Szłam do kawiarni nie oglądając się za siebie. Śnieg prószył
mi w oczy, a okolica znowu pokrywała się warstwą białego puchu. Dwa dni..
Dlaczego nie odrzucił oferty emerytury i nie walczy o swoje.. Ile on ma w ogóle
lat, żeby przechodzić na emeryturę? Myślałam że po operacji tęczówki jego
wzrok, był w doskonałym stanie. A zresztą.. Co mnie to obchodzi.
-Fiiiibi-chan!
Odwróciłam głowę w stronę wołającego mnie głosu. Kto do
jasnej anielki nazwał mnie "Fibi-chan"? To co , a raczej kogo,
ujrzałam przyprawiło mnie o odruch wymiotny.
-Eric..
-Ohayo Fibi-chan.
-Daruj sobie..
Westchnęłam i pokręciłam głową. Kiedy ruszyłam z miejsca
Eric poszedł za mną. Czego on do cholery jasnej może chcieć? Chyba zapomniał,
że się do niego nie odzywam. Po tym jak mnie wystawił i nie przyszedł na
patron, może pocałować mnie w dupę. Jak ktoś tak niekompetentny dostał
propozycje, zostania generałem?
-Złościsz się jeszcze?
Mój powolny, miarowy krok, robił się coraz bardziej nerwy.
Wsłuchiwałam się w skrzypiący śnieg pod moimi butami, nie chciałam słuchać jego
gadania.
-No daj spokój, przecież zawsze się dogadujemy. Głupio
wyszło, ale wiesz musiałem to i owo załatwić. Chyba nie zmarzłaś? Chciałam iść
z tobą na gorącą czekoladę, ale mnie uderzyłaś i sobie poszłaś. A właśnie
widziałem tego nieudacznika i resztę jak wychodzili z siedziby generała. Banda
idiotów co?
Może to z powodu jego słów, a może z powodu obelg pod
adresem moich znajomych, ale nie wytrzymałam.
-Zamknij się już! Nie mogę już ciebie słuchać! Pierdzielisz
jakieś głupoty, myślisz że kim ty jesteś?!
-Generałem?
Zatrzymałam się i zacisnęłam pięści.. Próbowałam się
uspokoić i nie zrobić niczego głupiego,
w końcu kto wie co mu wpadnie do głowy.
-A ty jako że nadal jesteś w dywizjonie, a dokładniej w
mojej jednostce, musisz mnie słuchać. Więc bądź grzeczna.
Podszedł do mnie i powoli przejechał swoimi ciepłymi dłońmi
po mojej twarzy. Chwilę później odgarnął włosy z mojej twarzy, a w związku z
tym że stał on za mną zrobił do bardzo niedbale. Jego ręce znajdowały się coraz
niżej, a jego twarz już prawie stykała się z moją. Kiedy już jego śliskie łapy
miały dotknąć mojego tyłka, odwróciłam się i wycelowałam swoją zaciśniętą
pięścią w jego twarz. Tuż przed uderzeniem złapał moją rękę w nadgarstku i
mocno ścisnął, tak żebym nie mogła nią ruszyć.
-Mówiłem ci żebyś była grzeczna, chyba nie chcesz skończyć
jak Mustang..
Mocno zacisnęłam zęby i pohamowałam się od kolejnego
uderzenia. Spojrzałam w jego miodowe oczy, dzisiejszego dnia wydawały się
strasznie zimne i puste.
-Jesteś dupkiem..
Wyrwałam swoją rękę z jego uścisku i poszła w przeciwną stronę.
Nie miałam najmniejszej ochoty siedzieć z nim w kawiarni. Kiedy odchodziłam
czułam na sobie jego wzrok, odprowadził mnie do samego skrzyżowania. Gdy już
upewniłam się, że mnie nie widzi przyspieszyłam krok, aż w końcu zaczęłam biec.
Musiałam dotrzeć do domu szybciej nisz on, chce jak najszybciej zabrać stamtąd
swoje rzeczy. Czułam że zaczyna dziać się coś złego, tylko co? Biegłam przez
zaśnieżone uliczki, płatki spadającego śniegu wpadały mi w oczy, nie byłam
pewna czy to przez nie, czy przez natłok myśli, moje oczy zaczęły łzawić. Nie
wiem kiedy, ale sprawy zaczęły się komplikować.. Pierwszy raz od bardzo dawna
poczułam się sama.. Biegłam nie zważając na nic co mnie otaczało, co i raz
mijałam jakiegoś bezdomnego. Przebiegając przez ciemną uliczkę, zorientowałam
się że zrobiło się ciemno. Zatrzymałam się w miejscu, w którym niedawno o mało
co nie rozwaliłam Noah głowy.
-Niech to szlag.. co ja robię?
Złapałam się za głowę i nerwowo ją kręciłam. Przeszłość nie
pozwala mi ogarnąć teraźniejszości, ból z nią związany nadal gdzieś się we mnie
kłębił. Łzy cisnęły mi się do oczu, a ja powoli umierałam.. Nie dosłownie,
umierałam gdzieś tam w środku, muszę wziąć się w garść i być pewna że przetrwam
wszystko. Jak mam przemówić do tego zasranego serca i odgonić wszystkie te
chwile, kiedy każdy mnie ranił. Straciłam wszystko, ale dlaczego dopiero teraz
zaczęłam o rozumieć. Kopnęłam w śnieg i z powrotem zaczęłam biec. Dlaczego
zapomniałam o najważniejszej rzeczy? Jak mogłam o tym zapomnieć, przecież tylko
dlatego żyje. Biegłam przez środek głównej ulicy, zostawiając ze sobą ślady na
świeżym śniegu. Byłam zmęczona, z mich ust ulatniało sie coraz to więcej pary.
Stanęłam i rozejrzałam się wokoło, nie było nikogo.. Skręciłam w ciemną
uliczkę, moja twarz tonęła w łzach, a ja bezustannie biegłam przed siebie.
Wbiegłam na peron i dokładnie się rozejrzałam, nikogo tam nie było. Zbiegłam
schodami w dół, już dawno tu nie byłam. Pod stacją kolejową mieściła się kiedyś
stara składownia. Znalazłam ją zaraz po śmierci Aki. Szarpałam się z drzwiami,
wyglądało na to że zamarzły. Odsunęłam się i z całej swojej siły kopnęłam, w
sam ich środek. Drzwi otworzyły się i z impetem uderzyły o ścianę. Łapczywie
łapiąc zimne powietrze, wbiegłam do środka. Stanęłam przed ogromnym kręgiem
transmutacji.
-Jest..
Upadłam na kolana i złapałam się za głowę. Przecież po to
żyje.. Wytarłam oczy z łez i jeszcze raz spojrzałam na krąg. Wyschnięta krew
którą narysowałam ten krąg przybrała kolor brązu. Przypomniałam sobie te czas
kiedy obiecałam sobie, że już nigdy nie będę bezsilna. Od tamtej pory chciałam
żyć, chciałam walczyć i chciałam być silna, ale obrazy które zaczynałam widzieć
i nowe osoby które zaczęłam poznawać, zmieniały moje postanowienia i sprawiały
że zapomniałam co tak naprawdę było dla mnie ważne.
-Przepraszam Aki..
Złożyłam ręce, a bransoletka na mojej ręce zmieniła się w
mały sztylecik. Podniosłam ostrze i przejechałam nim wzdłuż swojej dłoni.
Zdjęłam z siebie kurtkę, wstałam i poprawiłam miejsca w którym krąg się
przerywał. Po skończeniu ostatnich poprawek wróciłam na swoje poprzednie
miejsce. Uderzyłam kolanami o ziemie i złożyłam ręce, gdyby zobaczył mnie teraz
jakiś katolik, mógłby pomyśleć że się modle.. Uśmiechnęłam się sama do siebie,
nawet w takiej chwili myślę o tak głupich rzeczach. Wzięłam w rękę wisiorek,
który dostałam od Aki, jak byłyśmy jeszcze po drugiej stronie bramy. Nacisnęłam
środek serduszka, ze środka wyleciał kosmyk długich fioletowych włosów.
Położyłam je na środku kręgu, spojrzałam na niego ostatni raz, wzięłam głęboki
oddech i z uśmiechem na ustach złożyłam ręce.
Moje myśli skupiły się na wspomnieniach o siostrze, musiałam wyzwolić
bluebeam. W mojej głowie pojawił się obraz mojej uśmiechniętej kluski. Każda
nasza wycieczka, każdy kubek wypitej czekolady, każda kłótnia, zgoda i każda
chwila jaką z nią spędziłam, to wszystko zgrabnie łączyło się w całość. Moją
skórę przeszył dreszcz, włosy unosiły się w powietrzu, a ręce nabierały
błękitnego blasku. Dzień w którym zmarła Aki, to jak wołałam o pomoc, a jedyne
na co mogłam liczyć to odpowiedz ciszy. Wzięłam głęboki wdech i rozłączyłam od
siebie ręcę, które całkowicie pokrywała już ciemno-niebieska poświata. Ostatnia
łza spadła na ziemie, sekundę po tym uderzyłam rękami o ziemie. Krąg zalśnił na
czerwono, moje włosy falowały roztrzepane przez siłę kręgu, falowały jak
szalone. Otworzyłam oczy i spojrzałam na jaskrawe światło, jednak nic nie
widziałam. Z kręgu nic nie wychodziło, mojego ciała nie oplatał żaden cień..
Chwilę później krąg zgasł a ja upadłam na twarz.
-Co do jasnej..
-Nie przywrócisz jej Fibi.
Oderwałam ciało od ziemi i spojrzałam za siebie. Przy
otwartych drzwiach stał Eric, w swoich rękach trzymał moją kurtkę. Odwróciłam
głowę i nerwowo spoglądałam na krąg, co poszło nie tak?!
-Co ty możesz wiedzieć..
-Ten czas się skończył Fibi.. Skończył się i już nie
zawróci.
-N-nie..
-Ona umarła Fibi, jej dusza już nie wróci.
-Nie! Ja ją widziałam, powiedziała że będzie czekać!
-Fibi..
Z moich oczu płynął wodospad łez, obiecała mi że poczeka..
Dlaczego.. Dlaczego odeszłaś? Eric kucnął obok mnie i założył mi na barki
kurtkę.
-Fibi.. Wracajmy.
-Nie..
-Przeziębisz się..
-Mam to gdzieś! Chce umrzeć!
Zacisnęłam pięści rozcierając przy tym kawałek kręgu. Niech
to! Spóźniłam się.. Dlaczego tyle czasu się namyślałam.. Dlaczego nie przyszłam
tu wcześniej? Dlaczego mnie zostawiłaś.. Zamknęłam oczy i zacisnęłam zęby, dwie
minuty później poczułam silny uścisk Eric'a...
-Wracajmy, proszę..
Eric złapał mnie za ramiona i pomógł mi wstać. Moje ciało
było bezwładne, nie mogłam ustać na nogach. Eric obejmował mnie swoim silnym
ramieniem, nie przypuszczałam że jest aż tak silny. Doszliśmy do jednej z
ławek, która stała obok budki telefonicznej. Eric delikatnie posadził mnie na
ławce i prosił żebym chwile zaczekała. Czułam się jakbym wypiła cysternę wódki,
nie panowałam nad ciałem, a moje myśli zawisły na Aki. Z moich oczu wciąż
płynęły łzy, czułam jak mróz opanowuje moje ciało, czułam jak od zimna piekły
mnie policzki. Podniosłam wzrok na budkę telefoniczną, twarz Eric'a wyglądała
na bardzo przejętą. Nie mogłam w to uwierzyć, jeszcze rano go nienawidziłam, a
teraz jestem mu wdzięczna. Wszyscy którzy pokazali mi jak żyć odeszli..
Rodzice, ciotka, a teraz Aki.. Nikt już nie wróci, jak mam teraz przeżyć, nie
mam nic.. Chciałam być wolna, powinnam dorosnąć, ale nie potrafię.. Jak mam to
wszystko zrobić skoro wątpię w ludzi? Moje życie runęło jak domek z kart..
Kiedyś moje serce płonęło, a teraz jak kończy się jakiś etap, zgasło niczym
mały płomień. Wbiłam swoje zmęczone spojrzenie w śnieg, czułam się fatalnie.
Powoli uniosłam swój wzrok ku niebu, od pewnego czasu gwiazdy jakoś złowrogo
milczały. Z każdą minutą moje sumienie zadawało, sercu potworne rany.. Chce
odejść jak najdalej, chce uciec stąd jak najdalej.. Nie wiem czy jest mi
przykro, czy jestem zawiedziona. Nie potrafię się wytłumaczyć, miałam przecież
tak wiele chwil żeby ją uratować, tak wiele czasu który już nie wróci. Już
nigdy nie spojrzę w lustro. Nie chce patrzeć na twarz nieudacznika, myliłam się
nazywając Ed'a nieudacznikiem.. Dzięki swojej determinacji i odwadze oddał
bratu życie za cenę własnego. A ja? Ja nie zrobiłam nic, nie mam prawa nazywać
go nieudacznikiem. Jedynym nieudacznikiem jestem ja, i to właśnie ja nie radze
sobie z własnymi problemami. Moje derce pękło jak mydlana bańka.. Skrzywdziłam
tak wielu ludzi, tylko po to żeby dowiedzieć się że to jestem do niczego.
Zawsze powtarzałam sobie, że muszę zdeptać przeszłość i iść dalej, ale jak
mogłam iść skoro nikt nie szedł koło mnie. Podczas mojego samotnego marszu
przewróciłam się, kolejny raz, tylko że teraz nie mam siły się już podnieść.
Nie widzę sensu żeby dalej walczyć, żeby się starać i przeżyć. Dla kogo mam
żyć?
-Chodź Fibi.
Spojrzałam na zatroskaną twarz Eric'a, czucie wracało do
moich nóg, więc Eric nie musiał mnie już trzymać.
-Już w porządku.
-Wcale nie Fibi, idziemy prosto do domu, musisz odpocząć.
Wciąż obejmował mnie swoim silnym ramieniem, nie wiedziałam
co w ogóle do niego czuje. Raz jestem pewna, że go nienawidzę, żeby zaraz
rozważać to czy podświadomie go kocham. Przeszliśmy już połowę miasta, moim
oczom ukazały się znajome twarze. Przed siedzibą generała stał wielki samochód
przewozowy, a za nim Mustang, Riza, Breda, Havoc, Elric'owie, Winry i Noah. Ich
oskarżycielskie spojrzenia, które skierowane były w stronę Eric'a sprawiły, że
znowu poczułam się winna. Z moich oczu nie leciały już łzy, ale całe moje ciało
wciąż cierpiało. Nie chciałam patrzeć w ich stronę, ale coś sprawiło że
podniosłam wzrok prosto na Ed'a. Na jego policzku przyczepiony był plastrem,
dość spory opatrunek. Podniosłam wzrok trochę wyżej, jego zdziwione i
przerażone oczy, patrzyły na mnie, tak jakby chciały mnie uratować. Moje
zakrwawione ubranie, czerwone od mrozu policzki i załzawione, szklane oczy,
musiały wyglądać potwornie. Mimo że już dawno ich minęliśmy, wciąż na niego
patrzyłam, przypomniałam sobie że nie mogę się znowu rozkleić. Ostatni raz
rzuciłam mu smutne spojrzenie, opuściłam głowę i milczałam całą drogę do domu.
-Chodź wezmę cie na ręce.
Spojrzałam na Eric'a i znowu zobaczyłam te ciepłe, miodowe
oczy. Nie ruszyłam się nawet na krok, Eric złapał mnie pod kolana i zaniósł na
górę. Kiedy już weszliśmy do ciepłego pomieszczenia, posadził mnie na kanapie,
zdjął swoją kurtkę i rzucił ją na fotel.
-Chodź pomogę ci.
Nie odezwałam się ani słowem, nie potrafiłam spojrzeć mu w
oczy. Co się ze mną do cholery dzieje? Dlaczego go okłamuje? Nic dziwnego że
nie chce od niego odejść, przecież on tak bardzo przypomina mi Ed'a.. Eric
zdjął ze mnie kurtkę i buty, obtulił mnie kocem i zrobił gorącą herbatę.
-Trzymaj, zrobi ci się lepiej.
Wynurzyłam ręce zza koca i chwyciłam kubek gorącej czerwonej
herbaty. Eric usiadł koło mnie i nie spuszczał mnie z oczu. Kiedy odłożyłam a stolik pusty kubek, Eric
pierwszy raz się odezwał..
-Lepiej ci?
-Mhym..
-Może i nie powinienem, ale dlaczego chciałaś..
-To była moja siostra.
-Rozumiem, ale to kosztowałoby cię życie. Myślisz że war-..
-Warto!
Mój ostry ton głosu sprawił że Eric zamilkł. Nie wiedziałam
jak mam się zachować, pomógł mi, ale wcześniej robił dziwne rzeczy.
-Więc, co teraz zrobisz?
-Nie wiem..
-Pewnie będziesz chciała odejść co?
-Może.
-Nie odchodź, przecież tu jest twój dom.
-Nie, to tylko miejsce na mapie..
-Więc bądź częścią tego miejsca. Myślisz że jak odejdziesz
to ci ulży? Zostaniesz sama, jeżeli tu zostaniesz może uda ci się czegoś
dokonać.
-Co masz na myśli?
-Nie wiem, jest coś co bardzo chciałabyś zrobić?
-Nie wiem, nie myślałam o tym.
-Widziałaś kiedyś pełnie księżyca w dzień przesilenia?
-Chyba nie.
-Bo to wyjątkowa chwila, zdarza się raz na kilkadziesiąt
lat. Chciałem cię zabrać w miejsce, z którego widać księżyc najlepiej. Uwierz
mi piękny widok.
-Doprawdy..
-Jasne!
-Widziałeś je już kiedyś?
-No pewnie.
-Jak chcesz oglądać księżyc, skoro na niebie jest pełno
chmur?
-Sprawdziłem pogodę i mówią że niebo będzie bezchmurne.
-Myślisz?
-No pewnie! Więc jak? Zostaniesz? Chociaż do tego czasu..
-W sumie, to nie mam dokąd pójść..
-Super!
Spojrzałam na jego ucieszoną minę, nie mogłam uwierzyć że
tak się tym cieszył. Jego oczy błyszczały, a uśmiech zdawał się być
najprawdziwszy na świecie. Jego olśniewający idealny wygląd sprawił, że
oddałaby, mu teraz wszystko.
-Powinnaś położyć się spać. Muszę jeszcze coś załatwić, więc
muzę na chwile wyjść. Dasz sobie rade?
-Jasne.. Idź.
-Chodź pomogę ci wstać.
Eric podskoczył i stanął na równe nogi, podał mi ręce i
pomógł wstać. Minęłam go chcąc iść do pokoju, jednak on zagrodził mi drogę,
spojrzał mi głęboko w oczy i pocałował w policzek.
-To ja lecę, niedługo będę.
-Y-hyy..
Zamknął za sobą drzwi, usłyszałam przekręcający się zamek w
drzwiach. Dotknęłam miejsca w które pocałował mnie Eric. Był to ten sam
policzek, w którego zraniłam Ed'a.. Nie wiem jak to się stało, dlaczego
zrobiłam mu krzywdę? Spojrzałam na zegar wiszący w kuchni, była dwudziesta
trzecia, trzydzieści dwa. Wychodząc z wanny, była równo dwudziesta czwarta.
Położyłam się do ciepłego, wygodnego łóżka i przekręciłam się na bok. W mojej głowie
rozbrzmiewały słowa Eric'a "może uda ci się czegoś dokonać", co ten
wariat miał na myśli? Usłyszałam jak drzwi się otworzyły, nie odwróciłam się by
zobaczyć kto to, wiedziałam że to Eric. Zamknęłam oczy i udałam że śpię, nie
chciało mi się z nim rozmawiać. Kto wie co by się stało gdybym wstała? Skoro na
odchodne pocałował mnie w policzek, to boje się pomyśleć co by zrobił gdym
siedziała teraz razem z nim. Usłyszałam jego kroki, które zmierzły w stronę
mojego pokoju.
-Fibi śpisz?
Nie odpowiedziałam mu ani słowem, wiedziałam że zaraz sobie
pójdzie, wejdzie do łazienki wykąpie się i pójdzie spać. Myliłam się, wychodząc
z mojego pokoju, usłyszałam ciche "wejdź" przez niego rzucone. Byłam
ciekawa, kto mógł nas tak późno odwiedzić. Wytężyłam słuch, kilka tupnięć
świadczących o posiadaniu butów na obcasie pomogło mi ustalić że gość jest
kobietą. No chyba że to transwestyta, ale wątpię żeby Eric przyprowadził go do
domu.. Nie ważne. Dalej wytężałam słuch, po kilku minutach usłyszałam głos
Erica..
-Wszystko już gotowe?
-Oczywiście, za dwa dni odbędzie się przesilenie. Prosiłam
cię też, żebyś nie wtrącał się w sprawy techniczne.
-Oczywiście zrozumiałem, ale obawiam się że Mustang może nam
przeszkodzić..
-Nie martw się, zajęłam się nim. Fuhrer, dosłownie je mi z
ręki.
-Rozumiem, co ze
stalowym?
-Jego zostawiam tobie, nie jest za dużym zagrożeniem.
-Phy.. Na pewno nie dla mnie. Kiedy będę mógł się nim zając?
-Jutro w kwaterze głównej odbędzie się pożegnanie generała,
jeżeli przyjdziesz we właściwym czasie to upieczemy, dwie pieczenie na jednym
ogniu.
-Zrozumiałem, a co z..
-Nie martw się, zadbałam o to.
-Rozumiem.
Leżałam i przysłuchiwałam się ich rozmowie.. Nie mogłam
uwierzyć w to co usłyszałam. Tak jak myślałam, sprawy się skomplikowały.. Co
Eric chce zrobić Ed'owi? Kim jest ta kobieta w salonie? Jak powinnam się
zachować? Co tak właściwie zaczyna się dziać?! Usłyszałam jej kroki, szybko
zamknęłam oczy i znowu udawałam że śpię.
Kiedy oboje stali już przy drzwiach, lekko rozchyliłam swoje
powieki i to co ujrzałam sparaliżowało moje ciało..
-Niech śpi nasza kochana maleńka, niech się porządnie
wyśpi..
-Dopilnuje tego.
-Liczę na ciebie Ericu.
-Bez obaw, wszystko pod kontrolą.
Mocno zacisnęłam oczy, nie mogłam uwierzyć.. Szkarłat oczu
Margaret, wydawał się promieniować. Jej oczy wyglądały jak dwie jarzące
czerwone latarnie.. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Kiedy wyszła Eric
zamknął drzwi i wszedł do łazienki.. Wszystko zdawało się łączyć w jednolitą
całość.. Dlaczego dopiero teraz zaczynałam to zauważać?
Przez resztę nocy próbowałam zasnąć, ale z marnym
rezultatem. Wstając rano poszłam do kuchni i zrobiłam sobie herbatę. Dochodziła
siódma, Eric jeszcze spał, chociaż sama nie wiem, po wczorajszym już niczego
nie mogę być pewna. Wiedziałam natomiast jedno, nie mogę ufać ani Ericowi, ani
Margaret, nawet Fuhrer'owi.. Szybko założyłam na siebie spornie bluzę i kurtkę.
Mundur spakowałam w torbę i jak co rano wyszłam, do siedziby Fuhrera. Po
wyjściu z domu i ominięciu, kilku bloków, byłam pewna że Eric mnie nie widzi.
Biegłam ile tylko miałam sił w nogach, musiałam jak najszybciej znaleźć się u
Fuhrera. Kiedy już dobiegłam, otrzepałam sobie spodnie ze śniegu i weszłam do
jego gabinetu.
-Witaj Fibi, co cię sprowadza.
-Chciałabym odejść z dywizjonu S.
-Ooh.. A to dlaczego? Wiesz ze to nie takie proste.
-Owszem wiem, tu są wszystkie rzeczy jakie powinnam oddać.
Odchodzę ponieważ niedawno zmarła moja siostra i muszę wyjechać do rodziny.
Kiepsko radze sobie z jej odejściem.
-Rozumiem, więc chcesz odejść.
-Owszem, jest mi przykro.
-Więc dobrze, jak sobie życzysz, ale wiesz że nadal
obowiązują cię pewne punkty regulaminu.
-Nic nikomu nie powiem, przecież nie rzucam słów na wiatr.
-Więc dobrze. Musisz jednak podpisać swoje wymówienie, to
wojsko wszystko musi być na piśmie.
-Rozumiem.
Kilka minut później, po przeczytaniu i podpisaniu
dokumentów, byłam wolna. Zamieniłam z Fuhree'em jeszcze kilka słów, zgadzaliśmy
się oboje pod każdą kwestią w końcu skończyliśmy..
-Jednak pamiętaj Fibi, jeżeli chcesz zawsze możesz wrócić.
-Będę pamiętała.
Spokojnym krokiem wyszłam z budynku, wystarczyła tylko
chwila żebym wznowiła swój bieg. Biegłam prosto do kwatery generała, musiałam
powiedzieć Mustangowi jak wygląda sytuacja. Wybiegłam z zakrętu i poślizgnęłam
się na lodzie, pech chciał że wpadłam pod nadjeżdżający samochód. Przeleciałam
przez maskę, głową uderzając o beton. Całe szczęście że jest sporo śniegu,
zapewne bez niego, moja głowa musiałaby być zszywana.
-O mój Boże nic ci nie jest?!
-N-nie, wybacz to moja.. Sheska?
-Fibi? Jak miło cię widzieć! Jak ja dawno cię nie widziałam,
kope lat!
Sheska jest naprawdę dziwną dziewczyną, jeszcze przed chwilą
mnie przejechała, a teraz gada ze mną jakbyśmy spotkały się w warzywniaku..
-Sheska,mam prośbę..
-Hęę? Jaką?
-Mogłabyś mnie gdzieś podwieźć?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz