Niebiesko włosa jasnoskóra dziewczynka w wieku około
dziesięciu lat, patrzyła na mnie dłuższą chwile. Stała na trzęsących się lekko
nogach, do oczu Momoko napłynęły łzy..
-Fibi!!
Momoko ruszyła z miejsca chwiejnym krokiem, podbiegła do
mnie i rzuciła mi się na szyję. Była dla mnie jak młodsza siostra.. Trzymając
dziewczynkę na rękach i wspominając te wszystkie chwile spędzone z nią,
sprawiły że w pewnym stopniu przypominała mi ona Aki... Była niezdarna, zabawna
i bardzo kruchutka.. a co za tym idzie lubiła też ciastka.. Moje rozmyślenia
przerwał Ren, ojciec Momoko ..
-Wróciłaś? Coś się stało?
-N.. Nie.. Po prostu stęskniłam się za Momoko..
Owszem skłamałam, ale nie mogłam mu powiedzieć po co tak
naprawdę przyjechałam.. Znaczy powiedziałabym gdybym wiedziała.. Na dźwięk
moich ostatnich słów na twarzy dziewczynki pojawił się szeroki uśmiech, a w
oczach zalśniła jakaś mała iskierka..
-Cieszę się że wróciłaś Fibi.
-Fibi! Chodź ze mną szybko! Muszę ci coś pokazać..
-Zaraz Momoko.. Fibi jest zmęczona, po za tym zaraz mamy
robić obiad..
-Nie wszystko w porządku.
Momoko wyciągnęła mnie z domu i zaczęła biec na górkę
kilkadziesiąt metrów od swojego domu. Była podekscytowana, rozpierała ją
energia i dobry humor.. zdecydowanie przypominała mi siostrę.. Po kilku minutach
wbiegłyśmy na górkę, puściła moją rękę i szybkim krokiem weszła kilka kroków
przede mnie. Z małej kieszonki wyciągnęła mocno pogniecioną kartkę, którą za
wszelką cenę próbowała jak najlepiej wyprostować. Położyła ją na ziemi i
przyłożyła do niej ręce, z ziemi utworzyła coś co przypominało jakiegoś
glinianego kotka. Dziewczynka wysilała się tak bardzo że pot ściekał z jej
czoła, po chwili jej dzieło było gotowe. Masa która przedtem przypominała mi
rozjechanego kota, teraz wyglądała o niebo lepiej. Chwyciła swoje dzieło w ręce
i podbiegła do mnie..
-Proszę.. Widzisz od kiedy wyjechałaś zaczęłam uczyć się
alchemii umiem na razie tyle..
Gliniana forma przypominała siedzącego tygrysa, minęło sporo
czasu odkąd wyjechałam i zostawiłam ją samą. Zdałam sobie nagle sprawę, że
przez moje niewinne szukanie własnego miejsca i "odnalezienia"
siebie, zraniło nie tylko Aki i Elric'ów.. Zostawiłam też małą niewinną
dziewczynkę z marzeniami, że kiedyś zostanie potężnym alchemikiem. Wyjechałam
zostawiając małą dziewczynkę, która była wpatrzona we mnie jak w obrazek, jak
ja mogłam tego nie zauważyć?
-Dziękuję jest śliczny.
-Naprawdę?!
W jej niebieskich oczkach znowu zalśniła jakaś mała
iskierka. Uśmiechnęłam się tylko i pogłaskałam ją po głowie..
-Wracajmy już, twoja mama będzie zła jak spóźnisz się na
obiad.
-Pamiętaj że ty też będziesz miała kłopoty..
Zaśmiałam się i spokojnie wróciłyśmy do domu. Po zjedzeniu
pysznego obiadu Momoko poszła z matką do jakieś staruszki, wzięły jedzenie..
Najwyraźniej staruszka nie jest w stanie samodzielnie o siebie zadbać.. To był
dobry moment na przemyślenia, wyszłam po cichu z domku i poszłam na górkę na
którą zaprowadziła mnie Momoko.. Zachodzące słońce jeszcze nigdy nie wydało mi
się takie piękne, wyglądało jak wielka płonąca kula która zaraz uderzy w
Ziemie.. Mijały kolejne dnie a ja, jakby ktoś pytał zostałam 'nauczycielką'
małej jasnoskórej 'uczennicy'. Uczyłam ją jak stworzyć coś pożytecznego takiego
jak osłona z ziemi, która będzie bardzo wytrzymałą, czy coś w ogóle
niepożytecznego jak lalka czy kucyk (to ostanie wychodziło jej najlepiej)..
'Treningi' odbywały się na górce daleko od domu, Momoko twierdzi że jej ojciec
nie lubi kiedy używa alchemii, ba! On w ogóle nie lubi alchemii, nie lubi
alchemików tych. jak to powiedział Mustang? A tak 'nielegalnych', jak i tych
państwowych. Byłam ciekawa czy moja obecność jakkolwiek go stresuje czy
irytuje.. Słońce zaczęło zachodzić, patrzyłam na palącą czerwień dłuższą chwilę
myśląc o Elric'ach. Obiecałam Alphonse że ich nie zostawię, ale niedługo do
nich wrócę.. chociaż sama już nie wiem.. Odwróciłam wzrok i spojrzałam na leżącą
i zdyszaną Momoko..
-Co jest? Masz dość?
-Nie! Tak.. Nie wiem..
-Haha skończmy na dziś.
Usiadłam obok dziewczynki i pchnęłam ją ramieniem.
Uśmiechnęła się do mnie, ale zaraz posmutniała..
-Coś cię gryzie prawda?
-Wiesz.. Mam wrażenie że to nie jedyny powód dla którego tu
przyjechałaś.
-Co.. o czym ty..
-Fibi..
Jej oczy sprawiły mi jakiś dziwny ból, ale dlaczego.. Może
ona wie więcej niż ja sama, może kiepsko mi idzie ukrywanie czegoś o czym nie
mam pojęcia..
-Fibi?
-Hmm?
-Co się stało z tymi chłopcami? No wiesz.. z tymi..
-Nic a co się miało stać?
-Ostatnim razem mówiłaś że do nich wrócisz i wróciłaś
prawda?
-T..tak.
-Więc dlaczego znowu tutaj jesteś?
-Chciałam się z tobą zobaczyć..
-Ty znowu uciekasz Fibi.
Jej słowa uderzyły we mnie z ogromną siła sprawiając przy
tym ogromny ból.. Ona miała racje.. ja znowu uciekam, uciekam bo poczułam się
bezsilna tak samo jak wtedy.. Strata Aki sprawiła że znowu czułam się
niepotrzebna i winnam, raniąc przy tym niewinne osoby.. Nie wiem dlaczego ale
mam wrażenie, że szanse którą dał mi Al.. kolejną szanse na odnowienie
przyjaźni, szanse że kiedyś mi zaufa.. Ja straciłam ją.. Straciłam w momencie
kiedy postanowiłam uciec.. znowu.. Do oczy napłynęły mi łzy, ale nie mogłam się
rozbeczeć jak to by wyglądało.. Spojrzałam na zatroskaną minę Momko, nie byłam
pewna co jeszcze usłyszę.. Dlaczego ona zauważyła coś czego ja nie widziałam..
Jak to możliwe że dziesięcioletnie dziecko było w stanie przebić się za moją
'barierę ochronną', którą od pewnego czasu stosowałam prawie zawsze, tylko po
to żeby schować się za nią w razie silniejszych emocji..
-Tak.. masz racje, znowu uciekam.
-Dziękuje że próbujesz mnie czegoś nauczyć, ale sądzę że
powinnaś do nich wrócić. Ja poradzę sobie w alchemii, wydaje mi się że ty ich
potrzebujesz a co za tym idzie oni zapewne potrzebują ciebie.
-Może masz racje..
-Ha! Zawsze ją mam!
Tak, w tej sytuacji Momoko była podobna do Aki.. Co prawda
nie byłą tak dobra w odgadywania moich myśli co Aki.. ale nieźle jej idzie jak
na początek. Uśmiechnęłam się do niej a ona do mnie, teraz znowu była zwykłą
dziesięcioletnią niebiesko włosom dziewczynką. Wchodząc do domu czekała już na
nas kolacja. W trakcie jedzenia porozmawiałam z Ren'em i Maki o moim wyjeździe.
Nie mogłam zwlekać, od razu po kolacji Maki dała mi pełen plecak jedzenia i
picia, były w nim rzeczy które jej zdaniem przydadzą mi się w podróży.
Pożegnałam ich i kucnęłam przed Momoko która nie była smutna, była radosna i
rozpromieniona jak zwykle.
-Dziękuje Momoko.
-Nie ma za co. Ale nie lubię tego imienia możesz mi mówić
Kagome?
Ostatnie zdanie wypowiedziała tak cicho że ledwie ją
usłyszałam. Uśmiechnęłam się i zaśmiałam cicho, pokiwałam głową na co 'Kagome'
zareagowała gwałtownie i rzuciła mi się ta szyje.
-Do widzenia!
-Trzymajcie się!
-Pamiętaj że w plecaku jest wszystko czego ci trzeba!
-Jasne! Dziękuje!
Z początku szłam powoli, ale gdy tylko przypomniałam sobie
twarz Al'a wtedy na cmentarzu i wredną mordę Winry i jej podły uśmieszek,
zaczęłam biec. Nie mogę pozwolić by wygrała ze mną taka mała, podła jędza! O
nie! Jakąś godzinę później jechałam już do Centrali, miałam coś do załatwienia.
Zasypiając myślałam o tym co powiedział mi Al kiedy rozmawiałam z nim przez
telefon na stacji. Pojutrze wyruszają do Centrali, coś złego się tam dzieje i
mówił że ma złe przeczucia.. Jak dla mnie bomba, załatwię jedną małą formalność
i mogę sprawdzić co się dzieje.. Obudziłam się na stacji w Centrali, wysiadłam
z pociągu i ruszyłam prosto do domu Mustanga, po ostatnim spotkaniu nie mogę
liczyć raczej na miłe powitanie.. Taka szkoda że nie będzie balonów i fanfar,
ale co ja poradzę.. W domu generała zapałki jak zwykle zaciekawił mnie ten
pieprzony korytarz.. Bez pukania weszłam do jego gabinetu..
-Nie wiesz że drzwi otwiera się ręką a nie nogą?
-Nie wiesz że tak się nie wita gości.
Mustang spojrzał na mnie spode łba groźnym wzrokiem.
Podniosłam brwi, otworzyłam szeroko oczy, lekko pokiwałam głową..
-Czego chcesz?
-Zostać państwowym alchemikiem.
-Hahah.. nie sądzę. Nie masz odpowiednich predyspozycji.
-Haha.. no patrz ty zostałeś generałem bez predyspozycji i
żyjesz.
Żyła na jego czole szalenie pulsowała, chyba się płomyk
zdenerwował.. Odwrócił się do okna, złapał za głowę i zamknął oczy. Chwile
staliśmy w ciszy, zaczęło mnie to irytować...
-Posłuchaj, ja chce zostać alchemikiem, jestem dość silna i
wytrzymałą do tej roli. Ty jesteś generałem który ma nóż przy gardle ponieważ
homunkulusy panoszą się i mordują ludzi, a wojsko nie reaguje bo ma za mało
doświadczonych rekrutów. A no patrzy ty! Ja walczyłam już z trzema
homunkulusami, nie będę się chwalić że jednego 'zabiłam' a reszcie skopałam
tyłki. Do tego jeden z nich mnie ostro wkurzył i mam zamiar zabić go szybko i
boleśnie. Ty mnie 'zatrudniasz' i mianujesz państwowym alchemikiem, gdyż znasz
mnie i wiesz że daję radę, masz na to dowody więc nikt nie musi mnie sprawdzać.
Dołączasz mnie do braci Elric i jupi jajej niech żyję nasz drogi generał
zapalnik! Problem z głowy, prawda..?
Uśmiechnęłam się szczerząc zęby, mój uśmiech bardziej
przypominał skurcz twarzy niż uśmiech, więc wróciłam do dawnej miny.
Mustang'owi żyła pulsowała jeszcze bardziej, w końcu nie wytrzymał..
-NIE JESTEM ZAPALNIKIEM!
-Jasne, jasne jak chcesz. Spadam stąd.
Odwróciłam się i wyszłam, słyszałam jak sprzecza się ze
swoją blond 'asystentkom' o to czy powinni mnie przyjąć jedyne co usłyszałam
to: "Ona ma predyspozycje Roy! Jest świetna i zna się na rzeczy!",
"Nie lubię jej! Będą z nią same problemy!". Taa po części miał racje,
ale wiedziałam że mnie przyjmie. Schodziłam ze schodów skocznym krokiem, trzy,
dwa, jeden..
-No dobra! Zostajesz alchemikiem, ale od teraz pracujesz dla
mnie i masz mi być posłuszna i wypełniać moje rozkazy!
-Nie płomyk, teraz pracuje dla państwa..
Uśmiechnęłam się i wyszłam z domu, po chwili drzwi frontowe
płonęły żywym ogniem. Riza trzymała Mustanga za ramiona, zaśmiałam się głośno i
wyszłam z posiadłości. Ciekawe kiedy się skapnie że wzięłam sobie jeden z kilku
zegarków które leżały na jego biurku.. Nieważne teraz jestem wojskowym kundlem,
ale tylko dlatego że nie mogę opuścić znowu Alphonse i Edwarda.. No teraz mogę
wynająć pokój na koszt wojska. W hotelowym pokoju przypomniały mi się stare
czasy, wyszłam na balkon patrzyłam na gwiazdy które były stłumione oparami
samochodowymi i dymem z różnych fabryk..
-Obiecuję że zwrócę ci życie, ale musisz poczekać muszę
sobie wszystko poukładać i zrozumieć wiele rzeczy wtedy będę gotowa..
Jeszcze chwile popatrzyłam na gwiazdy, zeszłam do recepcji i
zadzwoniłam do Al'a. Zapoznałam go z zaistniałą sytuacją i powiedziałam w
którym hotelu się zatrzymałam. Jutro z samego rana wyjeżdżają więc będą tu
gdzieś po południu. Weszłam na górę, uchyliłam okno, zgasiłam światło i
położyłam się pod kołdrę. Wtuliłam głowę w poduszkę i obiecałam sobie że od
teraz wszystko się zmieni. Stanę się nową Fibi, taką jaka była po tamtej
stronie bramy, taką jaką znał Ed od początku, taką jaką byłam od zawsze.. Muszę
tylko przezwyciężyć swoje słabości i zaakceptować fakt że przez jakiś czas będę
musiała żyć bez siostry. Nie wiem jak to zrobię ale przy transmutacji nie mogę
popełnić błędu, a może jest jakiś inny sposób może ona jest teraz za bramą i
wystarczy coś wymyślić.. Przecież ostatnim razem jakoś się stamtąd
wydostałyśmy, może jest jakiś sposób żeby to powtórzyć.. Może uda mi się go
znaleźć i nie używać transmutacji, szczerze mówiąc boję się, ale nie boję się o
siebie.. Boję się że coś pójdzie nie tak i zamiast przywrócić Aki do życia
zrobię z niej takiego potwora jakim jest Curse czy Luminosity.. Boję się że
zrobie z niej homunkulusa i to ja będę musiała ją zabić, znowu będzie musiała
umierać tym razem po raz drugi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz