środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział 27. Propozycja Fuhrera


Siedziałam na kuchennym blacie, wysłuchując obelg Mustanga. Straciłam jakąkolwiek nadzieje na to, że kiedyś przestanie gadać. Prawdę mówiąc nie słuchałam go zbytnio, układałam sobie wszystko w jakąś jedną zgrabną całość.. To co miało miejsce wczoraj, jak i to co wydarzyło się przez te kilka miesięcy, wydaje mi się w jakiś dziwny sposób powiązane. Patrzyłam w podłogę, kątem oka zauważyłam jak Mustang siada na fotelu i milknie. Wszystkie oczy skierowane były ku mnie.. Poczułam się dziwnie, nie miałam najmniejszego zamiaru przepraszać.. Niby za co? Za to że ocaliłam ich tłuste, leniwe tyłki. Podniosłam wzrok na Mustanga, jego oczy były zamknięte, najwidoczniej o czymś myślał. To była moja szansa, na wyjaśnienie im czego się dowiedziałam.. Nie wiem kiedy znowu, owa szansa się nadarzy, jak zapalnik znowu rozdziawi gębę to mogę już nie mieć szansy dojść do słowa.
-Curse, tak nazywa się ten pieprzony homunkulus..
Wszyscy zebrani zawiesili na mnie swoje tępe, zdziwione spojrzenia.
-.. Jest dość silna jak na coś tak dziwnego. Jej siła tkwi w zatrutych igłach, które potrafi w jakiś dziwny sposób tworzyć. Atakuje bardzo szybko, ilość i jakoś trucizny zamieszczonej w igle, zależy tylko i wyłącznie od stopnia rozgniewania Curse. To coś jest szybkie i niebezpieczne, ale da się ją jakoś zgładzić.. nie wiem jeszcze jak ale na pewno to zrobię. Już mi nie ucieknie...
Spojrzałam w szeroko otwarte oczy zapałki, wyglądał na lekko przestraszonego.. Riza i Armstrong, szeptali coś do siebie, a Ed i Al wymieniali ze sobą porozumiewawcze spojrzenia..
-Wiesz coś jeszcze?
Cichy i opanowany głos Mustanga, przerwał cisze panującą w pomieszczeniu. Wydawał się bardzo poważny i zdecydowany. Pierwszy raz poczułam się jak jego podwładna, postawa i silny, opanowany ton głosu sprawił że poczułam respekt.. To trochę dziwne, jeszcze nigdy nie czułam tego rozmawiając z nikim innym.
-Nie jestem pewna, ale wydaje mi się że te kreatury z Lior'u i homunkulusy szukają tego samego..
-Co masz na myśli?
Zawahałam się, jeżeli powiem im o kamieniu filozoficznym cały mój plan legnie w gruzach. Wojsko otoczy całą Centrale, a mi znowu przyczepią ogon.. Nie mogę zapomnieć że teraz doczepili się do mnie jeszcze Elric'owie, którzy też nie będą mnie spuszczać z oczu.. Jednak nie byłam pewna, czy mój egoizm nie zaszkodzi Centrali, nie wiedzą o co walczą i jak mają się przygotować, jeżeli mi się nie uda oni wszyscy zginął.. Wszyscy patrzyli na mnie oczekująco, nie miałam innego wyboru..
-Wydaje mi się że oni szukają siebie nawzajem, tamte kreatury są inne niż homunkulusy.. Coś musi nimi kierować, nie wiem czy nie stoi za tym jakaś dziwna niezidentyfikowana siła.
Szczerze mówiąc nawet nie wiedziałam co teraz powiedziałam, wypaplałam coś by cokolwiek powiedzieć i chyba zrobiłam z siebie idiotkę..
-Myślisz że te stwory i homunkulusy, są ze sobą jakoś powiązani?
-Właśnie tak..
Nie wiem jak on to zrozumiał, ale jego wypowiedz była znacznie bardziej sensowna od mojej.. więc przytaknęłam. Może i zrobiłam źle nie mówiąc im całej prawdy, ale jeśli coś pójdzie nie tak, powiem im.. Tak, powiem im w swoim czasie.. Po jakiejś godzinie Mustang, Riza i Armstrong, wyszli zostawiając nas w jednym z hangarów wojskowych. Kazali nam tu zostać "dla naszego własnego bezpieczeństwa", ale wydaje mi się że zapałka chce mnie mieć na oku, w sumie nie dziwie mu się.. W hangarze były trzy łóżka piętrowe, co oznaczało że jeszcze ktoś sobie z nami pomieszka.. Dokładnie przyjrzałam się pomieszczeniu, nie było ono zbyt czyste, ale były łóżka, kuchnia i toaleta, więc nie ma co narzekać.. Po krótkim, niezbyt dokładnym, zbadaniu terenu, moje myśli powędrowały do kamienia filozoficznego i powiązania minionych zdarzeń. Z rozmyśleń wyrwał mnie Edward, który patrzył na mnie swoim ciepłym wzrokiem..
-Halo.. Jesteś tu?
-Hee?
Spojrzałam na niego z pytającym wyrazem twarzy, a on uśmiechnął się tylko i znowu patrzył na mnie tym ciepłym spojrzeniem.
-Pytałem czy lepiej się czujesz..
-Aaa.. Jasne, wspaniale..
Z uśmiechem na ustach, pokręcił lekko głową. Taki drobny gest wywołał na mojej twarzy uśmiech, to dziwne ale kiedy przy mnie stoi nie mogę się na niczym skupić.. Tak jakby moja głowa przełączała się na tryb Edward..
-O czym myślisz?
-O niczym..
-Jasne, jak zawsze.. a potem znikasz i robisz zamieszanie.
-Haha.. taaa.
Zrobiło mi się głupio i chyba się zarumieniłam, bo Ed spojrzał na mnie pytająco. Szybko odwróciłam głowę i starałam się brać jak najgłębsze oddechy.. ale to żenujące. Zeskoczyłam z blatu zapominając o moich powybijanych kolanach.. Już miałam uderzyć głową o ziemie, zamknęłam oczy, ale nic nie poczułam. Kiedy je otworzyłam zobaczyłam jego łobuzerski uśmiech..
-Ostrożniej..
Otworzyłam lekko usta, patrzyliśmy sobie w oczy, poczułam dziwny ucisk w brzuchu.. Ed przestał się uśmiechać, co i raz spoglądał na moje usta, a ja byłam jak z kamienia.. Szybko się ocknęłam i wyrwałam się z uścisku..
-Jestem zmęczona, idę się położyć..
Nie odwracając się, pokuśtykałam do łóżka, wskoczyłam na górę i przykryłam się ciepłym kocem.. Moje policzki były gorące, a to zły znak.. Od kiedy ja się czerwienie? Zamykając oczy miałam przed nimi jego ciepłe oczy.. Byłam na siebie wściekła, dlaczego takie żenujące sytuacje mają miejsce, kiedy jestem bezradna.. Naciągnęłam koc na twarz starając się ją schować, co by było gdyby ktoś zobaczył mnie w takim stanie? Musiałabym ich zabić.. Na samą myśl o Edzie i mojej chwilowej słabości pokręciłam głową. To głupie, ustalamy zasadę "kumple", a robimy coś zupełnie innego. Gramy bez zasad, wszystkie chwyty dozwolone, nie robimy nic.. Dotknęłam dłonią twarzy, była chłodna co oznaczało że nie wyglądam już jak burak. Zamknęłam oczy i odetchnęłam z ulgą. Usłyszałam jak ktoś wchodzi i wita się z Ed'em i Al'em.. Zaraz, zaraz.. Al był tu przez cały czas i widział co się stało.. Moja twarz płonęła, dosłownie czułam jak robi się czerwona.. Cholera! Przechodzę jakiś kryzys, czy jak?
-Jesteście tylko wy?
-Nie, jest jeszcze nasza znajoma Fibi.. o tak leży.
Moja twarz nie przestawała się czerwienić, nie mogę się tak pokazać.. Głupi Al.. Wysunęłam rękę z pod koca i pomachałam nią w stronę Al'a i przybyszy. Nie wiedziałam kim są, ale na pewno byli to mężczyźni. Szybko schowałam rękę, powoli i bardzo dyskretnie odchyliłam koc, musiałam sprawdzić kto to jest. Obok Ed'a stało trzech mężczyzn, może to dziwne, ale dałabym sobie rękę uciąć że było ich dwóch.. Jeden z nich był wysoki siwy, drugi miał blond włosy, a w gębie trzymał papierosa.. zaraz za nim stał niski okularnik. Al uśmiechał się do nich wesoło, miałam wrażenie że trochę mu głupio.. chłopak chyba ma kompleksy, przecież mnie zna i powinien się przyzwyczaić do mojego zmiennego charakteru. Koleś z papierosem zasłonił dłonią usta i szepnął coś do Ed'a..
-Co z nią nie tak?
Spojrzał na Elric'ów, którzy tylko wzruszyli ramionami. Mam dziwne wrażenie że się nie polubimy.. Jakieś pół godziny później wszyscy położyli się do łóżek. Na jednym łóżku spał Al i Ed, na drugim popielniczka z siwulcem, a pode mną spał knypek. Chrapanie siwego doprowadzało mnie do szału, przykryłam poduszką twarz i po kilku minutach zasnęłam. Obudziło mnie głośne walenie w metalowe drzwi. Uderzenia w stal rozbrzmiewały po całym hangarze.. zeskoczyłam z łóżka, złożyłam ręce i potknęłam metalowego pręta łóżka, z którego stworzyłam trochę grubszy metalowy kij.. Kiedy drzwi się otworzyły, wzięłam duży zamach i z całej siły walnęłam kogoś prosto w pysk.. Koleś odleciał na kilka metrów, wyjąc jak pies.. Rzuciłam pręt na ziemie i nie zwracając uwagi na przerażone miny głupiej trójki i na uśmiechniętą zza zakłopotania twarz Al'a, wgrzebałam się z powrotem na łózko. Do hangaru weszła Riza, która szukała mnie swoim wściekłym wzrokiem..
-Sparke masz natychmiast wstać i udać się do głównego biura generała.
Nic nie odpowiadając zasłoniłam twarz kocem i przekręciłam się na drugi bok. Riza podeszła do mojego łóżka i jednym szybkim ruchem ściągnęła go ze mnie. Złapałam za róg poduszki i wyjmując ją zgrabnym ruchem spod głowy, uderzyłam Rize prosto w łeb, robiąc z jej perfekcyjnie ułożonych włosów szopę. Zeskoczyłam z łóżka, leniwym krokiem podeszłam do swoich butów. Przeciągnęłam się ziewając i skierowałam się w stronę drzwi.
-Jasne Hawkeye, już wstaje..
Wychodząc z hangaru usłyszałam kilka obelg skierowanych moją stronę, które postanowiłam puścić mimo uszu. Kilka minut później stałam przed drzwiami zapałki. Otworzyłam je swoim standardowym kopniakiem, nie zwracając uwagi na żołnierzy stojących na straży. Jak to miło że od samego rana ludzie witają mnie tak ciepłym spojrzeniem. Czarne oczy Mustanga płonęły ze wściekłości..
-Ile razy mam ci..
-Powtarzać, żebyś nie kopała moich drzwi. Twoje zachowanie wykracza poza wszelkie normy. Jestem twoim generałem powinnaś odnosić się do mnie z szacunkiem.. blah blah blah..
Dokończyłam za niego zdanie. On jak i ja mieliśmy swoje przyzwyczajenia. On wiedział że wejdę swoim standardowym kopniakiem, a ja wiedziałam że zacznie wygłaszać swoją standardową mowę.
-Widzisz jaka jestem dla ciebie uprzejma? Dokańczam zdanie, żebyś nie musiał się męczyć G E N E R A L E.
Ostatnie słowa, powiedziałam powoli, głośno i wyraźnie, tak żeby okazać mu 'szacunek'. Mustang zamknął oczy i ze zrezygnowaniem pokręcił głową.
-Otrzymałem dziś wiadomość że jeszcze dziś po południu masz stawić się u Fuhrera.
Spojrzałam na niego pytająco.. Niby po co miałabym do niego przychodzić? Po za tym, kim jest w ogóle nowy Fuhrer? Pamiętam że Ed gadał coś o ostatnim, że był homunkulusem, czy innym paskudztwem.. w sumie to nie ważne.. Mustang przebierał w swoich papierach, udając że mnie nie widzi.
-Poskarżyłeś się na mnie?
-Nie..
-Więc po cholerę mam do niego iść.
-Po pierwsze nie 'do niego', tylko do 'jego ekscelencji Fuhrera". Po drugie, jeżeli wzywa cię najwyższa instancja, nie masz prawa odmówić. Jesteś mieszkańcem Centrali i podlegasz pewnym prawą, które między innymi mówią, że "Każdy mieszkaniec Centrali, ma obowiązek wypełniania obowiązków prawnych, społecznych i osobistych. Wyznaczonych mu przez Najwyższą Instancje, jego ekscelencji Fuhrera."
-Po pierwsze, nie jestem każdym mieszkańcem. Po drugie, "Mam gdzieś, prawa i obowiązki, nakazywane przez jego ekscelencje czopka, który jest tępym dupkiem chowającym się za biurkiem".
Mustang zabijał mnie spojrzeniem, prawdę mówiąc nie byłam mu dłużna. Po jakieś minucie dał sobie spokój, opuścił wzrok i znowu przeglądał jakieś akta. Odwróciłam się i otwierając drzwi spojrzałam na ścianę stojąca przede mną. Obrazy zasłużonych dowódców.. Jestem pewna, że żaden z nich nie miał nieodpowiedzialnych, upartych podwładnych niszczących ich wizerunek.. Odwróciłam lekko głowę w stronę Mustanga..
-Pójdę, ale tylko dlatego że obiecałam ci portret.. a ja dotrzymuje obietnic.
Otworzył gwałtownie oczy i podniósł na mnie wzrok, ja nie zwracając na niego uwagi wyszłam, zatrzaskując za sobą drzwi. Jestem ciekawa, która jest godzina, wyszłam z podziemi. Dzień był pochmurny i parny, wszystko wskazuje na to że rozpęta się burza.. Wzięłam westchnęłam i ruszyłam w stronę hangarów.. Nagle usłyszałam za sobą wielki wybuch, odwróciłam się i zauważyłam że kilka metrów za mną, dokładnie w samym centrum Centrali unosi się pełno dymu. Niewiele myśląc pobiegłam w tamta stronę.. Zatrzymałam się gwałtownie, wszystko wokoło płonęło, wybuch był ogromny.. Podbiegłam bliżej palącego się budynku, prawie nic nie widziałam, przebijając się przez chmary dymu kątem oka zauważyłam, szczupłą ciemnowłosą dziewczynę. Wyostrzyłam wzrok, żeby przyjrzeć jej się dokładnie, nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Płomienie otoczyły dziewczynę unosząc ją nad ziemią.. To była jedna z tych dziwacznych bliźniaczek, które spotkałam rok temu.. Ta która poparzyła mnie w nogę.. Patrzyła na mnie zabójczym spojrzeniem, po czym wykonała gwałtowny ruch rękami.. Płomienie uderzyły w ziemie przez moim nosem, spotkanie ich z ziemią spowodowało wybuch.. Odleciałam kilka metrów dalej, nic mi się nie stało, jednak nie byłam w stanie użyć alchemii. Otaczające mnie powietrze było suche jak pieprz, w takich warunkach nie mogłabym użyć bluebeam co źle by się dla mnie skończyło. Dławiłam się dymem, mój własny kaszel zaczął mnie dezorientować.. Spojrzałam w górę, na dachu sąsiedniego budynku stała Curse. Jej bezbarwna, kamienna twarz, odbijała od siebie czerwień płomieni. Zakaszlałam, a kiedy chciałam spojrzeć na nią jeszcze raz, już jej nie było, zniknęła razem z Gloom. Usłyszałam kszyk dziecka, dochodził z płonącego budynku. Chciałam tam pobiec, ale coraz bardziej dusiłam się dymem.. Z trudem wstałam na nogi, zasłoniłam ręką nos i usta, miałam już biec kiedy poczułam mocny uścisk, ktoś mnie pociągnął do tyłu. Otworzyłam oczy, nie stałam już w kłębach dymu i ognia.. Ed puścił mnie i pobiegł w stronę płonącego budynku... O dziwo przybiegł też zapalnik, patrzył na mnie, ale z jego twarzy nie dało się nic wyczytać. Wbiegł w sam środek piekła..
-Zgłupiał?!
-Uspokój się Fibi, on wie co robi..
Spojrzałam na siwego, na jego twarzy malował się lekki uśmiech. Patrzyłam w tumany dymu, Ani Ed, ani Mustang nie wychodzili.. Ogień rozprzestrzeniał się bardzo szybko, chmury nad naszymi głowami stawały się coraz bardziej gęste.. No dalej, dalej.. niech się rozpada do cholery jasnej.. Nerwowo spoglądałam raz na niebo, raz na płomienie.. Zaraz, płomienie były coraz mniejsze, a dym coraz rzadszy.
-Udało mu się.
Spojrzałam na uradowaną twarz siwulca, był uśmiechnięty.. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że Mustang nie tylko tworzy płomienie.. Cholera.. silny jest skubaniec. Płomienie stanowczo zmalały, poczułam na swoim policzku drobną, zimną krople. Spojrzałam w niebo, spore krople spadały mi na twarz, w mgnieniu oka malusieńka mżawka przerodziła się w ulewę. Usłyszałam kaszlącego Ed'a, szybko odwróciłam się w jego stronę.. Kątem oka zauważyłam jak dziecko z pożaru biegnie do swojej matki, zawiesiłam na nich swój wzrok. Cieszyłam się że Ed'owi udało się go ocalić, jednak trochę zabolał mnie widok kochającej się rodziny.. Mustang i Ed gratulowali sobie dobrze wykonanej pracy, podeszłam do niego i z całej siły kopnęłam go w brzuch. Edward zgiął się w pół i złapał się za brzuch, Al chichotał ze zdenerwowania, a cała reszta przyglądała mi się z przerażeniem. Bałam się, bałam się że już nie wróci.. Mój gniew minął, spojrzałam na niego pobłażliwym wzrokiem i rzuciłam się mu na szyje..
-Jesteś idiotą..
Ściskałam go chwile, po czym spojrzałam w jego roześmianą twarz. To dziwne, ale w jakiś dziwny sposób czułam, jak coś się między nami zmienia. Z dania na dzień, to coś, jest coraz silniejsze.. Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową, spojrzałam na Mustanga, on tez się uśmiechał. Może to głupie, ale jeszcze nigdy przedtem nie widziałam na jego twarzy uśmiechu.
-Niech nie będzie ci tak wesoło, jak powiem twojej pannie jak się narażałeś, będziesz miał niezły ostrzał.
Uśmiech zszedł mu z twarzy, a na mojej wręcz przeciwnie..
-Hawkeye nie jest moją dziewczyną..
-Nie powiedziałam  kogo chodzi, widzisz.. Tu cię mam!
Zebrani śmiali się, a zapalnik podpalał mnie spojrzeniem.. Niby wszystko ładnie, pięknie, dopóki nie odwróciłam się patrząc na wielki wiszący za mną zegar.. Dochodziło południe, cholera nie mam nawet czasu na kąpiel.. Otrzepałam się z kurzy i szybko pobiegłam w stronę siedziby Fuhrera.. Słyszałam za sobą głosy Ed'a, Al'a i Mustanga. Zapewne tłumaczy im teraz, dlaczego tak nagle od nich odeszłam. Ostatnią rzeczą na jaką miałam w tej chwili ochotę, było spotkanie się z takim dupkiem jakim jest Fuhrer.. Nie wiem dlaczego nic nie robi.. homunkulusy panoszą się w mieście, niszczą go i zabijają jego mieszkańców, a on siedzi za biurkiem i rozkoszuje się swoją władzą.. Nie znałam go, ale wiedziałam jedno.. Fuhrer jest dla mnie niczym. Kilka minut później stałam już przed drzwiami tego dupka.. Przepych jaki mnie otaczał, jeszcze bardziej uświęcił mnie w przekonaniu, że Fuhrer to zwykły pies na władze i pieniądze. Bez pukania weszłam do jego biura. W środku, jak i na zewnątrz, było wiele pozłacanych ram, srebrnych figurek i wiele innych bardzo wartościowych rzeczy. przede mną stało ogromne biurko, za którym siedziała, na dużym wygodnym fotelu, ta łajza. Fuhrer okazał się być starcem. Miał siwe włosy i wąsy, jego twarz przypominała mi krepinę. Patrzył na mnie przymrużonymi zielonymi oczami.. Zlustrował mnie wzrokiem, po czym chwile później wstał i skierował się w moją stronę. Nie należał do najwyższych, jednak jego postawa była godna podziwu. Nie wyglądał jak zwykły stary, nic nie znaczący dziadek. Podszedł do mnie i pomału obszedł mnie wokoło, nie spuszczając ze mnie wzroku.
-To podchodzi pod molestowanie dziadku..
On zaśmiał się tylko i wrócił na swoje miejsce..
-Więc to ty jesteś Fibi Sparke. Wiele o tobie słyszałem złotko. Masz na swoim koncie sporo dokonań.. Pokonanie kilku homunkulusów, pomoc armii, zdanie testu na państwowego alchemika, obrona bezradnych, pomoc potrzebującym..
Zastanawiałam się skąd on tyle o mnie wie.. To prawda, nieraz pomagałam ludziom, ale to było w czasie mojej podróży, więc dziwił mnie fakt że wie o mnie tak dużo.
-..Jesteś bardzo odważna Fibi.. Mogę tak do ciebie mówić prawda?
-Czy moje zdanie ma tu jakiekolwiek znaczenie?
-Haha, tak, jesteś bardzo pewna siebie.
-Darujmy sobie komplementy. Wzywałeś mnie więc jestem, nie mam zbyt wiele czasu, jestem dość zajętą osobą, więc mógłbyś powiedzieć o co chodzi? Śpieszy mi się..
-Oczywiście że bym mógł, jednak powinnaś trzymać się kodeksu i okazywać mi troche więcej szacunku.
-Na szacunek trzeba sobie zasłużyć.. Nie sądzi Fuhrer?
Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Jednak ja wyczuwałam w nim, nutkę irytacji i poddenerwowania. Kilka sekund później roześmiał się i złożył ręce, opierając je o biurko.
-Dobrze więc, skoro nie masz dużo czasu.. Wezwałem cię ponieważ wykazujesz się niesamowitym potencjałem i ogromną odwagą.. mało jest takich ludzi. Mam wrażenie, że pod dowództwem generała Mustanga marnujesz się. Chciałbym przydzielić cię do jednostki specjalnej, nad którą dowodzę. Jednakże będziesz musiała zapoznać się z celami i zasadami panującymi w owej grupie. Fakt że będziesz nowa i całkiem nieprzygotowana do służby pod moim okiem, pragnę przedstawić cię mojemu najlojalniejszemu żołnierzowi,a zarazem przywódcy "Dewizionu S" Eric'owi McHarrer'owi.
Do pokoju wszedł wysoki blondyn z blizną na policzku, był olśniewający.. Opanowałam myśli i z powrotem spojrzałam na Fuhrera ze znudzoną miną..
-Rozumiem że nie przyjmujesz sprzeciwu..
-Oczywiście, że przyjmuje. Jednak pragnę byś poznała korzyści przyłączenia się do mojego dywizjonu, pomoże ci w tym Eric.. Do niczego cię nie zmuszam, daje ci czas do namysłu.
-Nie dzięki.
Odwróciłam się i wolnym krokiem podeszłam do drzwi..
-Jesteś uparta i bardzo arogancka młoda damo.
-A ty dziwny i tchórzliwy. Zajmij się siedzeniem i patrzeniem na to co się dzieje za twoim bogato zdobionym oknem. Bądź dalej obojętny, a przyjdzie ci rządzić pustym miastem.
Uśmiechnęłam się ironicznie i wyszłam. Wychodząc z budynku przeciągnęłam się i wolnym krokiem ruszyłam w stronę hangarów. Musiałam zastanowić się co zrobić z Gloom i Curse, powinnam powiedzieć Mustangowi że to one, ale coś mnie blokowało.. Szłam pustą uliczką, poczułam za sobą czyjaś obecność. Normalnym, spokojnym ruchem skręciłam w uliczkę między domami, oparłam się o ścianę i czekałam na tego pieprzonego żołnierzyka. Tak jak myślałam chwile później ukazał mi się blondyn, którego wezwał Fuhrer..
-Śledzisz mnie?
-Oczywiście że nie.
-Jesteś zboczeńcem?
-N..Nie.. Broń Boże.
Chłopak lekko poczerwieniał, wydał mi się bardzo interesujący. Prawdę mówiąc nie miałam nic ciekawego do roboty, a fakt że chłopak daje się szybko speszyć wydał mi się wspaniałą zabawą.
-Chciałeś rzucić się na mnie, zerwać ze mnie ubranie i się zabawić co?
-N-nie.. ja..
-Ty.. no na pewno nie ja..
-Eghh.. To nie tak..
-Więc mnie śledziłeś?
-Coś w tym stylu.. ale nie miałem na celu nic złego.
-Więc uważasz że śledzenie mnie jest w porządku?
- Nie, ale..
-Więc o co ci chodzi..
-Fuhrer kazał mi..
-Kazał ci mnie śledzić do mojego domu, żeby wpaść tam i zmusić mnie to przyłączenia się do waszego dywizjonu dziwnych, zboczonych ludzi. Wybacz źle trafiłeś..
Ominęłam go zgrabnym ruchem i wróciłam na starą trasę.. Odeszłam kilka kroków kiedy chłopak złapał mnie za rękę..
-Zaczekaj.. Mogę to wyjaśnić..
Spojrzałam w jego miodowe oczy, wyglądał na szczerego, co nie zmieniało faktu że mnie śledził.
-Po pierwsze, puść mnie.. po drugie, spadaj.
Uśmiechnęłam się sztucznie i odeszłam. Chłopak szedł za mną jak pies, co zaczęło mnie bardzo, ale to bardzo wkurzać.. Odwróciłam się do niego przodem, on zatrzymał się na odległości kilku metrów i patrzył na mnie próbując powstrzymać uśmiech.
-Jak dam ci wyjaśnić, pójdziesz w cholerę?
Blondyn kiwną głową z uśmiechem na ustach, wzniosłam oczy ku górze, pokręciłam głową i podeszłam do chłopaka.
-Na ulicach nie jest zbyt bezpieczni, lepiej byłoby udać się w jakieś odpowiedniejsze miejsce. Niedaleko jest miła knajpka, tak było by o wiele bezpieczniej niż tutaj.
-Więc od samego początku o to ci chodziło. Chcesz mnie zabrać na randkę, żeby zaraz po tym ściągnąć ze mnie..
-Nie! Nie, nie, nie nie.. Po prostu chodźmy.
Roześmiałam się i poszłam za chłopakiem. Całą drogę do restauracji zerkał na mnie, z początku trochę mnie to irytowało, ale później wydało mi się zabawne. W 'knajpce' nie było zbyt wielu ludzi, usiedliśmy w głębi sali. Ludzie patrzyli na nas tak, jakbyśmy byli zrobieni ze złota. Dosłownie pożerali nas wzrokiem, to było bardzo irytujące, pokręciłam głową i wzięłam głęboki oddech.
-Nie lubisz kiedy się na ciebie patrzy?
-No coś ty. uwielbiam.
-Haha, jesteś bardzo interesującą osobą.
-Posłuchaj mnie teraz baaaardzo uważnie. N i e  j e s t e ś m y  n a  r a n d c e, więc nie musisz rzucać komplementami jasne? Więc gadaj szybko to co masz gadać, zniknij i zostaw mnie w spokoju.
-Tak, jesteś bardzo interesująca..
Pokręciłam głowa i zamieniłam się w słuch. Myślałam że będzie gadał jakieś głupoty, które mnie nie zaciekawią, ale myliłam się, gadał całkiem od rzeczy. Opowiedział mi o "Dywizjonie S" i prawach jakie przysługują jego członkom. Blondyn rzucił trochę światła na dość kuszącą, propozycje Fuhrera. Zaczęłam zastanawiać się czy przypadkiem nie zgodzić się na współprace i mieć wolną rękę.. Nie musiałabym okłamywać Elric'ów, ani Mustanga, mogłabym robić co mi się żywnie podoba, bez tłumaczenia się..
-.. Oczywiście z początku zostałabyś przydzielona do kogoś doświadczonego, takiego jak ja, żeby rozeznać się z zasadami i polem działania. Potem byłabyś już samodzielna..
-Uważasz że nie jestem samodzielna?
-Nie, uważam że jesteś silną, odpowiedzialna, mądrą, a do tego atrakcyjną kobietą.
Spojrzałam na niego przymrużonymi oczami i podejrzliwym uśmieszkiem.. Eric uśmiechnął się i pokręcił głową..
-No co?
-Nic.. propozycja jest kusząca, ale myśl o współpracy z takim zboczeńcem jak ty, trochę mnie odrzuca.
-Zawsze mogą przydzielić ci innego zboczeńca, tyle że nie będzie już tak tak miły i wyrozumiały jak ja.
-Masz racje, jesteś dla mnie za miły.. Niestety, ale ale jestem dla ciebie zbyt atrakcyjna.. Nie zgrany byłby z nas duet.
Roześmiał się, wstałam od stołu i jakby nigdy nic odeszłam. Poszłam w stronę drzwi, wychodząc usłyszałam głos blondyna, kazał mi się zastanowić. Jakbym miała mało zmartwień.. jeszcze jedna niespodziewana rzecz i moja głowa eksploduje, od nadmiaru myśli.. Wracając złapał mnie deszcz, a raczej burza.. Pioruny waliły o ziemie, niczym młot.. Postanowiłam pobiec na skróty do hangarów, nie miałam najmniejszej ochoty wysłuchiwania Al'a, o tym jak łatwo się przeziębić.. Biegłam patrząc pod nogi, kamienne uliczki Centrali były bardzo śliskie po deszczu.. Skręciłam na główną drogę, poczułam lekki ból głowy i upadłam na ziemie, prosto w kałuże.
-Ty idioto! Uważaj jak chodzisz! Podniosłam wściekły wzrok na tego kretyna i nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam.. Osoba na którą wpadłam, wcale nie była mężczyzną. Kobieta o ciemnoskórej karnacji i dwóch ciemnych warkoczach leżała na ziemi.. Patrzyła na mnie przerażonym wzrokiem..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz