środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział 22. Lior


Wyszłam na mały balkonik, świeciło słońce.. Świetnie zaczyna się lato... Nie to że nie lubię lata ale.. No dobra nie lubię. Te wszystkie robale i te palące słońce, do tego nie można spokojnie pomyśleć bo ludzie przechodzą obok ciebie i cię rozpraszają.. Może trochę lubię lato, ale tylko jak znajdę cień i jakieś ciche miejsce.. Wstałam dość wcześnie jak na mnie więc wzięłam trochę dłuższy prysznic. Włosy miałam mokre więc zawinęłam je w ręcznik, na sobie miałam piżamę i szlafrok. Było za ciepło na moje dotychczasowe ubrania więc założyłam beżowe spodenki, czarną bluzkę no i jakieś czarne buty za kolana zapinane na klamry. Tylko tyle mi zostało po zeszłorocznych zakupach.. Kierowałam się w stronę dworca, Al i Ed powinni już dojeżdżać. Oparłam się o słup informacyjny i czekałam. Pociąg stanął, na samym końcu wysiedli Elric'owie. Rozglądali się w około szukając mnie wzrokiem, nie miałam najmniejszego zamiaru robić z siebie idiotki jak reszta na tym dworcu i machać do nich, albo krzyczeć.. Po krótkiej chwili Al wskazał na mnie palcem i oboje do mnie podeszli..
-Więc co się dzieje w mieście?
-Nie wiesz że najpierw należy się przywitać?
Ed zrobił tylko głupią minę i uśmiechnął się ironicznie, zrobiłam to samo.
-Cześć..
-Witam.
-Więc co to za sprawa?
-Nie wiem..
Był zły, a może bardziej załamany.. hmm może był podminowany? Nie ważne.. Al roześmiał się, pierwszy raz od mojego powrotu widziałam go uśmiechniętego, on był naprawdę rozbawiony. Na samą myśl uśmiechnęłam się lekko.. Ed minął mnie tak szybko że poczułam lekkie muśnięcie wiatru, razem z Al'em odwróciliśmy się i poszliśmy za nim. Zapomniałam że miałam przestać być zrzędliwa i irytująca, ale co ja mogę poradzić weszło mi to w nawyk..
-Może byś zwolnił.. gdzie tak galopujesz?
-Musimy się jak najszybciej dowiedzieć co się dzieje..
-Rany.. dlaczego ci tak śpieszno? A no tak panna ładna nie przyjechała więc musisz się spieszyć.
-Egh.. A wiesz że tak.
-Świetnie, kiedy wesele?
Kiepsko mu szło przegadywanie mnie, ale stara się chłopak. Zwolnił ale nie dlatego że się o to przyczepiłam, tylko dlatego że Al zwolnił..
-Więc jesteś teraz Państwowym Alchemikiem prawda?
-Taa..
-Jaki masz przydomek?
-Przydomek?
-Tak każdy z nas dostał, ja mam ..
-Wchodzimy.
Ed przerwał mu w połowie zdania. Staliśmy już przed domem i 'biurem' zapałki. Weszliśmy na górę i jak zwykle zrobiłam swoje wielkie wejście. To co zobaczyłam tak mnie zaskoczyło że nie wiedziałam co powiedzieć. Riza i Mustang, no dobra podejrzewałam że coś ten tego ale nie myślałam że zobaczę jak się obściskują. Edward parsknął śmiechem a Al usiłował powstrzymać napad śmiechu. Mustang i Riza odskoczyli od siebie jak oparzeni, na myśl o oparzeniu zaśmiałam się, kiedyś wykorzystam ten dowcip.. Oboje stali na baczność, twarz Rizy wyglądała jak wielki czerwony balon.. Zapalnikowi na mój widok znowu zaczęła pulsować żyła, usiadł i udawał że się nic nie stało..
-Czego chcecie?
-Buziaczka generale
Wszyscy parsknęliśmy śmiechem, tekst Edwarda nie spodobał się Rizie więc zdzieliła go w łeb, na co ja zaśmiałam się jeszcze głośniej. Mustang kiwnął jej żeby poszła..
-Ostatnim razem mówiłem ci że masz pukać jak wchodzisz.. Kto cię wychował małpa?
-Przykro mi ale nie jestem twoją krewną.
Uśmiechnęłam się ironicznie, żyła wyglądała jakby zaraz miała wyskoczyć z jego głowy i mnie udusić a oczy chyba miały mnie zjeść..
-Przyszliśmy dowiedzieć się o tej ważnej sprawie o której mówił generał dwa dni temu.
-Ach tak.. Więc..
-Więc teraz to twoja dziewczyna?
Mustang szybko odwrócił głowę i prawie stykał się ze mną nosem..
-NIE! TO NIE JEST MOJA DZIEWCZYNA!
-Rozumiem nie musisz krzyczeć... Ale lubisz ją nie?
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Nie?
-Nie.
-Aaaa Tak.
-Nie
-Więc nie czy tak.
-Nie!
-Ale nie że nie czy nie że tak.
-Nie że nie..
-Wiec tak
-Nie
-Aaaa więc tak że nie?
-PRZESTAŃ!
Krzyknął tak głośno że prawie zatkało mi uszy.
-NIE MUSISZ WRZESZCZEĆ!
-NIE WRZESZCZAŁBYM GDYBYŚ MNIE NIE DENERWOWAŁA!
-WIĘC CZEMU TERAZ SIĘ DRZESZ?!
-BO MNIE DENERWUJESZ!
-AHA!
Złapał się za głowę dłonią zasłaniając twarz.. Poszłam w miejsce na którym stałam ostatnio. Mustang podniósł oczy i odwrócił głowę w naszą stronę, potem wstał i odwrócił się do okna..
-Chodzi o to że homunkulusy przestały już atakować, co dziwniejsze zaczęły toczyć coś w rodzaju wojny z jakimiś niezidentyfikowanymi ludźmi. Ludzie ci zaczęli atakować Lior i pobliskie tereny zachodnie. Obawiamy się że kierują się w naszym kierunku, czegoś szukają i jak na razie robią wszystko żeby to znaleźć. Chce żebyście pojechali do Lior i zorientowali się o co tam chodzi, jeżeli nie złożycie raportu w ciągu czterech dni wyślemy armie...
Mustang patrzył na nas poważną miną. Byłam ciekawa co to za ludzie? Czemu zaatakowali tamto miasto? Czego oni szukają? Co może być aż tak ważne żeby zabijać i niszczyć? Podniosłam głowę i zauważyłam że Blondyna mówi coś Mustangowi na ucho..
-No ładnie! Nie możecie poczekać aż wyjdziemy?!
Po moich słowach zapalnik cisnął w moją stronę coś wielkiego i twardego, coś co zrobiło dziurę w ścianie. Riza spojrzała na mnie zabójczym spojrzeniem i zanim się spostrzegłam na ścianie za mną był obrys mojego ciała 'narysowany' kulami. Jak ona to zrobiła?
-A teraz możecie iść... Aha. Idźcie jeszcze po drodze do wielkiej sali, coś tam na was czeka. Zeszliśmy na dół, Ed pchnął wielkie drzwi a za nimi.. No nie! To "C O Ś" to Winry.. Blondi rzuciła się na szyję Ed'owi i wisiała tak przez dobre kilka minut. Spojrzałam na Al'a on tylko uśmiechnął się nerwowo i wzruszył ramionami. Spojrzałam na blondi, która wisząc na szyi Ed'a uśmiechała się do mnie szyderczo.. Pokiwałam głową, przewróciłam oczami i odkręciłam wzrok. Do sali wszedł Mustang, patrząc na moją minę uśmiechnął się szeroko..
-Więc podoba się niespodzianka?
Wisząca na Edzie blondyna odwróciła się i stanęła o własnych siłach.. W oczach zapalnika widziałam niepohamowaną radość z tego że byłam niezadowolona.
-Oczywiście, jak mogłabym się nie cieszyć że nasz drogi myślący że jest bystry i inteligentny generał, przyczepił nam kule do nogi.
-Uważaj na słowa przybłędo bo mogę cię na stałe uszkodzić..
-Sugerujesz coś?
-Owszem. Takie jak ty niszczę jednym palcem.
-Naprawdę..
-Ej ej ej.. Spokój.
Stałam tak blisko blondi że prawie dotykałyśmy się czołami. Al złapał mnie za łokcie i odciągną od niej jak najdalej. Mustangowi zszedł już uśmieszek z twarzy..
-Taa.. Wspaniała decyzja zapałko.. Spadam stąd
-Fibi zaczekaj! Fibi stój to rozkaz!
-Wisi mi to..
Wyszłam i skierowałam się w stronę dworca. Kilkadziesiąt metrów ode mnie szła pozostała trójka. Myślałam że będę miała chwile spokoju od tej zołzy i wyjaśnię sobie kilka spraw z Ed'em, ale ta pieprzona larwa nie da mi się do niego zbliżyć na metr. Jak takie coś mogłoby mnie zgnieść jednym palcem? Ona nawet robaka nie miałaby siły zabić skacząc po nim i depcząc go.. Głupia pinda..
-Fibi czekaj.
Odwróciłam się i zobaczyłam biegnącego Al'a. Nic mi przecież nie zrobił więc czemu miałabym z nim nie rozmawiać? Zatrzymałam się i poczekałam aż dobiegnie, zrównał się ze mną i poszliśmy naprzód.
-Musisz wybaczyć Winry ostatnio zrobiła się nerwowa..
-Ostatnio? Masz na myśli od czasu mojego przyjazdu..
-Ymm.. Tak. A..Ale to chwilowe.
-Nie oszukujmy się my się nie polubimy Al.
-Wiem, ale powinnyście zacząć się tolerować. Teraz jesteśmy drużyną a Winry jest jej częścią.
Miał racje, jest potrzebna w razie problemów ze zbroją Ed'a. Nie musiałam jej lubić ale powinnam ją tolerować, jeżeli nie chce jej zabić. Chce ale nie mogę..
-Dobra, ale jeżeli jeszcze raz się rzuci.. nie trzymaj mnie..
On uśmiechnął się tylko szeroko, najwidoczniej był zadowolony. W pociągu usiadłam w ostatnim wagonie, Ed i blondi siedzieli po lewej stronie na pierwszych miejscach, a ja i Al po prawej stronie pośrodku. Alphonse siedział ze mną tylko dlatego żebym nie czuła się samotna, a przynajmniej tak mi się wydawało. Nie wyglądał na niezadowolonego, ale nie tryskał też entuzjazmem..
-Jeżeli chcesz przysiądź się do nich..
-Hmm.. Nie, nie zostanę tutaj.
-Coś się stało?
-Nie..
Wlepił wzrok w szybę i udawał że ogląda krajobraz, nie chciałam drążyć tematu więc nie miałam zamiaru się odzywać.. Po jakimś czasie Al sam zaczął rozmowę i ni z tego ni z owego zaczął mówić o swoim ojcu. Znałam Hohenheim'a ale nigdy z nim nie rozmawiałam, no może raz jak Aki zaczęła opowiadać o tym skąd pochodzimy. To była bardzo krótka rozmowa powiedziałam może dwa zdania. Myślałam że Hohenheim to zwykły ojciec, ale z tego co mówił Al był niesamowity, nie dlatego że stworzył kamień i zmieniał ciało.. Al widział w nim kogoś więcej, był dla niego wzorem do naśladowania.. Jeszcze nigdy nie widziałam kogokolwiek kto tak bardzo zachwalałby ojca i to takiego który go zostawił przez co miał tylko brata.. Jego miłość uświadomiła mi że ja właśnie tak kochałam siostrę, mimo że miała swoje wady kochałam ją tak po prostu za nic. Szczerze mówiąc nie pamiętam czy kochałam moich rodziców, nie wiem nawet czy w ogóle ich znałam.. Nic nie pamiętam i nic nie zdołałam sobie przypomnieć, teraz dopiero sobie przypomniałam że nigdy nie pytałam o ich imiona.. Pociąg się zatrzymał, więc wysiedliśmy kilkadziesiąt kilometrów przed Lior'em..
-Czemu nie dojechał do końca?
-Zapewne dlatego że to niebezpieczne..
Winry zmierzyła mnie lodowatym spojrzeniem, Al tylko mi przytaknął. Ruszyliśmy przed siebie, zaczęło się ściemniać a my byliśmy na obszarach pustynnych.. Szliśmy jeszcze godzinę ale było już za ciemno żeby iść dalej, moglibyśmy się zgubić i nie dotrzeć do Lior..
-Musimy dotrzeć tam jutro, mamy tylko trzy dni.
-Nie bądź taki obowiązkowy Al, po za tym wystarczy skopać tym pajacom tyłki i wrócić do Mustanga..
-Tak wiem.
-To czego się martwisz..
Położyłam się na piasku i zasnęłam. Rano obudziłam się najwcześniej, więc postanowiłam obudzić resztę. Podniosłam plecak Edwarda i plecak Al'a i rzuciłam im je na głowę.
-Aaał!
-Aaał!
-Wstajemy, wstajemy.. Ale jej to nie budź.
Powiedziałam szeptem to Ed'a i poszłam przed siebie. Ed obudził Winry i teraz wszyscy szliśmy równocześnie. Brakowało mi bezsensownego gadania Aki o jakiś nic nie znaczących bzdetach, ale nie mogłam o niej myśleć.. Zaraz znowu zrobiłabym się przygnębiona a w takim stanie żaden ze mnie pożytek.. Po kilku godzinach doszliśmy do miasta. Wyglądało ono jakby przeszło przez nie tornado, a zaraz potem ktoś zdetonował ogromną bombę.. Połowa budynków była.. a raczej ich nie było.. Wszędzie było pełno kończyn i organów ludzkich na ruinach było widać zaschniętą krew.. Niektóre budynki stały ale były strasznie zniszczone. Jeszcze niedawno panowała tu spokojna atmosfera, ludzie rozmawiali a ich dzieci bawiły się beztrosko na ulicach miasta. Poszliśmy w głąb Lior'u, tam było jeszcze gorzej. Tam gdzie kiedyś z fontanny tryskała krystalicznie czysta woda, teraz płynęła szkarłatna krew, na bramach kościoła wisiały zwłoki dzieci, a do drewnianych pali przyczepione były głowy starców.. Nie mogłam w to uwierzyć...
-Kreatury..
Edward spojrzał na mnie z ukosa i pokiwał głową.. W oczach Alphonse widziałam łzy, bałam się że ja też zacznę płakać więc przestałam patrzeć na gnijące, poszarpane ciała dzieci.. W każdej części miasta było to samo.. Miasto tonęło w szkarłacie.Szłam z opuszczoną głową, nie wiem dlaczego ale miałam jakieś dziwne przeczucie..
-Wszystko w porządku?
-Omm..Tak
Uśmiechnęłam się i spojrzałam przed siebie, wychodziliśmy już z miasta. Al przyglądał mi się jeszcze chwilę, ale przestał gdy usłyszał przeraźliwy głos Winry.. Wisiała w powietrzy aż nagle skamieniała..
-Co to?!
Na pytanie Ed'a pokręciłam tylko głową. Ed i Al stali w gotowości nie spuszczając oka z Winry, ja nie mogłam zrozumieć co się stało. Blondi była mi obojętna więc zaczęłam oglądać się w każdą stronę. Przeszukiwałam wzrokiem każdy widoczny centymetr wokół nas, usłyszałam cisze szuranie piasku od strony Ed'a. Uderzyłam w dłonie o piasek i starałam się coś uformować...
-ED UWAŻAJ !
Piaskowa pięść uderzyła kilka metrów od niego, kiedy piasek opadł naprzeciwko nas stało troje ludzi..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz