środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział 32. Początek końca. Czas zaćmienia cz.I


-Sheska otwieraj te pieprzone drzwi!
Waliłam swoimi zaczerwienionymi od zimna rękami w drzwi, tak by Sheska wreszcie się obudziła. Ludzie z sąsiedztwa nie byli zadowoleni, nie obchodziło mnie to zbytnio.. Gorzej jakby któryś znich zadzwonił po policje, miałabym się z czego tłumaczyć. Wzięłam głęboki oddech i zbierając w sobie siły, zamachnęłam się tak aby kopnąć drzwi. Zanim moja noga ich dotknęła, były już otwarte..
-F-Fibi?
Spojrzałam na przerażoną Sheske,która patrzyła się tępo na moją nogę. Jeszcze trochę a musiałabym zabrać ją doszpitala, moja podeszwa znajdowała się kilka milimetrów od jej żeber. Szybko opuściłam nogę i spojrzałam na twarz dziewczyny.
-Musisz mi pomóc.
-Teraz? Nie mogło to zaczekać dojutra?
-Nie bardzo..
Moja twarz musiała wyglądać poważnie, ponieważ z twarzy Sheski zniknął uśmiech. Weszłam do mieszkania dziewczyny, było ono dość dziwne.
-Gdzie śpisz?
-Tam..
-Na książkach?
-Nie za nimi, jest tam kawałek podłogi.
Rozglądałam się po pokoju, wktórym nie było mebli. Całe mieszkanie zawalone było książkami, jedyną rzeczą która nie była książką, było biurko.. Sheska wskazała mi miejsce w którym mogę usiąść i poszła zaparzyć herbatę. Zdjęłam z siebie szalik i czapkę, moje mokre i lekko zmrożone włosy opadły mi na sweter. Byłam przemoczona i zmarznięta, kubek gorącej herbaty powinien mnie trochę rozgrzać.. Kiedy Sheska wróciła, postawiła na biurku dwa kubki z gorącym napojem.
-Dużo czytasz co?
-Tak, zapamiętuje prawie wszystkoco przeczytam.
-Przydatna umiejętność.
-Tak sądzisz? No bo wiesz ludzie często mówią, że jestem dziwna a ja po prostu lubię czytać. Wiesz pomagałam warmii, jestem dobra, chociaż nikt mi jeszcze tego nie powiedział. Uwielbiam pomagać, wiesz że odzyskałam połowę informacji, kiedy biblioteka się spaliła.Sama mam niezły zbiór, każda z książek jest dobra na swój sposób, ale żadna niejest nudna, można powiedzieć że każda książka ma w sobie jakąś magie, prawda?
-C-Chyba..
Patrzyłam na dziewczynę szerokootwartymi oczami, jeszcze nigdy nie spotkałam kogoś kogo tak interesowała byliteratura.. Zanurzyłam usta w herbacie, ciepło przeszyło moje ciało, po czymznowu spojrzałam na zaciekawioną twarz Sheski.
-A właśnie.. W czym mam ci pomóc?
-Widzisz, szukam książki oastronomii..
-Mam ich kilka.. Czytałam je dośćdawno, jak chcesz mogę ci je ..
-Nie, nie chodzi mi o to.
-Nie przyszłaś po to żeby jepożyczyć?
-Nie.. znaczy tak, ale skorojesteś dobra w czytaniu może mi pomożesz..
-Czytać?
-Nie.
-Więc?
-Daj mi dokończyć..
-Jasne!
Wzięłam głęboki oddech i znowuspojrzałam na dziewczynę. Może i jest inteligenta, ale czasami sprawiawrażenie, że jest zupełnie odwrotnie..
-Wiesz coś może o jutrzejszymzaćmieniu?
-Zaćmieniu?
-No.. zaćmienie księżyca..
-Tak, to rzadkość biorąc poduwagę, że jutro jest też przesilenie.
-Właśnie! Wiesz coś o tym?
-No wiesz, przesilenie i zaćmienieksiężyca zdarza się..
-Raz na kilkadziesiąt lat, towiem..
-..raz na kilkadziesiąt lat. Toprawda, ale według starożytnych bóstw, w czasie pełni przesilenia..
-Pełni przesilenia?
-Tak, pozwól że wyjaśnię ci to schematycznie.Zaćmienie księżyca zachodzi, gdy ziemia znajduje się między słońcem a księżycembędącym w pełni. Księżyc jako naturalny satelita ziemi wejdzie w stożek cieniaziemi. Stożek cienia całkowitego to miejsce geometryczne tych punktówznajdujących się po przeciwnej stronie ziemi niż słońca, z którym słońce jestcałkowicie nie widoczne. Jeżeli księżyc krążący dookoła ziemi przejdzie całyprzez stożek cienia całkowitego ziemi, to promienie słoneczne przez pewien czasw ogóle nie dochodzą bezpośrednio do jego powierzchni. Cała powierzchniaksiężyca jest wtedy ciemna i jest to całkowite zaćmienie księżyca. Czas trwaniacałkowitego zaćmienia księżyca jest równy maksymalnie jedną godzinę iczterdzieści minut.
-Godzina czterdzieści mówisz?
-Tak, to maksymalny czas trwaniazaćmienia.
-A co ma do tego przesilenie?
-Jak już mówiłam starożytni mówilina ten czas pełnia przesilenia, wierzono wtedy że bóstwa są w pełni sił dziękiczemu mogą stać się cuda. Niektórzy twierdzili że podczas ciemnej nocy, bogowiebudzą zmarłych, albo dają ludziom niesamowitą siłę. Inni wierzyli że możnaosiągnąć przez to nieśmiertelność, albo posiąść wielką moc. W związku z tym żeprzesilenie zimowe brane było za coś niesamowitego, nazywano to "odrodzeniem słońca", dzień przesilenia zimowego i całkowite zaćmienieksiężyca, było cudem dla starożytnych. Wielu ludzi twierdziło że zło umiera, wnoc przesilenia.
-Ale jaki to ma związek..
-Co takiego?
-N-Nic.. Udało ci się zapamiętaćtyle rzeczy chociaż książki czytałaś tak dawno, jesteś niesamowita.
-D-Dziękuje..
Spojrzałam na zakłopotaną izawstydzoną Sheske, dziewczyna naprawdę jest niesamowita. Dopiłam herbatę irozmyślałam nad połączeniem wszystkiego w jedną całość. Mimo tych wszystkichinformacji, które przekazała mi Sheska czułam że jest tego więcej i gdzieśkryje się jakiś kruczek..
-Masz jakieś książki na ten temat?
-Jasne..
-A pomogłabyś mi je przestudiować?
-Teraz?
-Gdybyś mogła, jest trochę późnowięc może chcesz spać.. Mogę zrobić to sama ale..
-Nie nie, pomogę ci.
-Dzięki, kapitanie.
Dziewczyna gwałtownie sięzatrzymała po czym odwróciła się w moją stronę. Jej twarz rozjaśniała, a naustach zagościł pełen podniecenia uśmiech.
-Naprawdę?
-Mmmym.
-Jej! Już lecę pomocniku!
Nie sądziłam że Sheska, aż takbardzo chciała być dowódcą "jednej misji". Cóż jest w tym lepsza odemnie, nie jestem orłem w interpretowaniu tekstu, a co dopiero astrologii. GdySheska szukała książek, które pomogłyby mi w ogarnięciu całej tej szopki zzaćmieniem, ja próbowałam złączyć w jedną całość wiadomości, które już miałam.Sterta książek przyniesionych przez Sheske, leżała na biurku, a my jakzahipnotyzowane czytałyśmy każdą z nich. Kiedy ja kończyłam pierwszą Sheskazaczynała trzecią, szybka jest.. Po kilku kubkach herbaty i jakiś pięciumilionach stron, skończyłyśmy czytać. Z tego co się dowiedziałyśmy udało mi sięw jedną całość skleić kilka ciekawych, ale mało pociesznych wiadomości.Jutrzejsza pełnia, biorąc pod uwagę to że nie chodzi tu raczej o dobro, będzieczymś w rodzaju apokalipsy.. Kiedy słońce nie będzie rzucało na księżycpromieni i wszystko stanie się czarne, lud przywoła do życia moc starożytną,dzięki której przejmie władze. Siłą którą uzyskają wezwą z świata umarłych,najstraszniejsze demony i ludzi, którzy w piekle smażą się od milionów lat. Wyzwolonamoc wybierze najsilniejszego i najbardziej odpowiedzialniejszego człowieka,wtedy ten będzie mógł zrobić wszystko co mu się będzie podobało aż do końcazaćmienia. Jednakże, kiedyś wierzono w starożytne moce i widma, razem z Sheskądoszłyśmy do wniosku że najzwyczajniej w świecie chodzi o alchemie. W pełnieprzesilenia, niektóre czynniki, dzięki którym możemy władać alchemią są znaczniemocniejsze. Ktoś obdarzony ogromnym darem, może w ten czas dokonać rzeczyniesamowitych. Wielu alchemikom, którzy żyli kilkaset lat przed nami, udało sięprzywrócić do życia osoby które były na nich wszystkim, nie oddając za to nic.Można powiedzieć że zasada równej wymiany jest tymczasowo zawieszona, w trakcietrwania zaćmienia. Nie wiem jak zinterpretować tekst który mówi o błękitnejsile, którą posiąść może sam Bóg.. Fragment z książki, brzmiał dość dziwniedlatego nie wiem co o tym myśleć.
"W noc kiedy słońce, księżyc i ziemia na której żyć nam przyszło, w linii staną jednej, rzecz Boska miejsce mieć może. Błękit niebazamienić będzie mógł się w siłę, jaką diabeł posiąść chce od pokoleń. Udać sięczary owe mogą jedynie wtedy, kiedy dusza błękitna słaba wszakże będzie. Czas spokoju, czas święty, zagrożony śmiercią będzie, a ludzie zamiast kochaćzabijać będą brata, w chwili powstania czerni błękitu."
Ani ja, ani Sheska niepotrafiłyśmy zrozumieć przesłania, przepowiedni zamieszczonej na jednej zeskał. Zdjęcie wykonano w jakiś ruinach, fotografia zamieszczona w książce byładość niewyraźna, dlatego nie udało nam się przeczytać i rozszyfrować reszty.Zapisana była w runach, starożytnym piśmie którego wtedy używano. Całeszczęście że Sheska, czytała o tym piśmie.. Tak czy owak, Eric i pani Margaret,kombinują coś strasznego. Jeżeli uda im się przejąć ten cały błękit będzie niewesoło, do tego mogą zrobić wszystko czego obawiali się, przez zasadę równejwymiany. Nagle do głowy wpadła mi Aki, może powinnam spróbować jeszczeraz?
-Halo Fibi?
-Huh?
-Opuściłaś świat na dziesięćminut..
-Poważnie? Wybacz..
-Nie szkodzi. Możesz mi powiedziećco tak nagle zainteresowało cię w zaćmieniu?
-A to takie tam głupoty..
-Myślałam że to coś poważnego, nowiesz..
Powędrowałam za jej wzrokiem,który zawisł na zegarze. Dochodziło wpół do czwartej..
-Rany jak późno.. Wybacz Sheskanie dałam ci spać..
-Nic nie szkodzi, to była dla mnieprzyjemność.
Podniosłam z podłogi swój szalik iczapkę, moje włosy były już suche więc postanowiłam nie wkładać czapki.Podziękowałam za herbatę i skierowałam się w kierunku drzwi.. Zimno uderzyło wmoją twarz niczym szyba, całe miasto tonęło pod grubą warstwą coraz toświeższego śniegu. Pod moimi nogami zaskrzypiał śnieg, odwróciłam się w stronęSheski, która stała w drzwiach.
-Jesteś niesamowitym kapitanem.
Dziewczyna lekko rozchyliła usta iszeroko otwartymi oczami przyglądała mi się uważnie. Uśmiechnęłam się do niejlekko i ruszyłam przed siebie, Sheska wciąż stała w drzwiach i odprowadzałamnie wzrokiem. Pomachałam jej i weszłam w uliczkę, która prowadziła do placugłównego. Wchodząc na oświetlony plac westchnęłam i spojrzałam przed siebie..Co mam teraz zrobić, nie mam bladego pojęcia co planuje Eric i ta całaMargaret.. Po co on chce mnie zabrać na zaćmienie? Stanęłam i spojrzałam wniebo, które przykryte było warstwą chmur. Płatki śniegu opadały mi na twarz,po czym rozpuszczały się pod wpływem jej ciepła. Usłyszałam skrzypnięcie śnieguza swoimi plecami, powoli się odwróciłam i spojrzałam na stojącą za mnąpostać.
-Ed?
Ogarnęło mnie zaciekawienie, co Edrobi w tym miejscu o tak późnej porze? Uśmiechnęłam się nerwowo i spojrzałam muw oczy. Złociste oczy niegdyś ciepłe i przyjemne, teraz zdawały się być zimne iobojętne. Ni stąd ni zowąd poczułam przeszywający mnie ból, który ciągnął sięod policzka. Z impetem upadłam na ziemie, moje ciało tonęło w śniegu.. Bardzopowoli odwróciłam głowę w stronę Edwarda, stał z uniesioną ręką. Poczułam jakrobi mi się cieplej, moja ręka instynktownie powędrowała w stronę uderzonegoprzez sekundą policzka. Zanim zdążyłam się obejrzeć przed moją twarzą zawisłsztylet Ed'a. Mój oddech zamarł, czułam jak moje ręce zaczynają drżeć..
-Nigdy więcej nie pozwolę żebyśmieć taki jak ty podniósł na mnie rękę. Mam nadzieje że zrozumiałaś już, żemiędzy nami jest wszystko skończone. Mam dość czekania aż ci się zechce, niemam ochoty dłużej na ciebie patrzeć. Kiedy tylko się pojawiasz ktoś czuje sięskrzywdzony.. Zbliż się do kogokolwiek z nas na krok a cię zabije. Zabije cięna oczach całej centrali..
Jeszcze nigdy nie byłam takprzerażona, moje ciało było sparaliżowane.. Czułam jak do oczu napływają miłzy, Edward opuścił rękę po czym przywrócił ją do normalnego stanu. Leżąc wśniegu patrzyłam jak odchodzi, nie byłam w stanie nic zrobić.. Jeszcze nigdynie czułam się tak bezbronna.. Pierwszy raz poczułam strach przed śmiercią..Kiedy Ed zniknął w jednej z ciemnych uliczek, wstałam i nie zważając na niczaczęłam biec. Z moich oczu płynęły łzy, chciałam jak najszybciej znaleźć się whotelu. Nie myślałam już o niczym innym jak o tym co miało miejsce przedchwilą.. Chciałam tylko schować się pod kołdrę i już nigdy z pod niej niewychodzić. Rzuciłam się na drzwi hotelu, który był już zamknięty.. Z oczu wciążciekły mi łzy, nie byłam w stanie ich opanować.. Nawet nie wiem z jakie powodupłakałam, ze strachu, czy przez to co powiedział? Waliłam z całych sił w drzwiwejściowe, ale nikt nie przychodził.. Oparłam się plecami o framugę i zsunęłamsię na ziemie, chowając twarz w kolana. Skulona siedziałam pod drzwiami ipłakałam jak dziecko, nie mogłam się opanować. Po pewnym czasie siedzenia na zimnie,zauważyłam że nie mam na sobie ani szalika, ani czapki.. Czułam jak moja twarzz każdą minutą boli jeszcze bardziej.. Mróz gryzł moje policzki i nos. Wstałam nanogi i chwiejnym krokiem poszłam za budynek. Mój pokój znajdował się naostatnim piętrze, więc nie było możliwości się do niego wspiąć. Klasnęłam wręce, a spod warstwy śniegu wyłonił się kamienny blok, który zabrał mnie nagórę. Całe szczęście w pokoju było otwarte okno, nie chciałabym niszczyć mieniahotelowego, wybijając szybę. Wskoczyłam na parapet, kamienny blok zniknął a jaweszłam do mieszkania, zamykając przy tym okno. Zdjęłam z siebie sweter irzuciłam go na łóżko. Szybkim krokiem podeszłam do drzwi, po czym je zamknęłam.To samo zrobiłam z oknami, było mi bardzo zimno.. Kiedy upewniłam się żewszystko już zamknęłam, rzuciłam się na kanapę i schowałam twarz w poduszkę.Czułam się strasznie, ale nie mogłam pozwolić by emocje przysłoniły mój cel.Musze poukładać sobie wszystko jeszcze raz, przeanalizować o jakie „bóstwa”chodzi i co to jest ten błękit nieba. Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam sięna plecy. Zawiesiłam wzrok na suficie, po czym rozmyślałam nad wszystkimjeszcze raz.. W pewnym momencie zamknęłam oczy i próbowałam to sobie obrazowowytłumaczyć. Nie wiem kiedy, ale zasnęłam.
Obudziło mnie głośne pukanie dodrzwi. Zerwałam się do siadu, rozejrzałam się po pokoju i zmrużyłam oczy.Spojrzałam na okno, przez które przebijały się promienie porannego słońca.
-Co do jasnej..
Nagle poderwałam się z łóżka ipodeszłam do balkonu. Niebo było czyste, słońce znajdowało się po środku nieba.Spojrzałam na zegar wiszący na równoległej ścianie, dochodziła dwunasta.Delikatnie pociągnęłam za klamkę balkonu i wychyliłam się na zewnątrz. Było taksamo zimno jak w ubiegłym dniu. Z początku wydało mi się to dziwne, ale biorącpod uwagę warstwę śniegu i wiejący z północy wiatr, przestałam się nad tymzastanawiać. Eric ma racje, za dużo myślę. Westchnęłam i uniosłam ręce w górę,splątując przy tym palce. Zanim zdążyłam się porządnie rozciągnąć, usłyszałamponowne pukanie do drzwi. Bez namysłu ruszyłam w ich stronę, jednak szybkosobie przypomniałam że przecież nie mówiłam nikomu gdzie się zatrzymałam.Poczułam lekki ucisk gdzieś w środku mnie, ale nie mogłam pozwolić by ogarnąłmną strach. Położyłam rękę na drzwiach i delikatnie przysunęłam do nich głowę.Nie usłyszałam niczyjej obecności, jednak byłam pewna ze ktoś tam jest. Oderwałamgłowę od drzwi i po woli nacisnęłam klamkę. Lekko je uchyliłam, a moim oczomukazała się blondi..
-Winry?
-Więc dobrze trafiłam.
Spojrzałam na nią pytająco, poczym spojrzałam na jej ręce. Trzymała w nich moją czapkę i szalik, którewczoraj zgubiłam. Znowu do mojej głowy napłynęły wspomnienia z wczoraj.
-Znalazłam twoją czapkę i szalik,więc pomyślałam że musiałaś je zgubić..
-I byłaś na tyle wspaniałomyślna,że mi ją przyniosłaś?
Zmrużyłam oczy i podejrzliwieprzyglądałam się blondynce. Od kiedy to ona była dla mnie taka miła? Odkądsięgam pamięcią, zawsze się kłóciłyśmy i żadna z nas nie miała zamiaru siępoddać. Dlaczego właśnie dziś postanowiła być dla mnie miła i zaczęła dbać omoje rzeczy?
-Jest zimno, więc przydadzą ci siężebyś się..
-Od kiedy to obchodzi cię mojezdrowie?
- Daj mi już spokój, chciałam cito tylko dać!
Blond rzuciła mi na twarz szalik iczapkę, które zaraz sunęły się na ziemie i odeszła obrażona. Kto jak kto, aleto na pewno Winry.. Zawsze kiedy się stara, a ktoś jej dokuczy odchodziobrażona na cały świat..
-Winry zaczekaj..
-Czego ode mnie chcesz?! Oddałamci twoje rzeczy, spadaj!
-Nie chodzi o mnie!
Dziewczyna zatrzymała sięgwałtownie na schodach i zaciskając pięści spojrzała w moją stronę.
-O Edwarda?
-A coś z nim nie tak?
Nie wiem dlaczego, ale mamwrażenie że ta blond kretynka może mi pomóc. Weszłam powrotem do mieszkania izaczekałam aż blond zamknie drzwi. Usłyszałam zatrzask i od razu rzuciłam wstronę jej nogi mały metalowy sztylecik, który odbił się i spadł na podłogę.
-ZGŁUPIAŁAŚ?!
Odetchnęłam z ulgą i podniosłam zziemi nożyk. Przeszywające mnie ślepia dziewczyny wydały mi się tak samowredne, jak zwykle.
-Tylko sprawdzam.
-Co sprawdzasz?! Jak chcesz tomogę cię kopnąć i sprawdzić czy się nie połamiesz!
-Daj już spokój nie zaprosiłamcię, żebyś mogła się ze mną kłócić!
-Więc, mów szybko i znikam!
Bezwładnie opadłam na kanapę iwzięłam głęboki oddech.. Spojrzałam na wściekłą blondynkę, która coraz bardziejbyła pochłonięta ciekawością. Nie wiedziałam od czego zacząć, nie mogłam jejprzecież powiedzieć wszystkiego. Nie wiem czy jej mała główka by to pojęła.Spojrzałam na siedzącą już Winry, która bacznie mi się przyglądała.
-O co chodzi? Nie wyglądasz zadobrze..
-Posłuchaj..
Kiedy już miałam zacząć mówić, zaoknem wybuchła jakaś bomba. Na ulicy rozległy się krzyki i zapanowała ogólnapanika. Przez kolejne kilka sekund słyszeć było wybuch za wybuchem. Ogieńpochłaniał coraz większą część centrali.. Stałam z Winry przy oknie i zprzerażeniem przyglądałyśmy się sytuacji. Kątem oka dostrzegłam że blondiuciekła i schowała się w koncie.
-Co ty do cholery robisz?! Trzebaim pomóc!
-N-nie wyjdę..
-No co ty?! Boisz się?!
Patrzyłam jak dziewczyna nie możewydusić z siebie słowa. Miała szeroko otwarte oczy, z których ściekały łzy.Powoli zdjęłam z niej wzrok i znowu spojrzałam na okno. Dopiero teraz zauważyłam,tą trójkę dziwadeł..  Przerażające stworyo niewytłumaczalnej sile, przechadzały się po głównej uliczce Centrali.Naprzeciw trójce wybiegł pierwszy batalion wojska, jednak szybko zostalizgładzeni. Nie mogłam dłużej patrzeć na to wszystko i bezczynnie czekać, aż tedziwadła zrobią z Centrali drugi Lior. Złapałam szalik leżący na kanapie iruszyłam do drzwi.
-Nic nie powiesz?
-Co mam powiedzieć?
Spojrzałam na przerażona Winry,która usiłowała wydobyć z siebie słowa..
-No wiesz.. Chodź, albo idziemy?Cokolwiek..
-Jesteś za słaba, żeby mierzyć sięz tym wszystkim jeszcze raz. Byłabyś tylko ciężarem..
Spojrzałam w smutne, pełne bóluoczy. Wiedziałam że uraziłam blondynkę, moimi nieprzyjemnymi słowami, ale takabyła prawda.
-Ostatnio tez ledwo dawałaś radekozaczku!
-To prawda.. Ale kiedyś przychodziw życiu człowieka taki moment, w którym musi przestać się bać i zacząćpodejmować słuszne decyzje, ratując czyjeś życie kosztem własnego.
Rzuciłam ostatnie słowa inatychmiast wybiegłam z budynku, w którym zostały już tylko ostatni ludzi.Kiedy wbiegłam na hol nie mogłam przebić się przez tłum spanikowanych ludzi.Wzięłam głęboki oddech i klasnęłam w ręce. Spod moich nóg wystrzeliła kamiennapłyta, która posłużyła mi za podium.
-Ludzie.. Spokojnie.. ZAMKNĄĆMORDY!
Wzrok zebranych powędrował w mojąstronę. Oczy każdego z nich przepełnione były strachem.. Wzięłam głęboki oddechby się uspokoić, nie mogli przecież wyczuć tej niepewności i obawy, którakłębiła się gdzieś w głębi mnie.
-Posłuchajcie! Jestem alchemikiem,mogę wam pomóc, ale musicie się uspokoić! Krzyki i przepychanki, są kompletnieniepotrzebne! Na zewnątrz jest o wiele niebezpieczniej niż tutaj, dlatego żadnez was nie powinno wychodzić.
-Co ty możesz wiedzieć?!
-Właśnie! Co z naszymi rodzinami?!
Patrzyłam jak w holu znowurozpętuje się chaos. Ludzie przekrzykiwali się, coraz głośniej zarzucając mniepytaniami.
-Uspokójcie się do cholery! Jeżelitak bardzo chcecie zginąć, to mogę w sekundę rozwalić tą ścianę!
Złożyłam ręce i szybkim ruchemdotknęłam płyty na której stałam. Kilka sekund później ogromny kolec wystrzeliłw stronę ściany, w której mieściły się drzwi. Tak jak podejrzewałam wszyscyludzie zaczęli krzyczeć i sprzeciwiać się. Delikatnie przesunęłam palcami pobetonie, które rozsypało się po pomieszczeniu niczym pył. Ludzie patrzyli wmoją stronę ze zdumieniem i ogromnym niedowierzaniem. Podniosłam swoje pewneoczy na ich zmieszane twarze.
-Przez piwnice można przejść doschronu. Ostatnie drzwi po lewej, wystarczy rozwalić kłódkę i będziecie mogliuciec. Korytarze są wąskie więc będziecie musieli bez paniki kierować się w ichgłąb po kolei. Kiedy zobaczycie masywne, okute żelazem drzwi, wystarczy żewsadzicie to w miejsce klamki.
Wyjęłam z kieszeni stary zegarek,znak państwowego alchemika i rzuciłam w stronę hotelarza.
-Teraz wyjdę i zabezpieczę budynekgrubym murem, tak żeby nic go nie rozwaliło. Będziecie mieć około dwóch godzin,żeby przedostać się do schronu. Nie jestem pewna kiedy zaczniecie tracić tlen.
Wokół mnie zapanowało jeszczewiększe zdumienie i panika. Widać nie jestem dobrym mówcą.. Czemu żadenczłowiek mnie nie posłucha, gdyby chociaż połowa z nich miała mózg beznajmniejszych zahamowań rzuciłaby się w stronę piwnicy.. Mało tego, byliby miwdzięczni za wskazanie drogi! Niewdzięczne skurczybyki.
-Ja was zaprowadzę!
Spojrzałam za siebie. Na schodachzaraz za mną stała Winry, która wycierała swoje mokre od łez oczy. Na twarzyblondynki widać było determinacje i pewność, której jeszcze kilak minut temunie miała.
-A to kto?!
Kiwnęłam głowa w jej stronę iuśmiechnęłam się lekko.
-To Winry, przygłupia protetyczna,zaprowadzi was do schronu. Masz dwie godziny.
Rzuciłam w stronę blond, po czympodbiegłam do drzwi. Zanim wyszłam usłyszałam jak ta głupia protetyczna rzucawe mnie obelgami. Uśmiechnęłam się do siebie i wzięłam się do roboty. Za moimiplecami coraz częściej słychać było wybuchy, krzyki i walące się budynki.Musiałam się pospieszyć, ale ciężko było okuć ten hotel, czymś tak wielkim iciężkim. Kiedy już skończyłam, otarłam pot z czoła i ruszyłam w stronępierwszego batalionu. Nie wiedziałam dokładnie co zrobię kiedy już tam sięznajdę, ale wiedziałam czego nie zrobię. Za żadne skarby nie będę się bała ijuż na pewno nie ucieknę. Stanęłam za jedną ze ścian ruin budynku, w którymjeszcze wczoraj ktoś mieszkał. Złapałam głęboki oddech i skupiłam całą swojąsiłę w dłoniach. Lekko wychyliłam głowę za róg i zauważyłam kolce, pędzące wstronę Bredy. Facet leżał na ziemi ogłuszony wystrzałem, trzymając się zagłowę. Wyskoczyłam tym samym uderzając rękami w ścianę przy której stałam.Kamienny wąż wystrzelił w stronę Bredy, zatrzymując przy tym kolce. Przebiegłampo kamiennym gadzie, tak aby znaleźć się obok rannego grubasa.
-W porządku?
-S-Sparke..
-Taa..
-Fibi!
Spuściłam wzrok z Bredy i podniosłamje ku stojącej przede mną Rizie.
-Co ty tu robisz?! Myślałam żejesteś za miastem?
-Co?
-Dostaliśmy rozkazy od tegopieprzonego..
-Gnoja..
-Jonson! Zabieramy Brede!  Fibi idziesz z nami.
 Pokiwałam tylko głową i patrzyłam, jak całybatalion wycofuje się z pola bitwy. Smutny widok, patrząc jak ludzie dobrze ciznani wiszą teraz bezwładnie, z kolcami wbitymi w głowę. Podczas wycofywania,szukałam wzrokiem Curie.. Te tryjące gówna to jej specjalność, tylko po cohomunkulusy współpracują z czymś takim jak Eric, czy Margaret.. Do tego corobią tu te dziwadła z Lioru? Wszystko w mojej głowie znowu zaczęło się mieszaći wirować. Próbowałam ułożyć wszystko w jakąś zgrabną całość, ale aktualnie niemiałam głowy na myślenie. Wokół nas coraz częściej było słychać wybuchy. Nistad ni zowąd, pojawił się nad nami ogromny cień. Spojrzałam w górę, a moimoczom ukazała się ta bestia z Lioru.. Potwór rzucił się w naszą stronę.
-UWAGA!
Złapałam Rize w pasie i mocnoodbiłam się nogami o ziemie, używając bluebeam.
-SZYBKO IDŹCIE! ZATTRZYMAM GO!
Krzyknęłam do garstki ocalałych,którzy z zawahaniem ruszyli przed siebie.
-Zostaje z tobą Fibi..
-Dam sobie radę Riza.. Jesteś impotrzebna.
-Nie mogę stracić cię z oczu!
-Obiecuje że przyjdę, ale terazidź! Dogonię was!
Patrzyłam na zmęczona ipoturbowaną Hawkeye, która ostatkami sił utrzymywała swoje ciało w pionie.Wiedziałam że nie podoba jej się ten pomysł, ale nie mogłam pozwolić by coś jejsię stało. Uśmiechnęłam się do niej lekko.
-Obiecuje..
-Przyjdź do hangarów.
-Jasne!
-Tylko błagam Fibi, uważaj na siebie.
Spojrzałam na zatroskaną twarz tejidiotki.. Ledwo stoi na nogach, a martwi się o mnie. W tej samej chwiliusłyszałam ryk tego czegoś za moimi plecami i gwałtownie się odwróciłam. Człowiek-Himeracisnął w naszą stronę ścianą budynku, która pędziła w naszą stronę z ogromnaszybkością. Nie mogłam pozwolić by Riza nią oberwała, a tym bardziej nie mogłamteraz zginąć. Skupiłam się skacząc w stronę lecącego muru, delikatniepocierając koniuszkami palców po jego powierzchni. Ściana budynku rozsypała sięw proch, a ja wyladowałam dosłownie przed bestią.
-UCIEKAJ RIZA!
-Fibi..
-Przecież obiecałam że zaraz ciędogonię, IDŹ!
Spojrzałam na Bestie, fakt żemusiałam dobrze się wygiąć żeby trafić w kawał lecącego budynku trochę mniezdziwił. To ogromne coś, nawet nie zwracało na mnie uwagi. Skupiłam się jakjeszcze nigdy, moje dłonie nogi i nawet oczy, wszystko pokryło się bluebeam.Byłam gotowa do użycia bluebeam power, więc opierając się nogami o ziemie,złapałam ogromny zamach i uderzyłam poczwarę w sam środek jego wielkiegobrzucha. Facet odleciał na kilka metrów, ale ja nie zamierzałam czekać na jegoreakcje. Rzuciłam się w jego stronę, moje zmysły były wyostrzone i prawdę mówiąc, zaczęłam odczuwać coś dziwnego. Coś jakbym łączyła się z naturąwszystkiego co znajdowało się wokół mnie. Odbijając się od ziemi zostawiłam posobie ogromny ślad, w locie kopnęłam jedną z pozostałości po jakimś budynku i ogromne ceglane pociski z impetem uderzyły bestie w głowę. Brunatna krewsączyła się z jego wielkiego łba, czekałam tylko aż ten dziwoląg wybuchnie.Byłam ciekawa jego siły, ale nie miałam zamiaru go sprawdzać. Podbiegłam w jegostronę i zanim zdążył na mnie spojrzeć kopnęłam go w brzuch, uderzając go przytym w twarz. Moja seria ciosów ponownie powaliła olbrzyma, co prawdą trochę sięsię zmęczyłam. Ta bestia ważyła z tonę, jak nie więcej.. Nie miałam wieleczasu, a musiałam go jeszcze zgubić, niemożliwym jest go pokonać. Przez chwilęzamyślenia, poczułam jego zimne, obślizgłe łapy na swoim ramieniu. Z ogromnąsiłą, dziwoląg cisnął mną przed siebie. Odbijając się jak piłka, uderzałam ocegły, beton i resztki pojazdów, całym ciałem. Uderzyłam o coś stabilnego,jednak nie wiedziałam o co, ponieważ nic nie widziałam. Nic nie widziałam,wszystko zaszło gęsta mgłą, musiałam mocno uderzyć się w głowę. Objęłam głowędłońmi i podniosłam się do siadu.. Było mi niedobrze i chciało mi się rzygać,ale musiałam się pozbierać. Kilka razy zamrugałam i spojrzałam przed siebie,jednak nadal nic nie widziałam. Usłyszałam jak stwór doczłapuje się do mnie,ciężko dysząc i plując.. nie byłam pewna czy pluję krwią, czy po prostu sięślinił. Kto wie co to coś chce ze mną zrobić. Cóż to za ironia zostać zeżartymw przedbiegach.. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam modlić się o cud.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz