyłam się z faktu, że wzrokiem nie można zabić, byłoby ze mną cienko gdyby było inaczej. Wzrokiem szukałam Ed'a, który jak mi się zdawało, był głównym celem Eric'a. Dziwnie się złożyło, że Eric robił to samo.
-Widzisz Fibi, od dziś to ja jestem generałem.. A w związku z twoim odejściem z dywizjonu, jesteś też moją podwładną.. Oh.. zapomniałbym wy WSZYSCY jesteście moimi podwładnymi, hahahaha..
Zacisnęłam zęby i starałam się go nie uderzyć, musiałam trzymać nerwy na wodzy, czego jak każdy wie Edward nie potrafi.
-Śnisz jeżeli myślisz że ktoś za tobą pójdzie!
-Nie śnie, po za tym nie będą szli za mną tylko przede mną. Przecież do tego służy armia.
-Ty!!
Edward klasnął w ręce, z jego stalowej ręki wystrzeliło ostrze. Przebiegł przez połowę sali, odbił się od ziemi i zmierzał w kierunku Eric'a. Szybkim i zgrabnym ruchem stworzyłam marmurową ścianę, w którą uderzył Edward. Ściana, pękła po czym rozkruszona powoli zsuwała się na ziemie.. Jego ostrze znajdowało się teraz tuż przed moimi oczami. Jego zdziwiona mina, a raczej miny wszystkich wskazywały na to, że nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. Cyganka patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, miałam nadzieje że właśnie teraz grzebie w mojej głowie. Złożyłam ręce, niebieskie iskry wystrzeliły z pod moich dłoni. Po chwili z tytanowej bransoletki wystrzeliło ostrze, wyglądem przypominające ostrze Ed'a. Wiedziałam co robię, w odróżnieniu od Elric'a, jestem pewna że teraz przeklina mnie i nienawidzi ze wszystkich sił. Szybkim ruchem, wbiłam tytanową broń w stalowe ramie Ed'a, rozwalając je przy tym w drobny mak. Ostrze które jeszcze chwilę temu przyłożone było do mojej twarzy, teraz rozsypało się po ziemi. Jego wyraz twarzy zadał mi więcej bólu, niż mogłaby poczuć wbijając w swoje serce tytanowe ostrze. Uniosłam rękę i uniosłam swoje szkliste spojrzenie na Ed'a. Bałam się że łzy trysnął mi z oczu i z mojego planu nici, ale jakoś udało mi się powstrzymać. Zimnym bezbarwnym tonem, który współgrał teraz z moim stanowczym wyrazem twarzy wypowiedziałam słowa, których nigdy w życiu bym nie wypowiedziała.
-Nie waż się podnosić ręki na generała stalowy.
Zdziwione spojrzenia zebranych, wprawiały mnie w uczucie pogardy.. W tej właśnie chwili, gardziłam sobą, od pewnego czasu nie mogę poznać sama siebie.. Nie zmieniając wyrazu twarzy z moich ust wypłynęły kolejne zimne, jak lód słowa.
-Odejdź, albo będę musiała ponownie interweniować.
-No dalej..
Zamachnęłam się i wycelowałam ostrzem w głowę Ed'a, byłam kilka milimetrów od jego czaszki, kiedy rozległ się potworny krzyk.
-NIEEE!
Winry rzuciła się w naszą stronę, zawieszając swoje drżące ręce na szyi Edwarda. Eric który przyglądał się całej sytuacji z pierwszych rzędów, zaczął śmiać się w niebo głosy.
-Wiedziałem że będzie ciekawie, ale nie podejrzewałem że aż tak. Odejdź Fibi skarbie, ja się tym zajmę.
W chwili słabości puściły mi nerwy. Odwróciłam się w stronę Eric'a i przyłożyłam mu ostrze do gardła.
-Jeszcze raz nazwij mnie skarbem, a utnę ci łeb.. Generale.
Eric wyszczerzył tylko zęby i uniósł ręce na znak spokoju. Odsunął się kilka kroków w tył i zaśmiał radośnie, przybierając minę niewinnego psa.
-Spokojnie alchemiku.. Zaraz, przecież ty nie masz przydomka. Może dlatego że jeszcze nie zasłużyłaś, tyle czasu być w alchemikiem w armii i nie dostać przydomka? Czyżby były generał Mustang uznał, że twoje starania są daremne i nie jesteś warta nawet głupiego przydomka. A może od razu stawiał na to, że zginiesz przy pierwszym zadaniu..
-Dość..
W tej chwili moje uczucia były mieszane.. To prawda nie dostałam przydomka, ale czy to naprawdę takie ważne? Czy bycie alchemikiem, oznacza że musisz mieć przydomek? Może Eric ma racje, może nie jestem dość dobra, żeby nadawać mi nawet taki głupi, nic nie znaczący przydomek.. Co za głupota. Poczułam jak po policzku ścieka mi łza.. Moja głowa znowu przepełniona była wieloma rzeczami, a moje uczucia wahały się, coraz mocniej z każdym rozwojem sytuacji. Nie chciałam nic powiedzieć, bałam się że mój głos będzie drżeć, co przysporzy mi jeszcze więcej wstydu. Nie oglądając się na Eric'a, ani na nikogo innego wyszłam z hangaru. Nie chciałam stamtąd odchodzić, ale nie chciałam też żeby Eric widział że jednak z nimi zostaje. To za duże niebezpieczeństwo, nie chciałabym żeby przysłuchiwał się, temu co będę mówiła mustangowi. Na szybkiego obmyślałam plan działania. Ze środka usłyszałam słowa rzucone przez Eric'a do reszty zebranych.
-Idę poszukać mojego obrońcy, płacze gdzieś dziecina i potrzebuje pocieszenia.. Bez obaw Edwardzie, pociesze ją.
Zdanie które przed chwilą wypowiedział Eric, nic tylko uświęciło mnie w fakcie że jest dupkiem. Pobiegłam w stronę ludzi, którzy pośpiesznie gdzieś podążali. Na śniegu było wiele śladów butów, na wypadek gdyby Eric chciał mnie szukać, nie będzie wiedział gdzie poszłam. Nie mam zamiaru ułatwiać mu czegokolwiek, a już zwłaszcza zbliżania się do mnie. Wbiegłam do kamienicy, i weszłam po schodach na samą górę. Schody prowadzące na dach, ogrodzone były kratą i stabilnie wyglądającą kłódką. Nie miałam innego wyboru, złożyłam ręce po czym dotknęłam kłódki. Ta rozwaliła się, a jej części upadły na ziemie. Wbiegłam na budynek i obserwowałam, w którą stronę idzie Eric i czy mogę już wrócić do hangarów. Po kilku minutach McHarrer zniknął z pola widzenia, zbiegłam z dachu i udałam się do hangarów. Wchodząc tam przywitały mnie te same zimne i wściekłe spojrzenia, jednak teraz sytuacja wyglądała inaczej. Wszyscy siedzieli z zamyślonymi minami, na niektórych twarzach malował się smutek, a na innych nienawiść. Mustang patrzył na mnie bezbarwnym spojrzeniem, westchnęłam głęboko i odważyłam się przemówić jako pierwsza.
-Musimy pogadać.
-Nie wiem czy jest o czym..
-Uwierz mi że jest..
-Myślę że twoja obecność tu jest zbędna..
Jego wzrok wskazywał na to, że gardzi mną jak każdy kto mnie w tej chwili otaczał. Patrzył na mnie z góry, znowu czułam się jak dziecko.. W młodości nikt nie traktował mnie poważnie, nikt mi nie wierzył, a ludzie patrzyli na mnie z góry. Obiecałam sobie że już nigdy do tego nie dopuszczę, ale jak widać nie zasłużyłam na szacunek. Zacisnęłam pięści i zebrałam się w sobie.. Nigdy więcej nie będę dzieckiem!
-Posłuchaj mnie, ty pusty zapatrzony w siebie dupku! Wiele razy narażałam za ciebie dupę, nawet teraz, mimo twojej pogardy chcę ci pomóc! Więc stul pysk i słuchaj!
-Nie pozwalaj sobie! Myślisz że możesz wszystko, ale ty nie możesz nic! Zmieniasz się w zależności od tego, kto przyjmuje władze! Jesteś pijawką, która czepia się każdego! Zawsze kiedy potrzebujesz pomocy, przychodzisz do osób, które ci pomogą.. Ale uwierz mi, nigdy więcej na mnie nie licz..
Obejrzałam się dookoła, wszystkie spojrzenia wyglądało tak samo.. Wszyscy byli przeciwko mnie.
-Może masz, racje.. Nie jestem warta nawet chwili uwagi. Jestem nędzną pijawką, która szuka teraz pomocy, do rozwiązania własnego problemu.
Uśmiechnęłam się do siebie i pokręciłam głową. Ten głupi dupek ma racje, szukam pomocy w każdym, nawet w ludziach od których się odwróciłam.. Spojrzałam na Mustanga i skierowałam się w kierunku wyjścia..
-Zaraz.. Ona..
-Nie Noah, kłamałam.
Cyganka wbiła we mnie smutne, pełne żalu spojrzenie. Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową. Wzięłam głęboki oddech i pobiegłam przed siebie, nie wiem co mam teraz zrobić.. Biegłam w stronę polany na której kilka lat temu, przeżyłam swoje pierwsze olśnienie i udało mi się wybrnąć z ogromnego gówna.. W drodze potknęłam się i upadłam twarzą w śnieg. Nie miałam siły się podnieść, z moich oczu płynęły łzy.. Co mam teraz do cholery zrobić? No co?!
*
-Fibi? Fibi co robisz?
-Buduje..
-Co budujesz?
-Schron..
-Schron?
-Tak..
-A po co ci..
-BO TAK I JUŻ!
-Fibi...
-Zostaw mnie Aki!
-Fibi gdzie biegniesz? Fibi?!
-Jak najdalej od ciebie!
-Fibi, jesteś cała?
-Nienawidzę cię!
-Fibi..
-Przez ciebie wszyscy patrzą na mnie jak na robaka! Zawsze jesteś pierwsza! Nienawidzę cię! Chce żebyś sobie poszła!
-Fibi.. Ja nie chciałam..
-Ale zawsze to robisz!
-Kocham cię Fibusiu.. Wstań ze śniegu Fibi, przeziębisz się i mama znowu będzie się martwić..
-Aki-chan..
-Zaraz coś wymyślimy i nie będzie problemu Fibciu..
-Aki-chan!
-Kocham cię siostlo..
-Ja.. Też cię.. Kocham Aki..
*
Wstałam ze śniegu i wytarłam łzy..
-Więc masz jakiś pomysł Aki? Jakikolwiek..
Wokół mnie rozlegała się tylko cisza, na polanie nie było ani jednej żywej duszy. Stałam i patrzyłam w niebo, spadające płatki śniegu wpadały mi do oczu. Muszę być silna, nie mogę się poddać w takiej chwili, już prawie mi się udało..
-Nie byłam w stanie cię obronić Aki, ale teraz nie ulegnę..
Otrzepałam się ze śniegu i ruszyłam z powrotem do mieszkania, w którym jeszcze mieszkałam Erickiem. Muszę zabrać swoje rzeczy  znaleźć sobie miejsce gdzieś w hotelu, nie mam najmniejszego zamiaru zostawać w jednym domu z tym kłamliwym cwelem. Nagle wpadł mi do głowy pomysł, który jak sądzę powinien się udać, jeżeli zachowam spokój i będę trzeźwo myśleć. Weszłam po schodach na górę i w ciszy weszłam do ciepłego mieszkania.
-Fibi? Martwiłem się..
Zatroskany wyraz twarzy tego podłego kłamcy wyprowadzał mnie z równowagi, ale musiałam oprzeć się pokusie połamania mu karku. Mój plan uważam za rozpoczęty.
-Nie ma o co.
-Wiesz myślałem co powiedziałem wtedy w hangarach i uważam że to co Mustang może o tobie myśleć to nie prawda. Jesteś zdolna, utalentowana, silna, no i ładna. Masz wszystko co można chcieć od kobiety.
-Dziękuje.
Spojrzałam na niego z uśmiechniętą miną. Zdjęłam buty i poszłam do swojego pokoju, z pod łóżka wyjęłam swoją skórzaną torbę i zaczęłam się pakować.
-Wybierasz się gdzieś?
-Tak, odeszłam z dywizjonu, więc wedle regulaminu muszę opuścić dotychczasowe miejsce zamieszkania.
-Daj spokój, przecież Fuhrer się nie dowie jak prześpisz tu jeszcze jedną noc..
-Jedną?
Spojrzałam na niego pytająco, Eric wyglądał na speszonego i lekko poddenerwowanego.
-No wiesz, jedną z wielu..
Próbował wybrnąć z tego, zamydlając mi oczy. Zaśmiałam się tylko i wróciłam do pakowania.
-Wariat z ciebie wiesz?
-Tak sądzisz?
-Tak..
-Więc nic nie zmieni twojej decyzji?
-Nie, obiecałam Fuhrerowi że dotrzymam ostatnich punktów regulaminu.
-Rozumiem.. Więc, w którym hotelu się zatrzymasz?
-Jeszcze nie wiem, ale może w tym małym motelu na przedmieściach.
-Trochę tam, strasznie. Nie będziesz się bała jutro wrócić?
-Wrócić? A po co miałabym wracać?
-No wiesz, przesilenie i te sprawy..
-O cholera, zapomniałam o tym.
-Nic nie szkodzi, podjadę po ciebie o szóstej.
-Jasne, perfekcyjnie.
-Rozumiem.
Stałam przy drzwiach i zakładałam swoje buty. Eric trzymał moją torbę, którą zaraz od niego zabrałam. Wychodząc z domu rzuciłam mu wesołe "do zobaczenia" i wyszłam. Nie mogłam uwierzyć w to, jaką dobrą jestem aktorką. Kto by pomyślał, może jak znudzi mi się to całe alchemikowanie, zrobię karierę w show biznesie? Rzecz jasna skłamałam w sprawie hotelu, zatrzymałam się w tym samym, w którym kilka lat temu zatrzymałam się razem z ki, Ed'em, Al'em i Winry. Kupa wspomnień, które znowu będą mnie męczyć, no ale trzeba to jakoś przeżyć. Jak to mówiła mama, mówi się trudno i idzie się dalej. Po zameldowaniu się pod fałszywym nazwiskiem, weszłam do pokoju. Nie był to ten sam co przedtem, ale wyglądał bardzo podobnie.Rzuciłam się na łóżko i patrzyłam się w sufit, co teraz? Spojrzałam na zegar, dochodziła dziesiąta, postanowiłam że najlepszym rozwiązaniem będzie kąpiel. Jak pomyślałam tak też zrobiłam, rzuciłam ubrania na podłogę w łazience i weszłam pod prysznic. Ciepła woda spływająca mi po karku uspokajała mnie, tym samym łagodząc ból głowy. Moje ciało było wyczerpane, to co dziś przeżyłam, uświadomiło mi że moja służba w dywizjonie była cholernie nudna. Ja chodziłam na patrole, a od czasu nadejścia zimy Eric znikał coraz częściej. Od czasu kiedy zostałam oficjalnie przyjęta do dywizjonu przez oznaczenie a szyi, wydawało mi się że Eric przestał się starać. Zaczął traktować mnie zwyczajnie, a nasze relacje przestały wyglądać tak samo jak przed moim wstąpieniem do armii Fuhrera.. Patrząc na to z innej strony, to nie ja się wycofałam z gry, tylko Eric. Co i raz znikał bez słowa i wracał po kilku godzinach. Do tego tyle nowych ludzi pojawiło się w moim życiu, to wszystko przysłoniło mój cel i racjonalne myślenie. Może powinnam była bardziej skupiać się na swojej misji niż na pracy dla Fuhrera. Zupełnie zapomniałam co chciałam przez to osiągnąć. Stałam się zimną suką, która broniła strasznie fałszywego cwela, zamiast bronić przyjaciół. Do tego Eric, zawsze gadał że lubi patrzeć na księżyc, a na punkcie tego przesilenia to już w ogóle zwariował. Jakby mnie obchodziło że księżyc jest wpełni w dniu przesilenia. Wyszłam z wanny i właśnie wycierałam włosy ręcznikiem kiedy przypomniałam sobie drobny szczegół.. Pełnia w dniu przesilenia..
*
-Widziałaś kiedyś pełnie księżyca w dniu przesilenia?
-Chyba nie..
-Bo to wyjątkowa chwila, zdarza się raz na kilkadziesiąt lat... Uwierz mi piękny widok.
-Widziałeś je już kiedyś?
-No pewnie!
*
Jak Eric mógł widzieć pełnie w dniu przesilenia, skoro zdarza się ona raz na kilkadziesiąt lat.. Erick o ile pamiętam ma teraz Dwadzieścia jeden.. więc jak to.. Otworzyłam szeroko oczy i cisnęłam ręcznikiem o ścianę.
-Jaka ze mnie idiotka..
Rzuciłam się do torby i wyrzuciłam z niej wszystkie rzeczy. Włożyłam na siebie spodnie bluzkę i sweter. Rzuciłam się w stronę drzwi, szybko wciągnęłam na siebie luty, założyłam kurtkę i szalik, a mokre włosy przykryłam czapką. Wybiegłam z hotelu jakby się paliło, biegłam ile tylko miałam sił w nogach. Miałam nadzieje że biblioteka jest jeszcze otwarta, może jak dowiedzą się że jestem alchemiczką to mnie wpuszczą.. Niestety przeliczyłam się..
-Niech to szlag!
Stałam i myślałam co mogę zrobić, włamanie nie wchodzi w grę. Szukanie książki w tej stercie literatury i innych dokumentów zajęłaby mi wieki, a Eric z kilkoma swoimi podwładnymi zjawią się prze biblioteką w przeciągu kilku minut.. Wtedy byłby problem.. Skąd do jasnej cholery mam wziąć książkę o astronomii, o dwudziestej trzeciej? Sheska! Tak jest! Biegłam w kierunku domu Sheski, który o ile dobrze pamiętam znajdował się zaraz przy kawiarni, w której jakiś czas piłam z Aki czekoladę i zajadałyśmy się ciastkami.. Biegłam przez warstwę świeżego puchu, śnieg padał nie miłosiernie, przykrywając okolice coraz to nową warstwą bieli. Kiedy dotarłam na miejsce, światło w domu dziewczyny było zgaszone. Nie ma mowy żebym sobie poszła, wybacz Sheska, ale pomocnik musi cię o coś spytać..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz