środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział 30. Odkryta prawda


Szłam do kawiarni nie oglądając się za siebie. Śnieg prószył mi w oczy, a okolica znowu pokrywała się warstwą białego puchu. Dwa dni.. Dlaczego nie odrzucił oferty emerytury i nie walczy o swoje.. Ile on ma w ogóle lat, żeby przechodzić na emeryturę? Myślałam że po operacji tęczówki jego wzrok, był w doskonałym stanie. A zresztą.. Co mnie to obchodzi.
-Fiiiibi-chan!
Odwróciłam głowę w stronę wołającego mnie głosu. Kto do jasnej anielki nazwał mnie "Fibi-chan"? To co , a raczej kogo, ujrzałam przyprawiło mnie o odruch wymiotny.
-Eric..
-Ohayo Fibi-chan.
-Daruj sobie..
Westchnęłam i pokręciłam głową. Kiedy ruszyłam z miejsca Eric poszedł za mną. Czego on do cholery jasnej może chcieć? Chyba zapomniał, że się do niego nie odzywam. Po tym jak mnie wystawił i nie przyszedł na patron, może pocałować mnie w dupę. Jak ktoś tak niekompetentny dostał propozycje, zostania generałem?
-Złościsz się jeszcze?
Mój powolny, miarowy krok, robił się coraz bardziej nerwy. Wsłuchiwałam się w skrzypiący śnieg pod moimi butami, nie chciałam słuchać jego gadania.
-No daj spokój, przecież zawsze się dogadujemy. Głupio wyszło, ale wiesz musiałem to i owo załatwić. Chyba nie zmarzłaś? Chciałam iść z tobą na gorącą czekoladę, ale mnie uderzyłaś i sobie poszłaś. A właśnie widziałem tego nieudacznika i resztę jak wychodzili z siedziby generała. Banda idiotów co?
Może to z powodu jego słów, a może z powodu obelg pod adresem moich znajomych, ale nie wytrzymałam.
-Zamknij się już! Nie mogę już ciebie słuchać! Pierdzielisz jakieś głupoty, myślisz że kim ty jesteś?!
-Generałem?
Zatrzymałam się i zacisnęłam pięści.. Próbowałam się uspokoić  i nie zrobić niczego głupiego, w końcu kto wie co mu wpadnie do głowy.
-A ty jako że nadal jesteś w dywizjonie, a dokładniej w mojej jednostce, musisz mnie słuchać. Więc bądź grzeczna.
Podszedł do mnie i powoli przejechał swoimi ciepłymi dłońmi po mojej twarzy. Chwilę później odgarnął włosy z mojej twarzy, a w związku z tym że stał on za mną zrobił do bardzo niedbale. Jego ręce znajdowały się coraz niżej, a jego twarz już prawie stykała się z moją. Kiedy już jego śliskie łapy miały dotknąć mojego tyłka, odwróciłam się i wycelowałam swoją zaciśniętą pięścią w jego twarz. Tuż przed uderzeniem złapał moją rękę w nadgarstku i mocno ścisnął, tak żebym nie mogła nią ruszyć.
-Mówiłem ci żebyś była grzeczna, chyba nie chcesz skończyć jak Mustang..
Mocno zacisnęłam zęby i pohamowałam się od kolejnego uderzenia. Spojrzałam w jego miodowe oczy, dzisiejszego dnia wydawały się strasznie zimne i puste.
-Jesteś dupkiem..
Wyrwałam swoją rękę z jego uścisku i poszła w przeciwną stronę. Nie miałam najmniejszej ochoty siedzieć z nim w kawiarni. Kiedy odchodziłam czułam na sobie jego wzrok, odprowadził mnie do samego skrzyżowania. Gdy już upewniłam się, że mnie nie widzi przyspieszyłam krok, aż w końcu zaczęłam biec. Musiałam dotrzeć do domu szybciej nisz on, chce jak najszybciej zabrać stamtąd swoje rzeczy. Czułam że zaczyna dziać się coś złego, tylko co? Biegłam przez zaśnieżone uliczki, płatki spadającego śniegu wpadały mi w oczy, nie byłam pewna czy to przez nie, czy przez natłok myśli, moje oczy zaczęły łzawić. Nie wiem kiedy, ale sprawy zaczęły się komplikować.. Pierwszy raz od bardzo dawna poczułam się sama.. Biegłam nie zważając na nic co mnie otaczało, co i raz mijałam jakiegoś bezdomnego. Przebiegając przez ciemną uliczkę, zorientowałam się że zrobiło się ciemno. Zatrzymałam się w miejscu, w którym niedawno o mało co nie rozwaliłam Noah głowy.
-Niech to szlag.. co ja robię?
Złapałam się za głowę i nerwowo ją kręciłam. Przeszłość nie pozwala mi ogarnąć teraźniejszości, ból z nią związany nadal gdzieś się we mnie kłębił. Łzy cisnęły mi się do oczu, a ja powoli umierałam.. Nie dosłownie, umierałam gdzieś tam w środku, muszę wziąć się w garść i być pewna że przetrwam wszystko. Jak mam przemówić do tego zasranego serca i odgonić wszystkie te chwile, kiedy każdy mnie ranił. Straciłam wszystko, ale dlaczego dopiero teraz zaczęłam o rozumieć. Kopnęłam w śnieg i z powrotem zaczęłam biec. Dlaczego zapomniałam o najważniejszej rzeczy? Jak mogłam o tym zapomnieć, przecież tylko dlatego żyje. Biegłam przez środek głównej ulicy, zostawiając ze sobą ślady na świeżym śniegu. Byłam zmęczona, z mich ust ulatniało sie coraz to więcej pary. Stanęłam i rozejrzałam się wokoło, nie było nikogo.. Skręciłam w ciemną uliczkę, moja twarz tonęła w łzach, a ja bezustannie biegłam przed siebie. Wbiegłam na peron i dokładnie się rozejrzałam, nikogo tam nie było. Zbiegłam schodami w dół, już dawno tu nie byłam. Pod stacją kolejową mieściła się kiedyś stara składownia. Znalazłam ją zaraz po śmierci Aki. Szarpałam się z drzwiami, wyglądało na to że zamarzły. Odsunęłam się i z całej swojej siły kopnęłam, w sam ich środek. Drzwi otworzyły się i z impetem uderzyły o ścianę. Łapczywie łapiąc zimne powietrze, wbiegłam do środka. Stanęłam przed ogromnym kręgiem transmutacji.
-Jest..
Upadłam na kolana i złapałam się za głowę. Przecież po to żyje.. Wytarłam oczy z łez i jeszcze raz spojrzałam na krąg. Wyschnięta krew którą narysowałam ten krąg przybrała kolor brązu. Przypomniałam sobie te czas kiedy obiecałam sobie, że już nigdy nie będę bezsilna. Od tamtej pory chciałam żyć, chciałam walczyć i chciałam być silna, ale obrazy które zaczynałam widzieć i nowe osoby które zaczęłam poznawać, zmieniały moje postanowienia i sprawiały że zapomniałam co tak naprawdę było dla mnie ważne.
-Przepraszam Aki..
Złożyłam ręce, a bransoletka na mojej ręce zmieniła się w mały sztylecik. Podniosłam ostrze i przejechałam nim wzdłuż swojej dłoni. Zdjęłam z siebie kurtkę, wstałam i poprawiłam miejsca w którym krąg się przerywał. Po skończeniu ostatnich poprawek wróciłam na swoje poprzednie miejsce. Uderzyłam kolanami o ziemie i złożyłam ręce, gdyby zobaczył mnie teraz jakiś katolik, mógłby pomyśleć że się modle.. Uśmiechnęłam się sama do siebie, nawet w takiej chwili myślę o tak głupich rzeczach. Wzięłam w rękę wisiorek, który dostałam od Aki, jak byłyśmy jeszcze po drugiej stronie bramy. Nacisnęłam środek serduszka, ze środka wyleciał kosmyk długich fioletowych włosów. Położyłam je na środku kręgu, spojrzałam na niego ostatni raz, wzięłam głęboki oddech i z uśmiechem na ustach złożyłam ręce.  Moje myśli skupiły się na wspomnieniach o siostrze, musiałam wyzwolić bluebeam. W mojej głowie pojawił się obraz mojej uśmiechniętej kluski. Każda nasza wycieczka, każdy kubek wypitej czekolady, każda kłótnia, zgoda i każda chwila jaką z nią spędziłam, to wszystko zgrabnie łączyło się w całość. Moją skórę przeszył dreszcz, włosy unosiły się w powietrzu, a ręce nabierały błękitnego blasku. Dzień w którym zmarła Aki, to jak wołałam o pomoc, a jedyne na co mogłam liczyć to odpowiedz ciszy. Wzięłam głęboki wdech i rozłączyłam od siebie ręcę, które całkowicie pokrywała już ciemno-niebieska poświata. Ostatnia łza spadła na ziemie, sekundę po tym uderzyłam rękami o ziemie. Krąg zalśnił na czerwono, moje włosy falowały roztrzepane przez siłę kręgu, falowały jak szalone. Otworzyłam oczy i spojrzałam na jaskrawe światło, jednak nic nie widziałam. Z kręgu nic nie wychodziło, mojego ciała nie oplatał żaden cień.. Chwilę później krąg zgasł a ja upadłam na twarz.
-Co do jasnej..
-Nie przywrócisz jej Fibi.
Oderwałam ciało od ziemi i spojrzałam za siebie. Przy otwartych drzwiach stał Eric, w swoich rękach trzymał moją kurtkę. Odwróciłam głowę i nerwowo spoglądałam na krąg, co poszło nie tak?!
-Co ty możesz wiedzieć..
-Ten czas się skończył Fibi.. Skończył się i już nie zawróci.
-N-nie..
-Ona umarła Fibi, jej dusza już nie wróci.
-Nie! Ja ją widziałam, powiedziała że będzie czekać!
-Fibi..
Z moich oczu płynął wodospad łez, obiecała mi że poczeka.. Dlaczego.. Dlaczego odeszłaś? Eric kucnął obok mnie i założył mi na barki kurtkę.
-Fibi.. Wracajmy.
-Nie..
-Przeziębisz się..
-Mam to gdzieś! Chce umrzeć!
Zacisnęłam pięści rozcierając przy tym kawałek kręgu. Niech to! Spóźniłam się.. Dlaczego tyle czasu się namyślałam.. Dlaczego nie przyszłam tu wcześniej? Dlaczego mnie zostawiłaś.. Zamknęłam oczy i zacisnęłam zęby, dwie minuty później poczułam silny uścisk Eric'a...
-Wracajmy, proszę..
Eric złapał mnie za ramiona i pomógł mi wstać. Moje ciało było bezwładne, nie mogłam ustać na nogach. Eric obejmował mnie swoim silnym ramieniem, nie przypuszczałam że jest aż tak silny. Doszliśmy do jednej z ławek, która stała obok budki telefonicznej. Eric delikatnie posadził mnie na ławce i prosił żebym chwile zaczekała. Czułam się jakbym wypiła cysternę wódki, nie panowałam nad ciałem, a moje myśli zawisły na Aki. Z moich oczu wciąż płynęły łzy, czułam jak mróz opanowuje moje ciało, czułam jak od zimna piekły mnie policzki. Podniosłam wzrok na budkę telefoniczną, twarz Eric'a wyglądała na bardzo przejętą. Nie mogłam w to uwierzyć, jeszcze rano go nienawidziłam, a teraz jestem mu wdzięczna. Wszyscy którzy pokazali mi jak żyć odeszli.. Rodzice, ciotka, a teraz Aki.. Nikt już nie wróci, jak mam teraz przeżyć, nie mam nic.. Chciałam być wolna, powinnam dorosnąć, ale nie potrafię.. Jak mam to wszystko zrobić skoro wątpię w ludzi? Moje życie runęło jak domek z kart.. Kiedyś moje serce płonęło, a teraz jak kończy się jakiś etap, zgasło niczym mały płomień. Wbiłam swoje zmęczone spojrzenie w śnieg, czułam się fatalnie. Powoli uniosłam swój wzrok ku niebu, od pewnego czasu gwiazdy jakoś złowrogo milczały. Z każdą minutą moje sumienie zadawało, sercu potworne rany.. Chce odejść jak najdalej, chce uciec stąd jak najdalej.. Nie wiem czy jest mi przykro, czy jestem zawiedziona. Nie potrafię się wytłumaczyć, miałam przecież tak wiele chwil żeby ją uratować, tak wiele czasu który już nie wróci. Już nigdy nie spojrzę w lustro. Nie chce patrzeć na twarz nieudacznika, myliłam się nazywając Ed'a nieudacznikiem.. Dzięki swojej determinacji i odwadze oddał bratu życie za cenę własnego. A ja? Ja nie zrobiłam nic, nie mam prawa nazywać go nieudacznikiem. Jedynym nieudacznikiem jestem ja, i to właśnie ja nie radze sobie z własnymi problemami. Moje derce pękło jak mydlana bańka.. Skrzywdziłam tak wielu ludzi, tylko po to żeby dowiedzieć się że to jestem do niczego. Zawsze powtarzałam sobie, że muszę zdeptać przeszłość i iść dalej, ale jak mogłam iść skoro nikt nie szedł koło mnie. Podczas mojego samotnego marszu przewróciłam się, kolejny raz, tylko że teraz nie mam siły się już podnieść. Nie widzę sensu żeby dalej walczyć, żeby się starać i przeżyć. Dla kogo mam żyć?
-Chodź Fibi.
Spojrzałam na zatroskaną twarz Eric'a, czucie wracało do moich nóg, więc Eric nie musiał mnie już trzymać.
-Już w porządku.
-Wcale nie Fibi, idziemy prosto do domu, musisz odpocząć.
Wciąż obejmował mnie swoim silnym ramieniem, nie wiedziałam co w ogóle do niego czuje. Raz jestem pewna, że go nienawidzę, żeby zaraz rozważać to czy podświadomie go kocham. Przeszliśmy już połowę miasta, moim oczom ukazały się znajome twarze. Przed siedzibą generała stał wielki samochód przewozowy, a za nim Mustang, Riza, Breda, Havoc, Elric'owie, Winry i Noah. Ich oskarżycielskie spojrzenia, które skierowane były w stronę Eric'a sprawiły, że znowu poczułam się winna. Z moich oczu nie leciały już łzy, ale całe moje ciało wciąż cierpiało. Nie chciałam patrzeć w ich stronę, ale coś sprawiło że podniosłam wzrok prosto na Ed'a. Na jego policzku przyczepiony był plastrem, dość spory opatrunek. Podniosłam wzrok trochę wyżej, jego zdziwione i przerażone oczy, patrzyły na mnie, tak jakby chciały mnie uratować. Moje zakrwawione ubranie, czerwone od mrozu policzki i załzawione, szklane oczy, musiały wyglądać potwornie. Mimo że już dawno ich minęliśmy, wciąż na niego patrzyłam, przypomniałam sobie że nie mogę się znowu rozkleić. Ostatni raz rzuciłam mu smutne spojrzenie, opuściłam głowę i milczałam całą drogę do domu.
-Chodź wezmę cie na ręce.
Spojrzałam na Eric'a i znowu zobaczyłam te ciepłe, miodowe oczy. Nie ruszyłam się nawet na krok, Eric złapał mnie pod kolana i zaniósł na górę. Kiedy już weszliśmy do ciepłego pomieszczenia, posadził mnie na kanapie, zdjął swoją kurtkę i rzucił ją na fotel.
-Chodź pomogę ci.
Nie odezwałam się ani słowem, nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Co się ze mną do cholery dzieje? Dlaczego go okłamuje? Nic dziwnego że nie chce od niego odejść, przecież on tak bardzo przypomina mi Ed'a.. Eric zdjął ze mnie kurtkę i buty, obtulił mnie kocem i zrobił gorącą herbatę.
-Trzymaj, zrobi ci się lepiej.
Wynurzyłam ręce zza koca i chwyciłam kubek gorącej czerwonej herbaty. Eric usiadł koło mnie i nie spuszczał mnie z oczu.  Kiedy odłożyłam a stolik pusty kubek, Eric pierwszy raz się odezwał..
-Lepiej ci?
-Mhym..
-Może i nie powinienem, ale dlaczego chciałaś..
-To była moja siostra.
-Rozumiem, ale to kosztowałoby cię życie. Myślisz że war-..
-Warto!
Mój ostry ton głosu sprawił że Eric zamilkł. Nie wiedziałam jak mam się zachować, pomógł mi, ale wcześniej robił dziwne rzeczy.
-Więc, co teraz zrobisz?
-Nie wiem..
-Pewnie będziesz chciała odejść co?
-Może.
-Nie odchodź, przecież tu jest twój dom.
-Nie, to tylko miejsce na mapie..
-Więc bądź częścią tego miejsca. Myślisz że jak odejdziesz to ci ulży? Zostaniesz sama, jeżeli tu zostaniesz może uda ci się czegoś dokonać.
-Co masz na myśli?
-Nie wiem, jest coś co bardzo chciałabyś zrobić?
-Nie wiem, nie myślałam o tym.
-Widziałaś kiedyś pełnie księżyca w dzień przesilenia?
-Chyba nie.
-Bo to wyjątkowa chwila, zdarza się raz na kilkadziesiąt lat. Chciałem cię zabrać w miejsce, z którego widać księżyc najlepiej. Uwierz mi piękny widok.
-Doprawdy..
-Jasne!
-Widziałeś je już kiedyś?
-No pewnie.
-Jak chcesz oglądać księżyc, skoro na niebie jest pełno chmur?
-Sprawdziłem pogodę i mówią że niebo będzie bezchmurne.
-Myślisz?
-No pewnie! Więc jak? Zostaniesz? Chociaż do tego czasu..
-W sumie, to nie mam dokąd pójść..
-Super!
Spojrzałam na jego ucieszoną minę, nie mogłam uwierzyć że tak się tym cieszył. Jego oczy błyszczały, a uśmiech zdawał się być najprawdziwszy na świecie. Jego olśniewający idealny wygląd sprawił, że oddałaby, mu teraz wszystko.
-Powinnaś położyć się spać. Muszę jeszcze coś załatwić, więc muzę na chwile wyjść. Dasz sobie rade?
-Jasne.. Idź.
-Chodź pomogę ci wstać.
Eric podskoczył i stanął na równe nogi, podał mi ręce i pomógł wstać. Minęłam go chcąc iść do pokoju, jednak on zagrodził mi drogę, spojrzał mi głęboko w oczy i pocałował w policzek.
-To ja lecę, niedługo będę.
-Y-hyy..
Zamknął za sobą drzwi, usłyszałam przekręcający się zamek w drzwiach. Dotknęłam miejsca w które pocałował mnie Eric. Był to ten sam policzek, w którego zraniłam Ed'a.. Nie wiem jak to się stało, dlaczego zrobiłam mu krzywdę? Spojrzałam na zegar wiszący w kuchni, była dwudziesta trzecia, trzydzieści dwa. Wychodząc z wanny, była równo dwudziesta czwarta. Położyłam się do ciepłego, wygodnego łóżka i przekręciłam się na bok. W mojej głowie rozbrzmiewały słowa Eric'a "może uda ci się czegoś dokonać", co ten wariat miał na myśli? Usłyszałam jak drzwi się otworzyły, nie odwróciłam się by zobaczyć kto to, wiedziałam że to Eric. Zamknęłam oczy i udałam że śpię, nie chciało mi się z nim rozmawiać. Kto wie co by się stało gdybym wstała? Skoro na odchodne pocałował mnie w policzek, to boje się pomyśleć co by zrobił gdym siedziała teraz razem z nim. Usłyszałam jego kroki, które zmierzły w stronę mojego pokoju.
-Fibi śpisz?
Nie odpowiedziałam mu ani słowem, wiedziałam że zaraz sobie pójdzie, wejdzie do łazienki wykąpie się i pójdzie spać. Myliłam się, wychodząc z mojego pokoju, usłyszałam ciche "wejdź" przez niego rzucone. Byłam ciekawa, kto mógł nas tak późno odwiedzić. Wytężyłam słuch, kilka tupnięć świadczących o posiadaniu butów na obcasie pomogło mi ustalić że gość jest kobietą. No chyba że to transwestyta, ale wątpię żeby Eric przyprowadził go do domu.. Nie ważne. Dalej wytężałam słuch, po kilku minutach usłyszałam głos Erica..
-Wszystko już gotowe?
-Oczywiście, za dwa dni odbędzie się przesilenie. Prosiłam cię też, żebyś nie wtrącał się w sprawy techniczne.
-Oczywiście zrozumiałem, ale obawiam się że Mustang może nam przeszkodzić..
-Nie martw się, zajęłam się nim. Fuhrer, dosłownie je mi z ręki.
-Rozumiem,  co ze stalowym?
-Jego zostawiam tobie, nie jest za dużym zagrożeniem.
-Phy.. Na pewno nie dla mnie. Kiedy będę mógł się nim zając?
-Jutro w kwaterze głównej odbędzie się pożegnanie generała, jeżeli przyjdziesz we właściwym czasie to upieczemy, dwie pieczenie na jednym ogniu.
-Zrozumiałem, a co z..
-Nie martw się, zadbałam o to.
-Rozumiem.
Leżałam i przysłuchiwałam się ich rozmowie.. Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Tak jak myślałam, sprawy się skomplikowały.. Co Eric chce zrobić Ed'owi? Kim jest ta kobieta w salonie? Jak powinnam się zachować? Co tak właściwie zaczyna się dziać?! Usłyszałam jej kroki, szybko zamknęłam oczy i znowu udawałam że śpię.
Kiedy oboje stali już przy drzwiach, lekko rozchyliłam swoje powieki i to co ujrzałam sparaliżowało moje ciało..
-Niech śpi nasza kochana maleńka, niech się porządnie wyśpi..
-Dopilnuje tego.
-Liczę na ciebie Ericu.
-Bez obaw, wszystko pod kontrolą.
Mocno zacisnęłam oczy, nie mogłam uwierzyć.. Szkarłat oczu Margaret, wydawał się promieniować. Jej oczy wyglądały jak dwie jarzące czerwone latarnie.. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Kiedy wyszła Eric zamknął drzwi i wszedł do łazienki.. Wszystko zdawało się łączyć w jednolitą całość.. Dlaczego dopiero teraz zaczynałam to zauważać?
Przez resztę nocy próbowałam zasnąć, ale z marnym rezultatem. Wstając rano poszłam do kuchni i zrobiłam sobie herbatę. Dochodziła siódma, Eric jeszcze spał, chociaż sama nie wiem, po wczorajszym już niczego nie mogę być pewna. Wiedziałam natomiast jedno, nie mogę ufać ani Ericowi, ani Margaret, nawet Fuhrer'owi.. Szybko założyłam na siebie spornie bluzę i kurtkę. Mundur spakowałam w torbę i jak co rano wyszłam, do siedziby Fuhrera. Po wyjściu z domu i ominięciu, kilku bloków, byłam pewna że Eric mnie nie widzi. Biegłam ile tylko miałam sił w nogach, musiałam jak najszybciej znaleźć się u Fuhrera. Kiedy już dobiegłam, otrzepałam sobie spodnie ze śniegu i weszłam do jego gabinetu.
-Witaj Fibi, co cię sprowadza.
-Chciałabym odejść z dywizjonu S.
-Ooh.. A to dlaczego? Wiesz ze to nie takie proste.
-Owszem wiem, tu są wszystkie rzeczy jakie powinnam oddać. Odchodzę ponieważ niedawno zmarła moja siostra i muszę wyjechać do rodziny. Kiepsko radze sobie z jej odejściem.
-Rozumiem, więc chcesz odejść.
-Owszem, jest mi przykro.
-Więc dobrze, jak sobie życzysz, ale wiesz że nadal obowiązują cię pewne punkty regulaminu.
-Nic nikomu nie powiem, przecież nie rzucam słów na wiatr.
-Więc dobrze. Musisz jednak podpisać swoje wymówienie, to wojsko wszystko musi być na piśmie.
-Rozumiem.
Kilka minut później, po przeczytaniu i podpisaniu dokumentów, byłam wolna. Zamieniłam z Fuhree'em jeszcze kilka słów, zgadzaliśmy się oboje pod każdą kwestią w końcu skończyliśmy..
-Jednak pamiętaj Fibi, jeżeli chcesz zawsze możesz wrócić.
-Będę pamiętała.
Spokojnym krokiem wyszłam z budynku, wystarczyła tylko chwila żebym wznowiła swój bieg. Biegłam prosto do kwatery generała, musiałam powiedzieć Mustangowi jak wygląda sytuacja. Wybiegłam z zakrętu i poślizgnęłam się na lodzie, pech chciał że wpadłam pod nadjeżdżający samochód. Przeleciałam przez maskę, głową uderzając o beton. Całe szczęście że jest sporo śniegu, zapewne bez niego, moja głowa musiałaby być zszywana.
-O mój Boże nic ci nie jest?!
-N-nie, wybacz to moja.. Sheska?
-Fibi? Jak miło cię widzieć! Jak ja dawno cię nie widziałam, kope lat!
Sheska jest naprawdę dziwną dziewczyną, jeszcze przed chwilą mnie przejechała, a teraz gada ze mną jakbyśmy spotkały się w warzywniaku..
-Sheska,mam prośbę..
-Hęę? Jaką?
-Mogłabyś mnie gdzieś podwieźć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz