środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział 5. Cześć, jestem Fibi


Podbiegłam do okna z którego wcześniej wyskoczyłam. Miałam nadzieje że nikt go nie zamkną po moim zniknięciu. Na szczęście było otwarte. Myślałam jak mam tam wejść, przecież nie mogę użyć alchemii zaraz wszyscy się zorientują i mnie złapią. Nieopodal było drzewo, wspięłam się na nie i stanęłam na grubszej gałęzi. Niestety trzeba było skakać. Nie było innej możliwości, jeżeli spadnę narobię huku spadając na tyłek chyba że doskoczę i mój plan się uda. Po chwili namysłu naprężyłam się i odbiłam się od gałęzi. Mało brakowało a wylądowała bym na dole, dobrze że parapet jest szeroki. Zeskoczyłam po cichu na podłogę i podeszłam do drzwi. Lekko je uchyliłam by usłyszeć o czym rozmawiają, ale nic nie słyszałam. Wyszłam po ciuchu z pokoju ostrożnie podeszłam do schodów, ale nadal nic nie słyszałam. Wróciłam do pokoju tak samo cicho jak z niego wyszłam. Co mogłam robić, nie było wyboru musiałam użyć alchemii. Złożyłam lekko ręce i zrobiłam małą dziurkę w podłodze żebym mogła ich słyszeć i widzieć. Powoli schyliłam sie do dziurki, pierwsze co zobaczyłam to Edwarda z niezadowoloną miną, obok niego stała Aki była przerażona. Mogłam się tylko domyślać dlaczego. Nagle usłyszałam głos mężczyzny. Nie rozpoznałam głosu. Głos Edwarda dobrze znam i kojarzę głos Al'a to nie mógł być on. Znowu schyliłam się do dziurki. To co zobaczyła przeraziło mnie stał tam bardzo muskularny żołnierz z jakimś loczkiem na głowie i blond wąsami. To było pewne. Mina Aki i niezadowolenie Ed'a tylko mnie w tym fakcie upewniło. Odsunęłam się od dziurki kilka kroków żeby nie spaść na siostrę i za pomocą alchemii zrobiłam w podłodze drugą dziurę tym razem większą. Zeskoczyłam na dół. Edward i Aki patrzyli na mnie ze zdziwieniem. Do pokoju wpadła blondyna i różowa grzywa. Gigant zamachną się ale na szczęście zdążyłam się schylić. Niewiele myśląc odbiłam się od podłogi i kopnęłam giganta prosto w brzuch. Nawet nie drgną. Odskoczyłam więc i tym razem celowałam w głowę. Niestety żołnierz złapał mnie za nogę i wisiałam do góry nogami. Kiedy tak sobie zwisałam głową w dół do pokoju wpadło tych dwoje z podwórka.
-Co tu się dzieje?!
-Nic. Uspokójcie się i odłóżcie broń.
Tak to była moja szansa gigant z rozkojarzenia zwolnił uścisk. Wyrwałam mu się i spadając na podłogę podcięłam go. Runą na kamień na podłogę. Zamachnęłam się żeby uderzyć giganta w twarz ale Edward zatrzymał moją rękę.
-Uspokój się, to przyjaciel.
-Przyjaciel? Ciekawych sobie przyjaciół wybierasz..
Wyrwałam rękę z uścisku. Gigant roześmiał się i powoli wstawał. Może nie powinnam oceniać ludzi po wyglądzie, ale ostatnią rzeczą o jakiej bym pomyślała widząc go byłaby ta że on może być przyjazny. Kiedy wstał spojrzał na mnie i wyciągną rękę.
-Witaj panienko. Nazywam się Alex Louis Armstrong.
-Fibi Sparke..
Nie podałam mu ręki. Wiem że to było nie uprzejme z mojej strony ale nigdy nikomu nie podawałam ręki. Stałam ze skrzyżowanymi rękami. Po kilku sekundach Armstrong wiedział że nie mam najmniejszego zamiaru uścisnąć jego dłoni. Cofną ją.
-Jak zwykle narobiłaś bałaganu..
Zaczęły się kazania Aki. Żołnierze stojący przy drzwiach podeszli w naszą stronę.
-To też twoi kumple?
-DLACZEGO MNIE NIE SŁUCHASZ JAK DO CIEBIE MÓWIĘ?!
-Tak. To Maria Ross a to jej towarzysz Danny Brosh, są w porządku.
-DLACZEGO NIGDY MNIE NIE SŁUCHACIE?!!
Spojrzałam na nich. Kobieta przyglądała mi się dokładnie, a koleś tak jak myślałam był fajtłapą. Chciał pokazać że jest macho i oprzeć się dumnie o szafkę.Zwalił lampkę.
-Chyba powinnaś to naprawić zanim wróci babcia, inaczej się wścieknie.
Blondi miała rację. Potaknęłam głową i bez słowa sprzeciwu wziełam się do roboty. Po ukończeniu wszyscy znowu wlepiali we mnie wzrok.
-O co chodzi?
-Używasz alchemii bez rysowania kręgu transmutacji..
-Aaa to nie, nie. Mam blizny w kształcie kręgu na dłoniach.
Wszyscy odetchnęli, tylko Ed przymrużonymi oczami patrzył na moje dłonie. Kiedy je złączyłam popatrzył na mnie. Szybko odwróciłam wzrok. Zapadła niezręczna cisza. Palnęłam coś żeby tylko zacząć temat.
-Więc dlaczego stoi tu pan bez koszulki?
-Ooo widzisz pokazywałem oto tej panience moje piękne mięśnie..
Armstrong zaczął pokazywać nam swoje walory. Było to dość dziwne i trochę niesmaczne. Prężył się i nie mógł przestać. Wszystkim zrzedły miny, czuli zakłopotanie. Po kilku minutach Ed odezwał się.
-Zaraz, chwila. Fibi jeszcze nikogo nie zna.
-Racja.
No ładnie. Nie chciało mi się nikogo poznawać, po tym co zobaczyłam kumple Ed'a nie są zbyt normalni.
-Fibi to Winry i Rose. Ciotunia Pinako wyszła po cos na targ. Jest też córka Rose Hope.
Ed zaczął wymieniać od blondyny ona była Winry, różowa grzywa to Rose a jej dziecko to Hope, niska staruszka to Pinako. Al'a, Armstronga i tą dwójkę określił słowami "a tych już znasz". Z lekko wymuszonym uśmiechem machnęłam ręką do zebranych osób. Wszyscy się uśmiechnęli oprócz Winry. Spojrzałam na nią z ukosa, ona zmierzyła mnie tylko zimnym wzrokiem. O ile sobie przypominam to Ed mówił że to miła acz trochę brutalna dziewczyna. Może ona tak jak ja ocenia najpierw po wyglądzie? Ze mną to raczej powinnam powiedzieć ocenia po czynach.. Do tej pory zniszczyłam im krajobraz i zrobiłam dziurę w podłodze.
-Więc po co przyjechaliście do Resembool?
-Edwardzie Elric, mamy podejrzenia że Homunkulusy wróciły. Jest coraz więcej morderstw, a ludzie znowu szukają kamienia filozoficznego.
Na dźwięk tych słów Edward zbladł. Kamień filozoficzny? Tak pamiętam jak Ed o nim wspominał, ale nigdy nie chciał o nim rozmawiać.. o tym czymś homunk.. coś tam też wspominał. Niewiele o nich powiedział. Twierdził że to okropne bez duszne potwory w dosłownym tego słowa znaczeniu. Armstrong czekał na reakcje Ed'a
-Kamień filozoficzny hęę?
-Tak. Pojedziesz z nami i sprawdzisz to?
-Jasne..
Alphonse krzykną z radości, a Winry i Rose posmutniały.. Ja i Aki stałyśmy jak kłody wlepiając w siebie wzrok i porozumiewawczymi gestami upewniałyśmy się że ani jedna ani druga nie wie o co chodzi.
-Nie możesz tam jechać! Dopiero wróciłeś!
-Wiem Winry, nie martw się wrócę.
-Jadę z wami.
-Nie, jesteś potrzebna tutaj i koniec.
Winry patrzyła na Edwarda wściekłym wzrokiem ale po policzkach ciekły jej łzy. Niewiele myśląc odezwałam się nawet nie wiem po co.
-Ja też pojadę. Przypomnę sobie niektóre sprawy.
-Świetnie mamy trzech silnych alchemików.
-Czterech.
Aki dołączyła się do rozmowy. Armstrong był w niebo wzięty. Maria i Brosh uśmiechali się patrząc na Ed'a. Blondyna zmierzyła mnie lodowatym spojrzeniem. Armstrong poszedł z dwójką swych towarzyszy  do samochodu za nimi Aki i Al, chyba jej coś opowiadał. Winry pobiegła na górę trącając mnie na bok a Rose pobiegła za nią. Edward patrzył na mnie chłodnym wzrokiem, moja propozycja najwidoczniej mu się nie spodobała.
-Nie powinnaś tego robić.
-To co mam zostać w miejscu dla mnie obcym. Zauważyłeś że twoja dziwczyna mnie nie znosi?
-To nie jest moja dziewczyna!
-Taa jasne, jasne..
Powiedziałam wychodząc z domu. Edward został sam, pewnie poszedł do swojej blondi. Ja natomiast wsiadłam do samochodu Armstronga bo w samochodzie Ross nie było już miejsca. Armstrong spoglądał w lusterko czekając na Ed'a. Około piętnastej trzydzieści. Wyjechaliśmy z Resembool. Siedziałam naprzeciwko Edwarda. Usiłowałam na niego nie patrzeć, ale on wlepiał we mnie te swoje złociste gały które mnie pamiły...
-O co ci chodzi?
-Skłamałaś w domu mówiąc że masz blizny na dłoniach.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Skąd on to wiedział. Nie wiedziałam co powiedzieć..
-Może tak, może nie.. co cie to w ogóle obchodzi.
-Dlaczego skłamałaś?
-Nie chciało mi się tłumaczyć.
Zanim Edward zdołał wydusić z siebie zdanie przysiedli się do nas Aki i Al. Byli najwyraźniej bardzo rozbawieni. Zaczęli o czymś mówić ale nie słuchałam ich. Edward najwyraźniej też bo cały czas palił mnie wzrokiem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz