środa, 22 sierpnia 2012

Informacje/Organizacja/Rozeznanie

No dobra przyszła wreszcie pora na trochę informacji bo troszku się pozmieniało.
1.Przeniosłam swoje blogi na blogspot
2.Kilka nowych blogów
3.Dlaczego są błędy
4.Trochę o rozdziałach
5.Co się wydarzyło
6.Dlaczego zawieszam blogi tak często
7.Osoby które polecam
8. Prośba

No więc:

1.
Otóż przeniosłam swoje blogi na blogspot, ponieważ z onetem już dawno się nie lubimy. Kilka razy pisząc rozdział bezpośrednio w onecie, strona się zawieszała a ja *zapominalec* nie zapisując szablonu musiałam zaczynać rozdziały od nowa. W końcu się zbuntowałam i postanowiłam że zacznę pisać w wordzie, po pierwsze nic mi się nie skasuje, nic nie zniknie i łatwo będzie wkleić na bloga. Owszem było łatwo, ale słowa się sklejały ponieważ były kopiowane i wklejane *podziękowania dla osoby która mi to wytłumaczyła*. Po za tym nieraz rozdział się w ogóle nie dodawał co doprowadzało mnie do białej gorączki. Pod jednym z rozdziałów poprosiłam o polecenie mi jakiejś strony, gdzie mogę pisać i polecono mi właśnie blogspota. Bardzo dużo osób ciepło się o nim wypowiadało więc pomyślałam czemu nie. No i tak też się na nim pojawiłam. Nie przeniosłam się jednak tylko dlatego że dużo osób mi o nim napisała, pisząc pierwszy próbny wpis zauważyłam że pisząc "w środku" blogspota, treści zapisują się co jakiś czas automatycznie co bardzo mnie cieszy. To kolejny powód dzięki któremu się do blogspota przekonałam.

2.
> Otóż po obejrzeniu 7 *jak oglądałam tylko tyle było dostępnych* ep'kach Arcana Famiblia, wiedziałam że będzie tak samo jak z FMA *pierwszej odsłonie*, że nie będę nasycona treścią. Co prawda obejrzałam tylko 7 ep'ów z 13, ale jestem na tym 7 i wciąż nie dzieje się co ma się dziać, więc akcja będzie bardzo skrócona i jestem pewna że będzie ona dla mnie mało sycąca *a wiadomo ja lubię na tłusto xD*. Dlatego też powstał blog: http://arcana-famiglia-another-story.blogspot.com/ <- nic na nim nie ma, nawet nie zaczęłam go sobie jakoś edytować ponieważ czekam aż pojawi się ostatni odcinek bym mogła zacząć pisać, koncept już jest więc spokojnie.

> Kolejnym nowym blogiem jest oczywiście: http://naruto-shippuuden-jiyu.blogspot.com/ <- jak widać po linku jest to po prostu Naruto, do tocvzącej się historii dodam paru nowych bohaterów i zobaczymy co z tego wyjdzie. Możecie mówić "Naruto jakie to oklepane i nudne", ale ja mam do teo ogromny sentyment i czy to czytając mangę czy oglądając nowe ep'y Naruciaka moja głowa pęka od pomysłów, je stamtąd uwolnię.

3.
Pewnie większość z was po przejechaniu czy są wszystkie rozdziały i czy oby na pewno są dobre, zauważy że wyrazy wciąż są posklejane. Owszem są ponieważ robię wszystko na szybko, gdyż nie mam teraz za wiele czasu, ale wyjaśnię to w kolejnych punktach. Oczywiście chciałabym by pojawiali się nowi czytelnicy ale to nie zależy ode mnie, przeważnie osoby czytające nie dodają komentarzy, tylko piszą mi wiadomość na pocztę. No ale nie o komentarze teraz chodzi, dokończę więc.. Błędy związane z posklejanymi wyrazami, błędami ortograficznymi, czy błędami składniowymi, szykiem zdania itp. zostaną poprawione w swoim czasie obiecuje!

4.
Większość z was dobrze mnie już zna i wie że ze mną nigdy nie wiadomo, więc bywa różnie. Rozdziały nie są regularne a to przez to że w moim życiu *możecie wierzyć bądź i nie* wiele się dzieje. Od rzeczy naprawdę zajebistych, aż po tragiczne. Nie zmieni się to że rozdziały będą dodawane różnie, na pewno w żadnym konkretnym terminie, chyba że będę maksymalnie pewna i od razu zacznę pisać rozdział jeden po drugim i w 100% go skończę, bądź "dokończę jutro".
* Na FMAHG powstaną podrozdziały tzw. special *xD*, w których podobnie jak w "Dziewczyna Havoc'a" będzie zamieszczona akcja nie mająca nic wspólnego z moim opowiadaniem, bądź będą toczone wątki podobne. Mogę wam zdradzić że już zaczęłam i jeżeli nie wpadnie mi nic innego to następny "special", będzie nosił tytuł "Jak wkurzyć blondynkę".
*Ao no exorcist - tak więc ehhh co tu napisać, nie wiem naprawdę nie wiem. Piszę ten blog zgodnie z anime, więc nie wiem co dalej z nim zrobię. Stanęłam na pewnym rozdziale i nie wiem kiedy do niego wrócę, jednak wrócę na 150 % może w najbliższe wolne, ferie albo cuś, bo tak potrzeba więcej czasu.
*Co do nowych blogów to tak jak już wspomniałam wszystko się okaże od tego, kiedy wyjdą nowe ep i kiedy się skończy (Arcana Famiglia) i od tego kiedy będę miała troszeczkę więcej czasu (Naruto)
*Co do mojego bloga o DRRR o którym pewnie nie słyszał nikt rozdziały się już nie pojawią, całkowicie straciłam rachubę co chciałam napisać, o czym miało być i w jaki sposób wyglądało anime. Dlatego o ile sobie przypomnę hasło do konta na którym pisałam, od razu blog usunę.

5.
Napiszę wam teraz trochę co się wydarzyło że przerwałam pisanie. Głównie tyczy się to FMA i zapoczątkowania Naruto w moim wykonaniu. Otóż kiedy chciałam wreszcie się zabrać i miałam ogromną motywacje, jakieś 15 minut po tym nagłym zrywie mój kot zleciał z parapetu dupą na beton i oczywiście co? Wybił sobię biodro, pękł mu kręgosłup i się zaczęło. Męka i cierpienie straszne, płakał wył nie dawał się dotknąć nic, zero. Więc my na ostry dyżur do weterynarza ale odmówiono nam udzielenia mojemu skarbowi pomocy gdyż "nie ma osoby obsługującej rentgen i nie mamy w tej chwili chirurga", no więc kot się przemęczył w końcu trafił do porządnej kliniki i co no i naprawiamy. Okazało się że to nie takie proste.. Biodra nie dało się naprawić bo jak się później okazało torebka stawowa praktycznie nie istniała.. Kot przecierpiał jednak te 2 dni na środkach przeciwbólowych i wczoraj w środę ruszył dzielenie na stół operacyjny. Po 5 godzinach oczekiwania na cud okazało się że się udało, "ale mimo wszystko nie było to takie proste."~ jak to rzekła pani ortopeda i anestezjolog. Mój biedny kot z wyciętą głową kości biodrowej, 24 szwami na biodrze, wygoloną łapą i dupą, wrócił do domu i sprawia duuużo problemów. Nie wiem czy to przez ból czy tak o, kot wstaje chodź nie powinien, fuczy, gryzie, drapie i próbuje zdjąć sobie to takie cuś z pyska *zapomniałam jak to się nazywa o.O*. Nie potrafię go uspokoić, ale moja mama za to tak i świetnie sobie z nim radzi, ale wyjeżdża na 5/6 dni i zostawia mnie z tym wszystkim samą -.- Więc nie ma najmniejszej opcji żebym posiedziała sobie i cokolwiek napisała bo nie mogłabym się nawet skupić i co chwilę musiałabym odchodzić żeby go ogarnąć, a wracając traciłabym myśl i rozdziały byłyby niespójne i napisane z przymusu i po co.. Tak więc szwy zdejmą z niego dopiero za 10/12 dni, przez ten czas nie ma najmniejszych szans bym cokolwiek napisała więc przez najbliższe 2 tygodnie nic a nic się nie pojawi, może jakieś krótkie notki informacyjne na innych blogach, bądź poprawa estetyki itpetki.

6.
Tak jak już pisałam w moim życiu wiele się dzieje i nigdy nie wiadomo co mnie, bądź kogoś mi bliskiego spotka. Do tego szkoła, moje chodzenie do niej jest bajeczne pojawiam się raz na ruski rok w dodatku zgarniając po drodze miliard lach, uwag i ostrzeżeń. Do tego moja polonistka, wstrętna rura, mnie nienawidzi i uwzięła się na mnie jak kat na bydle.. Po prostu zrównuje mnie z ziemią próbując mnie udupić dlatego też nie chce dawać jej powodów i czytam, pisze i odrabiam wszystko co zadaje, żeby na niczym mnie nie złapała i nie zostawiła mnie na drugi rok *szmacisko >.<*. W tym roku ledwo uszłam z życiem praktycznie na samych dwójach leciałam, gdyż na 10 miesięcy w szkole byłam tylko 4 ^-^", co zalicza się pod nieklasyfikacje ale w związku że "to twój pierwszy rok w liceum, to damy ci taryfę ulgową, ale w drugiej klasie jak nie zepniesz dupy to ADIOS!" Wakacje spędzałam w domu, jednak wiadomo jak to ja balangowałam, robiłam wiele złych baaardzo złych rzeczy xD o których wiedzą tylko moi znajomi i bliżej wtajemniczeni blogerzy utrzymujący ze mną kontakt sms, fb, gg. No więc popłynęłam jak to ja i sayonara blogi lecim w melanż. Teraz jeszcze doszedł mój mały spadochroniarz niewypał, no i czytanie 3 lektur "Lalka", "Pan Tadeusz" i "Kordian", no i przepisywanie wszystkich zeszytów z 1 liceum, żeby pokazać że cokolwiek pisałam w tamtym roku *obowiązkowo wszystko bo to obejmowała moja umowa o "prezent z okazji że dopiero pierwszy rok w tej szkole". Jest tego sporo i nie wiem kiedy to zrobię bo muszę pilnować kociambra.

7.
Przejdę teraz do osób które z czystym sercem mogę polecić, tak więc:
http://priya-fma.blog.onet.pl/ <-jedna z pierwszych osób która ze mną została i wciąż czyta co piszę, komentuje i czeka tyle czasu na te kiepskiej jakości rozdziały. Dziękuje ci bardzo bardzo! No i świetne opowiadanie o którym nie można zapomnieć, ciekawe, wciągające i pełne akcji, a nieraz i bardzo tajemnicze.

http://claw-blue.blog.onet.pl/ <- poznałam ją niedawno wspaniała dziewczyna z ogromnymi pokładami kreatywności, ambitna i wesoła. Piszemy praktycznie codziennie na gg, jej szlachecki język i wyrafinowane słownictwo zawsze odpowiednie do chwili mnie rozbraja! Blog ciekawy i warty polecenia, jeżeli jednak nie lubisz mocnych, kreatywnych mieszanek anime, nie w chodź bo skoro tego nie lubisz to trzepniesz coś nie potrzebnego i po co podcinać komuś skrzydła przez swój brak ambicji i wizji sięgających tylko jednej serii.

http://shiruba-naito.blogspot.com/ <- blog powstały niedawno także należący do koleżanki z góry ^, tematyka vampire knight, naprawdę warto zajrzeć i przeczytać nawet jak oglądało się to anme bardzo dawno. ja osobiście przepadam, warto czekać na kolejne rozdziały.

http://katsumi-kocia-kunoichi.blog.onet.pl/ <- Katsumi! także jedna z pierwszych osób które zaciekawił mój blog o FMA, wdzięczność pozostaje, dobrze przedstawiona historia organizacji Akatsuki "od środka". Uwielbiam jej opowiadanie chodź ostatnio się do mnie nie odzywa i nie informuje mnie o nowych rozdziałach  :c

 http://www.fma-opowiadanie.blogspot.com <- blog naprawdę godny polecenia, ciekawe opowiadanie, pełne wątku tajemnicy co bardzo wciąga, chodź pojawił się dopiero rozdział pierwszy można już powiedzieć że opowiadanie będzie naprawdę dobre!

http://gintama-new-story.blogspot.com/
http://dondake-i-po-sprawie.blogspot.com/ <- znalazłam całkiem niedawno, ale nie żałuje warto wejść poczytać i polecić!

I to chyba na tyle, reszta moich dawnych "blogowych kumpli" albo pokasowała blogi, albo porzuciła ez słowa pożegnania nie utrzymując ze mną kontaktu. Jeżeli o kimś zapomniałam *a może się tak zdarzyć* to zwracać mi uwagę i się przypominać!

8.
Może to bezczelne i uznacie mnie za pazerną, ale prosiłabym jednak o te komentarz pod rozdziałami a nie na poczcie. Fajnie jest wejść sobie na bloga po fatalnym dniu i zobaczyć o ktoś skomentował moje wypociny! Od razu się cieplej robi na sercu i ma się ochotę pisać. Po za tym na pocztę wchodzę bardzo bardzo rzadko gdyż ona nie należy do mnie ^-^" tylko do kuzynki i praktycznie zawsze odpisuje na jakieś prośby po czasie, bądź dziękuje po  tygodniu dwóch, a nawet miesiącu co was też do mnie zniechęca bo "szmata nawet dziękuje nie napiszę".
Druga prośba to taka żebyście zostawiały/zostawiali mi gg w komentarzach, czy tu czy pod jakimś nowym rozdziałem, tak jest znacznie łatwiej i pogadać można ^^


No i to chyba tyle jeżeli chodzi o takie sprawy informacyjno-organizacyjne. Mam nadzieję że pojawią się jakieś nowe blogi w moich linkach polecających *których jeszcze |JESZCZE!| nie umiem ustawić ^-^"*

Piszcie, komentujcie, pozytywnie/negatywnie w zależności co komu pasuje co komu nie pasuje. No i mam nadzieje że do przeczytania niedługo ^^


Dodam tu swoje konto na devianta i myanimelist, jeżeli komuś podpasuje zapraszam na tumblr, no i to chyba na tyle. *zapraszajcie mnie do siebie czy to na myanimelist czy to na deviancie z chęcią popatrzę co was interesi ^_^*

http://squibbang.tumblr.com/
http://squibbang.deviantart.com/
http://myanimelist.net/profile/elmo-chan


Rozdział 39. Dziewczynka z małą pandą


-Myślisz że nie żyje Shao May?
Poruszyłam palcami, powoli odzyskując świadomość.
-PORUSZYŁA SIĘ!
Poczułam jak moje ciało znowu stało się sztywne.
-Żyjesz? Nic ci nie jest?
Otworzyłam oczy i spojrzałam na małą dziecięcą twarz która znajdowała się tuż nad moją głową.
-Kim jest-
Przerwałam w pół słowie ponieważ moje gardło skręciło się w supeł. Dziewczynka patrzyła na mnie ze zdziwieniem, a po chwili pobiegła w drugi kąt pomieszczenia.
-Trzymaj, powinno pomóc.
Dziewczynka trzymała w rękach mały gliniany kubeczek z parującym napojem. Spojrzałam na nią z podejrzeniem i podciągnęłam się dosiadu. Cicho zajęczałam, ponieważ moje ciało było w kompletnej destrukcji.Wzięłam kubek od uśmiechającej się dziewczynki i wzięłam spory łyk napoju.
-Może nie jest najwyższej jakości, ale powinno na razie wystarczyć.
-Dziękuje..
Dziewczynka namalowała na ziemi trzy dziwne kręgi po czym wyciągnęła rękę w moją stronę.
-Daj dłoń.
Spojrzałam na nią a zaraz potem na swoją ranną rękę, nie wyglądała najlepiej. Miejsce w którym tkwiła łuska z kuli było mocno sine, a całą reszta dłoni przechodziła od szkarłatu, aż po jasny róż..
-Nie wygląda to najlepiej.
-Tak, wdało się zakażenie.
-Zakażenie!?
-Tak, ale nie martw się, stopuje przepływ zakażenia w inne miejsca. Jesteś alchemikiem prawda? Osobiście uważam że alchemia jest czymś niesamowitym, ale tak naprawdę to…
-Kim ty w ogóle jesteś?
-May Chang,a to  Shao May.
-Chodzisz z niedopieszczonym kotem..
-TO PANDA!
Spojrzałam na zwierzaka który dziwnie na mnie warknął.Dziewczynka chwyciła moją dłoń i użyła czegoś co było dla mnie całkiem obce..Krąg zaświecił się a moja ręka przestała boleć.
-Co ty..
-Huh?
-Co to było?
-Ale co?
-No to..
-Mówisz o tym?
Dziewczynka naśladowała moje ruchy, spoglądając z kręgu na moją rękę. Pokręciłam głową i zacisnęłam rękę w pięść, po czym zaczęłam się jej przyglądać. Poczułam delikatne muśnięcie zimna, dopiero teraz przypomniałam sobie co tu robię. Po dwóch ciężkich próbach w końcu wstałam na nogi i otrząsnęłam się z piachu, którym byłam obklejona. Przez głowę przeleciały mi obrazy z poprzedniej nocy, niedźwiedź blond generał i ten cały ford.. Złapałam się za głowę, ale nie było na niej żadnej rany, podobnie z nogami i tułowiem.Jedyne co zostało z moich obrażeń to nie ciekawie wyglądająca dłoń, na którą z ciekawością spoglądałam. Dziewczynka robiła coś ze swoim kotem, a ja kuśtykając podeszłam do wyjścia z jaskini. Była noc, a może późny wieczór.. nie jestem pewna. Śnieg prószył na tyle mocno że widoczność była ograniczona, ba w ogóle nie było nic widać.
-Jeżeli chcesz gdzieś iść to nie dasz rady. Od pięciu dni tak prószy, nie przejdziesz nawet metra.
-Doprawdy..
Westchnęłam głęboko i odwróciłam się w stronę dziewczynki, a zaraz potem z powrotem na wyjście. Miała racje, nie udało by mi się nawet ustać w taki wiatr nie wspominając już o..
-Zaraz zaraz.. PIĘĆ DNI!?
Dziewczynka spojrzała na mnie z przepełnionymi lękiem oczami, chodź jej twarz wydawała się być mocno zdziwiona.
-T-Tak.. Coś się stało?
-Pięć dni.. Byłam nieprzytomna przez pięć dni?!
-Tak sądzę, zaznaczam każdy dzień.. I odkąd znalazłam cię na tym wystający klifie minęło równo pięć dni.
Dziewczynka przyglądała się swoim kreską i licząc każdą z nich ustaliła od kiedy siedzimy w jaskini. Fakt że byłam nieprzytomna przez pięć dni delikatnie mną wstrząsną, ale nie zdziwiło, jak na mnie to i tak nieźle.. Mogło być gorzej.. Podeszłam do dziewczynki ponownie kuśtykając, i oparłam się o ścianę jaskini. Dziewczynka wrzucała właśnie jakieś odpadki do ognia żeby nie zgasł. Przyglądałam jej się przez chwilę i zastanawiało mnie co taka mała, urocza dziewczynka robi w górach.
-Ile ty w ogóle masz lat?
-Dwanaście, a ty?
-O ile się nie mylę będzie gdzieś z dziewiętnaście.
-Jesteś aż tak stara?! Wyglądasz na piętnaście, no może szesnaście.
-Dzięki.. Chyba.
May uśmiechnęła się do mnie ciepło i usiadła krzyżując nogi przy palenisku.
-Co robisz w górach całkiem sama?
-Nie jestem sama, jest ze mną Shao May.
-Jasne.. mini panda.
-Wiesz szukam tajemnicy nieśmiertelności, muszę wiedzieć czy to możliwe. Słyszałam historie kamienia filozoficznego i zastanawiam się czy jest jakaś inna możliwość, chce wiedzieć jak najwięcej. Może wiesz coś na ten temat?
Spojrzałam na nią swoim specyficznym wzrokiem, przypomniały mi się czasy kamienia filozoficznego, faceta który wtopił broń w swoją rękę i krzyk „umierającej” Luminosity..
-Nie powinnaś interesować się takimi rzeczami..Nieśmiertelność jest niemożliwa.
-Chcę przynajmniej spróbować..
-Posłuchaj mnie uważnie.. D a j  s o b i e z  t y m  s p o k ó j.
Odwróciłam wzrok by dziewczynka nie widziała w moich oczach strachu, jaki wywołuje w nich to straszne wspomnienie. Znowu przypomniałam sobie Edwarda i Alphonse, ciekawe jak im się układa, zapomniałam już co to ciepło drugiej osoby.. Chociaż tamte wspomnienia nie są aż takie złe, w końcu Aki..
-Om..
Moje myśli przerwało wahanie May, która najwyraźniej chciała mnie o coś zapytać.
-Coś się stało?
- No bo.. Jak masz na imię?
-Fibi.. Fibi Sparke.
-Ooooo..
Oczy dziewczynki pojaśniały i wydawała się być podekscytowana. Patrzyłam jak ze spokojnej, uroczej i niewinnej, staje się w podnieconą i podekscytowaną małą pchłę.
-TY JESTEŚ FIBI SPARKE?!
-T-Tak sądzę.. Coś nie tak?
-Czy ty to słyszałaś Shao May?! FIBI SPARKE!
Patrzyłam jak dziewczynka miota swoją pandą i zaczyna kręcić się w kółko, bez przerwy powtarzając moje imię. Podciągnęłam się i oparłam mocniej o ścianę by dziewczynka nie przewróciła się przez moje stopy.
-Czemu się tak cieszysz?
-Jesteś Fibi Sparke! Słyszałam o tobie.. Pomogłam samemu Blasku Amestris!
-Blasku Amestris?
-Tak! Fibi Sparke Alchemik Blasku.. Blask Amestris! Jesteś bohaterem! Mówią o tobie ludzie z mojego państwa! Potężny Alchemik Blasku,należący do wojsk Amestris, uratowałaś całą centralną część, dałaś radę z nadludźmi!
Patrzyłam na May i słuchałam jak co i raz dopisuje do mojego konta coraz to nowsze osiągnięcia i jak kreuje mnie na bohatera, za którego najwyraźniej mnie miała. Alchemik Blasku? Więc dostałam przydomek nawet o ty mnie wiedząc? Do tego określenie mnie Blaskiem Amestris.. Wydawało się to dziwne i jakoś dziwnie nieprawdopodobne..
-Podróżowałaś z Edward’em Elric’kiem prawda?! Jaki on jest?!Przystojny, potężny, utalentowany, przystojny i nieskazitelny obrońca..
-Ahahahahahaha!
Zaczęłam śmiać się w niebo głosy i nie mogłam przestać przez kolejne parę minut. Mina rozmarzonej dziewczynki wydała się być tak zabawna,prawie tak samo mocno jak charakterystyka Elric’a. Zaczęłam tracić powietrze i brzuch momentalnie zaczął mnie boleć, z oczu ciekły mi łzy, a na twarzy rozbłysnął szeroki uśmiech. Oddychałam ciężko łapiąc kolejne partie kłującego zimnego powietrza..
-Co w tym takiego śmiesznego?
May patrzyła na mnie ze złością, nie wyglądała już jak rozkochana fanka, bardziej jak wściekły pies..
-Nic.. Nic takiego.
Nie chciałam psuć jej wyobrażenia, jej idealnego mężczyzny.Co prawda w kilku cechach miała racje, ale zarówno jemu jak i mnie daleko do ideału jaki mi przedstawiła. Uśmiechnęłam się do niej szczerym szerokim uśmiechem i pokręciłam głową. Dziewczynka oblała się rumieńcem i usiadła skulona w kulkę, kołysząc się w przód i w tył.
-A tobie co?
-Nic..
-No weź przestań, przecież nic nie powiedziałam..
Dziewczynka odwróciła się do mnie tyłem i siedząc w bezruchu przytuliła do siebie Shao May i po niecałej minucie położyła się skulona. Nie spojrzała już na mnie ani razu, byłam ciekawa co zrobiłam nie tak. Patrząc na nią od razu zachciało mi się spać, położyłam się w podobnej pozycji do dziewczynki i od razu zasnęłam.
Rano obudziły mnie strzały, które dochodziły z zewnątrz..Spojrzałam w miejsce w którym jeszcze wczoraj leżała dziewczynka, ale nie było jej. Ogień był zgaszony a chłód mocno wyczuwalny.. Kolejne salwy wystrzałów trochę mnie przestraszyły, a zaraz po nich słychać było gruby kobiecy głos.
-Wyłaź szczurze! Nie chowaj się w norze!
Od razu rozpoznałam ten mocny stanowczy ton..
-Generał blondyna.
Zerwałam się na równe nogi i wciąż lekko kuśtykając zaczęłam biec w przeciwną stronę jaskini.
-Jeżeli nie wyjdziesz wciągu dziesięciu sekund, zrobię z twojej małej towarzyszki  tarczę dla moich żołnierzy!
Zatrzymałam się gwałtownie na dźwięk słów blondyny.Wiedziałam że nie żartuje, po tym co dała mi doświadczyć byłam pewna że za siedem sekund May stanie się pokrowcem na kule.. Odwróciłam się w stronę wyjścia i powolnym krokiem szłam w stronę światła. W tle słychać było kolejne cyfry zbliżające się do zera. Na dwie sekundy przed końcem czasu stanęłam w wejściu do jaskini. Było nieprawdopodobnie zimno. Powietrze które wdychałam kłuło moje płuca niczym miliony igieł wbijanych w moją klatkę piersiową.Powietrze było ciężkie, a śnieg był ostry jak brzytwa. Westchnęłam uwalniając przy tym chmurę pary. Blondynka mierzyła mnie morderczym spojrzeniem, a jej armia z automaniakiem na czele dumnie stała za nią. Część jej wsparcia miała broń wycelowaną w płaczącą i przerażoną dziewczynkę. Cała sytuacja nie wyglądała za dobrze, za ścianą żołnierzy stały dwa kolosalnej wielkości pojazdy, dzięki którym armia przedostała się aż tutaj.
-Puść dziewczynkę..
-To nie ty tu wydajesz rozkazy, fałszywy szczurze.
Przełknęłam ślinę i zacisnęłam pięści, musiałam wszystko coś wymyślić.. Chłód sprawiał że moje gardło, i cala reszta ciała zaczęło robić się sztywne i ciężkie.
-Bałaś się przyjść sama? Musiałaś wziąć ze sobą całą armie?
-Hahahahahaa! Nie bądź śmieszna! Nie jesteś dla mnie wyzwaniem. Chodź muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem, jeszcze nikomu nie udało się uciec z mojego królestwa.
-Puść dziewczynkę, skoro i tak nas rozstrzelacie, oddaj jej chociaż trochę godności.
Generał spojrzała na mnie z przymrożonymi oczami, po czym twardo machnęła ręką na znak by puścić May. Dziewczynka podbiegła do mnie i schowała się za moimi plecami.
-Złap się mnie i nie wychylaj zza moich pleców.
Szepnęłam do niej niezauważalnie, Shao May, w bezruchu wszczepiła się w brzuch dziewczynki, a ja nie miałam ochoty na żarty.
-Wybacz Izumi, ale inaczej się nie da.
Klasnęłam w ręce i uderzyłam nimi z całą siłą o stwardniały śnieg. Fala zbitego śniegu przemieniła się w ścianę lodu napierającą na armię blondyny. Powróżyłam ruch dłońmi tym razem uderzając w ścianę, z bloku jaskini wystrzeliło kilkadziesiąt kamiennych dysków wycelowanych w tym samym kierunku.W momencie kiedy wojskowym udało się przebić bronią lodową ścianę, seria dyskowych uderzeń poprzecinała linie obrony pani generał. Nie miałam zamiaru czekać aż jej podwładni, jak i ona sama się pozbierają, nie popełnię tego błędu po raz kolejny.
-Teraz musisz mocno się mnie trzymać!
-Mhm!
Poczułam jak drobne rączki May ścisnęły mnie mocno. Wzięłam głęboki oddech i uderzyłam rękami o kolejny skalny blok. Gruba platforma wystrzeliła ze ściany, sekundę później razem z May leciałyśmy do góry, tak by znaleźć się na szczycie góry, w której uformowana była jaskinia. Wojskowi strzelali w naszą stronę różnymi rodzaju kulami i ładunkami.  Co chwila musiałam tworzyć nowe modyfikacje by platforma się nie zapadła, oraz wszelkiego rodzaju tarcze by żadnej z nas nic się nie stało. Generał Armstrong nie dawała za wygraną, blaszany kolos wjechał w platformę, która pod wpływem uderzenia straciła stabilność i zaczęła się kruszyć, aż w końcu rozleciała się w drobny mak. Złapałam się krawędzi wystającej ze ściany i kazałam May się na niej położyć, by żadne z nich jej nie postrzeliło. W momencie kiedy byłam już prawie w całości na górzystym klifie,poczułam potworny ból w okolicy łydki. Jęknęłam zaciskając pięści i ostatecznie wdrapałam się na szczyt. Leżąc na ziemi złapałam się za nogę i patrzyłam jak krwawi.
-Czego oni chcą?!
-Odniosłam wrażenie że nas, ty nie?
Odpowiedziałam roztrzęsionej dziewczynce ironicznie, po czym przyłożyłam gotowe już ręce do ziemi, tak by regularnie naprawiać rozstrzeliwaną  płytę na której siedziałyśmy. Dyszałam ciężko i czułam jak serce wali mi, chcąc przebić żebra..Pojazdy które jeszcze chwile temu stały na dole, teraz znajdowały się coraz bliżej nas, pnąc się po ścianach, wszczepiając w górę przystosowane do tego ruchome podłoże.
-Teraz mnie posłuchaj, złap się mnie jeszcze mocniej niż poprzednio, bo może trochę trząść..
Oderwałam swoje świecące ręce od płyty i wzbierając w sobie siły jakie tylko byłam wstanie użyć, uderzyłam rękami o miejsce naszego postoju. Ogromny kolec utworzony z kamiennej płyty wbił się w sam środek pnącego się pojazdu, doprowadzając go do odebrania jakiejkolwiek kontroli prowadzącemu. Bezwładny pojazd opadł na ziemie ściągając ze sobą drugi z kolei pnący się w naszą stronę morderczy pojazd. Płyta na której stałyśmy straciła swą stabilność a my zaczęłyśmy opadać. Krzyk May i wystrzały wojskowych nie pomagały mi w skupieniu się, ale musiałam odzyskać kontrolę nad sytuacją. Zamknęłam oczy na chwilę by zebrać w sobie siłę, zacisnęłam pięści i odchyliłam się do tyłu,środek ciężkości uległ zmianie i w momencie kiedy poczułam pod palcami ścianę,znowu utworzyłam  niej kolejną tym razem grubszą platformę z wygięciem na kształt tarczy. Odwróciłam się łapią May w pasie, spojrzałam na nią i delikatnie się uśmiechnęłam.
-Teraz mnie posłuchać, siedź tu i się nie wychylaj, muszę zejść na dół i trochę się z nimi pobawić.
-Ale jesteś ranna..
-To nic.. Proszę nie wychylaj się i bądź ostrożna. Shao May,pilnuj jej.
Uśmiechnęłam się do dwójki swoich nowych towarzyszy i poczułam się odpowiedzialnie. Kolejny raz byłam odpowiedzialna za niezdarną dziewczynkę.. Serca zabiło mi mocniej i dotykając śniegu zdałam sobie sprawę że w momencie wejścia w bluebeam, nie muszę stykać ze sobą dłoni, chyba że chce stworzyć coś większego.. Dotykając śniegu zamroziłam miejsce w którym tkwiła kula. Moja sina już dłoń, przestała boleć, spojrzałam w dół na strzelających twardo w naszą stronę żołnierzy. Zacisnęłam pięści, zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Zeskoczyłam w dół rękami ocierając o ścianę znajdującą się na lewo od May, musiałam znaleźć się w bezpiecznej odległości by nie naruszyć platformy na której chowała się tamta dwójka. Wojskowi celowali teraz tylko we mnie, klasnęłam rękami i wychylając się w tył otarłam palcami kamienną płytę.Niczym potężny kolec wystrzelił spod nich gruby okrągły wał, kształcę przypominający smoka, a może węża.. Zamknęłam oczy i wyzwoliłam z siebie bluebeam, ręce, nogi i oczy zabłysły swoją niebieską poświatą i wiedziałam że jestem już gotowa. Mocując swoje stopy na kamiennym smoku unikałam strzałów kontrolując wytwór alchemiczny całym ciałem, tak by skutecznie unikać ich szturmu. Palcami muskałam śnieg leżący na ziemi i wzbijałam się w powietrze,kształtując z garstki śniegu miliony drobnych szpil, wbijających się w nogi i ręce żołnierzy.
-TRAFIAJ W MIEJSCE MIĘDZY OBOJCZYKIEM A GARDŁEM!
Spojrzałam w stronę May, która delikatnie odchylając swoją głowę zza kamiennej ściany obserwowała przebieg walki. Uśmiechnęłam się do siebie i przypomniałam sobie jak pierwszej nocy sparaliżowała mnie jak mnie mam identycznym ruchem.  Ponownie zanurkowałam tym razem nabierając większą ilość śniegu. Generał rozkazała celować w platformę na której znajdowała się May i Shao, ponieważ część żołnierzy z cięższą bronią, celowali w jej stronę. Musiałam ich szybko unicestwić dlatego pierwsza tura szpil powędrowała w ich stronę. Co i raz któryś z nich padał na ziemie, aż po paru następnych strzałach pierwsza linia strzelających padła. Nie mogłam tracić tyle czasu. Znowu postarałam się by bluebeam rozlało się po całym moim ciele, mogłabym przysiąc że czułam jak siła rozpiera mnie od środka, a ja zaczynam nad nią panować. Moje ciało całkowicie pokryło się jaskrawym światłem, oderwałam nogi od smoka i przykładając ręce do łba, przekształciłam swojego wierzchowca w ogromną dłoń, która chwile później zniewoliłam połowę armii blondyny, jaką wzięła ze sobą. Opadając na ziemie,musnęłam zdrową dłonią po pozostałości smoka i tworząc kolejny środek lokomocji szurałam przy samej ziemi tak, by dłońmi ogarniać jak największe pole śniegu. Zeskoczyłam z pędzącego kamiennego pala i twardo wylądowałam na ostrym śniegu, poczułam jak moja ranna noga delikatnie się ugięła, ale nie sprawiła mi większych problemów.Uśmiechnęłam się do pędzącego w moją stronę automaniaka i klaskając w dłonie uderzyłam nimi o śnieg, tworząc tą samą tylko o wiele większą grubszą i pędzącą z większą siłą ścianę lodu, która zabrała ze sobą posiadacza automail’a i całą resztę wojskowych. Pole wokół mnie odkryło odśnieżoną ziemię. Powtarzając ruch dłońmi uderzyłam nimi o suche podłoże i wycelowałam dwoma wałami w prostopadłe do siebie góry, tak by śnieg z nich zasypał wojskowych. Urwałam jednak walce w połowie, gdyż na mojej drodze stanęła blond generał, która jednym cięciem swojego miecza zraniła obje moje ręce. W chwili kiedy upadłam na ziemie odruchowo chciałam zasłonić się ręką, niestety generał blondi okazała się być szybka i jednym cięciem rozcięła moją zakażoną dłoń. Poczułam okropny ból, a z mojej dłoni trysnęła prawie czarna krew. Nie mogłam ruszyć dłonią, potworny ból sprawił że moje ciało wybiło się z bluebeam i leżałam bezwładnie na śniegu.
-Głupi szczurze, trzeba było się poddać jak jeszcze miałaś okazje. Teraz ci nie odpuszczę!
Przerażające zimne spojrzenie kobiety przeszyło mnie na wskroś, nie mogłam wstać, moja ręka była całkowicie znieruchomiała i nie zdolna do użytku, a do tego nie byłam pod wpływem bluebeam przez co moje cało znowu zaczęło sztywnieć z zimna. Sytuacja nie wygląda za ciekawie..

Rozdział 38. Blaszany cyrk


Kiedy wylądowałam na ziemi, moje nogi zatopiły się w śniegu.Poczułam chłód płynący po moich plecach.. Odruchowo się za nie złapałam iwyczułam że kożuch jest rozdarty..
-Koleś! Rozwaliłeś mi jedyne źródło ciepła!
-Zamknij się!
Nagle facet z tym dziwnym automail’em rzucił się w mojąstronę, a jego „maszyna” zaczęła się ruszać. Nie miałam przy sobie nic, czegomogłabym użyć jako obrony.. Odskakiwałam z boku na bok, próbując unikać jegociosów. Zimno powodowało że moje mięśnie nie pracowały jak zazwyczaj. Chłód znowuzaczął rozkładać się po moim ciele.. Moje ręce zaczęły sztywnieć, a w nogachtraciłam czucie.. Musiałam szybko coś wymyślić.
-Uspokój się koleżko.. Wyłącz tą kosiarkę i pogadajmy.
-Ty głupia gówniaro. To cud techniki, M1913-A Crocodile,automail bojowy. A nie jakaś tam kosiarka!
-Daj spokój.. Co się pieklisz? Tak czy siak kiedyś pójdziena złom..
Zanim zdążyłam dokończyć zdanie, facet znowu zaczął się namnie rzucać. Chyba popełniłam błąd, ponieważ mężczyzna napierał na mnie jeszczebardziej wymachując tym krokodylkiem tuż przed moim nosem. Kiedy lądowałam mojalewa noga zaplątała się w kożuch, co skończyło się upadkiem na świeży,przerażająco zimny śnieg. Dotykałam plecami śniegu, a płaszcz leżał tuż nadmoją głową wyglądem przypominając przedłużenie mojego ciała. Tylko moje ręcebyły teraz w ciepłym puchatym płaszczu.. Potrząsnęłam głową, a śnieg zsypał sięz niej jak z jakiejś choinki. Spojrzałam przed siebie,  szczękający automail, podobnie zresztą jakjego właściciel, był coraz bliżej mojej twarzy. Odbiłam się tułowiem, chwytającnogami rękę przeciwnika, tak że wyglądałam jak jakiś koala. Zsunęłam z rąkkożuch i chwytając go swoimi zesztywniałymi palcami wepchnęłam go prosto w automatautomail’a. Urządzenie zaczęło się wieszać, dzięki czemu dało mi czas naucieczkę. Puściłam rękę faceta z uścisku i znowu wylądowałam na ziemi.Mężczyzna próbujący wyciągnąć gruby materiał ze swojej protezy, przestałzwracać na mnie swoją uwagę. Szybko przeczołgałam się pod jego nogami i zanimzdążył się zorientować zasadziłam mu kopa w głowę. Olbrzym runął na ziemie, alekilka sekund później już stał na nogach. Nie miałam najmniejszego zamiaruczekać na jego reakcje, zaraz po uderzeniu rzuciłam się do ucieczki, wiedziałamże bez alchemii nie mam z nim szans. Kiedy uciekałam, na mojej drodze stanęłoczterech uzbrojonych facetów. Cała czwórka celowała w moją stronę, nie miałamnajmniejszych szans na ucieczkę, a nawet jeśli, nie wyszłabym z tego cała. Zdrowyrozsądek wziął górę, nad moją niepohamowaną i nieprzemyślaną jak dotądporywczością. Stanęłam w lekkim rozkroku unosząc ręce w górę. Zanim zdążyłamcokolwiek powiedzieć, wylądowałam na ziemi przyciśnięta do warstwy śniegu. Zakażdym razem kiedy usiłowałam coś wyjaśnić, do moich ust wsypywał się śnieg.
-PUSZCZAJ MNIE TY PRZEROŚNIĘTA MAŁPO!
Zebrałam w sobie całą moją siłę i przekierowałam ją nakrocze automaniaka. Facet runął na kolana jak napalona prostytutka przedklientem. Wskoczyłam na równe nogi i kopałam śniegiem tak, żeby wpadał facetowido nosa i gardła.
-No żryj ten śnieg cieniasie!
-SPOKUJ!
Mój wzrok powędrował w niebo. Dopiero teraz zauważyłamstojącą przede mną wielką żelazną ścianę. Na samej jej szczycie stało ze stużołnierzy celujących w moją stronę..
-Nie dobrze..
Na samym środku stała jakaś blond łajza, która zaczęła siędrzeć...
-Jesteś szpiegiem Drachmy!?
-A wyglądam jak szpieg?!
-Tak!
Mogłam się tego spodziewać..
-Nie jestem żadnym pieprzonym szpiegiem! A teraz złaźcie zdrogi, muszę udowodnić pewnej starej żmij, na co mnie stać!
-Zapomnij! Zastrzelić ją!
-C-Czekaj!
Przeleciałam wzrokiem po żołnierzach, którzy gotowi byli strzelić.
-Nie wiem jak udowodnić, nawet mi się nie chcę.. Ale Jestempewna, że jakoś mogę udowodnić to, że nie jestem z Drachmy.. Nawet nie wiemgdzie to jest..
Szczerze mówiąc nie kłamałam. Wiedziałam że Drachmę iAmestris dzieliły właśnie góry Briggs, no i jeszcze tyle że mamy z nimi jakiśpokojowy pakt czy jakoś tak..
-Wciągnąć ją na górę, Kapitanie Buccaneer!
-Wcią-
Nagle poczułam ból w okolicy głowy i z powrotem runęłam nazimny śnieg. Ostatnią rzeczą jaką zapamiętałam było to, że nijaki Buccaneerzłapał mnie za nogi i uniósł w górę niczym szmacianą lalkę, po czym zarzuciłmoje omdlałe ciało na swoje ramie.
Otworzyłam oczy i poczułam nagły ból.. Chcąc dotknąć swojegokarku uderzyłam się deską w głowę. Cicho jęknęłam po czym szeroko otworzyłamoczy. Na moich rękach znajdowała się jakaś decha, przez którą nie mogłam złożyćrąk. Z jakiej przyczyny mi ją założyli? Przecież nie mogli się domyślić żejestem alchemikiem.
-Obudziłaś się. Nareszcie wszyscy tu na ciebie czekają.
-Doprawdy?
Spojrzałam na kolesia w białym kitlu, który częstował mniekawą.
-Wole czekoladę.
Odpowiedziałam beznamiętnie po czym przypomniała mi się Aki.Uśmiechnęłam się mimowolnie i pokręciłam głową.
-Huh??
Spojrzałam na chłopaka po czym wykonałam ten samcharakterystyczny ruch, na znak że nic mi nie jest. Chyba ma mnie zapsychiczną, w sumie nic dziwnego.. Chodziłam w letnich rzeczach bo górach, ateraz gadam sama do siebie..
-O, Obudziłaś się.
Znowu podniosłam wzrok na kogoś w mundurze. Sami tu faceci ijak ja mam tu wytrzymać? Banda wojskowych patrzyła na mnie, jak na zniewolonezwierzątko w cyrku..
-Jesteś alchemikiem prawda?
-Skąd taki pomysł?
-Takich ludzi łatwo rozpoznać..
-A co jeśli powiem że się mylisz?
Facet patrzył na mnie podejrzliwie, ale nie miałam zamiarumu odpuszczać. Patrzyłam na niego pewnym siebie spojrzeniem, z pół uśmiechem naustach. Po pewnym czasie grupka zebranych zaczęła się wahać, aż w końcuprzerwał nam głośny trzask drzwi. Żołnierze natychmiastowo zasalutowali, aprzed więziennymi kratami ukazała się postać wysokiej, długowłosej blondynki.Kobieta łypała na mnie złowieszczo, bacznie mierząc mnie wzrokiem.
-Czemu siedzę w klatce?
-Jesteś szpiegiem z Drachmy?
-Przecież już mówiłam, że nie.
-Nie wierze ci. Rozstrzelać!
Prawdę mówiąc trochę się przestraszyłam, ale nie na tyleżeby błagać ją o życie. Uśmiechnęłam się w duchu, bo wpadł mi do głowy pewienplan.
-Tylko nie w celi. Nie chcemy przecież mieć w niej śladówkrwi.
-Tak jest!
Do celi wszedł masywny wojskowy, który przypiął łańcuch dodrewna, które okalało moje ręce. Zostałam dosłownie wywleczona z celi, po czymfacet stojący przede mną wycelował we mnie spluwą. Mój plan trochę sięskomplikował, ponieważ muskularny dziad trzymał łańcuch, tak bym się nie ruszała.
-Wybacz.
Kiedy facet nacisnął spust lekko kucnęłam przeciągającosiłka który mnie trzymał w moją stronę. Kula która jeszcze sekundę temu miałaznaleźć się w mojej głowie, trafiła w ramię muskularnego żołnierza. Ból w rękustrawił że facet poluźnił łańcuch, który mnie ograniczał. Zanim podwładni jędzyzdążyli wyciągnąć broń, zdzieliłam ich chmajczącym się koło moich rąkłańcuchem. Za każdym razem zamachiwałam się coraz mocniej, żeby znokautowaćponad piętnastu przeciwników. Jednak sam łańcuch nie wystarczył.. Jeden z nichzłapał mnie za włosy i przyłożył mi spluwę do gardła. Bez namysłu z całej siłystanęłam mu na nodze, z taką siłą że wojskowy zachwiał się, a ja byłam wolna.Nie bacząc na okoliczności postanowiłam wykorzystać wszystkie możliwości jakiemam w walce i zdzieliłam go drewnem w twarz, facet złapał się za nos a ja nieprzestawałam go okładać, w końcu trafiłam go kantem kajdan w okolice karku, poczym runął jak martwy. Rozejrzała się wokoło żeby upewnić się że żaden z nichnie wstanie, po czym zaczęłam szukać czegoś do rozwalenia tego drewnianegogówna. Złapałam jeden z pistoletów leżących na ziemi i prawą ręką wycelowałamnim w zamek drewnianych kajdan. W momencie wystrzału broń odskoczyła mi odręki, a łuska kuli wbiła się w nią jak w masło. Zabolało ale w końcu byłamwolna.. Odetchnęłam z ulgą i odwróciłam się w stronę drzwi. Stał w nich młodyumundurowany chłopak, patrzył na mnie z przerażeniem. Dopiero teraz zdałamsobie strawę że wokół mnie leżą przeciekający krwią mężczyźni, a ja trzymampistolet w ręce. Szybko podniosłam rękę w jego stronę chcąc go zatrzymać iwytłumaczyć, ale to był mój kolejny błąd. Chłopak z krzykiem wybiegł z celimyśląc że chce go zastrzelić, po czym w tej wielkiej puszce rozległ się głośnyalarm. Zabrałam jeszcze jedną spluwę z podłogi i wybiegłam z pomieszczeniaszukając drogi ucieczki. Biegłam przez pusty korytarz co zdawało się trochępodejrzane, kiedy wreszcie dotarłam do wyjścia zza moich pleców rozległy sięstrzały i wycie psów. Kopnęłam drzwi, i o mało co nie zginęłam.. Za drzwiamiczekała już na mnie cały oddział całkiem nieźle uzbrojonych wojskowych. Mojeszanse na wygraną to dwa do stu tysięcy. Ruszyłam w stronę wyjściaewakuacyjnego, ale szybko zdałam sobie sprawę że to kiepski pomysł.. tablondyna nie jest głupia w końcu musi zarządzać tym całym gównem sama i niepozwolić nikomu się stąd wydostać. Musiałam gdzieś stanąć i pozbierać myśli,ale gdzie jak wokół wszyscy do mnie strzelają. Poczuła chłodny powiew powietrzai spojrzałam w górę, jak na zawołanie zauważyłam miejsce mojej drogi dowolności. Z wysiłkiem wlazłam do szybu, po czym zaczęłam czołgać się tak by nierobić za dużo szumu. Przystanęłam na chwilę i zaczęłam zastanawiać się co mogęzrobić. Skoro wyjście było zastawione, mogę być pewna że inne też są. Skorocałe wojsko rozstawione jest po wyjściach to oznacza, że miejsca takie jakszyby wentylacyjne, przejścia zewnętrzne i zbrojownie muszą być mniejchronione. Jednakże nie sądzę by blondyna dowodząca nimi wszystkimi była natyle głupia żeby rozstawić ich wszystkich przy wyjściach. Po za tym nie znamtego miejsca i nie jestem w stanie określić gdzie te wyjścia są, co znaczy żecoś na pewno pominęła. Jednak biorąc pod uwagę to że jest to jakiegoś rodzajufort, nie może mieć stu wyjść, a co za tym idzie jest ich tylko kilka.Zakładając że jest wejście i wyjście, a armia jest dość liczna, w raziezawalenia, czy jakiegokolwiek innego ryzyka nie udałoby się wszystkim uciec, aco za tym idzie muszą być jeszcze z dwa dodatkowe. Za pewne zewnętrzne, byłatwiej było uciec. Mogą być obstawione, albo strzeżone jakimś dziwnymwynalazkiem, albo alarmem.. Jak mam się stad do jasnej cholery wydostać?!Położyłam głowę na zimnej metalowej płytce i westchnęłam. Nie mogę tu długosiedzieć, zaraz się zorientują że chowam się jakimś miejscu dostępnym tylko dlaświrów i zaczną działać. No dalej mózgu zacznij myśleć! Uderzyłam głową tak bywpadło mi coś do głowy, po czym usłyszałam piszczącego szczura.. odchyliłamgłowę w tył i zobaczyłam małego brązowo szarego gryzonia, który biegł wprzeciwną niż leżałam stronę.
-Szczurze jesteś genialny!
Szybko przekręciłam się na brzuch i z powrotem zaczęłam sięczołgać, tym razem wiedziałam gdzie iść.. Kto by pomyślał że szczur będzie moimprzewodnikiem.. Co prawa gryzoń nie był przychylny co do mojego pomysłu,  ale na szczęście zdążyłam przywiązać mu doogona kawałek swojej, już i tak podartej bluzki. Kiedy skończyłam wyrzuciłamszczura z szybu, a ten zaczął w pośpiechu uciekać. Nie musiałam długo czekać napierwsze reakcje. Tak jak przypuszczałam, psy złapały ślad, a głupie imbecylezaczęły za nimi biec. Wyskoczyłam z szybu i pobiegłam w stronę odwrotną dotrasy szczura. Co chwila zatrzymywałam się i rozglądałam czy nikogo nie ma. Jakna razie mój nie do końca dopracowany plan działał, a ja mogłam swobodnieposzukać jakiegoś wyjścia. W gruncie rzeczy tu jest ciepło, jeżeli wyjdę wtakim stroju na zewnątrz, to jestem w dziewięćdziesięciu pięciu procentachpewna, że zginę.. To dopiero pierwszy dzień a ja już mam takie kłopoty..Ruszyłam przed siebie, już miałam skręcać kiedy moim oczom ukazały się drzwi znapisem „skład broni”. Uśmiechnęłam się do siebie i po cichu weszłam dopomieszczenia. Tak jak podejrzewałam pomieszczenie było prawie puste, cała brońjaką posiadali mieli teraz przy sobie. W momencie kiedy przeszukiwałam składzikusłyszałam szmery za drzwiami, co wzbudziło moją podejrzliwość. Nie miałamochoty sprawdzać co się za nimi chowa, bo na pewno to coś nie zaprosi mnie naherbatę i nie poczęstuje ciastkami.. Złapałam się jednej z wiszących półek iwdrapałam się na najwyższą z nich, przytulając się jak najbliżej ściany, bynikt mnie nie zauważył. W momencie kiedy układałam się na platformie, dozbrojowni weszło trzech żołnierzy. Każdy z nich wyposażony był w dwa pistolety,karabin i sporą sakiewkę na mniejszą broń. Zwolniłam oddech by zostaćcałkowicie niewykrywalną, całe szczęście ta grupka nie miała tych wrednychkundli.
-Myślisz że to szpieg?
-Po tym co zrobiła w karcerze i to jak teraz się zachowujęwnioskuje że tak.
-Co ty gadasz, nie wyglądała groźnie..
-No, nawet nie była uzbrojona.
-Myślisz że Drachma wysłałaby do nas uzbrojonego szpiega!?Kompletnie już zdziczałeś?!
-Co racja to racja.. No ale przecież posłała ją w góry, cota dziewczynka mogłaby zrobić bez broni i ciepłych ubrań? Zginęłaby jużpierwszej nocy.
-To tez prawda, temperatury tutaj sięgają nawet -50 nocą, tonie możliwe żeby w takich ubraniach przetrwała długo..
-Jak widać rządzący w Drachmie są surowi i bez zahamowań,sam fakt że wypuszczają do nas dziewczynkę zamiast jakiegoś wyszkolonegożołnierza, świadczy o ich sadyzmie i braku samokontroli..
-Po za tym Pani Armstrong mówiła coś o alchemii..
-To prawda, od razu stwierdziła że jest alchemiczką, chociażnie miała przy sobie żadnego kręgu.
-Dziwna sprawa tak czy siak, musimy ją znaleźć, schwytać izaprowadzić ją do pani generał, a ona już wymyśli co z nią zrobić.
-Może jej nie zabije, szkoda by było takiej ładnej osóbki.
Leżałam tuż nad nimi zastanawiając się czy przypadkiem niezeskoczyć i im nie nawsadzać, ale postanowiłam pozostać w ukryciu. Bezczelnabanda idiotów, wcale nie jestem małą dziewczynką i nie jestem niewinna. Do tegojakiś stary zboczeniec wypomina mi mój wygląd, szczerze mówiąc nie dobrze mi nasamą myśl o tym wszystkim. Kiedy cała trójka przeładowała już broń i zabrałakilka innych dziwacznych rzeczy wyszła zamykając za sobą drzwi. W momenciekiedy usłyszałam trzaśnięcie zamka, wiedziałam już że jestem w czarnejdupie..  Rozłożyłam się na całej półcegłośno wzdychając. Byłam już zmęczona, śpiąca i głodna, do tego nawet jakbymsię stąd wydostała zginęłabym pierwszej nocy..
-Co mam do jasnej cholery zrobić..
Spojrzałam na swoje ręce, rana po kiepskim wystrzale zaczęłaczerwienić się i puchnąć, a to jest zły znak. Usiłując znaleźć coś, żebywydłubać tą łuskę, zeskoczyłam z półki i rozglądałam się po pomieszczeniu.Znalazłam mały scyzoryk, który leżał tuż pode mną na sąsiedniej półce. Wbiłamostrze w zaczerwienione miejsce i przełykając krzyk rozcięłam swoją dłoń wopuchniętym miejscu. Krew spłynęła mi po ręku niczym woda, po czym zaczęłaskapywać mi z łokcia na ziemie. Drżącą ręką grzebałam w dłoni w poszukiwaniutej cholernej łuski, która schowała się między ścięgnami. Musiałam uważać żebynie uszkodzić sobie ręki, przecież i tak miałam małe szanse na przetrwanie wtym mało zabawnym przedstawieniu. Po dłuższej chwili udało mi się wygrzebać toostre gówno, jeden problem z głowy.. Natomiast powstały na jego miejsce dwakolejne. Czym teraz owinę sobie ranę i jak zatamuje krwawienie. Do tego byłamzamknięta w składzie broni, a na dodatek nie miałam się nawet jak ukryć. Mojakrew była na całej podłodze, tylko czekać aż ktoś tu wparuje z psami i oddamnie prosto w ręce śmierci. Mamo w co ty mnie wpakowałaś.. Zaczęłam rozglądaćsię po pomieszczeniu tym razem poszukiwałam czegoś czym mogłabym sobie obwinąćrękę, ale zamiast tego znalazłam zapalniczkę, dwie racę jakiś koc i czterypaczuszki suszonego jedzenia. Wszystko to leżało obok szaro zielonej torby, wszafce na „mniejszą broń”. Ucieszyłam się jak dziecko, ale co mi po tym jeżelisię stąd nie wydostanę.. Znowu powróciła mi wola walki, teraz wiedziałam żeprzetrwam jakoś ta pierwsza noc, a już następnego dnia znajdę sobie coślepszego.. Spakowałam wszystkie znaleziska do owej torby i zarzuciłam ją sobiena plecy. Nie znalazłam nic czym mogłabym zawinąć sobie dłoń dlatego musiałamporatować się swoją koszulką, znowu.. Rana piekła jak cholera, ale wytrzymam tow końcu nie takie rzeczy się przeżyło. Po jakiś trzydziestu minutach szukania,jakiegokolwiek wyjścia, nic nie znalazłam mogłam jedynie pocałować klamkę..Zacisnęłam zęby i z całej siły kopnęłam metalową skrzynkę, która o dziwo byłapusta. Pod wpływem uderzenia skrzynka otworzyła się i lekko przesunęła, dziękiczemu pomogła mi znaleźć moje awaryjne wyjście. Tuż za nią. Była dość spora,lekko odstająca kratka, jak mniemam to coś w rodzaju szybu wentylacyjnego tyleże przy podłodze. Uśmiechnęłam się do siebie i szybko wyjęłam zakrwawionyscyzoryk z lewej kieszonki spodni. Żeby nie narobić za dużego szumu odkręciłamwszystkie cztery śrubki i położyłam kratkę do środka. Wchodząc do szybuprzysunęłam skrzynkę tak by nie widać było którędy się wydostałam, w związku ztym że kratkę włożyłam do szybu, kupiłam sobie trochę czasu. Nie wiem czy tojakaś fala szczęścia, która jest tylko chwilowa, ale postanowiłam jąwykorzystać do końca. Tym razem szłam w kierunku z którego wiało zimnepowietrze. Przeciskanie się miedzy tym brudem i pajęczynami nie było za miłe, asmród jaki panował w szybie był niesamowicie paskudny, mimo to nie poddałam sięszłam ku wolności. Uważałam na każdy swój ruch, by nie narobić za dużo hałasu inie zdradzić swojej pozycji, na szczęście wszystko poszło tak jak to sobiewyobrażałam. Kiedy poczułam jak chłód znowu przeszywa mnie całą, wiedziałam żejestem na miejscu. Doczłapałam się do otworu, który tym razem był tylkozamocowaną i idealnie dopasowaną kładką. Wyjęłam ją delikatnie kładąc jąnaprzeciwko siebie, tak by nie spadła na ziemie. Przysłuchałam się uważnie alenic nie słyszałam, dlatego postawiłam lekko wychylić głowę, tak jak myślałamnikogo nie było. Ześlizgnęłam się na ziemie, upadając przy tym na ręce iplackiem leżąc na cholernie zimnej metalowej płycie. Byłam już na zewnątrz najednym z zewnętrznych korytarzy. Przysunęłam się do ściany, znajdywałam się wpierwszej z trzech przerw między oknami. Lekko wychyliłam głowę by zobaczyć naczym stoję. Niefart chciał bym trafiła akurat w miejsce gdzie przesiadywałapani generał.. Chyba szczęście mnie już opuściło.. Bez namysłu zaczęłam czołgaćsię do krawędzi, tak by dostać się do drabinki, która miała być moją drogą dowolności. Wszystko poszło tak jak chciałam, bezszelestnie przedostałam się nadrabinkę i zaczęłam schodzić na dół, kiedy byłam już przy dolnym piętrze,przestałam zwracać uwagę na wojskowych i szczegóły takie jak psy. Taa,popełniłam kolejny błąd, który mógł mnie sono kosztować, ale jakoś z tegowybrnęłam. W momencie kiedy jedne z żołnierzy mnie zauważył, zdjęłam go zgłówki. Facet bezwładnie opadł na ziemie, a mnie zaczęłam boleć głowa, niebyłam w tym najlepsza. Nie myśleć długo puściłam się drabinki i w kilka sekundznalazłam się na śniegu. Nie myślałam że kiedykolwiek tak ciepło go powitam.Złapałam torbę która zsunęła mi się z rąk i szybko pobiegłam przed siebie. Niewiedziałam gdzie biegnę, ale nie miało to dla mnie większego znaczenia. Biegłamtylko i wyłącznie po to żeby znaleźć się jak najdalej tego blaszanego cyrku.Kiedy już doszczętnie zniknął mi z oczu, zwolniłam tępo i szłam powolnymkrokiem jeszcze przez około godzinę. Zaczęło się robić coraz zimniej, spadektemperatury dało się diametralnie wyczuć. Szukałam jakiegoś schronienia,przecież nie mogłam położyć się spać na samym środku, wystawiając się tym samymna zidentyfikowanie mojego miejsca i narażając się na atak dzikich zwierząt.Odbijając w prawo i zbaczając z mojego dotychczasowe kursu, moim oczom ukazałasię jaskinia. Wyglądała na pokaźną, co jeszcze bardziej mnie zadowoliło. Imdalej od wejścia tym cieplej.  Kiedy jużprzebrnęłam przez śnieg i weszłam do jaskini, rzuciłam torbę na ziemie i westchnęłamz ulgą, wreszcie mogę odpocząć. Zanim zdążyłam nacieszyć się swoją wolnością,wpadłam w kolejne tarapaty.. Za moimi plecami rozległ się przerażający rykbrunatnej bestii. Odwróciłam się powoli w jego stronę i szybko pożałowałam.Niedźwiedź trzasnął mnie łapą, tak że wylądowałam kilka metrów od niego co iraz uderzając głową o twarde podłoże jaskini. Opadłam się na łokciu i złapałamsię za głowę, z której trysnęła krew. Podniosłam wzrok na bestie..
-O nie! TO MOJE!
Zerwałam się na równe nogi i ruszyłam w jego stronę.Niedźwiedź dobierał się do mojej torby, pewnie cwaniak wywąchał plasterkisuszonego mięsa, które podwędziłam ze składzika. Rozpędziłam się wystarczającoby wybić się i obunóż kopnąć przerośniętego futrzaka w pysk. Runęłam na ziemiei łapiąc za torbę wybiegłam z jaskini. Podmuch mroźnego wiatru i padający śniegna chwilę mnie oślepił. Niedźwiedź wyrażając swoje niezadowolenie powalił mniena ziemie, i ponownie zanurzyłam się w śniegu, odskakując jak kaczka puszczonapo wodzie. Tym razem nie polało aż tak bardzo, zauważyłam jednak że śnieg stałsię trochę bardziej kłujący, co zwiastowało obniżenie temperatury. Zerwałam sięna nogi i ponownie rzuciłam się na niedźwiedzia, bestia szarpała mnie co i razłapą, kalecząc moje ramiona i klatkę piersiową. Częste upadki na śnieg kończyłysię zazwyczaj drobnymi zadrapaniami. Było mi zimno i zaczęłam tracić siły..Złapałam torbę koniuszkami palców, ale to było nic w porównaniu do zębówniedźwiedzia. Bestia szarpnęła torbą w lewo tym samym przewalając mnie na lewąstronę i przy ponownym szarpnięciu pyskiem odleciałam na jakieś dobre parę metrów.Chcąc wstać na nogi ostatkami sił poczułam jak śnieg pod moimi nogami się obsuwa,a ja razem z nim. Zagłębiałam ręce w śniegu próbując jakoś utrzymać się wjednym miejscu ale nie miałam szans. Usłyszałam pisk i znowu podniosłam wzrokna bestie, która doszczętnie rozwaliła moją torbę. Ten tępy futrzak przegryzłjedną z flar, która z piskiem wystrzeliła w powietrze, a sekundę później naniebie zabłysnęło różowo – czerwone światło. Poczułam że grunt pod moimi nogamicałkowicie się zapadł, a ja wiszę na krawędzi przepaści. To koniec, mimo moichusilnych prób i walki o życie, byłam zbyt słaba i przemarznięta. Czułam jakpowoli zsuwam się z krawędzi, aż w końcu zimny podmuch powietrza uderzającymoje plecy, zwiastował mój koniec. Uśmiechnęłam się do siebie, a moje oczyostatni raz wypuściły dwie słone krople. Zanim uderzyłam o ziemie, pomyślałam orodzinie i przyjaciołach.
-Przepraszam was, znowu zawiodłam. Próbowałam...

Rozdział 37. Zbocze Briggs


*
-Gdzie zniknąłeś? Obiecałeś mi że tym razem ją dostane..
-Wybacz, ale niektóre homunkulusy nie są tak doskonałe jakty.
-Chcę jej ciało.
-Mam nowy plan, ale musisz jeszcze trochę poczekać.Potrzebuje więcej czasu.
-Rozumiem.. Ojcze.
*
-B-Bronią ostateczną?!
-Taa..
-Co masz na myśli?
Spojrzałam na Izumi, która opuściła wzrok. Nie mogłamuwierzyć w to co właśnie powiedziała. Jak ktoś taki jak ja może stać się broniąostateczną? Nagle poczułam mrowienie w żołądku..
-Posłuchaj Fibi, bo to nie będzie takie proste. Pozwól że napoczątek coś ci opowiem.
~~
-Daj spokój Izumi! Dam sobie radę, po za tym mama będzieprzy mnie..
-Ale to niebezpieczne!
-Wiem! Nie martw się, przecież wrócę.
Patrzyłam na jej uśmiechniętą twarz i to jak radośnie odemnie odchodzi. Przecież ona ma tylko piętnaście lat do cholery! Spojrzałam zukosa na matkę Amelii, która czule się do mnie uśmiechała. Nie mogłam zrozumiećjej intencji, chciała zabrać własną córkę w góry Briggs i zostawić ją tamcałkiem samą.. Nie odwzajemniając uśmiechu odwróciłam się od nich i pobiegłamdo domu. Co ja miałam do gadania, przecież mam tylko trzynaście lat.. Kiedywróciłam do domu, od razu położyłam się spać. Dni dłużyły się, aż w końcuosiągnęłam pełnoletność.. Osiemnaście lat, a po Amelii ani śladu. Już dawno zniej zrezygnowałam, ale nie mogłam o niej zapomnieć. Kiedy wracałam ze sklepupojawiła się znikąd, jak huragan..
-Witaj Izumi! Kopę lat!
Wyglądała inaczej, niż zwykle.. Pomijając fakt że ma o wieledłuższe włosy i dojrzalszą twarz, stała przede mną w tym piekielnym mundurze..
-Żartujesz sobie prawda?
-Słucham?
-Jak mogłaś!?
-Co znów zrobiłam Izumi?
-Coś nie tak Amelio?
Spojrzałam na mężczyznę, który wstał z ziemi. Był wysoki ioszołamiająco przystojny, jedyną rzeczą jaka go oszpecała, był ten pieprzonywojskowy mundur..
-Przychodzisz tu po pięciu latach, w mundurze i ptasz mnieco jest nie tak?!
-Izu-
Nie patrząc na nią odepchnęłam blondynkę od siebie, zogromną siłą, tak że wpadła prosto w ramiona nieznajomego mi mężczyzny. Szybkodoszłam do domu, nie zwracając uwagi na jej krzyki. Po kilku dniach siedzeniapod moim domem i łapania mnie w każdej wolnej chwili, poddałam się ipostanowiłam wysłuchać co ma mi do powiedzenia.
-Rozumiem że się złościsz, ale nie miałam wyboru..
-Miałaś. Trzeba było po prostu powiedzieć nie.
-Hehe.. To nie takie proste Izumi. Doskonale wiesz, że mojeżycie nie może wyglądać jak twoje, czy kogokolwiek innego.
-Zdałam sobie z tego sprawę kiedy płakałam po odejściu mojejnajlepszej przyjaciółki pięć lat temu.
Wstałam z miejsca i ruszyłam przed siebie. Jej tłumaczeniawydawały mi się strasznie nieprawdopodobne. Może i ma w swoim ciele coś co jąogranicza, ale ma też w sobie wolną wole i własny umysł.
-Izumi! Nie zachowuj się jak dziecko!
-To ty się tak zachowałaś!
Spojrzałam na nią ze wściekłością nie mogłam uwierzyć w toco przed chwilą powiedziała. Odwróciłam się od niej i przyspieszyłam kroku, niechciałam jej widzieć ani minuty dłużej. Minęły dwa tygodnie a Amelia wciążmilczała. Zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, ale nie zamierzałam jej za nicprzepraszać.. Wygląda na to że wróciła ze swoim przyjacielem do Centrali,miałam cichą nadzieje że jeszcze kiedyś mnie odwiedzi.. Gdzieś w środku mniewyrzuty sumienia walczyły z dumą, ale nie mogłam ulec chwili i złamać się tylkodlatego że ona jest inna. Niech poczuje to co czułam ja pięć lat temu. Dnimijały równie szybko jak się zaczynały. Miesiąc gonił miesiąc, aż w końcu spadłśnieg.. Wracając z treningu zauważyłam że przed drzwiami domu widnieje jakiśnapis..
-„Cekin daun prasantata.” Głupia kretynka..
Uśmiechnęłam się dosiebie i weszłam do środka. Kolejne dni mijały równie szybko jak poprzednie. Wśrodku zimy odwiedziła mnie Amelia ze swoim przyszłym mężem. Ślub miał sięodbyć na wiosnę, gadałyśmy ze sobą przez dłuższy czas. Okazało się że znałamjej męża, zanim wstąpił do wojska i poznał Amelie. Oboje są teraz państwowymialchemikami. Opowiedziałam jej o wszystkim co przeżyłam, o treningu w górachBriggs, jaki przeszłam i o tym że też jestem zakochana. Obgadałyśmy wszystkiesprawy zaległe, teraźniejsze jak i przyszłe. Po tygodniowych odwiedzinach, mojastara znajoma znowu wyjechała. Zima upłynęła równie szybko jak zniknęła Ameliai Harry. Ich odwiedziny uświadomiły mi że nie ma na co czekać. Kilka miesięcypóźniej wyszłam za mąż. Z Amelią utrzymywałyśmy stały kontakt telefoniczny. Najesień dostałam kartkę z powiadomieniem o narodzinach jej pierwszej córki.Opisała ją bardzo dokładnie, mała niebieskooka, blondyneczka, o alabastrowejcerze. Wraz ze szczęśliwą nowiną, sama chciałam mieć takiego pięknegoniewinnego brzdąca. Shig na wieść o narodzinach małej Fibi pomyślał dokładnieto samo co ja. Jednak nie było dane mi mieć dzieci. Po roku prób, wciąż nieudawało nam się zrobić dziecka.. Na wieść o narodzinach drugiej z kolei córkiAmeli, serce zaczęło mi pękać.. Mimo to cieszyłam się z jej szczęścia. Pierwszyraz ujrzałam małą Fibi i jej młodszą siostrę Aki w zimę, trzy lata po ostatniejkartce. Mała blondynka miała cztery lata, przeuroczy urwis psuł wszystko co jejwpadło w ręce. Natomiast fioletowooka ślicznotka, była grzeczna, w odróżnieniuod swojej starszej siostry, trzylatka była bardziej rodzinna.  Może rodzinna to złe słowo, ale była ciepła ido wszystkich się przytulała. Obydwie wyglądały podobnie, jednak były takieróżne. Po kilku latach prób w końcu udało mi się zajść w ciąże, jednak nie byłomi dane być matką. Zanim zdążyłam urodzić, moje dziecko było już martwe. Ból pojego stracie, pchnął mnie do czegoś strasznego, czego nawet w tej chwili niejestem w stanie wypowiedzieć. Chcę o tym jak najszybciej zapomnieć.. Latamijały, moja rodzina została dwuosobowa, jednak miałam ten zaszczyt i pomagałamAmelii przy wychowaniu jej dzieci. Co i raz wpadałam do nich na kilka dni, araz oni wpadali do nas. Patrzyłam jak dziewczynki rosną i jak zmieniają się ichcharaktery.. A raczej, pogłębiają. Fibi jako starsza dbała o Aki, jednak była onią strasznie zazdrosna. A małą Aki co i raz płakała przez dokuczliwe uwagi jejsiostry. Najczęstszym powodem kłótni było nazywanie młodszej pyzą.. Jednak naszkontakt urwał się na dwa lata.. Znowu poczułam się jak wtedy kiedy miałamdwanaście lat, tylko teraz nie bolało aż tak bardzo. Zrozumiałam fakt że ona materaz rodzinę o którą musi dbać. Kilka dni po ósmych urodzinach starszej córki,przyszedł do mnie list. Z początku myślałam że to spóźnione zaproszenie, jednakmyliłam się i to bardzo.. W liście opisana była cała sytuacja. Przybrana ciotkadziewczynek, opisała w nim akcje, która miała miejsce kilka dni przedurodzinami Fibi. Dumna posiadaczka bluebeam Amelia Sparke, wraz z mężem HarrymSparke, zginęli w walce w obronie państwa. Na dole Nijaka Emilia, rozbudowałalist, który wysyłany był do bliskich ofiar. W opisie znajdowały się słowa takiejak: „przeznaczenie, poświęcenie, wybuch bluebeam power”. Wszystko to zdawałosię być takie nierealne. Pierwsza myśl jaka wpadła mi do głowy dotyczyładzieci. Zabrałam najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszyłam w drogę. Kiedy trafiłamjuż do Centrali, w domu w którym mieszkała jeszcze niedawno rodzina Sparke niebyło nikogo. Z powodów bezpieczeństwa przeniesiono dzieci pod opiekąwojskowego, w bezpieczniejsze miejsce zamieszkania.  Wróciłam do domu i po kilku nieprzespanychnocach, zdałam sobie sprawę że to już nie jest moja sprawa, a życie toczy siędalej. Nie mogłam przecież przestać żyć, miałam własną rodzinę prawda?
~~
-Fibi..
-Poświęciła się.. Po szkoleniu stała się bronią ostateczną..
-Nie musi tak być.
-Wiem. Jestem pewna że zrobiła to z własnej woli.
-Ja też.. Jesteście do siebie zadziwiająco podobne. Tak samouparte, silne i niezdyscyplinowane.
-Mam nadzieje że to był komplement.
-Coś takiego.. Ona jak i jej matka, babka i prababka,wszystkie przekazywały bluebeam kolejnym pokolenia, w celu ostatecznej ochrony.Każda z nich musiała kiedyś poświęcić swoje życie dla dobra innych. Jednak żebymoc nie umarła, kolejne pokolenie musi przekazać je kolejnej dziewczynce..
Świadomość tego wszystkiego lekko mnie przytłoczyła. Potreningu stanę się bronią ostateczną.. Jeżeli armia będzie chciała mniewykorzystać do obrony kraju, zapewne się zgodzę. Jednak nie ten fakt przerażamnie najbardziej.. Przeraża mnie świadomość, że kiedyś będę musiała kiedyśskazać swoje dziecko na to samo.. Do tego ta presja żeby urodzić córkę..
-Aaaaagh..
Zaczęłam drapać się nerwowo po głowie i odruchowo jąpokręcając.. Ta presja otoczenia mnie wykończy. Nagle zauważyłam że na twarzymojego mistrza pojawił się uśmiech..
-A ty z czego się śmiejesz?
-Nie zamęczaj się tym teraz. Przyjdzie czas kiedy pomyśliszo dziecku. Kto wie może z Edwarem?
-Taa, przyjdzie cza- ŻE NIBY Z KIM?!
-Ahahaha!
Wydarłam się tak głośno, ze wszyscy w pociągu się pobudzili.Nie mogłam uwierzyć w to co powiedziała ta podła żmija. Do tego ten bezczelnyśmiech. Zaczęłam miażdżyć ją wzrokiem, ale ona nie pozostawał mi dłużna.Wiedziałam że nie mogę jej nic zrobić. Nie to że jest poszkodowana, albo stara,czy dlatego że się boje. Ale przecież nasza walka nie skończyłaby się na kilkuciosach, wręcz przeciwnie rozrosłaby się do rozmiarów wojny nuklearnej.. Kiedywszystko się uspokoiło, pozostała cisza, a w powietrzu wirowały co i razspięcia spowodowane skrzyżowaniem się naszych oczu. Wysiadłyśmy o świcie wDublith’nie. Kiedy doszliśmy do domu Curtisów, Izumi pożegnała się z mężem, poczym zabrała kilka rzeczy i znouw ruszyłyśmy w drogę. Pożegnałam się z Shig’iemdziękują mu za całą jego pomoc i ruszyłam za mistrzem. Nazywanie tej kobyłymistrzem, wcale nie leżało w moim zwyczaju. Gdybym mogła to nazywałabym jążmiją, albo kobyłą, ale kto wie co by się w tedy stało.. Nie ukrywam że takobieta mnie czasem przeraża. Zdążyłyśmy na ostatni pociąg jadący na północ.Znowu wsiadłyśmy do pociągu.. Nie lubiłam tego środka lokomocji, ale cóż możnazrobić? Ludzie patrzyli się na nas z zaciekawieniem, co i raz szepcząc coś podnosem. Nie powiem żeby mnie to jakoś zadowalało, wręcz przeciwnie miałam ochotępowyrywać im języki.
-Uspokój się. Nie sprawiaj problemów, rozumiesz?
Spojrzałam na Izumi, która najwidoczniej spostrzegła mojekompletne zirytowanie całą sytuacją. Wyglądała na spokojną i opanowaną, ale wgłębi duszy wiedziałam że denerwuje się tak samo jak ja. Mimo pewnych różnic,byłyśmy do siebie podobne. Nie pamiętam jej z dzieciństwa, tym bardziej tego żekiedyś do niej jeździłyśmy.. Mimo to wierzyłam w każde jej słowo, wiedziałam żemogę jej zaufać, jednak  na co ten gadmnie wystawi.. Biorąc pod uwagę opowieści Edwarda, czy Alphonse, do łagodnychto ona nie należy.. Wzięłam głęboki wdech i próbując się uspokoić spojrzałam wokno, odłączając się od wszystkiego. Przelatujące obrazy natury, która z miarąupływu czasu zmieniała się nie do poznania. Nie wiem kiedy zasnęłam..
-Wstawaj księżniczko..
Poczułam ostry ból w okolicy brzucha, po czym gwałtownieotworzyłam oczy. Nieprzytomnym wzrokiem spojrzałam na Izumi, która nie ukrywałaswojego niezadowolenia. Grymas na jej twarzy doprowadzał mnie do szału, za kogota żmija się ma. Zdjęłam z siebie walizkę, która leżała wbita w mój brzuch.
-Masz ostatnią szanse żeby się wycofać.
-Wycofać z czego?
Podniosłam na nią wzrok, wbijając jednocześnie igłę w żyłę.Wlewając w siebie kolejną dawkę.. „witamin”, rzuciłam na Izumi pytającespojrzenie.
-Z tego gówna, w które sama się pakujesz.
-Posłuchaj, nie chcę być mięczakiem i nie mam zamiarurezygnować z dobrej przyszłości, tylko dlatego że ty to uważasz za gówno.
-Dobrej przyszłości mówisz.. Pamiętasz jak ci mówiłam żetwoja matka..
-Trenowała, tak. Dlatego też powinnam zacząć.
-Ty nic nie rozumiesz prawda?
-A co tu jest do rozumienia? Rok potrenuje i będę mogłaskopać dupę każdemu.
-Jesteś idiotką! Twoja matka zaczęła mając piętnaście lat, gdyby..
-Widzisz?! Mam cztery lata w plecy..
-Zginęłabyś tam!
-Słucham?
-Gdybyś zaczęła trening mając piętnaście lat, zginęłabyśtam, przy zaćmieniu! Jesteś za głupia żeby to wszystko ogarnąć?!
Spojrzałam na jej wściekłą twarz. Nie mogłam uwierzyć w toco powiedziała. Cała ta szopka o broni ostatecznej, wstrząsa nią bardziej niżmnie. Resztę drogi przejechałyśmy w ciszy. Kiedy pociąg stanął Izumi poderwałasię z miejsca, zakładając przy tym gruby płaszcz, który zabrała z domu.Spojrzałam na nią z ukosa i biorąc oddech poszłam za nią. Kiedy drzwi pociągusię otworzyły przyłożyło mi w twarz ostre zimno.  Curtis zmierzyła mnie jeszcze zimniejszymwzrokiem i wysiadła z wagonu. Poczułam jak trzęsą mi się nogi, ale postanowiłamto zignorować i ruszyć za tą wiecznie wściekła hieną. Zimno było paraliżujące, mójstrój nie był przystosowany do takiej powody.. Szłyśmy wzdłuż alejki,przechodząc przez miasteczko. Nie dość że było mi zimno to na dodatek w ciszymusiałam znosić spojrzenia tubylców. Gdyby wargi mi nie zamarzły, posłałabymtym dupką parę ciepłych słów..
-Naprawdę jesteś kretynką. Jechać na północ i nie zabrać zesobą niczego ciepłego.
Próbowałam spalić ją wzrokiem, ale oczy też mi chybazamarzły. Nagle Izumi stanęła i spojrzała w moją stronę.
-Ten facet przewiezie cię na sam początek gór Briggs.
-A ty nie idziesz?
-Hahaha! Przecież to ty mas trenować. Myślisz żeprzyjechałam tu by ci towarzyszyć?
Mogłam się tego spodziewać..
-Masz wytrzymać w tych górach miesiąc, więc lepiej znajdźcoś co cię ogrzeje.
-Miesiąc?!
-A no tak, zapomniałam, że jesteś mięczakiem. Wytrzymaj tamdwa tygodnie, chociaż i tak pewnie ci się nie uda.
Spojrzałam na jej rozbawioną minę. Nagle poczułam w sobiewolę walki, która drzemała gdzieś głęboko we mnie. Nie wiem ale chyba to byłpierwszy raz kiedy uniosłam się dumą na taką skalę.
-Wytrzymam dwa..
-No przecież powiedziałam. D w a  tygodnie, może jak masz coś ze słuchem to..
-Miesiące! Wytrzymam tam dwa miesiące!
Rzuciłam jej, po czym przestałam się trząść. Było mistrasznie zimno, ale gdybym trzęsła się w tym momencie wyszłabym na miękką..Moje oczy nadal zdawały się być bez wyrazu bo Izumi patrzyła na mnie tą samąrozbawioną miną. Zacisnęłam pięści i nie żegnając się z moim mistrze, pobiegłamw stronę powozu.
-Do Briggs.
-Panienko.
-Do Briggs!
Woźnica patrzył na mnie z przerażeniem, po czym ruszył.Chwilę później odwróciłam głowę i posłałam Izumi swoje palące spojrzenie.Chciałam za wszelką cenę udowodnić jej, że jestem w stanie znieść więcej niżona.
-Tylko pamiętaj! Nie wolno ci używać alchemii! Jeżeli jejużyjesz niczego się nie nauczyć, a twój trening nie będzie miał wtedy sensu!
-Jak to?!
Izumi zniknęła z moich oczu, a ja zostałam sama kompletniezałamana.. Jeżeli nie będę mogła używać alchemii to jak ja mam tam przeżyćchociaż jeden dzień..  Opadłam bezwładniena siedzenie obok woźnicy. Byłam zmarznięta, załamana i podminowana.Westchnęłam głęboko, wywołując tym samym duża chmurę pary, która po chwili przeleciałapo mojej twarzy.
-Jesteś alchemikiem tak?
-Taa..
-Sądząc po stroju nie jesteś stad.
Spojrzałam na niego z pode łba i zmierzyłam swoim wściekłymwzrokiem. Mężczyzna tylko się zaśmiał i wyjął z pod siedzenia duży włochatykożuch.
-Masz, załóż go.
-N-Nie mogę..
-To nie alchemia..
-Nie mogę muszę sobie radzić sama.
Mężczyzna uśmiechnął się do mnie ciepło, po czym rzuciłkożuch między nas. Myślałam że zaraz zamarznę, ale musiałam wytrzymać i szybkocoś wymyślić. Z każdym przemierzonym centymetrem robiło się coraz chłodniej. Wkońcu woźnica stanął i odwrócił się w moją stronę.
-To najprostszy szlak, idź prosto a pod same góry Briggs.
-Dziękuje.
Uśmiechnęłam się do niego ciepło i wyskoczyłam z powozu.Moje wargi drżały jak szalone, a palce kompletnie mi zesztywniały. Nagleusłyszałam za sobą jak coś dużego ląduje za moimi plecami. Kiedy się odwróciłamzauważyłam włochaty kożuch, który wyjął spod siedzenia woźnica. Spojrzałam naniego pytająco, a facet tylko się uśmiechnął.
-Chyba ktoś to zgubił..
Uśmiechnęłam się do niego i podniosłam kożuch.
-Racja. HALO! CZY KTOŚ ZGUBIŁ PŁASZCZ?
Czekałam aż echo rozniesie się po górach. Poczekałam chwilęi razem z mężczyzną rozejrzeliśmy się dookoła.
-Nikt się nie odzywa.
-Znalezione nie kradzione, nie alchemiczko?
Uśmiechnęłam się do niego, chowając swoje zmarznięte ciało wkożuchu. Momentalnie zrobiło mi się ciepło. Schowałam ręce w rękawy i szyje wewłochatym kołnierzu. Woźnica zawrócił powóz i machając mi, posłał ostatniuśmiech, po czym odjechał. Odwróciłam się przodem do gór i wtuliłam się w swójciepły kożuch. Poczułam czyjąś obecność za swoimi plecami. Szybko odskoczyłam,przekręcając się w jego stronę. Przed moimi oczami pojawiła się wielka metalowabroń, wyglądająca jak piła mechaniczna.. To coś wystawało z ręki mierzącego wemnie faceta.. Już składałam ręce, kiedy do głowy wpadły mi słowa Izumi „Tylko pamiętaj! Nie wolno ci używaćalchemii! Jeżeli jej użyjesz niczego się nie nauczysz, a twój trening niebędzie miał sensu!” Cholera jasna! Zdaje się że mam poważne kłopoty..

Rozdział 36. Szokująca prawda


-Briggs..
-Obleciał cię strach?
-Nie, raczej ciekawość.
-Nie ma tam nic, czego byś nie widziała. Wracam.
-Zaraz cię dogonię.. Mistrzu.
-Nie żartuj sobie.
Uśmiechnęłam się do niej i odprowadziłam ją wzrokiem. Kiedy zniknęła za rogiem, wzięłam głęboki oddech i spojrzałam w niebo. Jak zawsze w takich chwilach rozmyślałam o wszystkim, mój sztuczny optymizm nie wytrzyma za długo. Mimo tego że czuje się lekko, a rany w moim sercu zaczęły się goić nadal czuje niepokój. Świat się zmienił, a ja stoję w miejscu.. Jestem dziewiętnastolatką z bagażem doświadczeń, szmat czasu za mną a ja się nie zmieniam. Zamknęłam oczy i złapałam się za głowę. O czym ja myślę? Wstałam i otrzepałam się z trawy, złapałam puste fiolki i skierowałam się w stronę hangaru. Kiedy weszłam, wszyscy układali się już do spania. Alphonse spojrzał na mnie i uśmiechnął się ciepło, zapomniałam już jak wyglądał jego uśmiech. Jedyną osobą z jaką dziś nie rozmawiałam była blondi, musiała się na mnie poważnie obrazić skoro nie pokusiła się nawet na złośliwości. Usiadłam na śpiworze i oparłam się o ścianę, nie chciało mi się spać, normalnie o tej porze pewnie gadałabym z doktorkiem o jakiś medycznych duperelach. Phii.. To żałosne jak człowiek szybko się przywiązuję. Nie dziwi mnie fakt że wszyscy idą spać, gdybym pracowała tyle co oni też byłaby, zmęczona. No ale jutro już mnie tu nie będzie, od jutra zacznie się mój trening.. Może wreszcie ruszę z miejsca. Westchnęłam głęboko i schowałam się do śpiwora, kiedy poczułam ciepło zasnęłam.
~
Biały puch otulał moje oziębione ciało. Kiedy otworzyłam oczy na moich rzęsach wylądował pojedynczy płatek śniegu. Wstałam delikatnie otrzepując swoją jasno niebieską sukieneczkę, ze śniegu. Dwa pasma moich długich blond włosów opadały mi na ramiona, a reszta upięta była w kok.
-Skarbie chodź już, pora odpakować prezenty.
-Idę mamusiu!                                           
Wesołym krokiem pobiegłam w stronę mamy, która czekała na mnie w drzwiach niewielkiego domku. Wchodząc do środka uderzyła mnie woń pierników, mandarynek i świeżego wigilijnego drzewka. Blask lampek i kolorowe bombki kołysały się a choince, dodając pomieszczeniu uroku. Ciepło kominka i dźwięk śmiechu bliskich, ogrzewał moje serce napawając go miłością i radością. Mała Aki siedziała rozchichotana przy choince, mierzwiąc się z niecierpliwości. Kiedy usiadłam przy niej, zabrałyśmy się za otwieranie prezentów. Kiedy sięgnęłam po pudełko ze swoim imieniem, pociągnęłam za piękną jedwabną wstążkę, po czym zdjęłam wieczko. Przepięknie mieniące się światełka zgasły, pokój wypełniło lodowate zimno, piękną woń świątecznego jedzenia zatruł zapach zgnilizny, a radosne śmiechy zamieniły się w krzyki. Piękny dom zmienił się w ruinę, a ja stałam w samym jej środku. Spojrzałam na pudełko, jednak zamiast jego na moich rękach pojawiła się szkarłatna, lepiąca się mazia.. Poczułam strach, w mojej głowie rozbrzmiewały się krzyki ludzi, których twarzy nie widziałam. Otulało mnie zimno, samotność i przerażenie. Stałam w podartej, zakrwawionej sukience, z noże leżącym u mych stóp. Włosy wyglądały jak różowe sople, które z sekundy na sekundę wydawały się coraz ciemniejsze.. Cienie wrzeszczących ludzi, rozrywały resztki mojego świątecznego stroju. Z czasem moja postać zaczęła się zmieniać. Wybiegłam z ruin domu, w którym jeszcze chwilę temu siedziałam z kochającą rodzina. W miarę zmiany wieku moje ciało pochłaniała coraz to większa plama krwi. Czerwona substancja wlewała się do mojego nosa, oczy i ust.. Naglę upadłam na ziemie i z bólem złapałam się za nogi, które zaczęły znikać. Z kolejną minutą moje ciało zalewało się moją własną krwią. Krzyki zmieszały się z przerażającym, drażniącym mnie śmiechem.. W moich uszach rozległo się zdanie wypowiadane przeze mnie samą.. „Pozwól że to ja będę twoim katem”. Zdanie stawało się coraz wyraźniejsze i coraz głośniejsze. Czołgając się przed siebie, próbowałam uciec cienią.. Próbowałam ukryć się przed tym krzykiem, jednak na moje drodze stanęła dziewczyna wyglądająca jak moje odbicie.  Krew stanowiła kontrast na jej jasnej cerze, włosy spuszczone i posklejane opadały jej na piersi. Oczy przepełnione nienawiścią i pustką patrzyły na mnie z pogardą.. Usta wygięte w łuk stanowiły grymas przypominający uśmiech. Przerażająca dziewczyna stała przede mną, jednak nie poruszała się. Poczułam ucisk w okolicy karku, znowu stałam na nogach. Dziewczyna z lustra stała teraz za mną, trzymając mnie za włosy i szepcząc mi do ucha słowa, które jeszcze chwilę temu były szeptem. Naglę zniknęła, a mnie opanowała nienawiść, spojrzałam przed siebie.. Dziewczyna wyglądająca jak ja uniosła rękę w stronę swojej szyi. Z ręki wystrzelił jej metalowy sztylet, który przyłożyła sobie do gardła. Nagle poczułam chłód ostrza przy swojej szyi i zauważyłam sztylet identyczny jak u dziewczyny, która przede mną stała.  Dopiero teraz zrozumiałam, że kobieta z lustra to ja.. Obserwowałam ze strachem jej ruchy, dziewczyna zaczęła podcinać sobie gardło. Za jej plecami stała Czerwonooka kobieta śmiejąca się do rozpuku.. Rozpoznałam ją jednak nie mogłam już nic zrobić, chłodny sztylet przeciął moje gardło..
~
Zerwałam się do siadu ciężko dysząc.. Złapałam się za głowę, byłam cała mokra..
-To tylko sen.. Tylko sen..
Oderwałam ręce od czoła i przeleciałam po nich oczami.. Przyciągnęłam kolana ro brody i oparłam o nie czoło. Obrazy tego strasznego snu przelatywały przez moją głowę, jednak ta krwista czerwień oczu Ninewii najbardziej utkwiła mi w pamięci. Wzięłam głęboki oddech i pokręciłam głową. Rozejrzałam się po pokoju, nikogo w nim nie było. Wyjęłam z walizki strzykawkę i napełniłam ją płynem, który po kilku minutach już rozlewał się po moim ciele. Złapałam kilka rzeczy w rękę i poszłam do łazienki. Zrzuciłam z siebie przepoconą piżamę po czym wskoczyłam pod prysznic. Nie powiem żeby łazienka była zadbana, ale czemu się dziwić? Przecież większość tutaj to faceci, sama też nie należę do czyścioszek, więc nie ma co narzekać. Wychodząc, przesuszyłam włosy ręcznikiem, po czym pozwoliłam im swobodnie opaść im na plecy. Nie zdawałam sobie sprawy z tego jakie są długie. Ubrałam się i wyszłam rzucając swoje stare rzeczy do walizki. Do hangaru weszła Izumi, na której twarzy malował się ten sam grymas co zwykle.
-Wyruszymy wieczorem. Nie mam zamiaru kotłować się w taki gorąc.
-Oczywiście mistrzu.
-Daj już sobie spokój z tym mistrzem, denerwuje mnie twój sarkazm.
Uśmiechnęłam się do siebie, po czym wyszłam za nią na powietrze. Dzień był słoneczny i ciepły, cieszyłam się że Izumi nie ludzi gorąca. Sama też za nim nie przepadam, dlatego uśmiechało mi się podróżowanie chłodnym wieczorem.
-Cześć Fibi, siadaj.
Spojrzałam na uradowanego Al’a, który wskazał mi miejsce obok siebie. Uśmiechnęłam się do niego ciepło i usiadłam we wskazanym miejscu.
-Wszyscy już zjedli śniadanie, ale nie martw się dla ciebie też zostało. Pani Hughes gotuje najlepiej na świecie.
Spojrzałam na jego szczere podniecenie kuchnią Hughes.. Wydawał się być w dobrym humorze, mam nadzieje że nie przyzwyczaił się do mnie za bardzo, w przeciągu tych.. Kilkunastu godzin.. Spojrzałam na Izumi, która wkładała coś co plecaka.
-Ostatni pociąg przyjeżdża o wpół do siódmej. Jeżeli się spóźnisz, zabije cię.
Uśmiechnęłam się do niej, mimo tego że wyglądała przerażająco i trochę mnie wystraszyła..
-Wyjeżdżasz?!
Oczy wszystkich powędrowały w moją stronę. Nie miałam bladego pojęcia jak się zachować, nienawidzę być w centrum uwagi.. Uśmiechnęłam się niepewnie i spojrzałam na każdego z osobna.
-Taa..
-A gdzie jedziecie?
-Zabieram Fibi w długą podróż. Nie interesuj się zbytnio.
Spojrzałam na Curtis, która posłała Mustangowi mordercze spojrzenie. Zaraz po serii przerażającej  wymianie spojrzeń z Mustangiem, które jedno głośnie wygrała Izumi, posłała mi wzrok mówiący „Powiedź coś, a nie dożyjesz nocy”..
-Na ile wyjeżdżasz?
Spojrzałam na Rizę, która swoją ciekawością nie ułatwiała mi zadania..
-Nie wiem, ale trochę mi się zejdzie.
-Może powinniśmy jechać z tobą? No wiesz, jak za dawnych dobrych czasów.
Moje spojrzenie z Rizy powędrowało na Al’a, który buchał entuzjazmem. Mają na myśli „MY”, miał na myśli siebie i Edwarda, co nie jest dobrym pomysłem. W ich obecności niczego bym się nie nauczyła, wręcz przeciwnie, każde z osobna rozpraszało by mnie bardziej niż fakt, że ktoś podpali mi włosy.. Jednak nie chciałam mu robić przykrości, wyglądał na podnieconego faktem, że w końcu gdzieś wyjedzie i znowu zacznie się nowa przygoda. Nie potrafiłam mu odmówić, więc nic nie odpowiadając spojrzałam na Curtis, która bombardowała młodszego Elric’a swoim przerażającym wzrokiem.
-Zapomnij o tym. Obydwoje nie jesteście na to gotowi.. A niech któryś mi się sprzeciwi, wtedy obu was zabije i rzucę szczurom na pożarcie.
Alphonse głośno przełknął ślinę, po czym zaczął machać rękami na znak sprzeciwu. Chyba ode chciało mu się z nami jechać. Uśmiechnęłam się do siebie, i ze spokojem odetchnęłam. Nie mam bladego pojęcia w co wpakowała mnie matka, ale coś mi się widzi że nie przeżyje jednego dnia pod musztrą Izumi.. Ta kobieta zaczęła mnie poważnie przerażać.. Spojrzałam na Ed’a, który patrzył na mnie swoimi zwykłymi, ciepłymi oczami. Uśmiechnęłam się do niego i zajęłam się swoim śniadaniem. Kiedy skończyła, wskoczyłam do hangaru umyć ręce. Zrobiło mi się niedobrze, chyba coś w tym jedzeniu ruszyło mój żołądek. Wchodząc do łazienki zobaczyłam Rize, dosłownie przytuloną do kibla.
-To chyba kiepski kochanek.
-Nie żartuj sobie..
-Zapewne zjadłaś to samo co ja.. Zrób miejsce bo też zaraz będę chawtować.. 
-Jesteś straszna.
Uśmiechnęłam się do niej wycierając ręcznikiem ręce.
-Chyba Gracia nie jest aż taką dobrą kucharką.
-Na to wygląda.
Riza uśmiechnęła się do mnie ciepło, po czym umyła ręce i twarz zimną wodą. Nie wiem dlaczego, ale rzez te kilka lat naszej znajomości jakoś dziwnie się do siebie zbliżyłyśmy. Chociaż nie wiem czy można nas nazwać przyjaciółkami, co i raz ten pogrzaniec chce mnie rozstrzeliwać..
-Na jak długo jedziesz? Rok? Dwa? Dziesięć?
-Nie mam pojęcia..
-Dlaczego to robisz?
-Co?
Spojrzałam na nią pytająco, nie mogłam zrozumieć o co jej chodzi. Kiedy wychodziłyśmy z łazienki, Hawkeye spojrzała na mnie poważnym wzrokiem.
-Znowu znikasz..
-Daj spokój.. Teraz ty mi będziesz robiła kazania..
Dosłownie opady mi ręce.. Skierowałam się do drzwi, próbując uniknąć „poważnej rozmowy o mnie i o moim zachowaniu”. Nie miałam najmniejszej ochoty wysłuchiwać o tym jaka to ja jestem skryta i czego bym nie zrobiła zawsze jest źle..
-Fibi.. Dopiero przyjechałaś, wyzdrowiałaś.. Chyba nie chcesz żeby..
-Nie słyszę cię, stoisz za daleko. Wybacz ale muszę pobiegać, lekarz kazał.
Pomachałam jej z uśmiechem na ustach po czym wybiegłam z hangaru. Kto by pomyślał że ktoś taki jak ona będzie mnie uczył jak się zachowywać. Coś mi się wydaje że ta cała „bliskość”, wyjdzie mi bokiem. Biegłam uliczkami miasta oglądając jak idą prace nad odbudową. Ciężko pracujący ludzie, w każdym wieku, napawali mnie poczuciem winy. W końcu po części to ja im rozwaliłam mieszkania.. Przypomniała mi się sytuacja z Curse, kiedy wyszłyśmy, a raczej uciekłam, jej za obrzeża miasta. Siła uderzeniowa bluebeam, ma ogromny zasięg i do tego niszczy wszystko co stoi po drodze.. Ciekawe co z Curse, jak na razie nikt o niej nie wspomniał, sama te jej nie widziałam. Z tego wniosek że ktoś musiał zarżnąć, tą mała sukę..  Odbiegając od tematu homunkulusów i tego jak winna się czuje, spojrzałam w niebo. Z racji tego że wstałam dziś późno, słońce powoli zachodziło. Nie mogłam się spóźnić, bo Izumi zarżnęła by mnie patykiem.. Chciałam jednak ostatni raz pójść na polankę, na której wczoraj siedziałam. Po kilku minutach dobiegłam do niej, tym samym robiąc sobie pierwszą przerwę. Podeszłam do wody i opłukałam nią sobie twarz, po czym łupnęłam na ziemie ciężko dysząc. Półtorej godziny biegania dziennie mnie zabije.. Zamknęłam oczy i czekałam aż mój puls wróci do normy, a oddech uspokoi się. Kiedy otworzyłam oczy, spostrzegłam że niebo robi się czerwone. Oderwałam plecy od ziemi, dopiero teraz zauważyłam że Ed stoi obok mnie.
-Wyjeżdżasz co?
-Taa.. Jeżeli chcesz dawać mi kazania to daruj sobie.
-Bałem się o ciebie Fibi.
Spojrzałam na jego zatroskaną twarz. Nie pamiętam kiedy ostatnio z nim rozmawiałam.. Nagle zrobiło mi się strasznie głupio.. Wczoraj zamieniłam parę słów z każdym, ale nie z nim, tak jakbym chowała do niego jakąś urazę. Jednak fakt że taki idiota jak on martwił się o mnie, szczerze mnie rozbawił. Uśmiechnęłam się do siebie, po czym chwyciłam rękami jego twarz.
-Nie martw się tyle, bo szybciej się zestarzejesz. Poważnie.
Uśmiechnęłam się do niego ciepło, ale jego wyraz twarzy w ogóle się nie zmienił. Wydawał się nie być sobą, nie chciałam żeby przeze mnie niszczył sobie życie, a jednoznacznie tak właśnie się działo. Opuściłam ręce na dół i spojrzałam na niego ciepłym wzrokiem.
-Posłuchaj mnie Edward, nie myśl o przeszłości ani o przyszłości, to co było to było nic tego nie zmieni, co ma być to będzie, ale zadbaj o teraźniejszość. Nie chcę żebyś się o mnie martwił, doskonale daje sobie radę. Wyjeżdżam i nawet nie wiem czy kiedykolwiek wrócę.. Musisz żyć Ed, zakochaj się, pracuj, baw się.. Nie mogę cię prosić o to byś o mnie zapomniał, bo to musi przyjść samo i na pewno przyjdzie z czasem, ale proszę Ed nie czekaj na mnie.
Elric patrzył mi w oczy i lekko się do mnie uśmiechnął..
-Jesteś głupia..
-Wiem, wiem.. Poważne gadanie mi nie wychodzi.
Złapałam się za kark i lekko po nim pocierałam. Zrobiło mi się głupio.. Idiota..
-Nigdy cię nie zapomnę Fibi.. Jesteś jedyną osobą, której udawało się mnie pokonać.
-Kłamca..
Edward uśmiechnął się, ale widziałam że uśmiech nie jest szczery. Posłałam mu ciepłe spojrzenie, po czym mocno się do niego przytuliłam.
-Dobrze że nie zapomnisz. Ponieważ ja zawsze będę mieć cię w sercu.
Zrobiło mi się smutno, ale nie mogłam mu tego pokazać. Uwolniłam Stalowego z uścisku i pobiegłam w stronę hangarów, zostawiając go samego na polanie. Muszę przyzwyczaić się do pożegnań, w końcu nie wiem co mnie czeka. Kiedy byłam pewna że już mnie nie zobaczy, z moich oczu poleciały łzy,nad którymi jak naszybciej musiałam zapanować. Szłam powoli do hangarów, co i raz ocierając oczy. Przy wejściu nikogo nie było, wzięłam głęboki oddech, wytarłam oczy ostatni raz i weszłam do środka. Przy stole siedziały Riza i Izumi, które zaciekle o czymś debatowały. Nie chciałam żeby zauważyły moją spuchniętą, od płaczu twarz, więc zabrałam czyste rzeczy i wskoczyłam do łazienki.
-Pośpiesz się mamy mało czasu.
-Jasne, jasne..
Wskoczyłam po prysznic i dokładnie się wykąpałam. Kiedy wyszłam, zakręciłam ręcznik wokół włosów, tak by nie zamoczyły mi czystego ubrania. Po ich dokładnym wysuszeniu, spięłam je jak zwykle i wyszłam z łazienki. W hangarze nie było nikogo, co lepsza dla mnie bo nie musiałam nikomu niczego więcej tłumaczyć. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy i biorąc w ręce walizeczkę, wyszłam na zewnątrz. Izumi i Shig już na mnie czekali. Bez słowa ruszyliśmy z pod hangarów i przemierzając do wyjścia, słuchałam ostatnich śmiechów znajomych żołnierzy. Przemierzając okolicę, chłonęłam wzrokiem wszystko co tylko byłam w stanie. Chciałam zapamiętać jak najwięcej szczegółów.. Przecież góry Briggs to niezmierzone okolice, w których nigdy nie byłam, kto wie co może mnie tam spotkać. Miałam jednak cichą nadzieje, że jednak wrócę. Wrócę silniejsza i jeszcze bardziej zdeterminowana. W wojnie jaką toczyłam sama ze sobą w ciągu tych kilku lat, straciłam praktycznie wszystko co było dla mnie ważne. Praktycznie wszystko, ponieważ zostali jeszcze Elric’wie, Riza, a nawet Mustang. Chociaż jeszcze jeden raz chcę iść z braćmi na jakąś dziwną misje, przeżyć jakąś przygodę, którą, daj boże, będę opowiadała swoim wnukom. Chciałabym powkurzać jeszcze  Mustanga i zgarniać za to baty od Rizy. Krocząc przez przesiąknięte współpracą miasto, miałam nadzieje że jeszcze kiedyś do niego wrócę. Jeżeli uda mi się, wszystko się zmieni.. Nawet ja nie będę już taka sama. Mam jednak cichą nadzieje, że ludzie który teraz są dla mnie ważni, nie zapomną o mnie. Pogrążając się w swoich zawstydzających myślach, nie spostrzegłam kiedy weszliśmy na peron. Nasz pociąg już stał, a przed nim wszyscy ci, z którymi jeszcze kilka godzin temu jadłam śniadanie. Uśmiechnęłam się, pokręcając głową.
-Będziesz tak stała czy się z nami pożegnasz?
Spojrzałam na Al’a, który patrzył na mnie pytająco, z uśmiechem na ustach. Shig wziął ode mnie bagaż i razem ze swoją żoną wsiedli już do pociągu. Podeszłam do młodszego Elric’a, który od razu rzucił mi się na szyję.
-Będę za tęsknił Fibi.
-Ja za tobą też..
Wszyscy otoczyli mnie co i raz czymś mnie zagadując. Spojrzałam na duży zegar, pociąg odjeżdżał za dziesięć minut.
-Rozważyłaś moją propozycje wstąpienia do armii? Nie martw się nie musisz na to odpowiadać.
-Ja się nie martwię panie płomyk.
-To dobrze, bo nie obchodzi mnie to czy wstąpisz do armii…
Uśmiechnęłam się do niego. Już chciałam wsiąść do pociągu, ale zatrzymał mnie Edward. Spojrzałam na niego, ale jego twarz była normalna.. Nawet lepiej, starszy Elric uśmiechał się, co jeszcze bardziej dodawało mu uroku. Ni stąd ni zowąd przytulił mnie do siebie i ledwie słyszalnie zaczął do mnie mówić.
-Od dziś zacznę żyć.
Po czym puścił mnie z objęć. Uśmiechnęłam się do niego ciepło i wskoczyłam do pociągu. Już miałam iść do swojego przedziału, kiedy przypomniało mi się coś ważnego. Zanim drzwi się zamknęły, wychyliła się i wyjmując z kieszeni zegarek, krzyknęłam w stronę Mustanga.
-Ej zapalnik! Zapomniałam ci go oddać!
Po czym cisnęłam nim prosto w jego ręce. Mustang widząc swój stary zegarek, znak państwowego alchemika, spojrzał w moją stronę i lekko się uśmiechnął. Zaraz po tym drzwi się zamknęły, a pociąg ruszył. Patrzyłam jak wszyscy śledzą pociąg wzrokiem, żeby zaraz zniknąć za murami stacji. Pokręciłam głową i weszłam do swojego przedziału. Shig i Izumi siedzieli już na miejscach, o czymś rozmawiając. Usiadłam naprzeciwko nich, zajmując miejsce przy oknie, żebym mogła oglądać okolicę. Nie mogłam przestać myśleć o tym co powiedział mi Edward. Mimo tego że sama mu to doradziłam, nie mogłam pogodzić się z faktem, że tak to wszystko się potoczyło. Nie chcę być jednak winna i patrzeć na jego smutek. Może ja wcale nie dojrzałam do miłości, może nie potrafię kochać..
-Fibi?
-Huh?
Spojrzałam na Izumi, która patrzyła na mnie poważnym wzrokiem. Shig wydawał się zasnąć, dlatego też Curtis zaczęła ze ną rozmawiać.
-O co chodzi?
-Musisz wiedzieć o czymś bardzo ważnym. Chciałaś żebym cię szkoliła, prawda?
-Tak mi się zdawało..
-Zanim to jednak nastąpi, muszę cię o czymś poinformować..
Spojrzałam jak twarz Izumi zmienia się z każdą minutą. Szczerze mówiąc trochę przestraszyłam się tego, co chciała mi powiedzieć.
-Słucham..
-Trening jaki przejdziesz, jest równoznaczny z zamienieniem ciebie w broń ostateczną.